Problem społecznego stosunku do pedofilii w Kościele rzymskokatolickim można rozpatrywać na kilku płaszczyznach: społecznej, politycznej i duchowej. Osobnym zagadnieniem jest oczywiście prawo karne, jednak tą płaszczyzną nie będę się zajmować, ponieważ pedofilia, niezależnie od statusu sprawcy, jest po prostu przestępstwem ściganym z oskarżenia publicznego.
To, że pedofilia w Kościele rzymskokatolickim, tak w Polsce, jak w innych krajach, miała i ma charakter powszechny, a jej ukrywanie – systemowy, zostało opisane w szeregu tekstów polskich i zagranicznych. Dla mnie jako socjolożki i historyczki idei kluczowe jest inne zagadnienie. Ciekawi mnie występujący w Polsce społeczny opór wobec uznania tych faktów, a zwłaszcza roli Jana Pawła II w systemie tuszowania i bagatelizowania przestępstw pedofilii, których sprawcami byli księża. Odnosi się do tego w swoim felietonie Magdalena Grzyb, wskazując, że przyczynami są niespotykany gdzie indziej status polityczny Kościoła i lęk polskich biskupów przed wzięciem odpowiedzialności za własne grzechy.
Polska przedmurzem chrześcijaństwa i Chrystusem narodów
Zapewne wszyscy znamy ze szkolnych lekcji historii i języka polskiego narracje o Polsce jako „przedmurzu chrześcijaństwa” i „Chrystusie narodów”. Pierwsza miała przypominać o polskiej wielkości i bronieniu Europy, druga – nadawać sens cierpieniu pozbawionego państwa narodu. Obydwie czyniły Polskę wyjątkową w skali Europy, a co za tym idzie i świata. Wydarzenia początku XX wieku – I wojna światowa i odzyskanie niepodległości po jej zakończeniu – tej wyjątkowości położyły kres; wyjątkiem była narracja o „cudzie nad Wisłą”, czyli przypisywanie zwycięstwa w bitwie warszawskiej nie zdolnościom polskiej techniki wywiadowczej, ale ingerencji Matki Boskiej. To jednak moment, a nie trwanie. Istnienie Polskiego Państwa Podziemnego było wyjątkowe, jednak nie miało pierwiastka religijnego, więc nie pozwalało na stworzenie kolejnej narracji o wyjątkowej relacji Polaków z Bogiem. Okres powojenny także nie dostarczał jej paliwa. A potem Karol Wojtyła został Janem Pawłem II i Polacy znowu uzyskali – przynajmniej we własnych oczach – status narodu w szczególny sposób połączonego z Bogiem.
Bez Jana Pawła II, a właściwie bez jego wyidealizowanego obrazu, Polacy tracą swoją wyjątkową relację z Bogiem, a przynajmniej cząstkę dumy narodowej – wszak mało która nacja „posiada” papieża, więc jego symboliczna utrata byłaby dla tejże dumy zabójcza. | Helena Anna Jędrzejczak
Zasług Wojtyły (już jako Jana Pawła II) w obalenie komunizmu nikt chyba nie kwestionuje. Choć nie one są przedmiotem obecnej dyskusji o Kościele w Polsce, to właśnie dzięki nim możliwe stało się przywrócenie mitu o wyjątkowej relacji Polaków z Bogiem i, co za tym idzie, zupełnie realnej bliskości z instytucjonalnym Kościołem rzymskokatolickim. Wybór Wojtyły sprawił, że po kilkudziesięciu latach przerwy Polacy znowu mogli poczuć się szczególnie ważni, w jakiś sposób wybrani, widocznie bliżsi Bogu niż pozostałe nacje.
Upadek komunizmu, a potem śmierć Jana Pawła II mogły to poczucie ograniczyć, ale nie zupełnie wykorzenić – trudno jest wyrzec się elementu budującego tożsamość, zwłaszcza gdy jest on nobilitujący. Osoba Wojtyły jest tu podstawą, więc zakwestionowanie jego nieskazitelności sprawiałoby, że zakwestionowana byłaby także wyjątkowość Polski i Polaków. Bez Jana Pawła II, a właściwie bez jego wyidealizowanego obrazu, Polacy tracą swoją wyjątkową relację z Bogiem, a przynajmniej cząstkę dumy narodowej – wszak mało która nacja „posiada” papieża, więc jego symboliczna utrata byłaby dla tejże dumy zabójcza.
Kościół polski, a nie powszechny
To zlanie się polskości, Kościoła i wyjątkowej relacji z Bogiem skutkuje kolejnym zjawiskiem, które uważam za przyczynę zaskakującego zjawiska odrzucania faktów dotyczących pedofilii wśród księży. O ile działania (właściwie: zaniechania) polskich biskupów są psychologicznie zrozumiałe (mało kto przyznaje się do popełnianych przestępstw czy czynów moralnie nagannych), o tyle działań przedstawicieli współczesnej gdańskiej „Solidarności” w sprawie księdza Jankowskiego czy obrzydliwych wypowiedzi publicysty Radia Maryja Stanisława Michalkiewicza na temat odszkodowania dla gwałconej przez księdza dziewczynki nie da się już wyjaśnić w ten sposób.
Przyczyny oporu wobec obecnych działań papieża Franciszka, czego przykładem może być wcześniejsze opuszczenie przez abp Jędraszewskiego watykańskiego szczytu poświęconego pedofilii, upatruję w unarodowieniu Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce. O ile Kościoły ewangelickie są odrębnymi Kościołami w każdym kraju, o tyle podstawą tożsamości i teologii Kościoła rzymskokatolickiego jest (powinna być) jego powszechność – wszak katholikos oznacza właśnie „powszechny”. Jednak utożsamienie lokalnej wspólnoty rzymskokatolickiej ze wspólnotą narodową sprawia, że powszechność musi odejść na dalszy plan. Kiedy na czele Kościoła powszechnego stał Wojtyła, o poczucie jedności z całym Kościołem było łatwiej – to Polak wyznaczał kierunek, w którym podążała cała światowa wspólnota. Gdy na Tronie Piotrowym zasiadł kto inny, Kościół powszechny przestał ściśle łączyć się z polskością, więc tym samym stał się bardziej odległy.
Kościół ludzki, ziemski i mistyczny
Pojęcie „Kościoła rzymskokatolickiego” ma dwa znaczenia – z jednej strony ma on charakter instytucjonalny, z drugiej – mistyczny. Na gruncie teologii są one wzajemnym dopełnieniem: ani instytucja nie może istnieć bez aspektu transcendentnego (bo wtedy byłaby tylko ludzkim tworem), ani Kościół rozumiany jako mistyczne Ciało Chrystusa nie może istnieć bez swojej ziemskiej formy. W Katechizmie Kościoła Katolickiego zapisano to następująco:
„Chrystus, jedyny Pośrednik, ustanowił tu na ziemi swój Kościół święty, wspólnotę wiary, nadziei i miłości, jako organizm widzialny; nieustannie go podtrzymuje i przez niego rozlewa na wszystkich prawdę i łaskę. Kościół jest równocześnie:
• społecznością wyposażoną w strukturę hierarchiczną i Mistycznym Ciałem Chrystusa;
• zgromadzeniem widzialnym i wspólnotą duchową;
• Kościołem ziemskim i Kościołem obdarowanym już dobrami niebieskimi.
Te wymiary tworzą jedną rzeczywistość złożoną, która zrasta się z pierwiastka Boskiego i ludzkiego.
Do istoty Kościoła należy to, że jest on ludzki i jednocześnie Boski, widzialny i wyposażony w dobra niewidzialne, żarliwy w działaniu i oddany kontemplacji, obecny w świecie, a jednak pielgrzymujący. Wszystkie te właściwości posiada w taki mianowicie sposób, że to, co ludzkie, jest podporządkowane Bożemu i skierowane do Bożego, widzialne do niewidzialnego, życie czynne do kontemplacji, a to, co doczesne – do miasta przyszłego, którego szukamy.”
Jak widać, na gruncie teologii rzymskokatolickiej nie jest możliwy „bojkot konsumencki” postulowany przez Łukasza Pawłowskiego – rzymski katolik, by pozostać rzymskim katolikiem, nie może zrezygnować z członkostwa w Kościele. Wszak extra Ecclesiam nulla salus, a przystępowanie do sakramentów jest jednym z kluczowych elementów nieznajdowania się poza Kościołem. Z kolei przywoływany fragment Ewangelii św. Mateusza (Mt 22, 21) „Oddawajcie więc, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co Bożego, Bogu”, odnosi się nie do ziemskiego charakteru instytucji Kościoła, ale do wzajemnej autonomii sfery transcendentnej i politycznej. Wyciąganie z tego fragmentu Ewangelii wniosku, iż Kościół jest wyłącznie instytucją ludzką i ziemską, jest na gruncie teologii każdego z wyznań chrześcijańskich błędne, więc proponuję w ogóle się nim nie posługiwać w debacie nad sprawą pedofilii w Kościele rzymskokatolickim.
Powojenny i współczesny kler jest odbiciem społeczeństwa, którego elity intelektualne w dużej części po prostu przestały istnieć. | Helena Anna Jędrzejczak
Święty Kościół, grzeszni ludzie?
Jednocześnie nie jest możliwe, ani na gruncie teologii, ani tym bardziej prawa powszechnego, wyłączenie „ludzi Kościoła” spod jurysdykcji prawa. Nikt tego nie postuluje, jednak jest to powszechną praktyką na całym świecie, od Polski po USA i od Irlandii po Chile. Na wybuch skandali pedofilskich w Afryce zapewne musimy jeszcze chwilę poczekać. Winić należy zarówno hierarchię kościelną, która się spod tego prawa wyłączyła i zamiast zgłaszać przestępstwa seksualne popełniane przez księży organom ścigania, pracowała nad ich ukryciem, jak i odpowiednie władze oraz służby w każdym z państw, które nie dość bacznie przyglądały się Kościołowi, a gdy przestępstwa stawały się tajemnicą poliszynela, odwracały wzrok.
Dla uzdrowienia sytuacji niezbędne jest przyjęcie – zarówno przez kościelne władze, jak i ogół kleru, społeczeństwo i władze, że ksiądz jest takim samym obywatelem jak każdy inny, a Kościół rzymskokatolicki – jego pracodawcą, odpowiedzialnym za działania swoich przedstawicieli. Używany podczas sądowych procesów o odszkodowania argument, iż księża dopuszczali się przestępstw seksualnych jako osoby prywatne, stoi w sprzeczności z teologią kapłaństwa i urzędu kapłańskiego. Wszak wyświęcenie na kapłana nie sprawia, że jest się nim od 9 do 17, a powołanie i urząd księża mogą sprawować wyłącznie w Kościele instytucjonalnym; nie można więc w jakichś okolicznościach nie być przedstawicielem owego Kościoła.
Z takim przekonaniem łączy się argument mówiący o grzesznych skłonnościach poszczególnych księży, o tym, że są jedynie jednostkami i że nie świadczy to źle o całym Kościele, a jedynie o nich samych. To także argumentacja raczej procesowa niż znajdująca oparcie w teologii. Nie można jednak nie brać pod uwagę czynnika społecznego, czyli samych księży i biskupów – i tu znowu na scenę wkracza polska historia.
Większość biskupów została mianowana przez Karola Wojtyłę, co oznacza, że jego poglądy na sferę seksualności i – co kluczowe dla problemu pedofilii – na przedkładanie dobra instytucji nad dobro pojedynczego człowieka (tu: dziecka) ukształtowały rzeczywistość polskiego katolicyzmu. | Helena Anna Jędrzejczak
Pierwszą przyczyną słabości polskiego duchowieństwa traktowanego en masse jest eksterminacja elit dokonana przez nazistowskie Niemcy i sowiecką Rosję, która nie ominęła rzymskokatolickiego kleru. Był on jedną z grup prześladowanych w ramach Intelligenzaktion i mordowanych w Katyniu; obydwaj okupanci traktowali go jako ważny element kulturotwórczy i wpływający pozytywnie na polskie społeczeństwo, a więc konieczny do usunięcia. Powojenny i współczesny kler jest odbiciem społeczeństwa, którego elity intelektualne w dużej części po prostu przestały istnieć. Oczywiście przed wojną Episkopat nie składał się z samych ludzi pokroju kardynała Sapiehy, jednak w przypadku grupy społecznej i instytucji wywierającej tak znaczący wpływ na kształt polskiego społeczeństwa owo przetrzebienie elit jest szczególnie istotne.
Drugiej przyczyny przyjmowania taktyki oblężonej twierdzy przez polski Episkopat upatruję w jego homogeniczności wynikającej z długości pontyfikatu Jana Pawła II. Oczywiście, w Episkopacie ścierają się różne osobowości, poglądy i style duszpasterstwa. Mamy arcybiskupa Grzegorza Rysia i mamy biskupa Antoniego Pacyfika Dydycza czy arcybiskupa Józefa Michalika. Jednak większość biskupów została mianowana przez Karola Wojtyłę, co oznacza, że jego poglądy na sferę seksualności i – co kluczowe dla problemu pedofilii – na przedkładanie dobra instytucji nad dobro pojedynczego człowieka (tu: dziecka) ukształtowały rzeczywistość polskiego katolicyzmu. Nominacje biskupie i kardynalskie Benedykta XVI i Franciszka będą ten kształt zmieniać, ale jest to proces długotrwały i powolny.
Co dalej?
Procesy społeczne i historyczne, w tym konstruowanie tożsamości wspólnoty narodowej czy państwowej, choć powolne, ulegają ciągłym zmianom. Te, które obserwujemy obecnie, mogą wieść do zupełnego zredefiniowania roli Kościoła w polskim krajobrazie politycznym i ideowym, tak jak miało to miejsce w Irlandii i Chile. Mogą jednak doprowadzić nie tylko do zlaicyzowania społeczeństwa, ale także do większego zaangażowania różnych grup w obrębie Kościoła rzymskokatolickiego. To z kolei sprzyjać będzie realizacji jednego z celów, jakie stawia Franciszek – zwiększenia roli świeckich w zarządzaniu Kościołem; być może przełoży się to także na zwiększenie roli kobiet.
Choć nie chcę „doradzać” Kościołowi i jego członkom, jako obywatelka kraju, w którym ofiary pedofilów spotykają się ze stygmatyzacją, a z traumą są pozostawione same sobie, mam wielką nadzieję, że działania Kościoła zaczną zmierzać raczej w kierunku wytyczonym przez akcję warszawskiego KIK-u i Laboratorium „Więzi” niż ograniczać się do modlitw wynagradzających grzechy i przepraszania za nie Boga, a nie ofiar.
*/ Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Marta Zawierucha