Tomasz Sawczuk: Jak nastroje w szkole?
Adam Rębacz: Od trzeciego dnia strajku są znacznie gorsze niż wcześniej.
Dlaczego?
Spodziewaliśmy się, że od pierwszego dnia ktoś z rządu przystąpi do poważnych rozmów. Tak się jednak nie stało. Cieszyliśmy się, że do strajku przystąpiła ponad połowa szkół i wspólnie walczymy o słuszną sprawę. Teraz ta pewność maleje.
Strajk trwa, ale egzaminy się odbyły.
Rozporządzenie ministra pozwoliło zatrudnić na czas egzaminu osoby, które niekiedy przyszły do szkół po prostu z ulicy.
Wystarczyło doprosić kilka osób.
W naszej szkole potrzeba było około 10 osób. Organizacja egzaminu gimnazjalnego jest znacznie prostsza od matur. Okazało się, że nauczyciele nie są potrzebni do tego, żeby przeprowadzić egzamin. Zapomina się tylko, że są niezbędni do tego, by doprowadzić uczniów do egzaminów. Będzie też bardzo trudno doprowadzić do realizacji naszych postulatów.
Wedle jednej z interpretacji, rząd gra na przeczekanie, żeby nastawić ludzi przeciwko nauczycielom.
Takie mamy wrażenie. Dostajemy symboliczne wyrazy poparcia. Wiem także, że niektóre środowiska życzą nam dobrze, w internecie wspierali nas choćby prawnicy. Ale to niewiele da. Tak naprawdę ważni są uczniowie i rodzice.
A jakie są reakcje z ich strony?
Dostajemy coraz więcej e-maili z poparciem, bardzo wsparł nas nasz samorząd uczniowski. To dodaje siły. Zobaczymy, co wydarzy się po egzaminach.
Będzie rosnąć zniecierpliwienie protestem?
Sytuacja jest bardzo trudna. Strajk się przedłuża, a kalendarz jest niekorzystny, zatem do świąt prawdopodobnie nic nie zostanie ustalone. Jednocześnie nauczyciele nie otrzymują za czas strajku wynagrodzenia. Będą musieli zastanowić się, czy warto kontynuować protest.
To zmieńmy temat. Skąd strajk akurat teraz?
Strajk był zapowiadany już pod koniec zeszłego roku. Na poważnie mówiło się o nim wśród nauczycieli od marca. Jedna sprawa to pieniądze, czyli pytanie o to, o ile powinny wzrosnąć zarobki nauczycieli i w jakich terminach. Taki postulat łatwo przedstawić i można się z nim zgodzić albo nie.
A to nie wszystko?
Z mojej perspektywy chodzi o rozpoczęcie pewnego ważnego procesu. Podwyżka dla nauczycieli powinna zapoczątkować inne zmiany.
Jeśli wzrosną wynagrodzenia nauczycieli, poważnie potraktowane zostaną na przykład osoby młode, które chciałyby rozpocząć pracę w szkole. Rozmawiamy w jednym z lepszych liceów w Warszawie, a od pół roku szukamy nauczyciela fizyki. Nikt nie chce tu pracować za obecne stawki. Pieniądze są w tym kontekście jednym ze środków do poprawienia statusu nauczyciela.
Rozmawiamy w jednym z lepszych liceów w Warszawie, a od pół roku szukamy nauczyciela fizyki. Nikt nie chce tu pracować za obecne stawki. | Adam Rębacz
Jeden z zarzutów, który pojawiał się w dyskusjach na temat strajku, to właśnie ten, że nauczyciele podnoszą żądania płacowe, ale nie domagają się zmian systemowych.
Ktoś musi ten strajk zorganizować i przeprowadzić. To związki zawodowe formułują postulaty i rozmawiają z rządem. W naszej szkole należy do nich kilku nauczycieli, a strajkuje pięćdziesięciu. Z mojej perspektywy jest wtórne, jak nazywa się szef związków. Jest za to ważne, do czego doprowadzi.
Zmiany w statusie nauczyciela trwają latami i trudno rozmawiać o tej kwestii w tym momencie. Cały czas uczymy na sposób, który nawet jeśli nie jest dziewiętnastowieczny, to na pewno jest dwudziestowieczny, to znaczy – podajemy wiedzę. Jesteśmy rozliczani z wyników matury, a nie z tego, co uczeń wie albo jakie ma umiejętności.
A czy nauczyciele oczekują zmian w sposobie nauczania?
Tak, ale trzeba pamiętać, że nauczyciele to bardzo zróżnicowane środowisko, dlatego nie mamy gotowych rozwiązań.
W edukacji musimy też mierzyć się ze zróżnicowanymi problemami. Moim zdaniem trzeba okroić program nauczania historii i zwiększyć nacisk na rozumienie procesów historycznych, zamiast wypełniania testów. Ale w przypadku fizyki czy matematyki większy problem to brak nauczycieli. W tych dziedzinach można dostać znacznie większe pieniądze poza szkołą. O tych zróżnicowanych potrzebach nikt z nami nie rozmawia.
Nikt się tym nie interesuje?
W rzeczywistości medialnej przebijają się postulaty płacowe albo krytyka wypowiedzi jakiegoś polityka. Dużo trudniej opowiedzieć o tym, jak ma wyglądać nowy program nauczania.
Środowisko nauczycieli jest na tyle zróżnicowane, że także w obrębie strajku pojawiają się różne interesy. O co innego chodzi nauczycielom szkół podstawowych, inny ogląd sprawy mają nauczyciele gimnazjów, którzy są od niedawna zatrudnieni w szkole podstawowej czy w liceum, a jeszcze inny – nauczyciele liceów.
Na czym te różnice polegają?
Przykładowo, nauczyciele szkół podstawowych są w nowej sytuacji, ponieważ pojawia się egzamin po ósmej klasie. W tej chwili nie bardzo wiedzą, jak on będzie wyglądać, a uczniowie są nieprzygotowani. Sprawa jest świeża, bo reforma jest w toku.
Pojawiają się także różnice na poziomie samorządu. Czy w wyniku likwidacji gimnazjów zmieniły się warunki lokalowe? Czy gmina jest bogata i może sypnąć dodatkami finansowymi? A może gmina jest biedna, a nauczyciel nie ma wyboru, bo w miejscowości są dwie szkoły? Takiemu nauczycielowi nie chodzi przecież w pierwszej kolejności o to, żeby zmienił się program, tylko o to, żeby w ogóle mieć pracę!
Każda reforma powinna mieć na względzie interes ucznia. Ale niestety żadna reforma w ostatnich latach nie miała na celu interesu nauczyciela. | Adam Rębacz
To wiele szczegółowych problemów.
Rozmaitość wyzwań w edukacji utrudnia zrozumienie sytuacji. Łatwo przedstawić zmanipulowany obraz nauczycieli, którzy tylko domagają się kasy. Można pokazać pasek z wypłatą, która jest bardzo niska albo bardzo wysoka. Prawda jest taka, że nauczyciele zarabiają bardzo różnie.
Spotkałem się z opinią, że obecny strajk to symboliczne przejście od etosu „siłaczki” do rzeczywistości normalnego państwa, w którym zawód nauczyciela wiąże się z dostarczaniem jednej z usług publicznych.
Być może tak będzie. Trzeba zresztą przyznać, że część trzyma się tego tradycyjnego schematu, bo też system nas w tę stronę kieruje: z urzędu jestem autorytetem i właściwie nie muszę pracować na rzecz swojego nazwiska, bo pozycja jest mi dana przez szkołę jako instytucję.
To się zmienia?
Szkoła jest dzisiaj jedną z wielu instytucji. Ciągle traktujemy siebie jako autorytety, które dla uczniów znaczą wiele. I bardzo często tak jest. Ale zadaniem nauczyciela jest dzisiaj wskazanie, gdzie są źródła informacji, a nauczyciel ani szkoła to nie są jedyne źródła informacji, które mają uczniowie.
Szkoła współpracuje obecnie z wieloma instytucjami pozarządowymi. Każde muzeum ma dział edukacji, każdy samorząd ma placówkę, która zajmuje się edukacją. Przychodzą więc do nas edukatorzy albo uczniowie wychodzą na zewnątrz. Szkoła nie może zamykać się na inne środowiska. Musi wręcz je zapraszać i z nimi współpracować. Na tym także polega nowość.
To jaka powinna być dzisiaj rola nauczyciela?
Uczę historii i wiedzy o społeczeństwie. Młody człowiek, który jest w dzisiejszej polityce i życiu społecznym ewidentnie zagubiony, nie wie, co to znaczy ruch obywatelski, jak włączyć się do życia publicznego. Dzisiejsza rzeczywistość uczy go jedynie, że trzeba protestować albo tłumić protesty. Moja rola jest taka, żeby tłumaczyć bieżącą sytuację polityczną przykładami z przeszłości, przekładać historię na rzeczywistość ostatnich 30 lat.
Czyli także nauczyciel musi być wrażliwy na to, co dzieje się za oknem.
Nigdy nie byłem tak bardzo na bieżąco. Muszę znać wszystkie decyzje Trybunału Konstytucyjnego, śledzić informacje o działaniach Trybunału Sprawiedliwości UE, znać projekt reformy Krajowej Rady Sądownictwa albo decyzje Rzecznika Praw Obywatelskich. Muszę wyjaśnić, co oznaczają poszczególne normy konstytucyjne i mieć zdanie w sprawie tego, które części konstytucji wymagają reformy. Uczniowie pytają o te sprawy prawie na każdej lekcji.
Może uczniowie wyjdą z tego wszystkiego dobrze wyedukowani? Strajk to też nowa sytuacja. Główny nurt mediów odnosi się do postulatów nauczycieli raczej pozytywnie, a przynajmniej ze zrozumieniem.
Być może dlatego, że jest to duży strajk i jeden z nielicznych protestów tak zwanej inteligencji. Wiadomo, że w edukacji nie chodzi tylko o pieniądze, ale też, mówiąc górnolotnie, o przyszłość narodu. Pieniądze są tu środkiem do ważniejszego celu.
Tymczasem edukacja upada i nikt nie pracuje nad tym, jak ją ratować. Obecna reforma spowodowała duży chaos i jednocześnie obniżyła status szkoły i nauczycieli. Rodzice są źli, nie znają przyszłości. Znów, Warszawa nie jest przykładem typowym. Samorząd warszawski sobie poradzi, bo jest bogaty i dobrze zorganizowany. Ale są takie gminy, w których sytuacja będzie trudna.
Coraz więcej osób ucieka do szkół niepublicznych. W Warszawie do szkół prywatnych chodzi już kilkanaście procent dzieci. To bardzo duży wzrost, widoczny w ostatnich latach.
To prawda, rodzice boją się o przyszłość dzieci. Tyle że jest to selekcja uczniów na podstawie sytuacji majątkowej ich rodziców. Nie wszyscy mogą pozwolić sobie na to, żeby zapłacić czesne.
Żyjemy w szkole w zgodzie, zarówno sympatycy rządu, jak i opozycji. Ale sytuacja kryzysowa prowokuje konfrontację i ja ten podział czuję. | Adam Rębacz
Czy podział polityczny na scenie krajowej przekłada się na relacje w obrębie kadry nauczycielskiej?
Postulaty płacowe popierają wszyscy, ale nie wszyscy są gotowi strajkować. Przedłużający się strajk spowodował podział wśród nauczycieli. W normalnej sytuacji można mieć poglądy takie, jakie się chce. Żyjemy w szkole w zgodzie, zarówno sympatycy rządu, jak i opozycji. Ale sytuacja kryzysowa prowokuje konfrontację i ja ten podział czuję. To nie służy solidarności. Niby jest normalnie, ale pojawia się pytanie, kto przystąpił do strajku, a kto nie. Kiedy strajk się zakończy, to te podziały nie znikną.
W Sejmie jest blisko setka nauczycieli.
Moim zdaniem środowisko nauczycielskie jest w swojej naturze dość konserwatywne i jest to potencjalnie elektorat rządzącej partii. Tym bardziej dziwne, że rząd nie zainteresował się strajkiem. W ministerstwie edukacji także pracują byli nauczyciele, którzy dziwnym trafem szybko zapominają, jak pracuje się w szkole i jakie warunki w niej panują. Każda reforma powinna mieć na względzie interes ucznia. Ale niestety żadna reforma w ostatnich latach nie miała na celu interesu nauczyciela.
Co dalej?
Rząd proponuje okrągły stół w sprawie edukacji, ale nie wiadomo, co z tego będzie. Jakaś dyskusja musi się rozpocząć, choć moim zdaniem rząd powinien najpierw zaproponować podwyżkę większą niż zapowiadał i wtedy prowadzić dalsze rozmowy. Wydaje się, że temat edukacji nie zniknie ze sfery publicznej nawet po strajku.
A jeśli się nie uda?
Kiedy rozpoczynaliśmy strajk, tłumaczyliśmy uczniom, dlaczego to robimy. Czy ktoś pomyślał o tym, w jakiej sytuacji znajdą się nauczyciele, którzy wrócą po strajku bez podwyżki? Uczeń zapyta, po co to wszystko było, i co odpowie mu nauczyciel, który wrócił z niczym? Coraz trudniej będzie przekonać kogokolwiek, że rozmowy z rządem mają sens.