Nie wiem, jak zacząć ten felieton lepiej, a nadto jak samemu się schłodzić, a właściwie nie dać ponieść filipikom przeciwko PiS-owi i serwowanej przez partię polityce kulturalnej. O tym już wszystko wiadomo. Jesteśmy po teatrze we Wrocławiu, po wystawie w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, po zamknięciu „Dwutygodnika” w Warszawie. A teraz jeszcze jesteśmy po zdjęciu „Sztuki konsumpcyjnej” Natalii LL z sal Muzeum Narodowego. To ta kobieta udająca fellatio bananem. I choć można pisać i myśleć, że cała ta wojna to jakiś drętwy półsen codzienności, walka kołtunów, to ostatecznie ten sen musi mieć jakieś swoje prawidła, partia – na tyle omnipotentna, że mogłaby sobie „darować” kulturę – z jakiegoś powodu, świadomie czy nie, brnie w te codzienne awantury.

No i mnie się wydaje, że oni robią to niemal celowo, już myślą co będzie po Kaczyńskim, a właściwie co będzie za 10–20 lat, kiedy dorośnie młode pokolenie wyborców. A jeśli nawet nie myślą, to już intuicyjnie, nieświadomie zabiegają o elektorat, który właśnie wtedy może utrzymać ich na powierzchni.

O kim mowa? Niedawno w „Wyborczej” Krzysztof Pacewicz omawiał zaskakujący sondaż dotyczący preferencji wyborczych Polaków poniżej 30 lat. I co się okazuje? Że główną różnicę co do poglądów politycznych wyznacza płeć: mężczyźni są konserwatywni i zachowawczy, nawet antysystemowi, kobiety bardziej liberalne kulturowo i gospodarczo. Jak przy siusaniu podczas wycieczki autobusowej. Panie na lewo, panowie na prawo.

I stąd taki angaż, stąd taka waga tych sporów. PiS i środowiska prawicowe już wiedzą, że z kobietami nie mają o czym rozmawiać, przemawiają więc – jak mogą, zdejmując banany ze ścian muzeum, do tych, którzy mogą ulec czarowi jednoznacznego porządku. A że nie jest to błahy spór wyłącznie o usunięcie stołka byłemu dyrektorowi Piotrowi Rypsonowi i zniszczenie schedy po nim w warszawskim Muzeum Narodowym, świadczy znowu – ogólnie biorąc – skala bananowego protestu, jaki przetoczył się przez media społecznościowe i wszystkie celebryckie konta na Facebooku.

To nie tylko fotogeniczność. Ironia zawarta w jedzeniu bananów nie jest wyłącznie przeciwko bzdurnym – z piątku na poniedziałek (w piątek zdjęcia zdjęto, w poniedziałek powieszono znowu) – decyzjom dyrektorów, ale przeciw wizji kultury plemienia, które gdzieś na horyzoncie już majaczy: mężczyzn, często w przymusowym celibacie, którzy nie znajdują się w liberalnej kulturze doznań, wrażeń i płynnych wartości, jak to tam zwał. Wygląda na to, jakby ta otwarta, przyszła lewica (czy to nie są przypadkiem dziewczyny od czarnych parasolek?) robiła właśnie temu plemieniu incelsów symboliczne fellatio, które jest przecież poza ich zasięgiem. Stąd siła tej drwiny.

Ironia zawarta w jedzeniu bananów nie jest wyłącznie przeciwko bzdurnym decyzjom dyrektorów, ale przeciw wizji kultury plemienia, które gdzieś na horyzoncie już majaczy: mężczyzn, często w przymusowym celibacie, którzy nie znajdują się w liberalnej kulturze doznań, wrażeń i płynnych wartości, jak to tam zwał. | Wojciech Albiński

To nie ostatni – zapewne – rozdział w tej historii. Banany Natalii LL co prawda mają wrócić do muzealnej galerii XX i XXI wieku, ale jak rozwinie się ta symboliczna wojna, jeszcze nie wiemy. Na razie dochodzą zza horyzontu tylko pomruki. Młodzi mężczyźni śledzą młode kobiety, młode kobiety wyśmiewają tinderowych mężczyzn, a to są newsiki tylko z ostatniego tygodnia. Plus banan oczywiście.

Co do samego banana. Nie jestem fanem tych zdjęć, ale nie o fanboizm tu chodzi. Wyobraźcie sobie, że żyjecie w latach 70. XX wieku. Ledwo co się urodziliście, ale już żyjecie. Macie dwadzieścia parę lat, PRL daje wiele swobód obyczajowych (kobiety do tej pory wspominają świeże powietrze tych czasów) i nagle pojawiają się na rynku banany. Tylko tego brakowało, aby sprząc lewicową, nawet socjalistyczną równość kobiet i mężczyzn z tym, co daje kapitalizm. Eksces, obietnicę i natychmiastowe spełnienie. I sprzęga to Natalia LL, antycypując feminizm ciała, akceptując nawet porno. Ale słuchajcie dalej. Natalia LL jedzie z tą ekstazą do USA, ale tam w prywatnych, nowojorskich galeriach, gdy pokazuje swoje fotografie, mówią jej: „America is not ready for this”.

Not ready, co za żal. I tak banan znów traci swój czar i staje się tylko i aż mącznym, słodkawym owocem nagle rzuconym w otchłań sklepów PRL. Niedługo wszyscy będziemy się mierzyć z jego smakiem, próbując odnaleźć się w kulturze tworzonej przez sfrustrowanych, zbędnych młodych mężczyzn. Jakąś otuchą w tej historii są właśnie kobiety, może one przeważą. Podobno coraz mniej chodzi ich do kościoła, podobno to kobiety wybierają polityków, bo więcej z nich głosuje. Podobno. Tyle że osobno żyć się nie da, seksu kryjącego się za bananem też nie uprawia się osobno. A PiS dzieli.

 

Tekst wyraża poglądy autora.