Kolejni dyrektorzy walczyli na przykład z twórcą, który nazywał się Michał Anioł. Nawet „Sąd Ostateczny” w Kaplicy Sykstyńskiej został za Pawła IV (1555–1559) we fragmentach zasłonięty, a postaciom dodano przepaski. Potem walczyła z nim królowa Wiktoria. Była znana ze skromności, choć niektórzy bezecnie twierdzą, że to jej mąż był pruderyjny. Otóż w 1857 roku królowa otrzymała kopię „Dawida” Michała Anioła od Wielkiego Księcia Toskanii. Za każdym razem, gdy chciała obejrzeć rzeźbę, genitalia Dawida zasłaniano specjalnie wykutym liściem figowym. Dziś ten listek jest zresztą przechowywany w Victoria & Albert Museum jako osobny obiekt. Potem temuż Dawidowi sprzeciwił się Ehud Olmert, burmistrz Jerozolimy w latach 1993–2003. Nie przyjął jego kopii, przekazanej w formie daru Florencji z okazji 3000 lat Jerozolimy. Argumentował, że w tym mieście nie ma ani jednej rzeźby nagiej. Prawdopodobnie zdecydował tak przez wzgląd na ortodoksów.
W 1857 roku królowa Wiktoria otrzymała kopię „Dawida” Michała Anioła od Wielkiego Księcia Toskanii. Za każdym razem, gdy chciała obejrzeć rzeźbę, genitalia Dawida zasłaniano specjalnie wykutym liściem figowym. | Marcin Kula
Nie wystarczy jednak wojować tylko z Michałem Aniołem, a skoro tak, to ubranie wszystkich rzeźb, także starożytnych, choćby jedynie w bieliznę, będzie bardzo pracochłonne. Można jednak próbować. Gdy Katar przyjął z Grecji wielką wystawę [2013], na którą przyjechały między innymi rzeźby z Aten, mężczyznom ze starożytnych posągów założono czarne opaski na biodra. Można też zadziałać radykalnie. Gdy Grecja zaprotestowała przeciwko katarskim działaniom, posągi jej odesłano i tyle. W Gorzowie Wielkopolskim namiętności wywołała swego czasu żelazna rzeźba nagiego mężczyzny autorstwa Zbigniewa Frączkiewicza. Postawiono ją w 1995 roku, nakryto czarnym workiem podczas wizyty papieża (worek ktoś jednak zerwał), zaś w inne dni nakładano postaci majtki lub prezerwatywy. Ostatecznie rzeźba zniknęła. Możemy się tak bawić dalej. Rzeźb jest jeszcze dużo, a obrazów… Do niedawna obsceniczne malunki z Pompejów były zamknięte osobno w Muzeum w Neapolu.
Niezależnie od tego, jak wieloma i rożnymi argumentami Dyrektor usprawiedliwia swoje działania, sytuuje się w roli moralnego cenzora sztuki. Nie mnie oceniać, czy jakieś dzieło sztuki jest dobre lub złe. Choć kończyliśmy studia, a potem pracowaliśmy na tym samym wydziale, jako student historii w ramach programu studiów nie miałem okazji poznać niczego z treści przekazywanych w dosłownie sąsiednim gmachu. Jako historyk wiem jednak, jak wyglądały interwencje różnych establishmentów w kształt muzeów i wystaw.
W dążeniu do nowej sztuki, takiej, którą sam rozumiał, i takiej, która będzie ludziom komunikować pożądane przez niego przesłanie, Hitler położył kamień węgielny pod Muzeum Sztuki Niemieckiej w Monachium. Prawda, że był on nie tylko dyktatorem, ale i malarzem [sic!]. Hitlerowcy nie rozumieli sztuki „zdegenerowanej”, ale widzieli, że nie przedstawia umięśnionych herosów, walczących o „lepszy” świat. Proponowana przez Hitlera sztuka miała przedstawiać nowego człowieka (socrealistyczna zresztą też), a nie rzekomo zdeformowanego przez artystów. Na wystawie „Sztuka zdegenerowana” dopisano przy obrazach informacje: „W taki sposób zdegenerowany umysł postrzega naturę”, „Chłopi niemieccy przedstawieni na sposób jidysz”. Pokazano, czy przynajmniej zmierzano do pokazania, wpływu sztuki czarnoskórych, także marksizmu.
Po latach z kolei Chruszczow, spryciarz, ale intelektualny prymityw, podobnie, po pierwsze, nie rozumiał nowych kierunków malarstwa, a po drugie i co ważniejsze, wiedział, że ich malarze nie mówią o świetlanej przyszłości socjalizmu – bo niczego z tym związanego jako żywo nie można było się tam dopatrzyć. Gdy nawiedził wystawę malarstwa abstrakcyjnego w 1962 roku (niewykluczone, że prowokacyjnie tam sprowadzony), wołał pod adresem twórców: „piedierasty, zboczeńcy, sam będę podpisywał paszporty, pieniądze dam i won na Zachód, już nie wracajcie!”. Borysa Żutowskiego, który wystawił portret smutnego chłopca, zapytał: „Gdzieś ty widział takiego człowieka radzieckiego?”. Wykrzykiwał: „Nie wiadomo, czy te obrazy malowała ręka ludzka, czy osioł je mazał swym ogonem!”; „Patologiczne odchylenia, mętne imitacje sztuki zgniłego Zachodu!”.
Gdy Nikita Chruszczow nawiedził wystawę malarstwa abstrakcyjnego w 1962 roku (niewykluczone, że prowokacyjnie tam sprowadzony), wołał pod adresem twórców: „piedierasty, zboczeńcy, sam będę podpisywał paszporty, pieniądze dam i won na Zachód, już nie wracajcie!”. | Marcin Kula
Walcząc ze „sztuką zdegenerowaną” i wszelką niepożądaną, walczono także z twórcami, którzy nie odpowiadali establishmentowi. Bardzo mi było przykro, gdy niedawno w Polsce, 3 lutego 2014 roku, na konferencji lansującej program PiS-u w sferze kultury, padło określenie „sztuka destrukcyjna” w odniesieniu do sztuki, której nie będzie się popierać.
Słyszałem oczywiście słowa wiceministra kultury Jarosława Sellina, wypowiedziane w TVN w kontekście decyzji profesora Miziołka (27 kwietnia 2019), że o tym, co jest wystawiane w muzeach, decydują dyrektorzy, zaś MKiDN do tego nie miesza się. Szkoda, że dziennikarka nie zapytała rozmówcy, dlaczego zatem Ministerstwo mieszało się do kształtu ekspozycji w Muzeum II Wojny Światowej, a obecnie wyraża niezadowolenie z wystawy o „Marcu” w „Polin”.
* Przy pisaniu powyższego artykułu korzystałem z książek i artykułów Dariusza Barańskiego, Włodzimierza Nowaka, Mieczysława F. Rakowskiego, Marty Strzeleckiej, Johna Tolanda i Mariana Turskiego.