Dawno już chyba nie było książki, która tak bardzo trafiłaby „w swój czas”. „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie” francuskiego reportera Frédérica Martela to owoc kilkuletniego dziennikarskiego śledztwa, w którym opisuje centralę Kościoła katolickiego, argumentując, że kluczem do zrozumienia jej wewnętrznych mechanizmów jest fakt, że zdecydowana większość księży pracujących w Watykanie to homoseksualiści (z czego większość prowadzi aktywne życie seksualne). „Sodoma” ukazała się niemal równocześnie we wszystkich głównych językach świata na początku tego roku, kiedy skandale seksualne wstrząsały Kościołem prawie co tydzień i dotyczyły coraz wyżej postawionych hierarchów, jak australijski kardynał George Pell prawomocnie skazany za pedofilię. Zakulisowe rozgrywki świata władzy doprawione seksem zawsze sprzedają się wyśmienicie. A jeśli dodamy do tego, że przy okazji opowiadamy o ludziach, którzy wykazują się ogromną hipokryzją, łamiąc dobrowolnie podjęty celibat przy jednoczesnym nauczaniu na tematy moralne przy każdej okazji – tym większa powinna być uczta dla czytelnika! Niestety, „Sodoma” rozczarowuje z kilku przyczyn.

[promobox_artykul link=”https://kulturaliberalna.pl/2019/03/26/frederic-martel-homoseksualizm-watykan-sodoma/” txt1=”Z Frédérikiem Martelem rozmawiają Łukasz Pawłowski i Jakub Bodziony ” txt2=”Homoseksualizm w Watykanie to norma”]

Główna socjologiczna teza Martela brzmi następująco: w połowie XX wieku, szczególnie we Włoszech, ale właściwie we wszystkich krajach Zachodu, wybór kariery duchownej był najrozsądniejszą opcją dla młodego mężczyzny o orientacji homoseksualnej. Zawód księdza cieszył się bardzo wysokim prestiżem społecznym, obowiązkowy celibat uwalniał od presji na założenie rodziny, estetyka sacrum i możliwość podjęcia pracy naukowej odpowiadała wrażliwym chłopcom o intelektualnych zainteresowaniach. Bardzo wielu z nich trafiało właśnie do pracy w rzymskiej kurii, która wymagała bardziej wyrafinowanych umiejętności i oferowała dużo szersze możliwości niż „praca w terenie” wiejskiego proboszcza. Teza wydaje się oparta na zdrowym rozsądku, lecz tak naprawdę jest niemożliwa do zweryfikowania – wymagałoby to otwartych deklaracji osiemdziesięcio- i dziewięćdziesięciolatków, wychowanych w dużo bardziej homofobicznych społeczeństwach niż współczesne.

Zdaniem Martela, efekt tego procesu jest taki, że w dzisiejszym Watykanie nawet 70–80 procent duchownych to homoseksualiści, którzy promowali w strukturach swoich kochanków i sympatie i zajmowali kluczowe pozycje władzy. Oczywiście, nie wszyscy księża homoseksualiści prowadzą życie seksualne – tych zachowujących celibat autor nazywa „homofilnymi”. Nie ma też żadnego „lobby gejowskiego”, które w zorganizowany sposób promowałoby swoich ludzi w Watykanie. Nawet jeśli większość romansów to tajemnice poliszynela, to prawie wszyscy homoseksualiści z kurii pozostają ukryci „w szafie”, publicznie potępiając homoseksualizm zgodnie z doktryną Kościoła. Niemniej jednak według „Sodomy” orientacja seksualna hierarchów jest kluczem do zrozumienia najnowszej historii katolicyzmu w ogóle. Martel opisuje najważniejsze wydarzenia od końca pontyfikatu Pawła VI w latach 70. aż do czasów papieża Franciszka, identyfikując prawie wszystkich najważniejszych uczestników jako ukrytych homoseksualistów. Ich zachowania i wybory tłumaczy orientacją seksualną właśnie. I tu zaczyna się problem.

W pewnym momencie to „wyciąganie z szafy” księży homoseksualistów może obudzić skojarzenia z antysemickimi pamfletami, które ujawniają „prawdziwe nazwiska ministrów rządu”, a którym wiarygodności ma dodawać fakt, że autor sam nazywa się Goldstein. | Hubert Czyżewski

Martel opiera swoją pracę na 1500 wywiadach z hierarchami, szeregowymi księżmi i szwajcarskimi gwardzistami [s. 709] i nawet po kilkuset stronach „wyciągania z szafy” kolejnych postaci nie przestaje sam się zadziwiać swoim odkryciem, że niemalże wszyscy wysoko postawieni księża to homoseksualiści. Opiera taki werdykt nie tylko na opiniach zasłyszanych od innych ludzi (bardzo często anonimowych), ale również na własnych odczuciach z przeprowadzanych wywiadów. Jeśli jakiś kardynał ma dużo książek w domu, lubi drogie ubrania albo ma młodego, przystojnego sekretarza – niechybnie jest homoseksualistą. Autor niejednokrotnie wspiera się swoim własnym „gejdarem” (Martel sam jest zadeklarowanym homoseksualistą), który w całej książce tylko raz nie drgnął podczas rozmowy z jednym z purpuratów. Poza tym – właściwie sami geje. Lekkie zdziwienie u czytelnika może tylko budzić to, jak długo i jak często można się zachwycać swoją własną tezą. Jeszcze po prawie pięciuset stronach Martel wyznaje:

„Rozmawiałem z nim [jednym z księży informatorów – przyp. HC] z dala od Rzymu przez ponad dziesięć godzin, trzykrotnie, z kilkumiesięcznymi przerwami – i polubiłem tego cierpiącego kapłana. Jako pierwszy wyjawił mi coś, czego nigdy bym nie podejrzewał: twierdzi, że w Konferencji Episkopatu Włoch większość stanowili geje”. [s. 487]

Przyznam, że na tym etapie lektury „Sodomy” ze zdziwieniem przyjmowałem sugestię autora, że jakiś biskup może być według niego heteroseksualny. W pewnym momencie to „wyciąganie z szafy” księży homoseksualistów może obudzić skojarzenia z antysemickimi pamfletami, które ujawniają „prawdziwe nazwiska ministrów rządu”, a którym wiarygodności ma dodawać fakt, że autor sam nazywa się Goldstein.

Martel wydaje się popełniać bardzo powszechny błąd, mianowicie uniwersalizuje własne założenia etyczne, przez co nie wierzy w szczerość przekonań drugiej strony. | Hubert Czyżewski

Ale nawet jeśli wszystkie informacje, które podaje Martel, są prawdziwe, to znaczy, jeśli ci wszyscy księża w Watykanie, łącznie z niektórymi papieżami, byli i są homoseksualistami, to nadal kluczowe pytanie brzmi: czy seksualnością możemy tłumaczyć wszystkie procesy i wydarzenia w katolicyzmie w ostatnich kilkudziesięciu latach?

Sprawę południowoamerykańskiej teologii wyzwolenia autor opisuje tak:

„Paradoks tej zakulisowej wojny polega na tym, że wybitni przedstawiciele teologii wyzwolenia […] byli stuprocentowymi heteroseksualistami, gdy tymczasem kardynałowie i biskupi, którzy ich atakowali i oskarżali o «odchylenia od normy», tak w Ameryce Łacińskiej, jak i w Watykanie, w większości sami byli homofilami lub praktykującymi homoseksualistami! […] Krótko mówiąc, świat na opak”. [s. 623]

Nie jest to miejsce na głębszą analizę problemu teologii wyzwolenia i tego, w jakim stopniu jej potępienie przez Watykan w latach 80. było rzeczywiście sporem teologicznym, a na ile doktryna ta padła ofiarą antykomunistycznej polityki Jana Pawła II. Ale w jaki sposób orientacja poszczególnych księży miała mieć tu znaczenie? Chyba że autor sugeruje nie wprost, że homoseksualiści z Watykanu potępili heteroseksualnych teologów wyzwolenia dlatego, że ci byli heteroseksualni. Ale o to Frédérica Martela nie podejrzewamy.

Autor nie dopuszcza możliwości, że walka o władzę między różnymi frakcjami w Watykanie jest tym właśnie – walką o władzę i że ludźmi mogą kierować namiętności inne, a nawet silniejsze niż popęd seksualny. | Hubert Czyżewski

Afery Vatileaks, które wstrząsnęły Watykanem w ostatnich latach, to w „Sodomie” również historia przede wszystkim gejowska:

„Większość bohaterów Vatileaks I i II to homoseksualiści – potwierdza pewien arcybiskup z kurii rzymskiej. – Ten fakt wyjaśnia oba skandale, ale był on systematycznie ukrywany przez Watykan i bagatelizowany przez prasę. Nie chodzi tu o jakieś lobby, jak ktoś powiedział. Chodzi po prostu o relacje między gejami i akty zemsty, które z nich wynikły”. [s. 647]

Jeżeli rzeczywiście do pierwszej od kilkuset lat abdykacji papieża doszło z powodu aktu zemsty zdradzonych bądź zazdrosnych kochanków (bo chyba tylko tak można rozumieć tę sugestię), to taka iście szekspirowska love story zasługuje na bardziej epicką pieśń niż „Sodoma”. Ale poza relacjami „pewnych biskupów”, autor nie przedstawia innych dowodów na to, że homoseksualizm „wyjaśnia oba skandale”.

Problem z „Sodomą” Frédérica Martela polega na tym, że seksualnością księży chce tłumaczyć wszystkie zjawiska. Autor nie dopuszcza możliwości, że walka o władzę między różnymi frakcjami w Watykanie jest tym właśnie – walką o władzę i że ludźmi mogą kierować namiętności inne, a nawet silniejsze niż popęd seksualny. Martel wydaje się popełniać bardzo powszechny błąd, mianowicie uniwersalizuje własne założenia etyczne, przez co nie wierzy w szczerość przekonań drugiej strony. Jedną z naczelnych „prawd” „Sodomy” ma być zasada, że im bardziej jakiś hierarcha potępia homoseksualizm, tym większe prawdopodobieństwo, że sam jest gejem. Być może statystycznie tak właśnie jest i wielu prałatów potępia homoseksualizm, bo sami nie chcą ujawnić swojej seksualnej tożsamości. Ale w „Sodomie” nie ma nawet próby przyznania, że ktoś może potępiać homoseksualizm z przyczyn etycznych (do czego jest sporo podstaw w Biblii), a nie dlatego, że sam represjonuje własny homoseksualizm.

Jak we wszystkich przypadkach, kiedy ktoś twierdzi, że znalazł klucz do wszystkiego, to przedstawia ciekawe, ale zawsze niekompletne spojrzenie na jakieś zjawisko. Podobnie jest z książką Martela. Jeśli kogoś interesują ploteczki zza Spiżowej Bramy, to „Sodoma” jest lekturą dla niego. Ale będzie to niewielka pomoc w zrozumieniu kryzysów współczesnego Kościoła.

 

Książka:

Frédéric Martel, „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie”, przeł. Anastazja Dwulit, Elżbieta Derelkowska, Jagna Wisz, wyd. Agora, Warszawa 2019.