Mit rządzenia
Można powiedzieć, że argument Krasowskiego składa się z trzech części. W pierwszej kolejności autor przekonuje, że musimy rozprawić się z „mitem rządzenia”. Na mit ten składają się jego zdaniem dwa najważniejsze przekonania.
Przede wszystkim, ludzie wierzą, że rządzenie jest w ogóle możliwe. Tymczasem Krasowski przygląda się historii Polski i Europy, aby przekonywać, że to złudzenie. Odciśniecie najmniejszego piętna jednostkowej woli na rzeczywistości jest niezwykle trudne, a co dopiero prowadzenie określonej polityki. Jak pisze Krasowski, nawet jeśli pamiętamy z nazwisk wielkich mężów stanu, to nie pamiętamy za bardzo, co takiego zrobili – bo też najczęściej… nie oni to zrobili. Jeśli politykom udaje się cokolwiek zrobić, to kiedy płyną z prądem, pod wpływem zewnętrznej konieczności, a nie wtedy, kiedy chcą.
Nawet maksymalna komasacja władzy – jak w dyktaturach komunistycznych – nie pozwala swobodnie kształtować rzeczywistości. Bo nie chodzi tylko o słabość naszej woli, lecz także o opór materii. Jeśli zastanowić się wraz z Krasowskim nad ideą „rządzenia”, szybko ujawni ona swoje paraliżujące konsekwencje: skoro nie możemy nawet przewidzieć, czy nasze działanie przyniesie ogółem rzecz biorąc dobre konsekwencje, to na jakiej podstawie możemy zdecydować o tym, co należy czynić?
Ponadto ludzie wierzą, że rządzenie może służyć wspólnemu dobru – i dlatego ważne jest zajmowanie się polityką. Ale politycy nie mają ani czasu, ani ochoty na rządzenie. „Premierzy urodzili się w Polsce, ale pracowali w partii. Więc myśleli o Polsce jak wszyscy Polacy. Po pracy” [s. 156] – pisze Krasowski.
Walka o koronę
W drugim kroku autor pyta o to, czym zajmują się politycy, skoro nie rządzeniem. W tej sprawie odpowiedź jest znana, ponieważ stanowiła ważną tezę jego poprzednich publikacji. Jak pisze Krasowski, w polskiej polityce najważniejsze było „dzierżenie władzy, a nie rządzenie. Poczucie własnej ważności, a nie społecznej służby” [s. 151]. Jak podsumowuje, „polityka jest własnością prywatną. Toczy się w niej walka o władzę bez większych skutków dla społecznego losu i bez większej troski o ten los” [s. 163].
Punkt trzeci to zwięzłe zakończenie książki, które łagodzi nieco wymowę całości. Według Krasowskiego fakt, że na inną politykę nie można liczyć, nie jest informacją złą: „tam, gdzie polityka zawodzi, społeczeństwo radzi sobie bez niej. Utrata wiary w politykę nie oznacza utraty wiary w to, co za pomocą polityki chcemy osiągnąć. Przy dobrej koniunkturze bez polityki można się obejść. Przy złej niewiele ona pomaga” [s. 236]. Ostatecznie najważniejsze jest zatem to, co robimy w świecie pozapolitycznym: „Sukcesy demokracji nie są triumfem polityki, lecz społeczeństwa. Sukcesy demokracji nie są owocem lepszej polityki, lecz marginalizacji polityki” [s. 237].
Powrót sceptyka
Krasowski zajmuje pozycję klasycznego filozoficznego sceptyka, który mówi, że niczego nie można wiedzieć i niczego nie da się zrobić. Załóżmy więc na chwilę, że ma rację. Co by z tego wynikało? Czy mamy zacząć udawać, że polityka jest sprawą obojętną, a rząd może sprawować choćby i sarna z krzesłem na głowie? Czy trzeba uznać, że to, w jaki sposób zorganizowana jest służba zdrowia albo jak działa system podatkowy, nie ma znaczenia dla ludzi? A przecież takie właśnie rzeczy zależą od polityki. Sceptyk, oczywiście, zawsze znajdzie nowe źródło wątpienia – powie, że to „nie decyzje premiera sprawiają, że działają szkoły a emerytury są wypłacane” [s. 165] lub coś podobnego.
Dlaczego sceptycyzm jest postawą jałową, łatwo jednak zrozumieć. Koło, które można obracać bez poruszania czegoś innego, nie należy do maszyny. Sceptyk nie wpływa w żaden sposób na naszą praktykę: przekonuje, że niczego nie można wiedzieć i niczego nie da się zrobić – a przecież ludzie w praktyce wytwarzają wiedzę i robią rzeczy. Choć argument sceptyka przez chwilę wydaje się kłopotliwy, to otwarty spór ze sceptykiem nie ma sensu. Odpowiedź, której należy mu udzielić, jest znana: trzeba go zignorować. To sceptyk robi coś źle.
[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”O książce napisali:
Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.
Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl” txt3=”28,00 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]
Ateista na tropie aniołów
Wydaje się, że punkt widzenia Krasowskiego cechują trzy główne słabości. Po pierwsze, autor za wysoko ustawia poprzeczkę w kwestii tego, co oznacza sprawczość w polityce. Jest trochę jak ateista, który nie może ukryć zdziwienia, że nigdzie nie dostrzega aniołów. Przyjmuje perspektywę, zgodnie z którą wszystko, co się dzieje, stanowi pochodną wielkich procesów społecznych, a nie indywidualnych wysiłków wąsko pojętej grupy polityków, a potem odkrywa to, co przed chwilą założył, czyli że nie widać przykładów sytuacji, w której wola polityczna swobodnie kształtuje materię. W konsekwencji dochodzi do cynicznej konkluzji, że naszym działaniom należy odmówić znaczenia.
Po drugie zatem, Krasowski zbyt ostro zarysowuje alternatywę: albo egoistyczna walka o koronę między liderami mafii w postaci partii politycznych, albo służenie wspólnemu dobru przez magiczne kształtowanie materii siłą woli (czyli rządzenie). Zwróćmy uwagę choćby na jeden kontekst. Głównemu argumentowi Krasowskiego towarzyszy akompaniament w postaci fragmentów książki poświęconych naiwnym obywatelskim pasjom, ogłupiałemu demosowi, który kieruje się kaprysami i którego decyzji nie warto nawet poddawać racjonalnej analizie, czy butnym elitom, które poczuwają się do moralnego misjonarstwa. Ich oczekiwania względem polityki są z perspektywy Krasowskiego, rzecz jasna, bez sensu.
Ale skoro politycy walczą o utrzymanie korony, to robią to, co im się opłaca. Opłaca im się to, co zyskuje głosy. A zatem nawet jeśli politycy przez większość czasu prowadzą w swoim gronie zapasy w błocie, to od nacisku innych graczy społecznych zależy, w którym kierunku muszą, poza tym, iść. Krasowski słusznie pisze, że to nie wola (polityczna) kształtuje materię, lecz to materia kształtuje materię. Ale czyni niewiele użytku z obserwacji [s. 108], że kiedy wysuwamy żądania wobec demokratycznej polityki, stawiając politykom opór, wymuszamy realizację przez politykę przynajmniej niektórych społecznych potrzeb, a także wyznaczamy granice dopuszczalnej władzy – że to w działaniu kształtują się normy społeczne.
W związku z tym, po trzecie, Krasowski przyjmuje fałszywe założenie – które podpiera odwołaniem do Maxa Webera – że opisuje społeczeństwo i politykę w sposób wolny od wartościowania. Tymczasem postawa sceptyczna, która pod pozorem naukowości i odpowiedzialności udaje brak etycznego zaangażowania, pozostaje u swoich podstaw po prostu konserwatywna.