W tej kampanii nie udało się porozmawiać o sprawach europejskich. Nie było mowy o kryzysie klimatycznym, unii energetycznej, regulacji działalności gigantów technologicznych, wspólnej polityce obronnej czy ogólnoeuropejskiej walce z unikaniem opodatkowania.
Te kwestie nie miały znaczenia. PiS straszyło Polaków gejami i lesbijkami, a Platforma obiecywała więcej pieniędzy z unijnego budżetu i ochronę przed polexitem. To była głupia kampania, ale następna nie musi taka być. Aby to się zmieniło, potrzebujemy nowego języka w mówieniu o miejscu Polski w Europie.
[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”O książce napisali:
Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.
Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl” txt3=”28,00 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]
Transformacja zmienia znaczenie
Przez pierwsze ćwierćwiecze III RP w naszej polityce dominowała opowieść, zgodnie z którą, mówiąc w skrócie, odpowiedzialne elity polityczne wprowadziły w Polsce demokrację i kapitalizm, zaś zaradne społeczeństwo zapracowało na wzrost gospodarczy. Wstąpiliśmy do NATO, weszliśmy do UE – dołączyliśmy do Zachodu. W tym miejscu historia miała się skończyć.
Tyle w teorii. W praktyce coraz wyraźniej dawały o sobie znać nowe wyzwania. Po pierwsze, okazało się, że Zachód jest nie całkiem taki, jak sobie wyobrażaliśmy. Nie przypomina mitycznego lądu, gdzie panuje niewzruszona stabilność polityczna, dobrobyt i nie ma problemów społecznych. Co więcej, kiedy dostosowaliśmy już porządek prawny do wymogów UE, okazało się, że na pytanie o dalszą drogę nikt za nas nie odpowie.
Po drugie, zmieniało się spojrzenie na naturę polskiej transformacji. Do tej pory opisywano ją głównie w kategoriach jej sensu – skoku do królestwa wolności, czyli wyboru drogi na Zachód. Z czasem rosła świadomość, że nie byliśmy tak po prostu autorami własnej historii. Stawało się coraz bardziej jasne, że przebieg transformacji był w istotnej mierze kształtowany przez zewnętrzne konieczności. Otwierając się na Zachód, staliśmy się częścią systemu prawnego i gospodarczego, który wywiera na nas przemożny wpływ, ale którego reguł nie możemy w pełni kontrolować. Wobec tego można było zadać pragmatyczne pytanie o to, które zależności społeczno-gospodarcze były dla Polski korzystne (na przykład napływ kapitału), a której mniej (na przykład drenaż mózgów) – a także pytanie o to, jak z tym będzie w przyszłości, bo przecież czas płynie, a świat nie stoi w miejscu.
Uzupełnienie obrazu natury polskiej transformacji o nowe perspektywy mogło prowadzić do hipotezy, że instytucje naszej liberalnej demokracji są mniej zakorzenione społecznie, niż byśmy sobie życzyli. | Tomasz Sawczuk
Po trzecie, wraz ze wzrostem popularności dyskursu równościowego po kryzysie finansowym, w sferze publicznej upowszechniało się przekonanie, że nie wszyscy zyskali na transformacji. Nie ma wątpliwości, że Polska odniosła w ciągu ostatnich 30 lat wielki sukces gospodarczy. Ale między innymi w związku z tym sukcesem trudno nie stawiać dzisiaj – otwarcie, bez z góry ustalonej tezy – pytań o kwestie takie jak spójność społeczna, wyzwania związane ze zróżnicowaniem regionalnym kraju, równość szans czy poziom nierówności społecznych.
Uzupełnienie obrazu natury polskiej transformacji o wszystkie te nowe perspektywy mogło prowadzić do hipotezy, że instytucje naszej liberalnej demokracji są mniej zakorzenione społecznie, niż byśmy sobie życzyli – ponieważ ani nie są do końca nasze, ani nie są powszechnie uznawane.
Po co wyjeżdżać z Polski?
Jak na razie pojawiły się dwie zasadnicze odpowiedzi na tę sytuację. PiS ogłosiło, że Polska powinna być suwerenna i podmiotowa, więc różne formy zależności Polski od świata zewnętrznego uznało za skandal. I postanowiło obrócić się do świata plecami. Partia rządząca w praktyce zachowuje się jak małe dziecko, które leży na chodniku i krzyczy, że nie podoba mu się otrzymana zabawka. Tego rodzaju sprzeciw wobec status quo łatwo zauważyć, ale nie można powiedzieć, że maluch lamentujący nad swoim losem jest dojrzałym podmiotem i będzie tworzyć nowe normy działania.
Odpowiedź druga jest defensywna. Wedle jednej diagnozy, Polska może i jest zależna od świata zewnętrznego, ale widać taka jest historyczna konieczność. Jak mówił Bartłomiej Sienkiewicz, to nasi przodkowie „skazali nas na peryferyjność”.
Bronisław Komorowski powiedział, że za dawnych czasów Polacy chcieli wyjeżdżać na Zachód, a nie na Wschód. Ale dziś można by zapytać: dlaczego naszym marzeniem miałby być akurat wyjazd z kraju? | Tomasz Sawczuk
Z kolei Koalicja Europejska przekonuje, że miejsce Polski jest w Europie, ale jej działania sugerują podejście, zgodnie z którym tak naprawdę wciąż jeszcze do Europy aspirujemy. W tym kontekście zawsze można liczyć na Bronisława Komorowskiego, który niezawodnie diagnozuje nieaktualny Zeitgeist. W wystąpieniu wygłoszonym podczas sobotniego marszu KE były prezydent powiedział – podejmując próbę uderzenia w PiS – że za dawnych czasów Polacy chcieli wyjeżdżać na Zachód, a nie na Wschód. Kiedyś może i tak było, ale dziś można by zapytać: dlaczego naszym marzeniem miałby być akurat wyjazd z kraju? Jak przypominał w niedawnym tekście na stronach „Kultury Liberalnej” Łukasz Pawłowski, z aktualnych badań wynika raczej, że Polacy w ogóle nie chcą, żeby ktoś z Polski wyjeżdżał.
Typowym wyrazem tego samego podejścia jest nadwrażliwość strony proeuropejskiej w kwestii tego, jak pisze o Polsce zagraniczna prasa. Warto życzyć zagranicznym przyjaciołom wszystkiego dobrego, ale czy dla naszej samooceny naprawdę jest ważne, co powie o nas jeden czy drugi amerykański magazyn, publikowany w kraju, który do dzisiaj nie uporał się z systemowym rasizmem, a w którym nie ma nawet publicznej służby zdrowia? Jest to dodatkowo kłopotliwe w czasach, w których w cenie jest nie tylko idea wolności w sferze prywatnej, ale także idea korzystania z autonomii politycznej jako wspólnota demokratyczna.
Nic dziwnego, że prawicy wydaje się potem, iż liberałowie mają kompleksy i w oczekiwaniu na uznanie zagranicy najwyraźniej leżą plackiem przed Berlinem czy Brukselą (przy czym akurat ta sama prawica leży plackiem przed Waszyngtonem).
PiS ma rację, że być nowoczesnym i zachodnim oznacza odnaleźć pewność w sobie. KE ma rację, że być nowoczesnym i zachodnim nie oznacza zamknąć się w sobie. | Tomasz Sawczuk
Trzecia droga w podejściu do Europy
Oczywiście, w obrębie każdego z dwóch obozów można znaleźć osoby, które widzą te sprawy mniej szablonowo. Nie ujawniła się jednak dotąd silna formacja polityczna, dla której intuicyjnym punktem wyjścia do działania byłaby trzecia droga: formacja proeuropejska czasów niepodległości.
Tego rodzaju drogę można by pokrótce opisać przy pomocy dwóch zasad. Po pierwsze, PiS ma rację, że być nowoczesnym i zachodnim oznacza odnaleźć pewność w sobie. W demokracji powinniśmy dążyć do tego, abyśmy mogli rozumieć siebie jako autorów norm, którym podlegamy. Chodzi zatem o to, by cenić instytucje liberalnej demokracji nie dlatego, że są konieczne, albo dlatego, że są Zachodnie, lecz dlatego, że to my je cenimy, z powodów, które mają znaczenie dla nas – ponieważ wyrażają one wartości definiujące, kim chcemy być.
Po drugie, Koalicja Europejska ma rację, że być nowoczesnym i zachodnim nie oznacza zamknąć się w sobie. Jeśli nie chcemy tworzyć autarkii w rodzaju Korei Północnej, to nie możemy obracać się do Europy plecami. Aby mieć wpływ na normy, którym podlegamy, powinniśmy tworzyć ambitną Europę jako jej współautorzy.