Po antyklerykalnym wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego na Uniwersytecie Warszawskim, od jego wypowiedzi odcięli się zarówno Władysław Kosiniak-Kamysz, jak i Grzegorz Schetyna. Niektórzy zarzucali partiom zjednoczonej opozycji nadmierną uległość wobec Kościoła.

Ogromny wstrząs społeczny, jaki wywołał film „Tylko nie mów nikomu”, pomaga jednak właśnie Koalicji Europejskiej. Oto garść argumentów na rzecz tej tezy.

Chaos w PiS

Przede wszystkim, PiS ma ogromny problem ze spójnością przekazu w sprawie filmu Sekielskich. Najpierw szef Klubu Parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki powiedział , że „przed wyborami samorządowymi mieliśmy «Kler», teraz mamy znowu jakiś taki film atakujący Kościół, więc myślę, że to nie jest przypadkowe”, choć, jak sam przyznał – w chwili, gdy wypowiadał te słowa, filmu jeszcze nie widział. Wypowiedź Terleckiego wypada jeszcze gorzej w kontekście opinii prymasa Polski Wojciecha Polaka, który stwierdził, że film atakiem na Kościół nie jest.

Z kolei Jacek Saryusz-Wolski , „jedynka” PiS-u na liście w Warszawie, stwierdził na antenie TVP1, że pedofilia duchownych to „problem wydumany, wymyślony specjalnie po to, żeby jątrzyć”, bo instytucji Kościoła dotyczy w niewielkim stopniu.

Najszerszym echem odbiła się jednak wypowiedź kandydata z Małopolski, profesora Ryszarda Legutki, który na antenie Polskiego Radia 24 nie tylko problem bagatelizował, ale jeszcze przekonywał, że kontakty seksualne z 12-latkiem to nie pedofilia, lecz… pederastia. Dzień później, na antenie RMF FM , nie chciał przeprosić za swoją wypowiedź, „bo nie ma za co”. Dodał też, że jego słowa mogły wywołać „atak wścieklicy” jedynie u tych, którzy wypowiedzi nie zrozumieli. Produkcji Sekielskich profesor Legutko także – jak przyznał – nie oglądał.

Nie widział jej również inny kandydat Zjednoczonej Prawicy Zbigniew Gryglas, który przekonywał, że nie trzeba obejrzeć filmu, aby móc go ocenić. „Nigdy nie przeczytam «Mein Kampf», ale mogę powiedzieć, że ta książka prowadziła do zbrodni największej na świecie”, tłumaczył wówczas poseł . Co ciekawe, Jarosław Gowin, lider partii Porozumienie, do której należy Gryglas, wyraził za to opinię, że film Sekielskich to „szansa dla Kościoła na oczyszczenie”. A przy okazji zasugerował, że publiczna telewizja nie chce emitować jego wypowiedzi na ten temat.

W międzyczasie pojawiały się kontrowersyjne, bagatelizujące problem pedofilii w Kościele wypowiedzi części hierarchów, które w praktyce także obciążały PiS jako partię, która wyraźnie podkreślała swoje związki z Kościołem. Dość przypomnieć słynną wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o tym, że „kto podnosi rękę na Kościół, podnosi rękę na Polskę”, PiS zaś jest ugrupowaniem, które Kościoła broni, bo jest to „obowiązek patriotyczny”.

W tym kontekście podniesienie kar za niektóre akty pedofilskie, uchwalone naprędce przez sejmową większość, jedynie pogłębia chaos. Bo przecież albo mamy do czynienia ze zjawiskiem marginalnym, a filmu Sekielskich nie warto oglądać, albo problem jest poważny i władze powinny natychmiast interweniować. Jak więc jest? PiS nie potrafi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na tak postawione pytanie.

PiS nie potrafi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o to, czy film Sekielskich warto obejrzeć, a pokazane w nim problemy są poważne i powinny skłaniać władze do interwencji. | Łukasz Pawłowski

Dyscyplina w Koalicji

Zaskakująco dobrze z tematem pedofilii w Kościele radzi sobie jak dotychczas Koalicja Europejska. Poglądy na kwestie obyczajowe, w tym pytanie o relacje państwo–Kościół, są przecież w KE bardzo zróżnicowane.

Po filmie Sekielskiego Koalicji udało się jednak znaleźć spójną i – co równie ważne – wyrazistą narrację. Jej politycy domagają się powołania niezależnej komisji, która zajmie się problemem pedofilii w Kościele: „Chcemy powołania komisji prawdy, ale mówię to od razu: nie zgodzimy się na to, by była to komisja rozmywania odpowiedzialności i rozmywania uwagi. Jeśli są pedofile wśród murarzy czy reżyserów, bo nie wykluczam tego, nie potrzeba do tego komisji. Jest od tego policja i prokuratura. Wyjaśniania wymaga system ukrywania zbrodni, przestępstw i przestępców i zdemaskowania tych, którzy ich kryli i chronili”, mówił Schetyna podczas sobotniej konwencji w Krakowie.

Lider Platformy odniósł się tym samym także do propozycji Prawa i Sprawiedliwości, które chce, by ewentualna komisja zajęła się problemem pedofilii w ogóle, nie tylko w Kościele. Jednocześnie Schetyna dodawał, że komisja nie będzie atakiem na Kościół, ale ma pomóc w procesie oczyszczenia. Z tą wypowiedzią dobrze współbrzmiały słowa Kosiniaka-Kamysza, który obiecywał, że PSL „będzie bronić wartości chrześcijańskich w Polsce i Europie”, ale nie zgadza się na „politykę w Kościele” i „przenoszenie Stolicy Apostolskiej z Rzymu do Torunia”.

Choć to zaskakujące, okazuje się, że podzielona ideowo Koalicja Europejska może skorzystać na jeszcze większych podziałach ujawnionych w pozornie monolitycznych organizacjach – Zjednoczonej Prawicy i hierarchii kościelnej w Polsce.

Podzielona ideowo Koalicja Europejska może skorzystać na jeszcze większych podziałach, które ujawniły się w pozornie monolitycznych organizacjach – Zjednoczonej Prawicy i hierarchii kościelnej w Polsce. | Łukasz Pawłowski

Wolta Tuska

Zmianę atmosfery wyczuł także Donald Tusk, którego krótkie tournée po Polsce na początku maja – wystąpienia na Uniwersytecie Warszawskim, na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i w „Gazecie Wyborczej” – nie wzbudziły szczególnego entuzjazmu. W badaniu mierzącym preferencje Polaków w wyborach prezydenckich – przeprowadzonym już po wykładzie na UW – Tusk przegrał wyraźnie z Andrzejem Dudą w obu turach, tracąc kilka punktów procentowych poparcia w porównaniu z analogicznym badaniem sprzed kilku miesięcy.

W ówczesnych wystąpieniach przewodniczącego Rady Europejskiej pojawiały się co prawda wątki antyklerykalne – szczególnie wyraźne w krótkim przemówieniu kojarzonego z Tuskiem Jażdżewskiego na UW. Nie mniej uderzające były jednak nawoływania do pojednania z drugą stroną czy wyrozumiałości wobec niej: „W polityce nie może chodzić o to, aby ktoś kogoś pokonał i unicestwił. Ktoś może wygrać wybory, pokonać przeciwnika 26 maja, w październiku czy listopadzie tego roku, ale będziemy dalej żyli w jednym kraju”, mówił Tusk 3 maja na UW. „Ktokolwiek będzie wygrywał wybory, nie może powiedzieć «wygrałem wybory, Polska jest moja, nie wasza» – dodawał.

W podobnym tonie wypowiadał się podczas uroczystości z okazji trzydziestolecia „Gazety Wyborczej”: „Nie możemy myśleć o tym, co się dzieje dzisiaj w Polsce w jednostronny sposób. Najprościej jest zrzucić całą odpowiedzialność na tych, z którymi jesteśmy w politycznym konflikcie, ale to jest zbyt łatwe, żeby było skuteczne”, usłyszeli słuchacze zebrani w redakcji „GW”.

Podczas marszu Koalicji Europejskiej 18 maja o żadnych wezwaniach do pojednania czy obniżania temperatury sporu nie było już mowy. Były premier jednoznacznie poparł kandydatów Koalicji Europejskiej, zarzucił politykom PiS-u fałszywą proeuropejskość, Jarosława Kaczyńskiego porównał do ajatollaha i stwierdził, że głosu oddanego na PiS nie wybaczą nam nasze dzieci i wnuki.

O ile wydaje się – jak przekonywałem w przeszłości – że wykład Tuska na UW był próbą wbicia klina między członków Koalicji, jednoznaczne poparcie przez niego KE w ostatnią sobotę na pewno koalicji nie zaszkodzi. Na kilka dni przed wyborami to Grzegorz Schetyna może spać nieco spokojniej – z naciskiem na „nieco”.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: materiały prasowe PiS.