Ksiądz się przyznał

Pierwszym problemem jest kwestia przedawnienia. Większość czynów, do których przyznali się duchowni w filmie (nawet jeśli sprawcy jeszcze żyją), już się przedawniła, czyli ich karalność ustała. W przypadku przestępstwa pedofilii, jak potocznie się określa artykuł 200 kodeksu karnego, jest to 15 lat, ale nie krócej niż do ukończenia 30. roku życia przez osobę pokrzywdzoną. Łatwo policzyć, w 2019 roku chodzi tylko o czyny popełnione po 2004 roku i wobec osób urodzonych po 1988 roku. Osoby, które zdecydowały się opowiedzieć w filmie o tym, co je spotkało, są starsze, a ich wspomnienia obejmują głównie lata 80. i 90. minionego wieku.

Ponadto, samo przyznanie się księdza w prywatnej rozmowie ze swoją ofiarą, nawet jeśli jest potajemnie nagrywany, niczego niestety nie zmienia. Są to czyny, za które rzeczywiście już tylko Bóg może ich osądzić, co zresztą niemal wszyscy ochoczo zaznaczali. Nawet ci, którzy choćby szczątkowo wyrażali skruchę czy mieli poczucie winy.

Biskup wiedział

Kolejną kwestią jest postępowanie hierarchów kościelnych. Biskupi wiedzieli o tym, czego dopuszczali się podlegli im księża – i nic. Przenosili sprawców do innej parafii, postponowali ofiary i chowali sprawy pod dywan.

Ktoś oburzony może zapytać: dlaczego?! Skoro docierały do nich informacje, ofiary się do nich zgłaszały, dlaczego nie zawiadamiali organów ścigania?

Odpowiedź jest prosta: bo nie musieli. A skoro nie musieli, więc nie zawiadamiali. Obowiązek zawiadomienia organów ścigania przez każdą osobę, która otrzymała informację o przestępstwie, w tym z artykułu 200 kk, został wprowadzony (w artykule 240 kk) dopiero w marcu 2017 roku. Wszedł w życie 13 lipca 2017 roku. Przed lipcem 2017 taki obowiązek nie istniał.

Należy również pamiętać, że prawo nie działa wstecz. A zatem, jak precyzuje profesor Włodzimierz Wróbel, „dana osoba nie podlega karze za to, że nie informowała o pedofilii przed 13 lipca 2017 roku. Ale po tym dniu każdy został do tego zobowiązany, choćby przestępstwo pedofilii zostało popełnione wcześniej. Nałożony obowiązek przekazania informacji o przestępstwie pedofilii nie został ograniczony czasowo tylko do czynów «nowo» popełnionych, czyli po dniu 13 lipca 2017 roku”.

Czy po 13 lipca 2017 roku biskupi przekazali organom ścigania informacje o wszystkich przestępstwach seksualnych popełnionych na szkodę małoletnich, o których wiedzieli, a jeszcze nieprzedawnionych, to jest pytanie oczywiście retoryczne.

W aktualnym stanie prawnym ściganie biskupów na drodze prawnokarnej za „aktywną ochronę”, a może nawet umożliwianie duchownym pedofilom dalszego krzywdzenia dzieci, raczej nie wchodzi w grę. Można natomiast dochodzić sprawiedliwości na drodze cywilnoprawnej.

Twarda ręka ministra Ziobry

Przegłosowany w ekspresowym tempie 17 maja 2019 roku projekt nowelizacji kodeksu karnego między innymi zaostrzający drastycznie kary za pedofilię oraz likwidujący okres przedawnienia wobec takich czynów niczego niestety w tej materii nie zmieni. Zmiany mają charakter czysto fasadowy i populistyczny.

Po pierwsze, dlatego że nowy okres (czy raczej bezkres) przedawnienia będzie dotyczył wyłącznie czynów popełnionych po wejściu w życiu nowych przepisów. Zamiast likwidować bieg przedawnienia, rozsądniej byłoby go wydłużyć i zmienić sposób liczenia w przypadku przestępstw seksualnych przeciwko nieletnim (powinno się de facto liczyć od momentu uzyskania przez nich pełnoletności).

Po drugie, dlatego że wprowadzane zmiany w ogóle nie dotyczą zachowań przedstawionych w filmie Sekielskich, które kodeksowo kwalifikują się jako „inne czynności seksualne”, a nie zgwałcenie. A ani definicji „zgwałcenia”, ani kar za „inne czynności seksualne” Ziobro nie rusza! Jak trafnie zauważyła profesor Monika Płatek, „pod pretekstem ochrony dzieci Ziobro pokazuje zatem księżom i Kościołowi, że dba o ich interes i ich bezkarność”.

I po trzecie wreszcie, dlatego że powszechnie wiadomo, iż nie surowość kary, ale jej nieuchronność i natychmiastowość, jest dużo bardziej efektywną metodą zapobiegania przestępczości. I to w zasadzie sedno problemu. Bo problemem nie jest, że księża za czyny pedofilskie dostają niskie kary, problemem jest to, że ich wcale nie dostają! Są niemal zupełnie bezkarni, bo chronieni przez swój szczególny status osoby duchownej oraz swoją instytucję! Problemem jest ukrywanie przez Kościół przestępstw pedofilskich i unikanie jakiejkolwiek odpowiedzialności instytucjonalnej. A w tej materii żadnych zmian resort Ziobry nie wprowadził. Pomocnicy pedofilów w sutannach – hierarchowie, którzy ich kryli, pomagali, przenosili, czyli de facto współsprawcy – mogą spać spokojnie.

Ilu księży wśród pedofilów, ilu pedofilów wśród księży?

W całej sytuacji partia rządząca zażarcie broni Kościoła i wyręcza w tym samych biskupów, którzy zazwyczaj także negują fakty. Pomocna dłoń „twardej ręki” ministra Ziobry, Patryk Jaki, z uporem godnym lepszej sprawy powtarza, że pedofilia w Kościele to problem sztucznie wykreowany i księża wcale nie są grupą zawodową bardziej niż inne grupy skłonną do takich czynów. Na poparcie swojej tezy z dumą prezentuje dane, z których wynika, że na 877 osób obecnie odbywających kary za pedofilię w zakładach karnych, ledwo trzy to osoby duchowne.

Te liczby jednak wcale o tym nie świadczą. Taka interpretacja to czysta manipulacja, by nie powiedzieć – kłamstwo. Fakt, że ledwie trzy osoby duchowne wśród skazanych za pedofilię to duchowni (dwóch księży i jeden zakonnik), nie jest dowodem na to, że wśród pedofilów księża to znikomy ułamek, ale raczej na to, że przed oblicze wymiaru sprawiedliwości te sprawy w ogóle nie trafiają! Większość z nich – jak przytłaczająca, możemy się tylko domyślać, ale nie będzie nadużyciem, jeśli powiemy, że do niedawna prawie wszystkie – pozostaje nieujawniona. Sam raport Konferencji Episkopatu Polski z marca 2019 roku mówi o 382 duchownych pedofilach w latach 1990–2018, a przecież i tak, to tylko niewielka część rzeczywistej skali problemu.

Mechanizm jest bardzo prosty. Ofiary duchownych pedofilów często nigdzie tego nie zgłaszają. A jeśli już zgłaszają, to do ich przełożonych, czyli struktur kościelnych. Ich przełożeni często sprawę zbywali, czyli nie rejestrowali w dokumentach wszystkich przypadków. A tych zarejestrowanych, chociaż formalnie stanowiących przestępstwo, i tak nie przekazywali organom ścigania.

Stąd obecnie trzech duchownych odbywających kary za pedofilię na 877 skazanych. Niewykluczone, że 20 lat temu nie było wśród nich żadnego duchownego. Czy to jednak znaczy, że duchowni nie molestowali wtedy dzieci?

Państwo zamyka oczy

Być może najsmutniejszą politycznie rzeczą, jaką pokazuje film braci Sekielskich, jest obraz relacji państwo-Kościół w Polsce. Reagowanie, czy raczej przymykanie oczu, na przypadki seksualnego molestowania nieletnich przez duchownych jest tego dobitnym przykładem. Ale przecież nie jedynym.

Jeśli hierarchowie kościelni wiedzą, że w szeregach duchownych są osoby, które łamią prawo, popełniają przestępstwa i nie tylko nie zawiadamiają odpowiednich organów strzeżących porządku prawnego, ale tolerują takie naruszenia, a wręcz ułatwiają tym duchownym dalsze naruszanie prawa i krzywdzenie kolejnych dzieci; jeśli nie respektują wyroków sądów karnych, na przykład orzeczonych zakazów pracy z dziećmi, to znaczy, że uważają, że stoją ponad przepisami prawa i nad państwem, które je stanowi.

A państwo rękami swoich polityków (których wybieramy my!) oraz urzędników państwowych oraz sądów Kościołowi na to pozwala i jeszcze się w pas kłania. I tak pozwalamy, by państwo poświęcało w ofierze nasze podstawowe prawa i dobra prawne – jak nasze zdrowie czy bezpieczeństwo, w tym bezpieczeństwo naszych dzieci – które przecież ma obowiązek bezwzględnie chronić.