Szanowni Państwo!

Miliardy euro w najbliższej dekadzie! Tyle możemy stracić, ponieważ Komisja Europejska rzekomo „nie chce dopłacić” do polskiego programu „Czyste powietrze”. Powód jest prozaiczny – nasze władze wydają pieniądze nieefektywnie i tak prowadzony program nie spełni swoich celów. A te były ambitne – wymiana ponad 4 milionów (!) pieców w ciągu najbliższych 10 lat.

Rzecz jest tym bardziej zastanawiająca, że „Czyste powietrze” było jednym z flagowych projektów rządu Mateusza Morawieckiego. A sam premier twierdzi, że dopiero jego ekipa podejmuje realne działania na rzecz poprawy jakości powietrza.

„Nasi poprzednicy nie zrobili w tym względzie prawie nic […] – kropka. Natomiast my rozpoczęliśmy w tym rzeczywiście ogromnym obszarze gigantyczne zmiany proklimatyczne. Będziemy też na pewno robili wszystko, żeby zapłacić za to jak najmniejszy rachunek w porównaniu do państw zachodniej Europy”, mówił szef rządu na antenie RMF FM. Pretekstem do rozmowy był – o ironio! – protest Polski przeciwko… ograniczeniu emisji dwutlenku węgla. Unia Europejska miała stać się klimatycznie neutralna do 2050 roku, ale szef naszego rządu się temu sprzeciwił, argumentując, że nas na to nie stać.

Podobnymi argumentami posługiwał się zresztą Donald Tusk, kiedy w 2011 roku jego rząd samotnie wetował unijny plan redukcji emisji CO2. Przewodniczący Rady Europejskiej dopiero niedawno, bo 3 maja, podczas wystąpienia na Uniwersytecie Warszawskim przyznał, że ma trochę wyrzutów sumienia, „jeśli chodzi o ochronę środowiska i o ekologię”. „Musiałem parę rzeczy zobaczyć na świecie, żeby zrozumieć, że tutaj każde zaniechanie będzie owocowało dramatycznymi skutkami”, mówił Tusk na kampusie UW.

Ta samokrytyka jest jednak odosobniona. Temat globalnego ocieplenia w Polsce, szczególnie wśród polityków, to wciąż albo przedmiot żartów o palmach i winnicach nad Wisłą, albo kolejny symbol opresji ze strony Unii Europejskiej.

Jednym z niewielu polityków, który zwraca uwagę na problem, jest prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Po konsultacjach z Młodzieżowym Strajkiem Klimatycznym zdecydował się zorganizować w stolicy pierwszy w Polsce obywatelski panel klimatyczny. Stąd jednak wciąż daleka droga do poważnych zmian – te muszą paść ze strony głównych sił politycznych, które z podjęciem tematu się nie spieszą.

Taki stan rzeczy może zaskakiwać, biorąc pod uwagę, że, jak wynika z badania przeprowadzonego przed wyborami do Europarlamentu przez IPSOS Mori, aż 77 procent potencjalnych wyborców w Europie uważało zmiany klimatyczne za istotne kryterium przy podejmowaniu decyzji, na kogo oddać głos . Nastroje społeczne przełożyły się na spektakularny triumf Zielonych, szczególnie w Niemczech, gdzie partia ta już przewodzi w sondażach, wyprzedzając CDU/CSU Angeli Merkel. Czy taki scenariusz może powtórzyć się w Polsce?

„Ponad dwa lata temu rozmawiałem ze znanym politykiem, który stwierdził: «Marek, gdybyś mi kiedyś powiedział, że smog można wpisać do programu politycznego, to bym cię wyśmiał!». Od tamtego czasu wszystkie partie polityczne wpisały smog do programu, stało się to zupełnie oczywiste. A dlaczego? Ponieważ smog zaczął być problemem ich wyborców”, mówi lider polskich Zielonych Marek Kossakowski w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem.

Faktycznie, problem smogu stał się w ciągu kilku ostatnich lat bardziej nagłośniony. Ale, po pierwsze, wciąż czekamy na realną poprawę sytuacji, a losy programu „Czyste powietrze” wielkich nadziei nie dają. Po drugie zaś, czy fakt, że wszystkie ugrupowania zwróciły uwagę na problem, to dowód na sukces czy porażkę Zielonych? Wszak ta partia w sondażach właściwie nie istnieje. I nawet wejście do Koalicji Europejskiej ani nie przyczyniło się do zwiększenia jej rozpoznawalności, ani nie dodało opozycji ekologicznej wiarygodności. Mimo to Kossakowski twierdzi, że z Grzegorzem Schetyną współpracuje mu się dobrze, a jego partia wciąż stara się „zazielenić” partnerów.

„Polska polityka wciąż utrzymuje się w dwóch dużych blokach i chyba w tych blokach musi się ugruntować program ekologiczny. Co ciekawe, wydaje mi się, że partia rządząca zauważyła te postulaty szybciej niż opozycja”, twierdzi Ilona Jędrasik z proekologicznej organizacji ClientEarth w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. W czym się to przejawia? „Rząd PiS-u jako pierwszy ogłosił program antysmogowy. Oczywiście, można dyskutować o jego realizacji, ale Platforma, będąc u władzy, w ogóle nie widziała problemu smogu, uznawali to za chwilową anomalię, którą można pominąć”, twierdzi Jędrasik. I nawet klęska programu „Czyste powietrze” nie musi zaszkodzić premierowi Morawieckiemu, ponieważ opozycja nie przedstawiła konkurencyjnego pomysłu na walkę ze zmianami klimatycznymi. Bo nie chodzi przecież wyłącznie o czystsze powietrze: coraz większym problemem staje się także dostęp do wody, o czym niedawno pisaliśmy w „Kulturze Liberalnej”. To realne problemy, które zaczynają dotykać konkretnych ludzi.

Wydawałoby się, że w takich warunkach ekologia to „temat do wzięcia”. Ale jak pisał Jakub Bodziony z naszej redakcji: „Nie wystarczy ogłosić, że ekologia to ważna rzecz. Politycy muszą jeszcze przekonać do tego część sceptycznych wyborców i zbudować swoją wiarygodność”. Z tym zaś mamy problem, bo wydaje się, że wielu polityków i wiele osób publicznych wciąż nie traktuje tego tematu poważnie.

Dziedzina ekologii to zresztą jedna z niewielu, która potrafi zbliżyć do siebie osoby uznawane za przeciwników i zwolenników obecnego rządu. Jedną z takich osób jest dziennikarz „Gazety Wyborczej” Witold Gadomski, który niedawno porównał osoby ostrzegające przed globalnym ociepleniem do… sekty religijnej, wywołując tym samym oburzenie zarówno niektórych redakcyjnych kolegów, jak i części czytelników.

„Z wyjątkiem Trumpa czy Bolsanaro politycy uważają, że dzisiaj nie wypada wyrażać wątpliwości co do zmian klimatycznych”, mówi Gadomski w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Jakubem Bodzionym. „To tak, jakby ktoś w 1019 roku wszedł do gospody w Paryżu i powiedział – słuchajcie, dostrzegam w Piśmie Świętym pewne sprzeczności i zaczynam wątpić. Zabiliby go na miejscu. Dziś politykom po prostu nie wypada powiedzieć tego, co ja powiedziałem. Ale gdyby nie mieli wątpliwości co do zmian klimatu, to inaczej by działali”.

Gadomski nie bez racji narzeka na to, że działania dotychczas podejmowane przez polityków w walce z globalnym ociepleniem nie okazały się skuteczne. Ale czy receptą na ten problem ma być powątpiewanie w fakt, że sam problem w ogóle istnieje?

Jedno jest jednak pewne – dopóki polscy wyborcy nie pokażą, że zmiany klimatyczne to dla nich ważny temat i że dostrzegają wpływ jakości środowiska na swoje codzienne życie, nic się w polskiej polityce nie zmieni. A my wciąż będziemy się spierać o rzeczy, które w innych miejscach już dawno uznaje się za oczywiste.

Tymczasem w Polsce, jak mówił w niedawnym wywiadzie fizyk atmosfery profesor Szymon Malinowski, nie mamy nawet „eksperckiego zaplecza dla rządu, co pozwoli[łoby] nam opracować rozwiązania do tego, by poradzić sobie z problemem zmieniającego się klimatu”. I to mimo że zmiany dramatycznie przyspieszają. I nie jest to efekt religijnych uniesień, ale naukowych dowodów.

Zapraszamy do lektury
Redakcja „Kultury Liberalnej”