Paneli było dużo, nastroje były dobre – rozmawiałem z posłami, szeregowymi działaczami i aktywistami partyjnej młodzieżówki. Słyszałem głosy, że PSL nie przykładało się w kampanii do Parlamentu Europejskiego, wiele osób wypowiadało się ciepło o Zielonych. Wśród ludzi Platformy spotykałem głównie zwolenników zjednoczonej opozycji, ale dwudniowa konwencja programowa partii miała pokazać, że PO jest gotowa także do samodzielnego startu w wyborach.
Moi rozmówcy przeważnie nie mieli określonych oczekiwań wobec konwencji. Byli zadowoleni, że partia się spotyka, że warto porozmawiać o programie i że poruszonych zostanie wiele ważnych tematów. Nie kwestionowali kierunku, w jakim rozwija się organizacja, nie wnikali w detale programowe: PiS Polskę niszczy, a Platforma uzdrawia.
Schetyna pracuje na sześciopak
Platforma zgrabnie złożyła swoje dotychczasowe postulaty programowe w kilka pakietów tematycznych, które nazwała sześciopakiem czy też „szóstką Schetyny”. W ramach pakietu „Wolność i demokracja” ponownie padła zapowiedź odwrócenia niekonstytucyjnych zmian w prawie wprowadzonych przez PiS. W „szóstce” znalazł się także program senioralny, w tym zapowiedź trzynastki dla emerytów co roku. PO położyła duży nacisk na dwa kolejne obszary życia społecznego, czyli edukację oraz służbę zdrowia. I słusznie, bo to tematy niewygodne dla PiS-u.
Obok postulatów znanych z przeszłości, pojawiły się przynajmniej dwie nowe deklaracje. Po pierwsze, w ramach programu ekologicznego, dla którego znalazło się miejsce w „szóstce”, Platforma zadeklarowała odejście od węgla w kolejnych obszarach gospodarki do roku 2040. W kulisach można było usłyszeć o haśle zeroemisyjności polskiej gospodarki do 2050 roku. Poza tym, PO opowiedziała się jednoznacznie za wprowadzeniem związków partnerskich, chociaż dotąd unikała w tej sprawie konkretnych deklaracji. W decyzji pomogło zapewne PSL, które ogłosiło dzień wcześniej samodzielny start w jesiennych wyborach.
Jeśli było jedno hasło, które symbolizowało całość ideowo-programowego pakietu zaprezentowanego przez Platformę Obywatelską, był nim slogan: „Praca musi się opłacać”. | Tomasz Sawczuk
Jeśli było jedno hasło, które symbolizowało całość ideowo-programowego pakietu zaprezentowanego przez Platformę Obywatelską, był nim slogan: „Praca musi się opłacać”. Jest to odpowiedź Platformy na programy społeczne Prawa i Sprawiedliwości, na gruncie których świadczenia uzyskuje się niezależnie od tego, czy ktoś pracuje, czy nie. Partia zaproponowała w ramach sześciopaku program „Wyższe pensje”, przewidujący dopłaty państwa do niższych wynagrodzeń. Grzegorz Schetyna raz jeszcze powtórzył, że żadne świadczenia, które PiS przyznało obywatelom, nie zostaną odebrane.
Dwie twarze Platformy
Długo zastanawiałem się nad tym, co właściwie zostało po tej konwencji. Od kilku lat było wiadomo, że ugrupowanie Tuska i Schetyny ma kłopot z wymyśleniem nowej formuły działania, która wykraczałaby poza strategię „antypisu”, że partia nie zajmuje się sprawami programowymi, nie myśli też za wiele o tym, jak rozmawiać z ludźmi, aby znów mogli uznać ją za swoją.
Przez ostatnie lata można było mieć nadzieję, że Platforma będzie stopniowo przesiąkać ideami, które przychodzą do niej skądinąd, skoro nie za bardzo ma własne. Czas mija, ludzie się uczą, kierownictwo partii jest pragmatyczne, a poza wszystkim, nie można wciąż mówić tego samego, niezależnie od sytuacji za oknem.
Ta transformacja udała się częściowo. Z jednej strony, jest pragmatyczna Platforma, która wyciągnęła pewne wnioski z sukcesów politycznych PiS-u i stara się na nie zareagować, nie powielając przy tym programu partii rządzącej. Jednym z takich wniosków jest próba przedstawienia pakietu reform, które miałyby prowadzić do podniesienia pensji gorzej zarabiających Polaków.
Wiele osób zwraca uwagę, że realizacja programu ogłoszonego na konwencji byłaby bardzo kosztowna. Utrzymanie dotychczasowych świadczeń, obniżka podatków i wzrost wydatków dają łącznie koszt kilkudziesięciu miliardów złotych. Niektórzy twierdzą, że to niepoważne, skoro Platforma krytykuje PiS za rosnące zadłużenie.
Na tę sprawę warto spojrzeć i w następującym kontekście: jeśli politycy PO poważnie wierzą, że kolejne cztery lata rządów PiS-u oznaczają tak głębokie przejęcie państwa przez partię rządzącą, że demokracja stanie się fasadą, a kolejne wybory wygrać będzie niezwykle trudno, to może kilkadziesiąt miliardów złotych nie jest ceną wygórowaną, żeby uniknąć takiego scenariusza?
Jeśli politycy PO wierzą, że kolejne cztery lata rządów PiS-u oznaczają, że demokracja stanie się fasadą, a kolejne wybory wygrać będzie niezwykle trudno, to kilkadziesiąt miliardów złotych nie jest wygórowaną ceną za obronę demokracji. | Tomasz Sawczuk
Z drugiej strony, PO wyciągnęła wnioski z rządów PiS-u nie do końca i nie całkiem we właściwy sposób. Wciąż żyje coś z tej starej, pasywnej, konserwatywnej Platformy. Prawie wszystko, co słyszałem podczas wystąpień programowych, słyszałem już wcześniej. Na panelach dyskusyjnych było grzecznie, ostrożnie, wsobnie, tematy na ogół te same co przed dekadą, nowe wyzwania raczej zamarkowane niż poruszone. W czasie niektórych dyskusji można było odnieść wrażenie, że Platforma reaguje na nowe idee tak samo, jak woda reaguje na olej – próbuj, ile chcesz, ale jedno z drugim w ogóle się nie miesza.
Chyba najlepiej było to widać w dyskusjach gospodarczych, które dobrze wpisywały się w modę na wszystko, co vintage. W regularnym rytmie wracała nuta wolnorynkowego dogmatyzmu: rynek jest super, polityka nie bardzo, wskaźniki powiedziały już wszystko, właściwie nie ma o czym dyskutować, bo liczby nie kłamią. Prawdziwa eksplozja racjonalności.
Rzecz jasna, nierzadko dyskusja wyglądała inaczej i nie można ocenić wszystkich wystąpień według jednej miary. Jednak archaiczne wierzenia, w rodzaju mitu przedsiębiorcy jako nieugiętego bohatera narodowego, którego zawsze gnębi państwo, zdają się tak głęboko wbudowane w kręgosłup ideologiczny PO, że wszystkie inne tematy, którymi zajmowała się partia podczas konwencji, sprawiały niekiedy wrażenie drugorzędnych, akcesoryjnych.
Platforma ewoluuje, ale wciąż ciążą jej stare nawyki – brakuje elastyczności, aby przekształcić się w nowy, lepszy twór. Jeśli spojrzeć na dotychczasowy kierunek rozwoju PO i pomyśleć o dalszych perspektywach, partia mogłaby programowo zrobić dwa kolejne kroki. Po pierwsze, powinna luzować sznyt wolnorynkowej partii biznesu. Po drugie, Platforma wciąż potrzebuje stać się bardziej polityczna, demokratyczna – to znaczy nie tylko sprawnie wkładać produkty do wyborczego koszyka, ale i wyobrażać sobie, w jaki sposób różnorodni ludzie mogą współpracować, aby żyć lepiej w jednym kraju.
Jak się opłaca, to jest praca
Weźmy, na początek, sprawę pierwszą. Platforma mówi: „praca musi się opłacać”. Praca jest ważna i potrzeba jeszcze wiele wysiłku, jeśli polska gospodarka miałaby ścigać w poziomie rozwoju najbogatsze kraje UE – są to twierdzenia mało kontrowersyjne, z którymi zgodzą się politycy wszystkich opcji. Wielu z nich powie także, że wspieranie przedsiębiorczości i aktywności gospodarczej to ważne cele polityki państwa. W swojej esencji przekaz Platformy nie jest przesadnie kłopotliwy. Wiele zależy zatem od tego, w jaki sposób zostanie uzupełniony.
Skoro praca się opłaca, to co się nie opłaca? Najpewniej pobieranie świadczeń społecznych. W czasie jednego z paneli dyskusyjnych można było usłyszeć opinię, że trzeba rozumieć przedsiębiorców, którzy przez jakiś czas nie wypłacają pracownikom pensji. W czasie innego padła teza, że praca najbardziej powinna opłacać się tym, którzy najwięcej pracują. Kto pracuje najwięcej? Być może jest to pani Kowalska, która w ciągu dnia sortuje paczki w magazynie, a po godzinach zajmuje się dziećmi i domem? Nie można tego wykluczyć, ale jeśli uznajemy, że to wolny rynek nagradza najbardziej pracowitych, to najbardziej zapracowany może być tylko jeden typ człowieka: prezes wielkiej korporacji. Skoro najwięcej zarabia, to pewnie najwięcej pracuje.
Dlaczego ludzie mieliby więc uwierzyć, że PO zachowa pisowskie programy społeczne, skoro z partii wychodzi szereg sygnałów sprzecznych z taką zapowiedzią? Gdyby Platforma mówiła, przykładowo, że trzeba utrzymać 500+, ponieważ żadna rodzina w Polsce nie powinna żyć w nędzy, a świadczenia pieniężne na dzieci to bardzo dobry instrument polityki społecznej – wówczas można by pomyśleć, że partia ta rzeczywiście akceptuje aktywną politykę społeczną. Jeśli wyznaje tego rodzaju przekonania, to można by się spodziewać, że nawet gdyby usunęła 500+, zaproponuje w zamian coś równie wartościowego.
Platforma potrzebuje stać się bardziej polityczna, demokratyczna – nie tylko sprawnie wkładać produkty do wyborczego koszyka, ale i wyobrażać sobie, w jaki sposób różnorodni ludzie mogą współpracować, aby żyć lepiej w jednym kraju. | Tomasz Sawczuk
Myślenie środowisk gospodarczych skupionych wokół Platformy rysuje się jednak następująco: PiS kupił głupich ludzi pieniędzmi, trzeba więc utrzymać świadczenia, żeby zdobyć ich głosy. Gdyby ludzie zmądrzeli, to sami by zrozumieli, że państwo nie powinno tych świadczeń wypłacać. Jak się nie obudzą, to z Polski będzie druga Grecja.
W podejściu takim da się wyczuć rezerwę nie tylko wobec tego czy innego instrumentu polityki społecznej, ale i wobec obywateli, którzy są beneficjentami świadczenia. Kiedy więc Polacy słyszą od Platformy, że praca powinna się opłacać, to mogą słyszeć, że PO chce ich dyscyplinować, że im nie ufa, a najpewniej ma ich w pogardzie, bo mają nie takie kwalifikacje i nie pracują w wielkomiejskich korporacjach, gdzie jest ładnie i pracowicie – chce ich zatem zaprząc do pracy, za co zresztą Polacy powinni być swoim racjonalnym nadzorcom wdzięczni. A kiedy partia proponuje ludziom coś więcej niż darmowe porady w sprawie tego, jak radzić sobie na rynku, na przykład utrzymanie 500+, to nietrudno dojść do wniosku, że jest to nieszczere, wymuszone i niepewne.
Jeśli Platforma dojdzie do władzy, być może dotrzyma słowa i utrzyma pisowskie programy społeczne. Brakuje jednak systematycznej podstawy, aby oczekiwać, że w razie czego nie zwinie ich w mgnieniu oka, w dodatku mając w poważaniu ludzi, którzy mogliby na tym ucierpieć – skoro już wiedzą, co się opłaca, to niech zmienią pracę (i wezmą kredyt jeśli trzeba)!
Więcej niż 500+
Przejdźmy do kwestii drugiej. Można bezpiecznie założyć, że dla wielu wyborców PiS nie jest idealne, wprowadza swoich ludzi do spółek skarbu państwa, zapewne niemało kradnie, a do tego potrafi dopiec niewygodnemu dziennikarzowi, sędziemu czy urzędnikowi państwowemu.
Zasadnicza wydaje się jednak następująca kwestia: wyborcy żyją ogółem w przeświadczeniu, że za rządów PiS-u nie będzie systematycznego krzywdzenia ludzi. To może dawać pewne poczucie bezpieczeństwa.
Myśleć, że PiS kupiło ludzi za 500+ – i dlatego trzeba ten program utrzymać – to zatem fundamentalna pomyłka. Program ten nabiera pełnego znaczenia dopiero jako część składowa całościowego pakietu politycznego, który nie ogranicza się do prostego transferu pieniędzy. Dlatego odpowiedź na 500+ wymaga więcej niż tylko deklaracji, że program nie zostanie zlikwidowany. Liczy się także kontekst polityczny, który sprawia, że ludzie mogą wierzyć, że to jest polityka dla nich.
Zasadnicza wydaje się następująca kwestia: wyborcy żyją w przeświadczeniu, że za rządów PiS-u nie będzie systematycznego krzywdzenia ludzi. | Tomasz Sawczuk
Czy Kowalski może powiedzieć to samo o polityce Platformy? To ciekawe pytanie i wydaje się, że na razie stawia ono przed partią pewne wyzwanie. Rozmowa o wartości pracy jest w tym kontekście ruchem obiecującym, którego potencjał jak dotąd nie został jeszcze w pełni wykorzystany. Politycy powinni nie tylko nalegać na to, że trzeba pracować, ale opowiadać o tym, w jaki sposób możemy tworzyć wspólny świat. Państwo powinno pomagać przedsiębiorcom, a nie ich dręczyć, ale pracownicy muszą pracować w dobrych warunkach i na uczciwych umowach. Potrzebujemy zarówno przyjaznej administracji, jak i silnej Państwowej Inspekcji Pracy. Tego rodzaju wzajemne zależności wymieniać można dalej.
Platforma nie potrafi jeszcze mówić w ten sposób, ponieważ świat, który przedstawia w swoich projektach politycznych, wciąż nie jest do końca wspólny. Wizja ta potrzebuje więcej wyobraźni socjologicznej, ponieważ w oczach polityków PO rzeczywistość społeczna zbyt łatwo dzieli się na pracowitych ludzi sukcesu i ich leniwych utrzymanków, skazanych na porażkę, a następnie uratowanych łaską władzy. Bardziej pragmatyczne podejście do wolnego rynku pozwoliłoby Platformie uzyskać większą spójność ideowo-programową, co przydałoby jej wiarygodności. Dopóki to podejście się nie zmieni, partii Schetyny trudniej będzie zyskać pozycję partii ludu, a nie partii elit.
Szukając nowej tożsamości, Platforma wychodzi ze stanu zawinionej niedojrzałości. Partia wykonała ruch w kierunku tworzenia solidnej, współczesnej partii konserwatywno-liberalnej. Wciąż jednak niepokoją ją duchy przeszłości. W międzyczasie PiS, w miejsce Platformy z czasów Donalda Tuska, zaczyna pełnić rolę partii teraźniejszości, partii ciepłej wody w kranie, która posiada wysokie zdolności adaptacyjne, ale której trudno formułować realistyczne wizje przyszłości. Wciąż brakuje siły politycznej zdolnej opowiedzieć historię, w której przyszłość wiąże się z przeszłością tak, że pozwala dzisiaj tworzyć wspólny, różnorodny świat.