Większość z nas chciałaby żyć w państwie z dobrze zorganizowanym systemem opieki zdrowotnej, z systemem oświaty kształcącym inteligentnych ludzi, zostawiającym miejsce na kreatywność i rozwój dzieci, z sądami, które – abstrahując chwilowo od ich upolitycznienia – działają sprawnie, wydają zrozumiałe wyroki i zapewniają możliwie szybką sprawiedliwość. Ze służbami, które dbają o bezpieczeństwo obywateli. Z pracownikami socjalnymi, którzy są w stanie autentycznie pomóc potrzebującym. Doprawdy, długo można jeszcze wymieniać elementy, które powinny w Polsce lepiej funkcjonować.

Mit taniego państwa

Jednocześnie wciąż, jako społeczeństwo, zdajemy się tkwić w złudzeniu, że wszystko to można osiągnąć, budując jednocześnie już niemal mityczne tanie państwo. Zaczęło się o tym mówić podczas pierwszej kadencji PiS-u. Jak pokazał ekonomista Ignacy Morawski, od tego czasu wynagrodzenia w sektorach instytucji rządowych i samorządowych w relacji do PKB spadły do rekordowo niskiego poziomu 10 procent. Nic dziwnego, że tak trudno znaleźć specjalistów w rozmaitych dziedzinach: samych lekarzy brakuje ponad 20 tysięcy. Jednocześnie duża część społeczeństwa uważa, że politycy i urzędnicy (ale nie tylko oni) zarabiają za dużo. Oczywiście można dyskutować o wysokości nagród, nieuzasadnionych przelotach wojskowymi samolotami etc., jednak nie należy się dziwić, że eksperci, którzy mogliby – gdyby dostali takie możliwości – wprowadzać potrzebne zmiany i usprawnienia nie garną się specjalnie do pracy w rządzie czy samorządach.

Tanie państwo nie ma szans działać sprawnie i zawsze będzie państwem z kartonu. Mimo to partie składają kolejne obietnice skracania kolejek i poprawy jakości rozmaitych usług. Uczciwość wymaga klarownego wskazania, w jaki sposób da się sfinansować składane w kampanii obietnice. Można oczywiście opowiadać bajki o jeszcze większym uszczelnieniu luki VAT czy sięgnąć po pieniądze z Otwartych Funduszy Emerytalnych, ale na dłuższą metę jest tylko jeden realny sposób na podniesienie jakości usług społecznych. Jest nim rewolucja w podatkach.

Skąd wziąć pieniądze?

Podatki to słowo, którego niemal wszystkie partie boją się jak ognia. Ma to swoje uzasadnienie: wydaje się, że w dzisiejszej Polsce nie ma szansy wygrać – a niewykluczone, że nawet przekroczyć progu wyborczego – partia, która wprost będzie mówić, że trzeba gruntownie zreformować system podatkowy. Najlepszym przykładem są losy partii Razem, która w dodatku wyświadczyła sprawie niedźwiedzią przysługę. Swój pomysł na podatki progresywne wprowadziła do debaty publicznej tak nieudolnie, że jedyne, co zostało z niego zapamiętane, to liczba 75 procent. Pomijając już dyskusję o tym, czy rzeczywiście nie jest to zbyt wysoki próg, warto dostrzec, że wiele osób jest przekonanych, że wprowadzenie takiej skali podatkowej oznaczałoby, że musieliby oddawać państwu 75 procent wszystkich swoich zarobków. Wciąż duża część społeczeństwa nie rozumie bowiem, jak działa progresja podatkowa.

Jak pokazał ekonomista Ignacy Morawski, wynagrodzenia w sektorach instytucji rządowych i samorządowych w relacji do PKB spadły do rekordowo niskiego poziomu 10 procent. Nic dziwnego, że tak trudno znaleźć specjalistów w rozmaitych dziedzinach. | Jędrzej Dudkiewicz

Nie zmienia to jednak faktu, że Razem jako jedyna partia uczciwie powiedziała, co trzeba zrobić. Wszystkie inne siły unikają choćby dyskusji na ten temat. Nawet najbardziej spośród nich progresywna, jak sama siebie określa, czyli Wiosna Roberta Biedronia, z której programu wynika, że zależy jej na ograniczeniu różnorakich nierówności, słowem nie wspomina, w jaki sposób chciałaby osiągnąć swoje cele.

Tymczasem wydarzeń wskazujących na potrzebę rozpoczęcia rozmowy o reformie podatków jest już wystarczająco wiele. Dość przypomnieć strajki kolejnych grup zawodowych: lekarzy rezydentów, policjantów, nauczycieli. Zwracają one uwagę na fakt, że ludzie wykonujący niezwykle ważną społecznie pracę otrzymują za nią zdecydowanie zbyt niskie wynagrodzenie. I o ile ta ogólna perspektywa przebija się jeszcze do świadomości ludzi, o tyle wciąż wielu z nich (w tym również polityków i publicystów) nie zastanawia się nad tym, w jaki sposób sfinansować ewentualne podwyżki.

Aczkolwiek warto zauważyć, że podejście polityków do podatków bywa różne. PiS tak naprawdę wiele z nich podnosi w ostatnim czasie, jednak nie służą one zwiększeniu nakładów na służbę zdrowia czy edukację, a finansowaniu indywidualnych transferów gotówkowych, jak 500+ na pierwsze dziecko, trzynasta emerytura, 300+ na wyprawkę szkolną itd. Instytucje świadczące podstawowe usługi wciąż są niedofinansowane. Na zabiegi lekarskie trzeba czekać miesiącami, a 500+ często nie wystarczy, by iść do prywatnego lekarza. Do tego politycy PiS-u nie lubią wspominać o tym, że podnoszą podatki (często używają słów „opłata” lub „danina”). A udawanie, że środki na wszystkie transfery można łatwo znaleźć, bo „wystarczy nie kraść”, tylko napędza to wspomniane przeświadczenie, że tanie państwo jest możliwe.

Jak zreformować skansen?

Powiedzmy to otwarcie: jeśli chodzi o system podatkowy, Polska jest skansenem Europy. I chyba chce tym skansenem pozostać, skoro wciąż niełatwo jest przebić się u nas z dowodami na to, że zmiany w podatkach są konieczne, bo system jest nie tylko skomplikowany, ale także – jak przekonuje część ekonomistów – najbardziej obciąża najuboższych. „Nauczycielka z pensją 3 tys. zł brutto oddaje państwu 37 procent swoich zarobków, a prawnik z dochodem 20 tys. zł brutto trochę ponad 20 procent”, twierdzi dr Jakub Sawulski . Najprościej rzecz ujmując: powinniśmy wybrać, czy bardziej interesuje nas skandynawskie państwo dobrobytu, czy amerykański system reprodukujący i zwiększający nierówności.

Pomysłów na rewolucję podatkową, która przyniosłaby postulowane przeze mnie zmiany, jest całkiem sporo. Ważniejsze od szczegółowych propozycji jest póki co ustalenie kierunków dyskusji, nad którymi można później – najlepiej wspólnie – pracować. Przede wszystkim trzeba by więc wprowadzić prawdziwą progresję podatkową (przy okazji zwiększając kwotę wolną od podatku), tak by najbogatsi wrzucali do wspólnego garnka po prostu znacznie więcej niż dziś. Jak bowiem wynika z danych zebranych przez Sawulskiego, efektywne opodatkowanie pracy w Polsce jest całkowicie liniowe i wynosi 37 procent, niezależnie od wysokości dochodów (jesteśmy pod tym względem wyjątkiem w UE).

Wydarzeń wskazujących na potrzebę rozpoczęcia rozmowy o reformie podatków jest już wystarczająco wiele. Dość przypomnieć strajki kolejnych grup zawodowych: lekarzy rezydentów, policjantów, nauczycieli. | Jędrzej Dudkiewicz

Warto byłoby zająć się też kwestią fikcyjnego samozatrudnienia, które szacowane jest na 166 tysięcy osób (stan na 2017 rok). Tym bardziej, że jest ono opodatkowane regresywnie. Efektywne opodatkowanie osób prowadzących indywidualną działalność gospodarczą jest niższe od opodatkowania osób zatrudnionych na umowę o pracę o około 8 punktów procentowych w przypadku tych, którzy zarabiają rocznie od 50 do 100 tysięcy złotych oraz o około 13 punktów procentowych w przypadku tych, którzy zarabiają rocznie od 100 do 200 tysięcy złotych. Innymi słowy prowadzenie indywidualnej działalności gospodarczej często służy do optymalizacji podatkowej.

W parze z tym mogłoby iść podwyższenie podatków od kapitału. W Polsce jest ono wyższe niż w innych krajach Europy Środkowowschodniej, ale znacząco (o 8 punktów procentowych) niższe niż w państwach Europy Zachodniej, którą wszak cały czas staramy się gonić.

Dodatkowo warto byłoby się zastanowić nad tym, w jaki sposób opodatkować konsumpcję najbogatszych. Biedniejsi płacą realnie wyższe podatki także dlatego, że większość tego, co zarabiają, wydają na obłożone VAT-em produkty pierwszej potrzeby. VAT jest w tym przypadku generalnie niższy, to prawda, jednak jeśli spojrzy się na proporcje, to ubożsi wydają na życie znacznie większą część swojej pensji, niekiedy wręcz całą. Dobrym przykładem jest benzyna samochodowa, w cenie której zawierają się liczne daniny dla państwa. Czemu podobnie opodatkowane nie jest na przykład paliwo lotnicze? Innymi słowy: chcesz lecieć na wakacje na Mauritius? W porządku, ale musisz za to więcej zapłacić. Przy okazji może udałoby się nieco zmniejszyć częstotliwość lotów, co wyszłoby na dobre także naszej planecie.

Ostatnim pomysłem na rewolucję w podatkach jest… luka. Rządowi PiS-u nie można odmówić tego, że zrobił sporo, by ograniczyć lukę w podatku VAT (wspomnieć jednak należy, że przepisy to umożliwiające uchwaliła poprzednia ekipa rządząca). Warto by w takim razie przyjrzeć się również podatkowi CIT. Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że maksymalna wartość luki w CIT w 2015 roku wyniosła 50 miliardów złotych, w 2016 – 18,4 miliarda złotych, a w 2017 roku – 21,4 miliarda złotych. To ogromne pieniądze, które powinny były trafić do budżetu państwa. Przy okazji można by pomyśleć o wprowadzeniu progresji również w podatku CIT, by większe firmy i korporacje – zwłaszcza zagraniczne – w większym stopniu dzieliły się swoimi dochodami.

Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że maksymalna wartość luki w CIT w 2015 roku wyniosła 50 miliardów złotych, w 2016 – 18,4 miliarda złotych, a w 2017 roku – 21,4 miliarda złotych. To ogromne pieniądze, które powinny były trafić do budżetu państwa. | Jędrzej Dudkiewicz

Odkładanie dyskusji

To jasne, że dyskusja na temat podatków będzie niełatwa. Zbyt wiele osób stwierdzi, że to nie czas na tego typu pytania. Usłyszymy, że to, co zadziałało gdzie indziej, wcale nie musi się sprawdzić u nas. Że najpierw trzeba obronić demokrację, a później myśleć nad wszystkim innym. Że głośne zgłoszenie postulatu zmian w systemie podatkowym zostanie przedstawione przez przeciwników politycznych w histerycznej narracji: „my wam chcemy dać to wszystko bez żadnych wymagań, a oni czyhają na wasze pieniądze!”.

I nawet jeśli ostatni argument odwołuje się do rzeczywistego zagrożenia, to również on jest w zasadzie kolejnym przejawem jednego z – jak nazwał je w swojej książce Piotr Stankiewicz – „polskich grzechów głównych”, czyli niedasizmu. A skoro tak i skoro można mieć ponadto uzasadnione wątpliwości, czy w razie wygranej sił opozycyjnych w najbliższych wyborach parlamentarnych rzeczywiście pojawi się szansa na przeprowadzenie dyskusji o reformie systemu podatkowego, to może nie ma na co czekać?

Czas przestać chować głowę w piasek. Musimy już teraz zacząć poważnie myśleć o tym, co zrobić, byśmy żyli w kraju, w którym usługi publiczne będą stały na wyższym poziomie oraz panować będzie większa sprawiedliwość i solidarność. Jest to istotne także dlatego, że oba te czynniki znacząco wpłyną na zmniejszenie ryzyka ponownej wygranej sił groźnych dla demokracji.