Stan polskiej szkoły po czterech latach rządów Prawa i Sprawiedliwości zdecydowanie się pogorszył. Reforma edukacji firmowana nazwiskiem minister Anny Zalewskiej nie bez przyczyny została przez wiele osób nazwana „deformą”. Zmiana systemu, polegająca przede wszystkim na usunięciu gimnazjów, nie została ani odpowiednio przygotowana ani przeprowadzona.

Wiele specjalistek i specjalistów uważa, że nie była ona w ogóle potrzebna, ponieważ właśnie gimnazja – w które we wcześniejszych latach zainwestowano ogromne środki – stanowiły najlepiej rozwinięty etap nauczania. I chociaż minister Zalewska mówiła o stopniowym ich „wygaszaniu”, zostały one raczej gwałtownie zdmuchnięte z powierzchni ziemi, zostawiając po sobie wyrwę w nieprzygotowanych programach nauczania i podstawach programowych. Pojawił się również gigantyczny problem związany z kumulacją roczników: zdających do liceów uczniów po ośmioklasowej podstawówce i „wygaszanych” gimnazjach. Przepełnione są także podstawówki, do których dołożono siódmą i ósmą klasę. Na sale lekcyjne przerobiono w niektórych szkołach nawet szatnie i stołówki, zaś na korytarzach obowiązuje ruch jednokierunkowy. Lekcje zaczynają się o 7 rano, a kończą późnym wieczorem. W reformatorskim szale, rządzący zapomnieli o nauczycielach, którzy od lat są jedną z najsłabiej zarabiających grup zawodowych – w konsekwencji w kwietniu rozpoczęli protest, jak dotąd największy w dziejach III RP.

Zasadniczo wszyscy chcieliby szkoły nowoczesnej, opiekuńczej, wychowującej do wartości. Podstawowym pytaniem pozostaje kwestia rozumienia tych postulatów. | Katarzyna Kasia

Jak sytuację w edukacji zamierzają naprawić koalicje opozycyjne? Czy partia rządząca zamierza kontynuować swoją politykę, która poniosła tak spektakularną porażkę? Koalicja Obywatelska chce system oświaty naprawiać, a nie przerabiać – kandydująca do Sejmu Dorota Łoboda, twórczyni ruchu „Rodzice przeciwko reformie edukacji”, zwraca uwagę, że polska szkoła najzwyczajniej na świecie, nie wytrzyma kolejnej radykalnej reformy, bo akurat w systemie kształcenia, na każdym poziomie, wszelkie zmiany powinny być wprowadzane bardzo powoli. Powinny również być ewaluowane i korygowane na każdym etapie. Minimalny czas wdrażania zmian musi trwać co najmniej tyle samo, ile pełny cykl kształcenia. W Polsce oznacza to 12 lat.

KO stawia na współpracę z samorządami, które dotychczas w największym stopniu poniosły koszty finansowe związane z reformą Zalewskiej – rząd dołoży złotówkę do każdej złotówki wydanej na szkołę przez samorząd. Szkoła ma być dostosowana do potrzeb lokalnych społeczności oraz możliwości poszczególnych gmin. Samo kształcenie powinno być przede wszystkim praktyczne i koncentrować się na przekazywaniu uczniom konkretnych kompetencji: obywatelskich, ekonomiczno-biznesowych, środowiskowych i zdrowotnych. Jak czytamy w programie, „szkoła będzie kładła nacisk na umiejętności uczenia się i zdolność do innowacji (kreatywność i innowacyjność, myślenie krytyczne i rozwiązywanie problemów, komunikacja i współpraca), szeroko rozumiane kompetencje cyfrowe (analiza informacji, media, znajomość technologii, cyberbezpieczeństwo), kompetencje ważne w życiu i karierze zawodowej (elastyczność, zdolność adaptacji, inicjatywa i samoorganizacja, umiejętności społeczne i międzykulturowe, etos pracy, zdolność do przewodzenia)”.

Fot. Pexels.com

KO obiecuje nauczycielom podwyżki, a dzieciom – lekkie tornistry. Nad programami szkolnymi ma pracować złożona z najwyższej klasy ekspertów Komisja Edukacji Narodowej. Dorota Łoboda dodatkowo podkreśla w swoim programie potrzebę budowania poczucia autonomii nauczycieli i uczniów oraz konieczność demokratyzacji szkoły, która powinna być społecznością działających na równych zasadach uczniów, pedagogów i rodziców. W programie KO pojawiają się również obietnice dotyczące darmowych ciepłych posiłków w szkole.

Wobec rozbudowanego programu Koalicji Obywatelskiej, program Koalicji Polskiej wydaje się dość ramowy. Ludowcy zaczynają od stopniowego ograniczenia liczebności klas do 25 osób, co świadczy o tym, iż stawiają na pomysły możliwe do zrealizowania, ponieważ jeśli polskiej szkole uda się przetrwać kumulację roczników wynikającą z reformy Zalewskiej, to o dalsze zmniejszanie liczby dzieci w klasach zadba niż demograficzny. PSL z Kukiz’15 proponują również ciepłe posiłki, świetlice, naukę języka angielskiego od pierwszej klasy oraz tablet dla każdego ucznia. Pojawiają się również bardzo ogólnie wspomniane podwyżki dla nauczycieli: „średnia płaca nauczyciela na etacie musi równać się średniej płacy w gospodarce”.

Lewica również ogranicza się w swoim programie właściwie do kilku haseł: szkoła ma odpowiadać na wyzwania współczesności, uczyć współpracy zamiast rywalizacji, położyć nacisk na nauczanie informatyki i języka angielskiego. Tym co odróżnia propozycje Lewicy od pozostałych, jest zapowiedź wycofania ze szkół lekcji religii, położenie nacisku na naukę o zdrowiu – w tym również edukację seksualną – oraz edukację równościową. Koalicja lewicowa chce wspierać samorządy w tworzeniu nowoczesnych klas umożliwiających prowadzenie interaktywnych lekcji. Wielkim brakiem programu Lewicy jest natomiast to, że nie ma w nim ani słowa o tym, w jaki sposób polska oświata ma być dofinansowana, ani o podwyżkach dla nauczycieli (poza stwierdzeniem, że minimalna płaca wszystkich pracowników sektora publicznego, a zatem i nauczyciela ma wynosić 3500 złotych brutto).

Najbardziej oszczędna intelektualnie jest zdecydowanie propozycja Konfederacji, która zwraca uwagę przede wszystkim na konieczność wyposażenia rodziców w narzędzia do walki z indoktrynacją dzieci przez ideologię LGBT. Jakie konkretnie miałyby te narzędzia być – nie wiadomo. Swoją drogą, szczęśliwi są ludzie, którzy nie widzą w polskiej szkole większych problemów.

Jak na tym tle rysuje się propozycja Prawa i Sprawiedliwości? Przede wszystkim, inny jest punkt wyjścia, bo zamiast przerażenia efektami deformy, prezentowana jest ona jako sukces i odpowiedź na społeczne oczekiwania. Nie ma ani słowa o chaosie i strajku nauczycieli. Jest za to mowa o otrzymanych i planowanych podwyżkach.

Oprócz powtarzających się postulatów rozwijania roli nowych technologii oraz kształcenia zawodowego, ważnym punktem jest wzmacnianie wychowawczej funkcji szkoły, która ma wychowywać specyficznie rozumianych patriotów o wyraźnie ukształtowanym poczuciu tożsamości narodowej i państwowej: „Odpowiedni dobór lektur i treści programowych, oprócz waloru poznawczego i intelektualnego, pozwoli utrzymać wspólny kod kulturowy [podkreślenie Autorów – przyp. red.], łączący kolejne pokolenia Polaków. Uczenie szacunku dla tradycji, bohaterów narodowych, obchodzenie świąt narodowych będzie ważnym elementem edukacji młodego pokolenia” [s. 134]. Szkoła ma w młodym człowieku wykształcić postawę krytyczną wobec „współczesnych mód i przekazów kulturowych, ideologicznych czy kontrkulturowych” [tamże]. Szkoła ma współpracować z rodzicami oraz dbać o bezpieczeństwo uczniów.

Najbardziej oszczędna intelektualnie jest zdecydowanie propozycja Konfederacji, która zwraca uwagę przede wszystkim na konieczność wyposażenia rodziców w narzędzia do walki z indoktrynacją dzieci przez ideologię LGBT. […] Swoją drogą, szczęśliwi są ludzie, którzy nie widzą w polskiej szkole większych problemów. | Katarzyna Kasia

Mając świadomość, że powyższe porównanie jest dosyć pobieżne, należy zwrócić uwagę, że między omawianymi programami pozornie jest zdecydowanie więcej podobieństw niż różnic. Jeśli odłożymy na bok kuriozalną propozycję Konfederacji, zobaczymy, iż zasadniczo wszyscy chcieliby szkoły nowoczesnej, opiekuńczej, wychowującej do wartości. Podstawowym pytaniem pozostaje kwestia rozumienia i wdrażania tych postulatów. Dla PiS-u „nowoczesność” bliska jest raczej definicji Dmowskiego, zaś dla Lewicy oznacza otwartość na różnorodność. Bardzo mało jest w tym wszystkim rozpisanych na kolejne lata konkretów i świadomości, że stoimy w obliczu końca publicznej edukacji w Polsce, gdyż jedną z konsekwencji pisowskiej deformy, jest niespotykane wcześniej na taką skalę zainteresowanie szkołami prywatnymi.

Interaktywne tablice, tablety i cyberbezpieczeństwo to zdecydowanie zbyt mało, bo jeżeli sytuacja finansowa i życiowa nauczycielek i nauczycieli nie zostanie szybko poprawiona, naszych dzieci zwyczajnie nie będzie miał kto uczyć. Z nielicznymi, choć tym bardziej godnymi odnotowania wyjątkami politycy zachowują się jak ktoś, kto wybiera śliczne porcelanowe figurki do domu bez dachu, ścian i podłogi.