Łukasz Pawłowski otworzył wczoraj swoim tekstem pod tytułem „Potrójna klęska Grzegorza Schetyny” dyskusję o przyszłości największej partii opozycyjnej, którą prowadzimy w „Kulturze Liberalnej”. Jego zasadniczą tezą było, że Grzegorz Schetyna nie sprawdził się jako lider opozycji, poniósł bowiem trzy porażki: błędnie zakładał, że aby wygrać, wystarczy stworzyć wokół Platformy koalicję; za późno uczynił Małgorzatę Kidawę-Błońską kandydatką na premiera; i poniósł klęskę w rodzinnym Wrocławiu. A zatem należy jak najszybciej zmienić go na kogoś innego, w przeciwnym wypadku bowiem Platforma Obywatelska nie będzie miała żadnych szans, aby zwyciężyć w wyborach prezydenckich.

Przyjrzyjmy się po kolei tym argumentom.

Fikcyjna koalicja

Po pierwsze, krytykowany jest sam pomysł powołania Koalicji Obywatelskiej, jako że proste dodawanie do siebie bytów politycznych nie przełożyło się na proporcjonalny wzrost poparcia. Jest to prawda, ale tylko do pewnego stopnia. Ten argument był bowiem słuszny wobec Koalicji Europejskiej po wyborach w maju. Rzeczywiście trzeba przyznać, że wszelkie pomysły na opozycję „totalną”, czy też „totalnie zjednoczoną”, były chybione, bowiem nie dawały obywatelom tego, co naprawdę fundamentalne, gdy udają się oni do urn: pluralizmu opozycji wobec antypluralizmu PiS-u. Czyli po prostu wyboru między różnymi wizjami Polski.

Trudno jednak użyć tego argumentu w stosunku do Koalicji Obywatelskiej. Choć bowiem nazwa i używana na temat tego ugrupowania politycznego retoryka jest do złudzenia podobna, KO jest innym bytem niż KE. Koalicja Europejska naprawdę stanowiła połączenie różnych partii (PO, PSL, SLD, Nowoczesna, Zieloni, Inicjatywa Polska), podczas gdy Koalicja Obywatelska, gdy zabrakło PSL, to w istocie Platforma Obywatelska, roztaczająca parasol nad kilkoma mniejszymi partiami politycznymi, które same i tak nie miałyby żadnej szansy wejścia do parlamentu. To koalicja fikcyjna. Włączenie Inicjatywy Polskiej, Nowoczesnej czy Zielonych pozwala Grzegorzowi Schetynie na utrzymanie opowieści o opozycji zjednoczonej i pluralistycznej, a jednocześnie maskuje niekoniecznie dobrze kojarzącą się wyborcom nazwę własnej partii.

Zwrot do drugiego szeregu

Przejdźmy dalej. Po drugie, krytykowane jest wystawienie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki na premiera. Można jednak ten ruch zdecydowanie pochwalić. Po pierwsze, Kidawa-Błońska osiągnęła w Warszawie wynik dwa razy lepszy niż ten, który otrzymał lider listy warszawskiej z obozu Zjednoczonej Prawicy, czyli sam Jarosław Kaczyński. Jest to dowód sympatii, jaką darzą ją wyborcy, i tego, że ukrycie Schetyny w cieniu polityczki z drugiego szeregu, nawet jeśli poczynione późno, było trafnym posunięciem.

Na marginesie można dodać, że – po trzecie – słaby wynik Schetyny we Wrocławiu nie musi być źródłem zmartwień. Lider PO zdaje sobie sprawę ze swojego negatywnego elektoratu i najwyraźniej nauczył się oddawać pierwsze miejsce innym.

Dynamika wewnątrz PO

Grzegorza Schetynę można i należy krytykować, tylko że z innych powodów.

Pierwszy powód dotyczy dynamiki Platformy Obywatelskiej jako grupy. Partia ta nie wygląda, jakby składała się z osób darzących się zaufaniem, trwających w twórczej dyskusji, jak odzyskać władzę. Przeciwnie, raczej można odnieść wrażenie, że choć nominalnie liczba członków PO oscyluje wokół 30 tysięcy, to jest relatywnie niewielkie jest grono osób naprawdę aktywnych, takich, którym niesłychanie zależy, aby coś się zmieniło. Większość chyba woli konserwować status quo, w którym PO jako największa partia opozycyjna dostaje z tego tytułu pewne przywileje i względną wygodę. Nie widać też grona przyszłych liderów.

Wszystko to podważa samo sedno retoryki PO, którym jest podkreślanie, że wygrana PiS-u to dramatyczna wiadomość dla Polski. Raczej wygląda na to, że pod rządami Prawa i Sprawiedliwości opozycji może się relatywnie nie najgorzej żyć. Dynamika panująca w każdym zespole, jest efektem działania lidera. Jeśli dobrze oceniam to, co się dzieje, to znaczy, że rzeczywiście PO powinna mieć nowego przywódcę.

Wizja i komunikacja

Drugi, o wiele ważniejszy powód dotyczy wizji politycznej, którą Platforma Obywatelska, partia spadkobierców środowisk liberalnych, ma do zaproponowania swoim wyborcom.

Trudno tutaj mówić o przekonującej wizji. Owszem, istnieje program, odbywają się nawet na jego temat konwencje, ale politycy PO wydają się często zaskakująco nieprzekonani do tego, co mówią.

To prawda, że sytuacja polityczna nie jest dziś dla liberałów szczególnie prosta. Sprawa dotyczy nie tylko Polski. Fala zwycięstw populistów także w USA, Wielkiej Brytanii, na Węgrzech, we Włoszech, podważa pewność siebie liberalnych polityków, skłania do krytyki liberalizmu jako takiego. Jednak podkreślmy, że od 2015 roku postawiono już bardzo wiele krytycznych diagnoz. Można wśród nich doprawdy przebierać i tworzenie kolejnych nie jest potrzebne.

To, czego dziś brakuje największej opozycyjnej partii, to umiejętność skutecznego komunikowania tego, co ma się do powiedzenia i wiara we własne zwycięstwo. W tym właśnie Platforma Obywatelska nie była skuteczna najbardziej. I to tutaj właśnie Grzegorz Schetyna, którego śmiało można chwalić za taktykę polityczną, rozwijanie i utrzymywanie struktur, dobre umiejętności negocjacyjne, słowem: za utrzymanie partii w ogóle, nie przynosi niezbędnych do zwycięstwa rezultatów.

Nie wystarczy jednak coś takiego skonstatować, a następnie pozostawić sprawy swojemu biegowi. Należy zaproponować konkretne możliwości zmiany. W tej chwili istnieją dwie takie możliwości. Pierwszą z nich jest to, że Grzegorz Schetyna pozostanie liderem partii, ale dwa zadania, wskazane wyżej, powierzy osobom, które lepiej niż on sam zapewnią poprawienie się dynamiki grupy i przygotowanie skutecznej komunikacji. Wystawienie Kidawy-Błońskiej na premiera skłania do myślenia, że Schetyna być może już rozważa takie rozwiązanie. Byłoby to o tyle trafne, że w najbliższym czasie jego siły będą w wielkiej mierze zaangażowane w Senacie, którego nowe rozdanie wymaga wzmożenia umiejętności negocjacji i budowania kompromisów w obrębie opozycji.

Druga możliwość to, że Schetyna skoncentruje się na tym, co potrafi najlepiej: utrzymaniu partii jako całości i umacnianiu struktur, a przywództwo pozostawi komu innemu. Powrót Donalda Tuska na to miejsce wydaje się dziś trudny do wyobrażenia. Trzeba zatem myśleć o kimś, czyje dotychczasowe osiągnięcia pociągną całe ugrupowanie do przodu. Obecnie wymienia się tylko jedno takie nazwisko: Rafał Trzaskowski.