Zastanawiając się nad aktualnymi wydarzeniami politycznymi, nie mogę przestać myśleć o Arystotelesie i jego „Poetyce”. Jak bardzo pretensjonalnie by to nie brzmiało, wciąż wraca do mnie podstawowa zasada tworzenia fabuły: prawdopodobieństwo jest w jej przypadku ważniejsze od prawdy. Dlatego właśnie, moim zdaniem, z sytuacji w Polsce po wyborach nie dałoby się zrobić dobrej sztuki teatralnej – prawda jest bowiem całkowicie nieprawdopodobna, luki w narracji są rażące, nic się nie składa w całość. A jeśli nawet cel tragedii, czyli wywołanie w odbiorcy uczuć litości i trwogi, może zostać częściowo osiągnięty, to obawiam się, że nie doprowadzi do ich oczyszczenia.
Dobrym przykładem jest bez wątpienia historia o Marianie Banasiu, zwanym przez przyjaciół „pancernym Marianem”. Proszę mi darować to spoufalanie się, ale wynika ono z nawiązania do wypowiedzi jednego z jego współpracowników, niejakiego pana Paolo, trudniącego się – jak donoszą dziennikarze – profesjonalnie gangsterstwem. „Zadzwonię do Banasia”, powiedział, nie potrafiąc udzielić odpowiedzi uciążliwemu w swojej dociekliwości dziennikarzowi.
Zgodnie ze wskazówkami Arystotelesa główny bohater tragedii nie powinien być gorszy ani o wiele lepszy od nas, lecz taki jak my, byśmy mogli się z nim utożsamić i przeżywając jego perypetie, odnaleźć w nich samych siebie. W przypadku Banasia protagonista sytuuje się w gronie „lepszych”, bo najpierw był wiceministrem, a następnie przez krótką chwilę ministrem finansów. Specjalizował się w walce z mafiami VAT-owskimi, przyczyniając się wydatnie do załatania dziury ziejącej w państwowym budżecie. I chociaż radził sobie doskonale, a może właśnie dlatego, został przez Sejm, za zgodą Senatu powołany na stanowisko prezesa Najwyższej Izby Kontroli.
Trudno o większy zaszczyt i większą odpowiedzialność zarazem. NIK to ciało, mające zgodnie z Konstytucją RP, sprawować kontrolę z punktu widzenia legalności, gospodarności i rzetelności między innymi nad działalnością administracji rządowej i samorządowej, Narodowego Banku Polskiego, państwowych i komunalnych osób prawnych oraz jednostek organizacyjnych. Powoływany przez Sejm za zgodą Senatu na sześcioletnią kadencję prezes NIK-u jest właściwie nieodwoływalny, chyba że sam poda się do dymisji. Dodam, że na tym stanowisku ma się dostęp do najpilniej strzeżonych tajemnic państwa. Nasz bohater został więc poddany niezwykle skrupulatnej kontroli przez służby bezpieczeństwa, które zbadały skąd pochodzą jego dochody, wczytały się w jego oświadczenia majątkowe, sprawdziły, czy nie jest uwikłany w jakąkolwiek kooperację ze światem przestępczym albo chociażby najlżej o takie inklinacje podejrzewany. W efekcie tych dociekań, wszystkie zaangażowane agencje wywiadowcze jednogłośnie oświadczyły, że mamy w jego wypadku do czynienia z uczciwością wręcz kryształową.
Zgodnie ze wskazówkami Arystotelesa główny bohater tragedii nie powinien być gorszy ani o wiele lepszy od nas, lecz taki jak my, byśmy mogli się z nim utożsamić i przeżywając jego perypetie, odnaleźć w nich samych siebie. W przypadku Banasia protagonista sytuuje się w gronie „lepszych”, bo najpierw był wiceministrem, a następnie przez krótką chwilę ministrem finansów. | Katarzyna Kasia
Pancerny Kryształ – czy możemy wyobrazić sobie lepszego kandydata na tak ważne stanowisko? Nieugięty, a jednak transparentny. Niezłomny i moralnie doskonały zarazem. W zasłużonej glorii i chwale stanął na czele Najwyższej Izby i byłby piastował spokojnie swój urząd, lecz na scenę wkroczyli źli dziennikarze, którzy choć nie dysponowali takimi instrumentami badawczymi jak służby Państwa, bez specjalnego trudu odkryli, że krystaliczność Banasia jest poważnie skażona. Pomijając nawet kwestię nieścisłości w oświadczeniach majątkowych prezesa, okazało się, iż wynajmuje on znajdującą się w centrum Krakowa kamienicę wspomnianemu wcześniej panu Paolo oraz jego kolegom, którzy z kolei przekształcili ją w hotel specjalizujący się w bardzo krótkoterminowym wynajmowaniu apartamentów.
Nie wiemy z pewnością, czy rzeczywiście były one tematyczne i czy można było tam naprawdę uprawiać seks w pokojach udekorowanych patriotycznie i historycznie. Wiemy natomiast, że cena wynajmu była rekordowo niska: czyżby wynikało to z tego, że były minister finansów chciał odprowadzać niższe podatki? Szybko pojawiło się również pytanie o to, w jaki sposób pan Banaś wszedł w posiadanie nieruchomości, gdyż opowieść o tym, jakoby miała mu zostać podarowana, nie bez przyczyny zaczęto traktować podobnie jak historię o otrzymanym od bezdomnego maybachu Tadeusza Rydzyka.
Jako że te niewygodne fakty ujawniono tuż przed wyborami, prezes Banaś udał się na bezpłatny urlop, który przez wierzących w prawdopodobieństwo arystotelików, miał stanowić preludium podania się do dymisji. Nic takiego jednakże się nie stało i tuż po wyborach nasz bohater powrócił, by dalej piastować funkcję naczelnego kontrolera RP, zaś coraz węższe grono życzliwych mu polityków partii rządzącej broniło go, zwracając uwagę, że w swojej kryształowości padł po prostu ofiarą nagonki ze strony tych, którym najboleśniej zaszkodził, czyli wyłudzających podatek VAT mafiosów. I wszystko mogłoby się jakoś fabularnie dopiąć, gdyby nie to, że źli dziennikarze znowu odkryli, że do takiej mafii należał Arkadiusz B., jeden z najbliższych współpracowników Banasia z Ministerstwa Finansów.
I to jest ten moment, kiedy zdegustowani wychodzimy z teatru albo z kina, ponieważ czujemy, że nasza inteligencja jest obrażana. Jakim cudem mafia mogła funkcjonować pod okiem swojego pogromcy? Jakim cudem za kryształowego uznano człowieka, który zatajał w oświadczeniach majątek, wynajmował kamienicę, zaniżając koszty i to ludziom sytuującym się, najdelikatniej mówiąc, na granicy legalności? Nie chcę wdawać się tu w opisane również przypadki syna prezesa Banasia, ale i ta historia jest ciekawa. Ważne w tym kontekście jest to, iż naszemu bohaterowi nic nie zaszkodziło i jakby to nieprawdopodobnie nie brzmiało – raczej nie zaszkodzi.
W podobny sposób można opowiedzieć historię o ponownym przeliczaniu głosów na senatorów, o listach poparcia dla członków Krajowej Rady Sądownictwa, o tym, co się działo na Podkarpaciu, o wymiarze sprawiedliwości, o systemie opieki zdrowotnej, o zdeformowanej edukacji i bezradnych nauczycielach, o Polskiej Fundacji Narodowej etc.
Litość jest, trwogi nie brakuje, tylko nie ma oczyszczającego morału, bo to, co się dzieje, chociaż prawdziwe, jest całkowicie nieprawdopodobne.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Marian Banaś, źródło: Ministerstwo Finansów.