W tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego w Czechach, Polsce i na Węgrzech z większą lub mniejszą przewagą wygrały partie rządzące, których stosunek do Unii Europejskiej był w ostatnim okresie często bardzo krytyczny. Rządząca na Słowacji partia Kierunek – Socjalna Demokracja (SMER – sociálna demokracia) znalazła się wprawdzie na drugim miejscu, za koalicją liberalnych ugrupowań Progresywna Słowacja (Progresívne Slovensko) i RAZEM – Demokracja Obywatelska (SPOLU – občianska demokracia), jednak zdobyła piętnaście procent głosów. Premier Czech Andrej Babiš oznajmił: „Grupa Wyszehradzka jest zgodna i nieważne, kto jest z jakiej frakcji”.

Posłowie partii rządzących państw wyszehradzkich działają w różnych klubach w Europarlamencie. Węgierski Fidesz, mimo licznych perypetii, wciąż pozostaje członkiem Europejskiej Partii Ludowej. Prawo i Sprawiedliwość stanowi najliczniejszą grupę we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Członkowie słowackiego Kierunku zasiadają w ławach formacji socjalistycznej. Natomiast czeskie ANO Andreja Babiša należy do frakcji liberalnej, dawnej ALDE, przemianowanej obecnie na Odnówmy Europę (Renew Europe). Czescy socjaldemokraci, będący częścią gabinetu koalicyjnego Babiša, nie dostali się tym razem do Parlamentu Europejskiego.

Niemniej jednak w ciągu ostatnich pięciu lat często wydawało się – przynajmniej z perspektywy Europy Środkowej – że wymienione partie działają w jednej frakcji. Rządy państw wyszehradzkich przyjmowały wspólną postawę przede wszystkim w kwestii migracji, ale także co do spraw budżetowych czy struktur instytucjonalnych UE.

Przed majowymi eurowyborami Stowarzyszenie Spraw Międzynarodowych (Asociace pro mezinárodní otázky, AMO) opublikowało analizę dokumentów programowych wyszehradzkich partii rządzących. W jej wnioskach pojawia się między innymi stwierdzenie, iż rządzące ANO, PiS i Fidesz są zgodne co do tego, że ich kraje nie zamierzają w najbliższym czasie przyjąć euro. Warunkiem wprowadzenia wspólnej waluty jest dla nich stabilizacja strefy euro. Wraz ze słowackim Kierunkiem przyjmują podobne postawy co do europejskiego rozwiązania kwestii migracji. Uważają, że jest to sprawa, o której decydować powinny poszczególne kraje członkowskie, jednoznacznie odrzucając możliwość odgórnego wprowadzenia jakiegokolwiek obowiązkowego unijnego mechanizmu redystrybucji uchodźców i migrantów.

Największe partie rządzące we wszystkich czterech krajach wspierają wzmocnienie współpracy krajów członkowskich Unii w obszarze militarnym, choć PiS wypowiada się w tej kwestii dość ostrożnie. Zaskoczeniem nie jest również zgoda w kwestii wieloletnich ram finansowych na lata 2021–2027, gdzie kraje środkowoeuropejskie krytykują przede wszystkim ograniczenie tak zwanego funduszu spójności, czyli środków na zmniejszanie różnic gospodarczych pomiędzy poszczególnymi regionami UE oraz wspólną politykę rolną. Można się spodziewać, że w końcowych fazach negocjacji wyszehradzka czwórka będzie trzymała się razem w ramach grupy „przyjaciół polityki spójności”, której szczyt chce zorganizować jesienią w Pradze czeski premier Andrej Babiš.

Jednym z tematów, które podkreśliła w swojej agendzie nowa przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, a którego znaczenie będzie prawdopodobnie rosło, jest walka ze zmianą klimatu. Również w tej kwestii większość państw Grupy Wyszehradzkiej się zgadza – w czerwcu to między innymi Czechy, Węgry i Polska zablokowały przyjęcie planu Komisji Europejskiej dotyczącego całkowitej dekarbonizacji gospodarki unijnej do roku 2050. Uzasadniają to przede wszystkim tym, że osiągnięcie neutralności emisyjnej byłoby nieproporcjonalnie trudniejsze dla ich gospodarek, które są w znacznym stopniu uzależnione od przemysłu.

Otwarte pozostają kwestia procedury w sprawie praworządności określona w artykule 7 traktatu unijnego, która została uruchomiona przeciwko Polsce i Węgrom. Piłka znajduje się obecnie po stronie Rady, czyli krajów członkowskich. Polska i Węgry już w przeszłości kilkukrotnie deklarowały wzajemne wsparcie w przypadku głosowania nad tym, czy naruszyły podstawowe wartości unijne. Póki co nie wiadomo, jak w takiej sytuacji zachowałyby się Czechy i Słowacja. Jednak prawdopodobieństwo głosowania jest w najbliższym czasie niskie.

Decyzja Ursuli von der Leyen o nominowaniu Věry Jourovej na stanowisko wiceprzewodniczącej KE do spraw wartości i przejrzystości było interpretowane przez niektórych komentatorów jako próba wbicia klina między kraje wyszehradzkie. To właśnie przedstawicielka Czech, koleżanka partyjna Andreja Babiša, miałaby w Komisji Europejskiej potencjalnie nadzorować dotrzymywanie wartości UE przez Polskę i Węgry. Obecnie możemy jedynie spekulować, czy jeżeli zaistniałaby taka sytuacja, czeski premier opowiedziałby się po stronie swojej koleżanki, czy po stronie krajów, które już od dawna uważa za swoich kluczowych sojuszników.

 

Artykuł został opublikowany 24 września 2019 roku w czeskim czasopiśmie „Demokratický střed”.

 

Tłumaczenie: Olga Słowik

Redakcja tłumaczenia: Jakub Bodziony