Szanowni Państwo!
PiS, mimo wygranych wyborów, ma kłopoty. Nieudane próby odwołania prezesa NIK Mariana Banasia to bodaj pierwszy tak otwarty konflikt w ramach obozu władzy. Powołany na stanowisko pod koniec sierpnia Banaś był fetowany w Sejmie przez najważniejszych polityków PiS-u, na czele z szefem rządu Mateuszem Morawieckim, ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą i koordynatorem służb specjalnych (a także szefem MSWiA) Mariuszem Kamińskim.
Zaledwie kilka tygodni później, po ujawnieniu nieprawidłowości w jego oświadczeniach majątkowych i kontaktów z krakowskimi gangsterami, do odejścia próbował nakłonić Banasia sam Jarosław Kaczyński. Kiedy ten odmówił, krótko potem pracę w państwowym banku stracił jego syn. W odpowiedzi na to NIK złożyła kilkanaście zawiadomień do prokuratury uderzających w działania programów realizowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Jak mówi cytowany przez „Gazetę Wyborczą” anonimowy polityk PiS-u, „wola odwołania Mariana Banasia jest wielka, ale poczucie bezsilności też mamy ogromne”. Sam Banaś miał zaś powiedzieć, że „wojna dopiero się rozpoczęła”.
Dwa miesiące po wygranych wyborach PiS wciąż próbuje przejść do ofensywy. Patrząc z tej perspektywy, kolejny atak na niezależność sądownictwa można odczytywać właśnie jako próbę odwrócenia uwagi od bieżących kłopotów.
Przypomnijmy, tak zwana „ustawa kagańcowa”, przewiduje karanie sędziów za „zaangażowanie polityczne” oraz tak rozszerza zakres odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, by nie mogli oni kontestować już wprowadzonych przez PiS zmian w sądownictwie. Nawet jeśli mają ku temu podstawy w postaci wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE i polskiego Sądu Najwyższego. Jak stwierdził Tomasz Sawczuk z „Kultury Liberalnej”, działania PiS-u, to „najpoważniejszy atak PiS-u na niezależność sądownictwa od lata 2017 roku”.
Na horyzoncie rysuje się nam więc nie tylko poważny konflikt wewnętrzny, ale także kolejne zwarcie w relacjach z Unią Europejską. A to wszystko w kontekście zbliżających się, majowych wyborów prezydenckich. Pytanie, kto w tych warunkach będzie głównym przeciwnikiem partii rządzącej?
Sondaże pokazują, że na razie poparcie dla PiS-u utrzymuje się na stałym poziomie około 40 procent. Po stronie opozycji widać z kolei, że Koalicja Obywatelska nie tylko nie odrabia strat, ale traci poparcie. Według średniej z rozmaitych sondaży publikowanych przez portal Politico, poparcie dla KO wynosi dziś około 24 procent. Czy na zastoju w Koalicji Obywatelskiej zyskuje Lewica? Analiza Politico daje jej 15 procent poparcia, czyli więcej niż uzyskała w wyborach, jednak wciąż mniej niż największa partia opozycyjna. Już jednak wczoraj (w sondażu przygotowanym na zlecenie prorządowego portalu wPolityce.pl) lewica (19 procent) zaczęła doganiać KO (22 procent).
Medialnie pierwsze tygodnie nowej kadencji Sejmu były bez wątpienia korzystne dla Lewicy. Wystąpienie sejmowe Adriana Zandberga oraz dobre występy w mediach nowych, młodych posłów i posłanek bez wątpienia poprawiają wizerunek ugrupowania.
Czy to znaczy, że Lewica – jeśli uda jej się utrzymać jedność – ma szansę na zastąpienie Koalicji Obywatelskiej na pozycji lidera opozycji ?
Siła Lewicy wynika jednak nie tyle – a z pewnością nie tylko – z atrakcyjności jej postulatów, ale z dezorientacji co do dalszej linii partii określającej się przecież jako „liberalna”, czyli Platformy Obywatelskiej. Przypomnijmy, że po początkowej krytyce programu 500 plus, w PO zdecydowanie zmieniono zdanie, by ostatecznie program nie tylko zaakceptować, lecz zażądać jego rozszerzenia. Czy zatem PO będzie budować tożsamość polityczną po lewej stronie, czy też zaakcentuje liberalne korzenie partii? Trudno powiedzieć. Wybór Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki na prezydenta niewiele nam mówi, bo wicemarszałek Sejmu dopiero będzie budować program na czas kampanii prezydenckiej.
Tak czy owak, Platforma Obywatelska – a za nią cała Koalicja Obywatelska – musi być liberalną alternatywą dla, z jednej strony, socjalnej Lewicy, a z drugiej – dla konserwatywnego PiS-u. Pytanie jednak, co to ma oznaczać, pozostaje otwarte.
Czy większa wyrazistość programowa Lewicy może sprzyjać nakreśleniu wyrazistego programu?
Są w PO politycy, którzy uważają, iż wiele zależy od zmian na szczytach partii.
„Jeśli w Platformie nie nastąpią zmiany, partia będzie tracić elektorat na rzecz lewicy – to jest dla nas czarny scenariusz. Jednak w nowym rozdaniu, z nowymi postulatami i posłami, z Zielonymi i Inicjatywą Polską na pokładzie, naprawdę mamy szansę na to, by odzyskać wigor i narzucić nowy kierunek polskiej polityce”, mówiła podczas debaty „Kultury Liberalnej” posłanka KO Joanna Mucha.
Lewica popełni jednak błąd, jeśli w tej sytuacji za swój główny cel obierze walkę z Platformą Obywatelską. To nie słowa polityka PO, ale – uwaga – nowego posła Lewicy właśnie, Macieja Gduli:
Trudno odmówić mu racji, ale ta zasada powinna działać w obie strony. Tak jak Lewica nie powinna koncentrować się na atakowaniu KO za jej rzekomy „neoliberalizm”, tak samo bezproduktywne są oskarżenia o „bolszewizm” płynące ze strony rzekomo liberalnych publicystów pod adresem lewicy.
Ostatecznie nie każdy pomysł lewicy musi być w oczach liberała z gruntu zły, tylko dlatego że pochodzi z lewej strony. Pisaliśmy o tym przy okazji wystąpienia Adriana Zandberga po exposé Mateusza Morawieckiego, pokazując, że części jego postulatów można bronić z perspektywy liberalnej. Z drugiej strony, nie każdy głos za zmniejszeniem podatków czy obciążeń dla pracodawców to automatyczna promocja jakiegoś „patokapitalizmu”. Warto się nieco opanować w krytyce, także z powodów pragmatycznych. Przecież gdyby opozycji udało się wreszcie przejąć władzę, to bardzo możliwe, że obie partie będą skazane na współpracę!
Receptą na pokonanie PiS-u nie jest przerzucanie się obelgami, ale normalna konkurencja na różnorodne programy. Ale i wspólny opór tam, gdzie Prawo i Sprawiedliwość chce naruszać fundamenty liberalnej demokracji, takie jak niezależność sądownictwa. Bo bez tych fundamentów ani lewica, ani liberałowie mogą już nigdy nie wrócić do władzy.
W wybór i tak będzie należał do obywateli.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”