Film Ljubomira Stefanova i Tamary Kotevskiej to nie tylko przykład znakomitego dokumentalnego rzemiosła — to obraz, który zaciera granicę między dokumentem a przypowieścią. Życie pszczół od dawna daje podstawy do alegorii mających być lekcją dla ludzkich społeczeństw — nierzadko w kwestiach fundamentalnych zasad ich organizacji i sprawiedliwości. Macedoński kandydat do Oscara staje się taką przypowieścią na czasy, w których równowaga ekologiczna świata została zachwiana. Jaką odpowiedź na jedno z najważniejszych obecnie wyzwań może dać kameralna opowieść o losach macedońskiej zbieraczki miodu?

Truteń i robotnica

Codzienność Hatidze wypełniona jest pozornie błahymi, monotonnymi czynnościami: przenoszeniem dzikich pszczół między ulami przy kojącym zaśpiewie, sprzedawaniem zebranego miodu na targu w Skopje. Pod tą prozą życia kryje się niewymuszone piękno bohaterki: uderza czułość, z jaką opiekuje się ona z jednej strony pszczołami — sprawiedliwie dzieli się z nimi miodem, by nie doprowadzić ich do agresji; z drugiej strony, matką niezdolną do opuszczenia oświetlonej małym oknem izby. Hatidze dba o to, by wygłodniałe pszczoły nie atakowały się nawzajem — pod tym względem wypełnia ona szlachetną misję wobec bezwzględności natury. Według Maurice’a Maeterlincka to właśnie bartnik może wprowadzić dodatkowy wymiar sprawiedliwości i równowagi w życie pszczół: „Podbiera zbyteczne skarby bogatym, dając je tym, które wskutek klęski zubożały nadmiernie, a klęski to w owym pracowitym światku zawsze niezawinione” [1]. Życie w krainie miodu dalekie jest od beztroski. Co jakiś czas wracamy do rozważań na temat osobistej ceny, jaką bohaterka musiała zapłacić za pozostanie w wiosce — aby wypełnić obowiązki wobec matki, złożyła niejako w ofierze własną rodzinę. Jak się niebawem dowiemy, również symbiotyczna relacja z dzikimi pszczołami jest krucha i łatwo może zostać utracona.

Materiały prasowe Docs Against Gravity

O ile postać Hatidze można by uznać za analogiczną wobec pszczoły-robotnicy, niebawem poznamy też odpowiednika trutnia w „Krainie miodu”. Do wyludnionej wioski przybywa liczna rodzina: wypełnia ją hałasem, który z jednej strony wyprowadzi Hatidze z samotnej rutyny, z drugiej — okaże się skrywać rzeczywistą destrukcję. W przerwach między płodzeniem kolejnych potomków i besztaniem żony za własne niepowodzenia, sąsiad postanowi przechwycić pomysł na życie Hatidze — podpyta ją o zasady pracy z pszczołami, które zostaną przezeń zastosowane dość selektywnie. Jego własna pasieka — prowadzona z chwilami tragikomiczną nieporadnością (czego ofiarami padną żądlone przy każdej okazji dzieci) — okaże się nastawiona na maksymalną eksploatację zasobów, co, jak przestrzega Hatidze, może zaszkodzić dobrostanowi całej okolicy.

Fundamentalny rozdźwięk w podejściu do natury niemal dokładnie nakłada się w macedońskim dokumencie na podział płci. Apokalipsa „Krainy miodu” ma twarz mężczyzny: to oni wprowadzają do ekosystemu rzeź, wyniszczając nie tylko własne, ale i cudze ule. | Grzegorz Brzozowski

Rzeź samców

Ten kameralny sąsiedzki spór mógłby zostać sprowadzony do tragikomicznej historyjki. W wydaniu macedońskich reżyserów urasta on jednak do sporu dwóch filozofii budowania relacji z naturą; nastawionego na osiągniętą z trudem symbiozę oraz na rabunkową eksploatację, uzasadnianą szeregiem wymówek. Sąsiad Hatidze potrafi zracjonalizować dowolną destrukcyjną decyzję argumentem z troski o innych — chociażby o dobro dzieci (nawet jeśli one same nie są tą definicją dobra zainteresowane, skłonne porzucić rodzinę). Pod tym względem „Krainę miodu” można postrzegać jako swoistą polemikę z wizją społeczeństwa w „Bajce o pszczołach” Bernarda de Mandeville’a, usprawiedliwiająca szeroki wachlarz społecznych „grzechów” w imię domniemanego nieuchronnie pozytywnego ich bilansu. W swojej satyrze ekonomista zalecał permisywizm dla moralnych występków jednostek (na czele z chciwością), sugerując, że w szerokim ujęciu wzajemnie się one neutralizują, paradoksalnie skutkując wzrostem społecznego dobrobytu: „Zdrożności wzmogły wynalazczość: / W przymierzu z czasem oraz pasją / Wysiłku – razem tak do szczytu / Podniosły komfort, poziom wygód, / Że i ubodzy żyli lepiej, / Niźli bogacze przed tym wiekiem. / Nie mogło więcej być ulepszeń”. W przypowiastce Mandeville’a to nie żądze jednostek, a moralna rewolucja przynosi destrukcję społeczności, co ma prowadzić do wniosku, że „Gnębiąc łajdactwo – to (bez kpiny) / Program zupełnie utopijny. / Matactwo, luksus, pycha bowiem / Darzą nas czymś, co jest jak zdrowie” [2]. W kontrze do Mandeville’a, autorzy „Krainy miodu” zdają się sugerować, że chciwość jednostki może poruszyć lawinę niszczącą całą społeczność, łącznie z tymi, w imię której owa chciwość była podsycana

Fundamentalny rozdźwięk w podejściu do natury niemal dokładnie nakłada się w macedońskim dokumencie na podział płci. Apokalipsa „Krainy miodu” ma twarz mężczyzny: to oni wprowadzają do ekosystemu rzeź, wyniszczając nie tylko własne, ale i cudze ule. Oprócz nierozgarniętego sąsiada i podsycającego jego chciwość kumpla (nabywca miodu), cała lokalna kultura zdaje się naznaczona piętnem męskiej dominacji. Jak się dowiemy, to przez arbitralną decyzję swojego ojca Hatidze spędza życie w samotności. Agresja mężczyzn stanowi główne widowisko na okolicznym jarmarku, inspirując dzieci sąsiadów do własnych bijatyk. Trwającym w „rozkosznym bezwładzie” i „mętach rozleniwienia” mężczyznom „Krainy miodu” nie jest daleko do samców opisanych przez Maeterlincka w „Życiu pszczół”: „trutnie zachowują się w ulu podobnie jak zalotnicy Penelopy w domu Ulissesa. Ucztują, hałasują, marnują pożywienie i zanieczyszczają wszystko. Są to kochankowie tytularni, aroganccy i butni, zawadzają wszystkim, tłoczą się po ulicach, przeszkadzają w pracy, potrącają robotnice, odbierają kułaki, uciekają, biją się ze sobą, stroją miny czupurne, raczej złośliwi niż dobroduszni, ale robotnice spoglądają na tę bandę z pogardą i czynią rozpaczliwe wysiłki, by nie pozwolić wybuchnąć wzrastającej z każdym dniem nienawiści i nie przyśpieszyć rozstrzygnięcia, które i tak ich czeka” [3].

O wielkości przypowieści stworzonej przez macedońskich reżyserów decyduje to, że nie znajdziemy tu łatwych rozwiązań, żadnych „programów zupełnie utopijnych”. Modelem nie może tu być ani naśladowanie bezwzględności świata natury, ani przyzwalanie na ludzką autodestrukcję. | Grzegorz Brzozowski

Jakie są recepty postępowania wobec tych, którzy „podnoszą się leniwie, by cmoktać miód najlepszy,  najwonniejszy z otwartych plastrów, a paskudzą po wszystkich plastrach, gdziekolwiek raczą ucztować”? Jak sugeruje Maeterlinck, rozwiązanie samych pszczół jest dość bezwzględne — to mechanizm dorocznego oczyszczenia ula, opisywany jako „rzeź samców”: „Pewnego dnia pada rozkaz, hasło szerzy się szybko po całym mieście, a łagodne robotnice przemieniają się w srogich sędziów i katów jednocześnie” [4], „zmiatają na ziemię trupy bezpożytecznych olbrzymów, a następnej wiosny nie ma już żadnej wieści o istnieniu rodu leniuchów i darmozjadów” [5].

Siła bezsilnych

Hatidze daleka jest jednak od podobnej bezwzględności: to ona wnosi przecież sprawiedliwość i łagodność w świat natury, korygując jego bezlitosne prawa, na czele z agresją pszczół wobec siebie. Czy powinna zatem zgodzić się na wprowadzenie przemocy w zbiorowość ludzi? Do ostatniej chwili próbuje ocalić nie tylko swoje podopieczne, ale i nadzieję na zmianę (męskiej) społeczności. Nadzieja owa wcielona zostaje w syna sąsiadów, z którym bartniczka się zaprzyjaźni, próbując przekazać swoją wiedzę o zrównoważonej hodowli pszczół. Czy w obliczu bezlitosnej destrukcji ekosystemu jest to jednak wystarczające? Czy nie bardziej skuteczna byłaby strategia podejmowana przez postaci ekologicznych mścicielek — na czele z Janiną Duszejko, realizującą wyrafinowaną intrygę przeciw patriarchalnym myśliwym w „Pokocie”Agnieszki Holland i Kasi Adamik?

Materiały prasowe Docs Against Gravity

O wielkości przypowieści stworzonej przez macedońskich reżyserów decyduje to, że nie znajdziemy tu łatwych rozwiązań, żadnych „programów zupełnie utopijnych”. Modelem nie może tu być ani naśladowanie bezwzględności świata natury, ani przyzwalanie na ludzką autodestrukcję. Jak zdają się sugerować reżyserzy, obie społeczności potrzebują siebie nawzajem, by neutralizować swoje wady. Co jednak robić, kiedy symbioza zostanie już naruszona?

Jedna z najbardziej poruszających scen filmu przedstawia bezsilność: Hatidze skarży się na sąsiadów tuż po tym, gdy zniszczyli jeden z pielęgnowanych przez nią dzikich uli i zabili jego królową. Podobnie jak schwytane pszczoły, znalazła się w potrzasku: nie może opuścić wioski ze względu na opiekę nad schorowaną matką, ale nie ma też żadnego wpływu na silniejszych od niej, wypierających jakąkolwiek odpowiedzialność mężczyzn. Jedyną osobą, której może się zwierzyć, jest jej matka, najbardziej bezsilna z bezsilnych, niezdolna podnieść się z łóżka. To przejmująca scena zbyt głośnej bezradności — wzywania o sprawiedliwość ze strony najsłabszych, bez nadziei na wysłuchanie skargi. A jednak sprawiedliwość w „Krainie miodu” zostanie wymierzona — choć jej cena będzie ogromna.

 

Przypisy:

[1] Maurice Maeterlinck, „Życie pszczół”, Wydawnictwo MG, Kraków 2019, s. 388.

[2] Bernard Mandeville, „Bajka o pszczołach” (w przekładzie Witolda Chwalewika).

[3] Maurice Maeterlinck, „Życie pszczół”, dz. cyt., s. 378.

[4] Tamże, s. 381.

[5] Tamże, s. 386.