Redakcja „Kultury Liberalnej”: Co definiuje „państwo dobrobytu”? Pewien procent PKB przeznaczany na polityki socjalne; publiczna opieka zdrowotna, jakieś konkretne projekty, których celem jest pomoc ubogim?

Mary Daly: Istnieje wiele definicji państwa dobrobytu. Wydatki publiczne to raczej jeden ze wskaźników nie cecha definicyjna. Państwo dobrobytu to takie, które przejmuje odpowiedzialność za pewne funkcje społeczne – jak zapewnienie dobrobytu populacji lub walka z ubóstwem. Przyjmując te funkcje, państwo działa zgodnie z szeregiem zasad wyznawanych w danym społeczeństwie – takich jak założenie, że nikt w społeczeństwie nie powinien być ubogi, a publiczne pieniądze należy wydatkować na dobra publiczne itd.

Jednym z kluczowych faktów dotyczących państwa opiekuńczego w Europie jest poziom zróżnicowania polityk społecznych. Te różnice wynikają z historii państw, postaw obywateli – na przykład dotyczących rodziny czy roli rodziny wobec roli państwa w opiece społecznej – poziomu rozwoju gospodarczego, dostępnych zasobów, wpływu organizacji międzynarodowych, jak Unia Europejska, i układów politycznych.

W mediach można regularnie natrafić na twierdzenia, że zbliżamy się do końca państwa dobrobytu, jakie znamy, co budzi entuzjazm części komentatorów, a innym spędza sen z powiek. Ale jeśli spojrzeć na procent PKB przeznaczany na politykę społeczną, to okazuje się, że ten z pewnością nie maleje, a w większości przypadków rośnie. Czy zatem kurczące się państwo dobrobytu to mit?

Wracam do mojego twierdzenia, że PKB to wyłącznie wskaźnik, a nie pełen obraz zagadnienia. Wydatki są oczywiście ważne – i tak, pozostają na stałym poziomie, a w niektórych państwach nawet rosną. Należy jednak wziąć pod uwagę niedawną recesję. Miała ogromny wpływ na niektóre państwa, prowadząc do wzrostu ubóstwa i bezrobocia, co wymaga wzrostu wydatków publicznych. Płynie z tego wniosek, że ostatnie 10 lat nie jest zbyt dobrym okresem do oceny państwa opiekuńczego, ponieważ wskaźniki zostały „zniekształcone” przez recesję.

Wydaje mi się, że teza o „kurczącym się państwo dobrobytu” jest prawdą w innym sensie. W czasie minionej dekady w Europie i poza nią powszechnie stosowano tak zwaną politykę oszczędności. Jej celem było przede wszystkim zmniejszenie wydatków socjalnych i ograniczenie tego, czego ludzie mogą faktycznie oczekiwać od państwa. Polityki społeczne przestawiły się na „aktywizację” [ang. activation], podczas gdy dotychczas rolą państwa było stworzenie ludziom warunków [ang. to enable] dla większej samowystarczalności poprzez pracę lub na przykład wzmocnienie rodzin. Środki na takie cele rosły w niektórych sektorach państwa dobrobytu – na pomoc w znalezieniu pracy czy pomoc rodzinom, na przykład w postaci programu Rodzina 500 Plus w Polsce. Ogólnie rzecz biorąc, funkcje i legitymizacja państwa przechodzą obecnie przez proces zmiany i, według mnie, ograniczania.

Wiele partii radykalnie prawicowych w Europie obiecuje jednak zwiększenie wydatków na cele socjalne. W Wielkiej Brytanii nawet tradycyjnie wolnorynkowa Partia Konserwatywna w czasie ostatniej kampanii obiecywała zwiększenie wydatków na usługi publiczne takie jak edukacja czy ochrona zdrowia. Kiedy się patrzy na programy różnych partii, można dojść do wniosku, że państwo dobrobytu jest dziś powszechnie akceptowane. A stosunek do niego właściwie nie różnicuje prawicy i lewicy.

Trudniej obecnie dostrzec różnicę między prawicą a lewicą gdy idzie o politykę społeczną, zwłaszcza w dziedzinie inwestycji socjalnych w zdrowie, edukację czy politykę rodzinną. Gdy jednak weźmiemy ostatnie wybory w Wielkiej Brytanii jako przykład, to manifest Partii Pracy dostarczał perspektywy rozwoju państwa dobrobytu, między innymi poprzez ogromne inwestycje publiczne i renacjonalizację usług, które w ciągu ostatnich czterech dekad zostały sprywatyzowane, takich jak koleje i inne elementy podstawowej infrastruktury.

Nie sądzę też, że welfare state jest dziś powszechnie akceptowane, co pokazuje moja odpowiedź na pierwsze pytanie. Partie konserwatywne i prawicowe mają, moim zdaniem, nie pozytywny, ale raczej ambiwalentny stosunek do państwa dobrobytu. Opowiadają się za selektywnymi inwestycjami – zarówno jeśli chodzi o przedmiot inwestycji, jak i odbiorców – a nie w kategoriach szeroko zakrojonych projektów, które historycznie charakteryzowały państwo dobrobytu w różnych krajach.

W dyskusji o wyzwaniach stojących przed państwem dobrobytu najczęściej mówi się o trzech problemach. Po pierwsze – starzenie się społeczeństwa, co wynika zarówno z rosnącej oczekiwanej długości życia, jak i spadających wskaźników dzietności. Czy wydatki na cele socjalne są w coraz większym stopniu kierowane do osób starszych. A jeśli tak, czy powinniśmy coś z tym zrobić?

Wydaje się, że tak, większość wydatków na cele socjalne jest skierowanych do osób starszych, ale to się pod pewnymi względami zmienia. Jednocześnie wydaje mi się oczywiste, że tak właśnie powinno być – w końcu jedną z tradycyjnych funkcji państwa dobrobytu jest właśnie opieka nad osobami starszymi. W przeciwnym razie ubóstwo w tej części populacji byłoby powszechne.

Niekiedy debata przeciwstawiająca starszych i młodszych zaczyna przypominać bitwę, a to dlatego, że u jej podłoża leży logika konkurencji i konfliktu. Nie chcę wpisywać się w taką debatę. Powinniśmy unikać patrzenia na tę kwestię jak na grę o sumie zerowej.

Dostrzegam, że masowa migracja to czynnik wpływający na stosunek do państwa dobrobytu. Badania sugerują jednak, że postawy społeczeństwa są pod tym względem bardzo złożone i że ludzie czują solidarność z tymi, z którymi mają bliski kontakt, nawet jeśli nie są to osoby urodzone w danym kraju. | prof. Mary Daly

Drugie wyzwanie to masowa migracja. Mówi się, że z jednej strony, podważa ona wolę ludzi do dokładania się do państwa dobrobytu, ponieważ nie czują solidarności z nowo przybyłymi. Z drugiej strony, prowadzi do tak zwanego „socjalnego szowinizmu”, to znaczy postulatu ograniczenia polityk społecznych tylko do osób urodzonych w danym kraju.

Dostrzegam, że masowa migracja to czynnik wpływający na stosunek do państwa dobrobytu. Badania sugerują jednak, że postawy społeczeństwa są pod tym względem bardzo złożone i że ludzie czują solidarność z tymi, z którymi mają bliski kontakt, nawet jeśli nie są to osoby urodzone w danym kraju. Retoryka używana w debacie publicznej na ten temat często różni się od tego, jak ludzie w rzeczywistości się zachowują i jak głosują. A media odgrywają wielką rolę w „podgrzewaniu” wrogości.

Trzeci problem to tak zwana gig economy, czyli „gospodarka fuch”, która wykorzystuje „nietypowe”, elastyczne formy zatrudnienia i skutkuje destabilizacją dochodów. Rodzi także problemy z opodatkowaniem nie tylko pracowników, ale także dochodu firm. Jak można sobie z tymi problemami radzić?

Nie mam odpowiedzi na to pytanie, ale sądzę, że uporanie się z wyzwaniami, jakie stwarza gig economy, jest bardzo istotne.

Czy do powyższej listy najważniejszych wyzwań powinniśmy dodać coś jeszcze?

Nie, to moim zdaniem najważniejsze kwestie.

Pewnym rodzajem odpowiedzi na te wyzwania jest zamiana skomplikowanych programów socjalnych na prostsze i bardziej powszechne. Powszechny dochód podstawowy to, jak się wydaje, najbardziej popularna propozycja. Ale czy naprawdę może zastąpić tradycyjne polityki społeczne?

Dochód podstawowy to ważna idea, którą należy badać i wypróbowywać, tak jak to się dziś robi w Finlandii. Można ją wprowadzić z różnych powodów, a sprawiedliwość społeczna to jeden z nich. Innym może być właśnie wydajność, a jeszcze innym – chęć zmodernizowania kraju.

To jednak bardzo złożona sprawa, tak administracyjnie, jak i politycznie. Nie wiemy, czy społeczeństwo poprze wypłacanie każdemu pieniędzy przez państwo. Jest tak z różnych powodów, ale przede wszystkim, dlatego że większość ludzi kojarzy państwo dobrobytu z pojęciami takimi jak potrzeba i zasługa. Uważa się powszechnie, że tylko ci, którzy na to zasłużą, powinni otrzymywać publiczne pieniądze.

Obecny proces reform w Wielkiej Brytanii zmierzający do wprowadzenia powszechnego kredytu – który z jednej strony zmierza do zredukowania liczby świadczeń, wcześniej rozdzielonych, a także ustalenie świadczeń na takim poziomie, aby nie ograniczały woli ludzi do podjęcia pracy – pokazuje, jak trudno znaleźć właściwe rozwiązanie. Reforma trwa już od ośmiu lat, a popełnione błędy i trudności, jakie te błędy sprowadziły na ludzi, to prawdziwy powód do niepokoju.