Okazuje się, że dzisiaj jest jej pierwszy dzień w pracy, a już jutro wielkie otwarcie. Właśnie przyjechała ze wschodniej Ukrainy, nigdy wcześniej nie pracowała jako kelnerka i nigdy w życiu nie mówiła po polsku. Na pewno się nauczy szybko, a do czasu otwarcia nowej siedziby Głównego Urzędu Statystycznego tuż obok nie będzie już pewnie słychać żadnych naleciałości. Ale na dziś pozostajemy przy rosyjskim. Akurat dzwoni menedżerka, która na co dzień tłumaczy polecenia z mandaryńskiego na polski. Ja spontanicznie przejmuję słuchawkę i tłumaczę z polskiego na rosyjski, jakie są zalecenia na jutro.
Przykładów nowej polskiej rzeczywistości, na które się natykam, jest znacznie więcej: Ukrainka, która sprzedaje w Alejach Ujazdowskich specjały litewskie. Białorusin, który w pociągu do Krakowa głośno załatwia po rosyjsku transakcję na 3250 par butów dziecięcych z Chin oraz umawia najbliższe koncerty postradzieckiego zespołu Piesniary w krajach bałtyckich. Masażysta Anatolij z Kamieńca Podolskiego, który od lat dojeżdża w całej Warszawie do swoich klientów, aby im pomóc w rehabilitacji i który z zasady rozmawia z klientami tylko po polsku. I rosyjska rodzina pracująca w firmie, która właśnie restrukturyzuje właśnie Hutę Częstochowa. Wszystkich łączy to, że mówią w domu po rosyjsku, bo to jeden z ich języków ojczystych. I na co dzień nikt ich nie zaczepia, nie każe na ulicy milczeć, dlatego że rosyjski na ulicach Warszawy stał się normalnością.
Najnowsza historia pokojowej „rusyfikacji” Polski jest jednak nie tylko zabawna. Ma także drugie dno, choćby dlatego że wraz z migrantami oraz towarami przyjeżdżają spory i konflikty, wywoływane przez Rosję w krajach sąsiednich. Do mnie w gości zagląda spontanicznie Wasyl, były opiekun naszych dzieci, który sam pochodzi z Białorusi i mówi świetnie po polsku, po białorusku oraz rosyjsku. Jako niespodziankę przynosi parę skarpetek z kogutem i napisem „Polska”. „Oficjalnie Made in Russia, ale de facto robione na Białorusi”, mówi śmiejąc się głośno. Menadżer wielkiej kompanii logistycznej, która specjalizuje się w węglu, zdradzi mi przy innej okazji, że wszyscy zdają sobie sprawę, że węgiel oficjalnie rosyjski importowany przez port w Gdyni tak naprawdę pochodzi z Donbasu.
Nowa wszechobecność języka rosyjskiego wiąże się również z tym, iż przyzwyczajamy się, że ludzie na ograniczonych czasowo wizach, często bez odpowiednich ubezpieczeń zdrowotnych, stali się częścią naszej rzeczywistości. Po drodze na dworzec, kierowca Toyoty – pracujący dla kontrahenta Bolta, który ma pod sobą tysiąc Ukraińców, Gruzinów oraz Białorusinów – okazuje się również Ukraińcem, który właśnie przyjechał do Warszawy na saksy wraz z trzema autami, które podwynajmuje innym. Języka nie trzeba wiele, aby obsługiwać aplikację. A miasto po kilku tygodniach już w miarę zna. Do tego momentu ryzyko ponosi pasażer. To brzmi jak ponury żart, ale w pewnym sensie wskutek doktryny bezpieczeństwa Polski, bazującej na wyłącznym i nieograniczonym zaufaniu do Stanów Zjednoczonych, po Warszawie krążą setki półlegalnych taksówek, których kierowcy często mówią jedynie po rosyjsku, a stanowią bardzo konkretne zagrożenie dla pasażerów – nie ze względu na język rosyjski, ale ze względu na to, że nie znają miasta.
Kiedy większość warszawiaków wyjeżdża tam, skąd jest ich ród: w świętokrzyskie, na Warmię, w lubuskie, na Mazowsze itp., w mieście pozostają ci, którzy ich na co dzień obsługują i są niewidoczni – oraz turyści, którzy mówią bez krępowania po angielsku lub po rosyjsku. Oto pobocznym efektem rosyjskiej aneksji Krymu oraz hossy na polskim rynku pracy jest wszechobecność języków sąsiednich – w tym rosyjskiego. Szczególnie na Wszystkich Świętych lub w dni po Bożym Narodzeniu stołeczny Nowy Świat staje się praktycznie rosyjskojęzyczny. Chociaż Ukraińcy, Białorusini, ale również Rosjanie w czasach H&M oraz Humany nie różnią się zewnętrznie niczym szczególnym od Polaków lub Niemców, to na ulicy słychać, że Polska zmienia się szybciej, niż się większości Polaków wydaje. I że ta zmiana będzie miała konsekwencje dla wspólnego życia już w najbliższej przyszłości.
Tymczasem w chińskiej restauracji Luxi Beef Pot przy Puławskiej można już zamówić po polsku – dzięki ukraińskiemu personelowi.
Fot. Fshoq.com