Wielki kadrowy Piotr Gliński
Co to znaczy „podłe czasy”? 11 lutego profesor Dariusz Stola, historyk cieszący się międzynarodowym uznaniem i będący współautorem sukcesu prowadzonej przez siebie placówki – Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, musiał zrezygnować z przysługujących mu praw zwycięzcy konkursu na stanowisko jej dyrektora.
Rok wcześniej minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński nie przedłużył z nim umowy. Trzech partnerów prowadzących Muzeum – oprócz resortu, to miasto stołeczne Warszawa i Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny – uzgodniło, że zostanie przeprowadzony konkurs. W maju wygrał go ponownie profesor Stola. Piotr Gliński nie powołał go na stanowisko, choć był współorganizatorem konkursu, a komisji przewodniczył sekretarz stanu w ministerstwie Jarosław Sellin. Dlaczego? Bo nie. Mniej więcej tyle od ministra Sellina mogli usłyszeć senatorowie podczas posiedzenia senackiej komisji kultury.
Kiedy 7 lutego tego roku Piotr Gliński zakomunikował, że profesor Stola nie zostanie powołany, bo nie ma takiej woli w środowisku politycznym reprezentowanym przez ministra, a czas pełnienia obowiązków Zygmunta Stępińskiego – dotychczasowego zastępcy dyrektora – kończył się, co groziło instalacją w placówce resortowego p.o., historyk podjął decyzję: zrezygnował. Pokazał tym samym, że ma wszystko to, czego nie mają obecni decydenci polityczni, a o czym tak lubią mówić: honor, patriotyzm, odpowiedzialność za państwo i instytucję.
Z dużym zażenowaniem obserwowałam oburzenie części prawicy, kiedy jej pozostali przedstawiciele powodowani środowiskowym konfliktem wycofali książkę Piotra Zychowicza ze współorganizowanego przez IPN i TVP konkursu na książkę historyczną roku. Oto prawicowi cenzorzy oburzyli się, że ich koledzy zastosowali wobec nich te same metody, które wespół stosują wobec innych. | Estera Flieger
Rządowi nie wystarcza już polityka historyczna, więc zabiera się za muzealną, która stanowi jej najgorszą emanację. A wielkim kadrowym został Piotr Gliński.
Zaczęło się w Gdańsku: od przejęcia Muzeum II Wojny Światowej, instalacji własnego człowieka i zmian w wystawie głównej. Potem były podchody pod Europejskie Centrum Solidarności. Teraz, jak gdyby nigdy nic, Jarosław Sellin w Radiu Zet z wprost rozbrajającą szczerością przyznał, że „nie było gotowości”, żeby powołać dyrektora Stolę .
Po rezygnacji byłego dyrektora minister Gliński zapowiedział, że podpisze nominację dla Zygmunta Stępińskiego, zaproponowanego przez Stowarzyszenie Żydowskiego Instytutu Historycznego i Warszawę. Zrobił to 27 lutego. Niezależność Muzeum została uratowana, ale za bardzo wysoką cenę.
Ryba psuje się od głowy, a demokracja od kultury
Uwolnienie historii od polityki nie będzie możliwe, dopóki są historycy, którzy podpisują się – często w zamian za korzyści na przykład w postaci instytucjonalnego awansu – pod przepisywaną dla doraźnych celów przez prawicowych polityków i populistów historią. Czasem na ich zlecenie sami taką piszą, a ponadto oklaskują odbieranie wolności nauce i kulturze, tylko dlatego, że ktoś uprawia je inaczej niż oni. Bo po prawej stronie pluralizm w debacie historycznej nie stanowi wartości. Jest tylko pałka „pedagogiki wstydu”. I zupełny bezwstyd.
Uwolnienie historii od polityki nie będzie możliwe, dopóki są historycy, którzy podpisują się – często w zamian za korzyści na przykład w postaci instytucjonalnego awansu – pod przepisywaną dla doraźnych celów przez prawicowych polityków historią. | Estera Flieger
Z dużym zażenowaniem obserwowałam oburzenie części prawicy, kiedy jej pozostali przedstawiciele powodowani środowiskowym konfliktem wycofali książkę Piotra Zychowicza ze współorganizowanego przez IPN i TVP konkursu na książkę historyczną roku. Oto prawicowi cenzorzy oburzyli się, że ich koledzy zastosowali wobec nich te same metody, które wespół stosują wobec innych. Historyczna rewolucja prawicy zaczęła pożerać swoje własne gniewne dzieci. Kiedy wybuchł książkowy skandal, zastanawiałam się, pisząc o nim w „Wyborczej”, czy prawica dzieli cenzurę na dobrą i złą. Obserwując sprawę profesora Stoli, znów dostałam odpowiedź: „My cenzurować, ale nie nas”. Skąd wzięło się więc zaskoczenie stronników Piotra Zychowicza, kiedy cenzura wróciła do nich jak bumerang, którym sami wcześniej rzucali?
Wyrzucenie książki Zychowicza „Wołyń zdradzony” z konkursu tłumaczono racją stanu. Ale ile wspólnego z interesem państwa miało drastyczne obniżenie prestiżu Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku czy przedłużanie wizerunkowego kryzysu wokół Polin?
Rząd przejął gdańską placówkę i przyszedł po Muzeum Polin nie tylko przy udziale prawicy, ale też w atmosferze przyzwolenia wielu innych instytucji i środowiska konserwatywnego. A przecież muzealna polityka Piotra Glińskiego i Jarosława Sellina to psucie państwa. Nie mieści się w standardach demokracji, która psuje się od kultury, jak ryba od głowy. Każe też postawić pytanie o demokratyczne intencje całego rządu, czy szerzej – obozu władzy, bo premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda Glińskiemu i Sellinowi na to wszystko pozwalają. Moim zdaniem uprawniona jest teza, że takiej właśnie polityki oczekują lub że „co najmniej” im się ona podoba. Co dalej po braku akceptacji dla wyników współorganizowanego przez Ministerstwo Kultury konkursu na dyrektora Muzeum Polin? Wyniki innych wyborów też przestaną być uznawane?
Fot. Muzeum Polin.