Wirus SARS-Cov-2 zapewne już z nami pozostanie, a żyjemy, jakkolwiek trywialnie by to nie brzmiało, w zglobalizowanym świecie. Dlatego w obronie przed pandemią, poza interwencjami państwowymi i społeczną samoizolacją, sprawą równie istotną jest skoordynowana reakcja instytucji ponadnarodowych. Najważniejszą rolę pełni tutaj Światowa Organizacja Zdrowia, która pomaga w zwalczaniu epidemii w skali światowej. Podstawowym środkiem, jakim dysponuje, jest publikowanie i dzielenie się informacjami na temat patogenów, a także zapewnianie wszystkim państwom dostępu do sposobów rozprzestrzeniania się wirusów i tego, co pomaga w ich powstrzymywaniu. WHO koordynuje też współpracę przy opracowywaniu szczepionek, zbiera fundusze na niezbędne materiały pomocne przy zwalczaniu epidemii oraz dostarcza je tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Tak było w przypadkach wcześniejszych epidemii SARS, ptasiej grypy czy eboli. I choć jest to instrument niedoskonały, to lepszym nie dysponujemy. Warto więc przy całym skupieniu się na środkach wdrażanych przez państwa nie tracić z oczu i tego wymiaru pomocy podczas pandemii, zwłaszcza że będzie ona dotykała nie tylko kraje wysokorozwinięte, ale i biedne.

WHO nie jest oczywiście panaceum na wszystkie nasze bolączki i można się zastanawiać, jak ten mechanizm udoskonalić. Sprawa nie jest tak prosta. Poza permanentnym niedofinansowaniem, w grę wchodzą też inne kwestie. Ostatnio Rada Europy oskarżyła na przykład WHO o celowe przedwczesne ogłoszenie pandemii świńskiej grypy, by koncerny farmaceutyczne na fali paniki mogły sprzedać bogatym krajom szczepionkę. Poza tym, jeśli władze chińskie przy obecnym koronawirusie same na początku ukrywały problem z powodu przygotowań do chińskiego nowego roku, to tym bardziej organizacje międzynarodowe są w takich przypadkach bezradne. Jaką cenę zapłaciły Chiny za brak szybkiej reakcji, widać nie tylko po liczbie zgonów, ale i po drakońskich metodach, które zastosowały później.

Dzięki temu inne kraje miały jednak trochę więcej czasu na przygotowanie się i przemyślenie strategii walki z patogenem. Niestety, niewiele państw w Europie skorzystało z tej szansy. Anglia na przykład przyjęła strategię „odporności stadnej” i przeczekania. Ostatnio ta metoda ulegała modyfikacji, ale wciąż nie wprowadzono takich obostrzeń jak w Europie, a tym bardziej w Singapurze czy w Korei Południowej. Wkrótce będziemy mogli obserwować konsekwencje tych decyzji, bo Europa stała się epicentrum pandemii.

Obowiązkowa solidarność

W imię życia jej mieszkańców i solidarności z innymi krajami, potrzebne będą skuteczne metody zapobiegania koronawirusowi. Te sprawdzone i coraz szerzej stosowane polegają na zamykaniu granic, masowych testach przesiewowych, by wychwycić ludzi zarażających, ale niemających objawów (Niemcy, Korea), odwoływaniu imprez masowych, pracy zdalnej, kwarantannach czy samoizolacji. Tylko tak udaje się dotychczas wyhamować tempo nowych zakażeń i zminimalizować niebezpieczeństwo załamania się systemu ochrony zdrowia.

Trywialny jest też fakt, że to poszczególne kraje biorą na siebie podstawowy obowiązek walki z pandemią na ich obszarach terytorialnych. Nie istnieje rząd światowy, żadna inna ponadnarodowa organizacja poza państwami nie ma uprawnień do egzekwowania i wdrażania środków bezpieczeństwa takich jak organizacja szpitali, zamykanie granic, kontrole epidemiologiczne. Coraz bardziej słyszalne ze strony niektórych publicystów zżymanie się, w tym przypadku na brak działania Unii, gdy ta nie ma, bez zgody państw członkowskich, takich kompetencji, jest nie tylko wyrazem braku zrozumienia dla sposobu jej funkcjonowania, ale uprawianiem publicystycznej demagogii w imię doraźnych celów politycznych.

Decyzja Trumpa po raz kolejny pokazała, że prezydent USA zamiast wziąć na siebie rolę lidera w światowym kryzysie, woli mówić jedynie do swojego elektoratu. | Rafał Wonicki

Epidemia nieufności

Niestety żadne społeczeństwo, zwłaszcza w czasach kryzysu, nie jest wolne od partykularyzmów. Łatwo to dostrzec na przykładzie Trumpa, który ucieszył się, że chińska gospodarka przez koronawirusa wpadnie w kryzys, a kiedy pandemia dotarła do wybrzeży Ameryki, natychmiast obwinił Europę i zawiesił jednostronnie loty ze starego kontynentu do Stanów Zjednoczonych (co znamienne — poza Wielką Brytanią). Ta immunizacja, choć jest dobrym ruchem antypandemicznym, wydaje się i tak spóźniona. Jednocześnie, przeprowadzona bez konsultacji, nie tylko naraziła kraje UE na większe straty, ale również podważyła, tak teraz istotne, wzajemne zaufanie przy współpracy międzyrządowej w zapobieganiu pandemii. Decyzja Trumpa po raz kolejny pokazała, że prezydent USA zamiast wziąć na siebie rolę lidera w światowym kryzysie, woli mówić jedynie do swojego elektoratu.

Chiny z kolei, nie radząc sobie na początku z wirusem, skarżyły się najpierw na WHO i chciały zakładać jej odpowiednik, tylko że pod swoim przywództwem, a po ostatnich sukcesach w powstrzymani patogenu zaczęły coraz częściej oskarżać USA o spowodowanie epidemii. Przy czym, wysyłając kontener z pomocą i lekarzami do Włoch, rozegrały dodatkowo sprawę perfekcyjnie wizerunkowo, ponieważ w oczach światowej opinii publicznej stały się krajem niosącym solidarnie pomoc innym potrzebującym. Przywódcy Unii wypadli na tym tle blado, choć w lutym przekazali Chinom 12 ton sprzętu medycznego potrzebnego do walki z epidemią. Medialna wojna państw trwa zatem w najlepsze, niezależnie od realnych postępów pandemii.

Patrząc na ten globalny spektakl wskazywania kozłów ofiarnych, warto uwypuklić dwa aspekty, które do tej pory były w mediach traktowane marginalnie, a które wśród wielu innych ważnych kwestii, uzmysławia nam pandemia.

Są nimi istota polityczności i zasygnalizowana już wcześniej rola ponadnarodowych instytucji. Dzięki koronawirusowi po raz kolejny musieliśmy odczarować obraz samych siebie i uświadomić sobie, że racjonalność człowieka jest mocno ograniczona. Stąd w Europie apele (znów przypadek włoski dobrze to pokazuje) o dobrowolne ograniczenia ruchu okazały się mało skuteczne bez ich państwowej egzekucji, odsłaniając tym samym wypieraną przez liberalne społeczeństwa zachodnie prawdę o polityczności. W pewnym momencie, gdy nadciąga kryzys, musi zostać podjęta decyzja polityczna również o stanie nadzwyczajnym i tylko suweren ma moc jej skutecznej realizacji.

Zżymanie się, w tym przypadku na brak działania Unii, gdy ta nie ma, bez zgody państw członkowskich, takich kompetencji, jest nie tylko wyrazem braku zrozumienia dla sposobu jej funkcjonowania, ale uprawianiem publicystycznej demagogii w imię doraźnych celów politycznych. | Rafał Wonicki

Gdy Chiny wprowadzały kordony sanitarne, a Singapur limitował sprzedaż produktów w sklepach i nakazywał obowiązkowe pomiary temperatury, wielu mogło myśleć, że to działania charakterystyczne dla rządów autorytarnych, które często ograniczają wolność własnych obywateli. Gdy to samo zaczęły robić Włochy, pojawiły się głosy o biopolitycznej władzy suwerennej, która wszystko sprowadza do stanu wyjątkowego; o niepotrzebnym interwencjonizmie i środkach nieadekwatnych do sytuacji, gdyż prewencyjnych ponad miarę. Dziś eksperci mówią raczej, że reakcja Włoch była właściwa, ale spóźniona. Społeczeństwa zachodnie zaczynają sobie uświadamiać, że w sytuacjach kryzysów niezbędne mogą być środki wyjątkowe, nawet, jeśli istnieje niebezpieczeństwo, że władza może ich później nadużywać.

Kolejny wrażliwy punkt Wspólnoty

W Europie widoczna była też początkowo lekceważąca reakcja na rozprzestrzenianie się epidemii w Chinach. Wirus był gdzieś tam daleko, w Azji. Dało się w mediach słyszeć głosy, że wcześniej – tak jak w przypadku ptasiej grypy — środki zapobiegawcze były proste. Ale świat się nie zatrzymał. Gdy koronawirus zaczął rozprzestrzeniać się w Europie, mogliśmy myśleć, że nasza zaawansowana wiedza medyczna i technologie rozprawią się z nim szybko i skutecznie. Było to myślenie życzeniowe. Poza lekceważeniem sytuacji, pojawiły się też pierwsze odruchy egoizmów narodowych, a nie europejskiej solidarności. Wiele państw skupionych na własnych przygotowaniach do walki z koronawirusem nie odpowiedziało na włoską prośbę o pomoc. Gdy system włoskiej służby zdrowia ulegał coraz większej zapaści, a poszczególne państwa Unii zaczęły wręcz zamykać przed obywatelami Włoch swoje granice, po raz kolejny, po kryzysie ekonomicznym i uchodźczym, stanęła pod znakiem zapytania rola, jaką powinna odgrywać UE. Co prawda nie ma ona możliwości narzucania krajom członkowskim formy walki z pandemią, ale właśnie wirus pokazał, że to kolejny wrażliwy punkt całego projektu, który trzeba będzie przemyśleć, jeśli Unia ma przetrwać.

Jednak brak wcześniejszej reakcji Unii nie jest równoważny z jej bezradnością. Ma ona sposoby i środki, pod warunkiem woli politycznej jej liderów, by w kilku obszarach wesprzeć kraje członkowskie w ich walce z pandemią. I gdy przywódcy państw UE zorientowali się, że sami w swoich krajach nie dadzą sobie rady, włączyli do pomocy mechanizmy unijne. Komisja Europejska przedstawiła działania w kilku kluczowych dla rozprzestrzeniania się wirusa obszarach. Przede wszystkim będzie wspierać produkcję sprzętu medycznego i koordynować jego dystrybucję tak, by był on dostarczany tam, gdzie jest aktualnie najbardziej potrzebny. Poza tymi działaniami bezpośrednimi, przywódcy Unii zadeklarowali też działania długofalowe. Jest to przede wszystkim wsparcie badań nad szczepionką, oraz to, co może uspokoić inwestorów i rynki — przeciwdziałanie skutkom społeczno-gospodarczym, w tym rezygnacja z przepisów fiskalnych i wsparcie tych, które dotyczą pomocy państw dla przedsiębiorstw. W ten sposób kraje UE podejmą niezbędne działania w celu wspomożenia swoich coraz bardziej zdestabilizowanych gospodarek. Na realizację tych działań w krajach członkowskich Unia przeznaczyła już 37 miliardów euro.

Gdy system włoskiej służby zdrowia ulegał coraz większej zapaści, a poszczególne państwa Unii zaczęły wręcz zamykać przed obywatelami Włoch swoje granice, po raz kolejny, po kryzysie ekonomicznym i uchodźczym, stanęła pod znakiem zapytania rola, jaką powinna odgrywać UE. | Rafał Wonicki

Wirus bogatych

Skuteczność tych działań będzie można ocenić dopiero po kryzysie, ale bez ich wprowadzenia, krach byłby bardziej długotrwały i bardziej dotkliwy dla obywateli UE. Jest to też działanie, które pomoże ograniczyć narodowe egoizmy państw członkowskich wspólnoty. Dopiero bowiem ponadpaństwowa koordynacja działań antypandemiczych pozwala lepiej zarządzać kryzysem i minimalizować jego negatywne efekty. Oczywiście instytucje takie jak WHO albo Unia nie zastąpią rozsądku obywateli ani działań z poziomu państwowego, mogą jednak znacznie ułatwić poszczególnym krajom przygotowanie się na epidemię, a potem wspomóc w łagodzeniu jej negatywnych skutków.

Reakcja na koronawirusa jest bezprecedensowa zarówno jeśli chodzi o tempo, jak i skalę użytych środków. To w dużej mierze skutek tego, że pandemia dotknęła najpierw kluczowe regiony dla gospodarki światowej – Chiny  i Unię Europejską — a omija jeszcze większość krajów afrykańskich. Gdy w 2014 wirus ebola zaatakował Gwineę, Liberię i Kongo, uśmiercając w ciągu pierwszych 5 miesięcy ponad 10 tysięcy osób, to reakcja państw zachodnich przez ten czas pozostawała symboliczna. Teraz wszystkie laboratoria pracują nad jak najszybszym wynalezieniem szczepionki na SARS-2.

Jak widać, pandemia infekuje również to, co jest niezbędne do jej zwalczania — współpracę i solidarność. Poza walką z wirusem na poziomie globalnym i państwowym ważne jest zatem, byśmy nie zapominali o zwykłych ludziach, którzy stracą teraz pracę i środki do życia w sprekaryzowanym świecie. Poziom ponadpaństwowy jest ważny, poziom systemowej reakcji państw wręcz kluczowy dla zatrzymania pandemii, ale to przede wszystkim od nas samych, żyjących w lokalnych wspólnotach zależy, jak bardzo uda się pomóc osobom, które potrzebują jej tu i teraz. Miejmy nadzieję, że wraz z narastającymi obostrzeniami zdamy egzamin z solidarności tak tej lokalnej, jak i globalnej, przezwyciężając nasze partykularyzmy. Koronawirus jest bowiem sprawą nas wszystkich i to w dużym stopniu od naszych wyborów uzależniony będzie też globalny bilans.