0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Ciekawy przypadek Johna...

Ciekawy przypadek Johna Mulaneya. Nie tylko stand-up

Karol Kućmierz

Sylwetka amerykańskiego artysty to przykład nie tylko rozmachu ról, przez które można poszerzyć formułę stand-upu. To także wyraz potrzeby akceptacji ze strony widowni dla płynnej tożsamości komika.

Na papierze John Mulaney to prawdopodobnie najnudniejszy komik świata. Biały, heteroseksualny mężczyzna po trzydziestce, szczęśliwie żonaty, bezdzietny; wychowany w stereotypowej irlandzko-katolickiej rodzinie, do tego trzeźwy alkoholik. Prawie zawsze występuje na scenie w nienagannie skrojonym garniturze. Jedyny element wprowadzający odrobinę dysonansu w ten niezbyt ekscytujący zestaw cech, to jego dziwnie szeroko rozstawione oczy.

Kariera Mulaneya również potoczyła się dość oczywistymi dla komika ścieżkami: posada scenarzysty w „Saturday Night Live” w latach 2008–2012, nieudany i szybko skasowany autobiograficzny sitcom „Mulaney” (2014–2015), kilka stand-up specials dokumentujących prawie dwie dekady w branży („The Top Part” – 2009, „New in Town” – 2012, „The Comeback Kid” – 2017, „Kid Gorgeous at Radio City” – 2018); w międzyczasie aktorskie epizody oraz udzielanie głosu animowanym postaciom (Spider-Ham w „Spider-Man Uniwersum”, Andrew Glouberman w netfliksowym przeboju „Big Mouth”).

Komediowa sieć

Na pierwszy rzut oka John Mulaney to jeden z wielu komików, od lat występujących w telewizji i na rozmaitych scenach Ameryki. Ale w stand-upie to, co jest na papierze, niekoniecznie przekłada się na ostateczny efekt. Wszystko zależy od precyzji wykonania: komediowego timingu, intonacji, odpowiedniego doboru słów i emocjonalnego zaangażowania – i to właśnie w tych aspektach John Mulaney oddziela się od reszty peletonu. Jego komediowa persona to jedna z najbardziej dopracowanych i przemyślanych kreacji w świecie stand-upu, a jego kolejne występy układają się w spójny większy wzór. Poszczególne żarty i skecze tworzą gęsto utkaną i wewnętrznie splątaną sieć, pełną specyficznych odwołań do popkultury. Kiedy Mulaney pociąga za jedną nić, drży cała siatka rozpostarta na przestrzeni kilku mediów: żart opowiedziany w trakcie stand-upu znajduje swoje rozwinięcie w rozmowie prowadzonej w popularnym talk-show; przytaczana w środowisku komików anegdota przeradza się w spektakl teatralny; niewykorzystany skecz zostaje zrealizowany po latach w zupełnie nowej formie. Wystarczy, że komik pojawi się w telewizji czy mediach społecznościowych albo poprowadzi odcinek „Saturday Night Live”, aby jego komediowa sieć rozrosła się o kolejne elementy.

Poszczególne żarty i skecze tworzą gęsto utkaną i wewnętrznie splątaną sieć, pełną specyficznych odwołań do popkultury. Kiedy Mulaney pociąga za jedną nić, drży cała siatka rozpostarta na przestrzeni kilku mediów.

Karol Kućmierz

Nowojorska mitologia

Komediowy świat Johna Mulaneya obraca się wokół kilku stałych motywów, ale wszystkie pozostają w cieniu Wielkiego Jabłka. Choć komik pochodzi z Chicago, od dawna mieszka w Nowym Jorku, a jego żarty są przesiąknięte tym miastem, jego mitologią i folklorem. Obecni i byli burmistrzowie Nowego Jorku (Ed Koch, Rudy Guliani, Michael Bloomberg, Bill de Blasio) to stała obsada wielu opowieści Mulaneya, podobnie jak przypadkowi ludzie wygadujący dziwne rzeczy w metrze czy na ulicy. Nowojorskość Mulaneya znalazła idealną formę w off-broadwayowskim spektaklu „Oh, Hello”, współtworzonym z Nickiem Krollem. Komicy grają w nim dwóch stetryczałych mieszkańców Upper West Side’u na Manhattanie – Gila i George’a. Mężczyźni żyją w bardzo specyficznym wycinku rzeczywistości, gdzie wszystko kręci się wokół nowojorskich legend i anegdot, ciekawostek dotyczących ich ulubionego zespołu Steely Dan oraz marginaliów amerykańskiego teatru. Bohaterowie wspominają swoje bogate, choć pełne porażek życiorysy, jednocześnie podsumowując, jak zmieniał się Nowy Jork przez wiele dekad. Gil i George są zresztą oparci na wyobrażeniach o prawdziwych postaciach – Kroll i Mulaney natknęli się kiedyś w słynnym antykwariacie Strand Bookstore na dwóch ekscentrycznych starszych dżentelmenów, którzy kupowali sobie wzajemnie po egzemplarzu autobiografii Alana Aldy. I tak kolejna esencjonalnie nowojorska anegdota stała się pożywką do samoświadomego celebrowania nowojorskości – to jeden z fundamentów komedii Johna Mulaneya.

Kim jest John Mulaney?

Sceniczna persona Mulaneya to gęsty splot, który nie daje się łatwo rozwikłać. Wielu komików ściśle rozgranicza swoje wcielenia – postać, która opowiada żarty na scenie znacznie różni się od tej przychodzącej do telewizji, żeby udzielić wywiadu, i od tej, która jest osobą prywatną, nawet jeśli wszystkie trzy dzielą to samo imię i nazwisko. Działalność Johna Mulaneya wznosi to zagadnienie na poziom rozważań egzystencjalnych – skłania widzów nie tylko do kwestionowania jego scenicznego wizerunku, ale też do zastanowienia się nad licznymi rolami, które wszyscy odgrywamy w życiu. Kiedy pod koniec stycznia Mulaney pojawił się w „The Late Show” u Stephena Colberta, temat płynnej tożsamości komików niepostrzeżenie wypłynął z niewinnej anegdoty. Mulaney opowiadał, że zachowuje się przy rodzicach jak uczynny kelner, zawsze dbając o ich wygodę i dobre samopoczucie. Jego żona wytknęła mu rażącą sztuczność tego zachowania, mówiąc, że jest innym Johnem Mulaneyem na scenie, a innym ze swoimi rodzicami, i nie wie, czy ma do czynienia z tym prawdziwym, kiedy są sam na sam. To z kolei przerodziło się w konstatację, że pomimo znacznego stażu małżeńskiego państwo Mulaney właściwie nigdy się nie dowiedzą, co tak naprawdę o sobie myślą. „I jest w tym coś pięknego” – skwitował wypowiedź żony komik.

W trakcie wywiadu Colbert sugerował też Mulaneyowi, że być może z powodu licznych lęków ten nie chce dać się poznać innym ludziom. W odpowiedzi na to Mulaney zrobił coś, czego zdecydowanie nie powinno się robić w telewizji – poprosił o dłuższą chwilę na zastanowienie. Podczas tej pauzy, komik zamarkował dość teatralnie głęboką zadumę, ostentacyjnie popijając wodę z kubka z logotypem programu, ale wciąż wydawał się w tym autentyczny. Potem opowiedział o swoim dzieciństwie, kiedy od najmłodszych lat starał się być źródłem nieustającej rozrywki dla swoich bliskich, zapewniając sobie w ten sposób sympatię, co w zasadzie zostało mu do dzisiaj. Przyznał, że nie jest jeszcze na tym etapie, żeby nie przejmować się tym, co myślą o nim inni. Gdzie w tym wszystkim kończy się fałszywy John Mulaney, a zaczyna ten prawdziwy? Nigdy się nie dowiemy i jest w tym coś pięknego.

Działalność Johna Mulaneya wznosi to zagadnienie na poziom rozważań egzystencjalnych – skłania widzów nie tylko do kwestionowania jego scenicznego wizerunku, ale też do zastanowienia się nad licznymi rolami, które wszyscy odgrywamy w życiu.

Karol Kućmierz

Sceniczne wcielenia

Na scenie, w zależności od przyjętej konwencji, Mulaney odpowiednio moduluje swój głos i gesty tak, żeby uwydatnić kluczowe aspekty danego żartu. Kiedy komik wciela się na scenie w inne osoby, jego interpretacje aktorskie są zawsze głośne i przesadzone, tak jak jego imitacja Micka Jaggera, wykrzykującego rozkazy i osądy na lewo i prawo („Diet Coke!”, „Not funny!”). W podobnym stylu Mulaney sparodiował Billa Clintona, uwypuklając jego nadmiernie wyluzowany styl bycia.

Kiedy Mulaney odgrywa młodszą wersję samego siebie dyskutującego z rodzicem, mówi wyższym głosem i patrzy w górę, jakby jego wyobrażony ojciec czy matka byli gigantycznych rozmiarów. Podczas stand-upowego monologu persona Mulaneya jest giętka i elastyczna – komik z dużą łatwością przeskakuje z jednej roli w drugą, płynnie zmienia styl wypowiedzi, słownictwo i rytm, czasami zaskakująco mieszając językowe rejestry (w swoim ostatnim stand-upie – „Kid Gorgeous at Radio City” – Mulaney odgrywa sztuczną inteligencję, stojącą za internetowym testem CAPTCHA, w którym trzeba udowodnić, że nie jest się robotem, używając do tego pseudostaroangielskich zwrotów). Mulaney na scenie to ktoś w rodzaju Benjamina Buttona – jednocześnie stary (umysłem) i młody (ciałem). Wcielając się w młodszą wersję samego siebie, komik zachowuje się jak zgryźliwy staruszek uwięziony w młodszym ciele. Nawet kiedy nie odgrywa żadnej konkretnej roli, rzuca obyczajowymi obserwacjami, których nie powstydziłby się starszy o trzydzieści lat Jerry Seinfeld. Nic dziwnego, że Mulaney tak przekonująco gra siedemdziesięciolatka w spektaklu „Oh, Hello”. Sam często sprawia wrażenie, jakby wręcz nie mógł się doczekać, kiedy jego ciało zestarzeje się do poziomu zgryźliwości, który osiągnął już jako jedenastolatek. Być może wtedy wreszcie nie będzie się już przejmował tym, co mogą pomyśleć o nim inni.

Tom Jones, David Byrne i Stephen Sondheim

Dopełnieniem i być może najbardziej zdumiewającym aspektem komedii Johna Mulaneya jest jej muzykalność. W finale swojego pierwszego albumu – „The Top Part” – komik opowiada dłuższą anegdotę, w której razem ze swoim kolegą Johnem narazili swoich współbiesiadników w restauracji Salt & Pepper na załamanie nerwowe. John i John, będąc złośliwymi nastolatkami, zainwestowali siedem dolarów, żeby szafa grająca odtworzyła piosenkę Toma Jonesa „What’s New Pussycat?” dwadzieścia jeden razy z rzędu. W tym rozbudowanym żarcie John Mulaney pokazuje swoje komediowe możliwości w pełnej krasie: budowanie i stopniowanie napięcia, niespodziewane zwroty akcji, celne impresje aktorskie oraz językowa precyzja, dzięki której każde wypowiedziane słowo ma znaczenie – rytmiczne i dramaturgiczne – co wzmacnia ostateczny wydźwięk całości. Temat także jest kluczowy – muzyka jako źródło fascynacji i cierpień. Mulaney pokazuje, jak z prostej historyjki można skonstruować wielopoziomowy żart. Komik relacjonuje wydarzenia z kilku perspektyw, wcielając się w role rozmaitych uczestników tej absurdalnej sytuacji, i odnajduje zabawne detale w każdym możliwym zakamarku.

Komik często wspomina w wywiadach, że jedną z jego pierwszych inspiracji był David Byrne z zespołu Talking Heads, a w szczególności jego legendarny performans w filmie koncertowym Jonathana Demme’ego „Stop Making Sense”. Mulaney mocno identyfikował się z ekscentrycznością wokalisty – jego dziwacznym stylem tańca, komicznie niedopasowanym garniturem i płaską intonacją, która w jego przekonaniu parodiowała sposób mówienia dorosłych Amerykanów – i starał się ją imitować w swoim stand-upie. Jednak ten muzyczny wątek w twórczości Johna Mulaneya wybrzmiewa najgłośniej dopiero w ciągu kilku ostatnich lat, na przykład w serialu „Documentary Now!”, parodiującym znane i niszowe filmy dokumentalne, w którym Mulaney został współautorem odcinka zgłębiającego twórczość znanego kompozytora musicali Stephena Sondheima.

Wcielając się w młodszą wersję samego siebie, komik zachowuje się jak zgryźliwy staruszek uwięziony w młodszym ciele. […] Sam często sprawia wrażenie, jakby wręcz nie mógł się doczekać, kiedy jego ciało zestarzeje się do poziomu zgryźliwości, który osiągnął już jako jedenastolatek.

Karol Kućmierz

John Mulaney jest także autorem głośnej trylogii musicalowych skeczy, której kolejne odsłony prezentował na antenie „Saturday Night Live”. Pierwszy z nich to zrealizowany po latach pomysł, w którym bohater skeczu popełnia bezmyślne faux pas – zamawia homara w taniej, nowojorskiej knajpie. To zawiązanie akcji rodem z „Seinfelda” niespodziewanie przeradza się w serię musicalowych numerów opartych na piosenkach z „Les Misérables” w wykonaniu podstarzałego homara (Kenan Thompson), jego córki i pracowników restauracji. Drugi rozdział trylogii ma analogiczny początek – tym razem bohater grany przez Pete’a Davidsona prosi o klucz do obskurnej toalety w bodedze – a skatologiczne piosenki parodiują takie musicale jak „Koty”, „Rent” czy „Sklepik z horrorami”. Ostatni skecz to już prawdziwie barokowe widowisko, w którym zakup taniego sushi na nowojorskim lotnisku LaGuardia prowadzi do rozbuchanego przeglądu motywów rodem z „Upiora w operze”, „West Side Story”, „Annie” i „Wicked”, opiewających liczne wyzwania czyhające na pasażerów lotniska, a w finale pojawia się sam David Byrne z piosenką „Road to Nowhere”.

Lęki i piosenki

Esencja komedii Johna Mulaneya i jej muzykalności objawiła się w najczystszej postaci w trudnym do zaszufladkowania programie „John Mulaney i dzieciaki” („John Mulaney & the Sack Lunch Bunch” z grudnia 2019 roku), osobliwej propozycji dla dzieci i dorosłych, inspirowanej takimi tytułami jak „Ulica Sezamkowa”, „The Electric Company” czy „Really Rosie”, na których komik się wychowywał, oglądając za dużo telewizji w latach 80. W swojej wersji tej formuły, Mulaney pełni rolę gospodarza w duchu Freda Rogersa (twórcy legendarnego programu dla dzieci „Mister Rogers’ Neighborhood”). Z jednej strony bezpretensjonalnie rozmawia z dziećmi o ich lękach i uczuciach, a z drugiej – prezentuje skecze i piosenki ilustrujące poruszane tematy. Na samym początku Mulaney mówi wprost do kamery, że stworzył ten program dla dzieci zupełnie celowo. Kiedy jedna z dziewczynek pyta go, czy to, co robią, jest ironiczne, odpowiada, że jeśli się uda, to wszystko jest na poważnie. A jeżeli coś pójdzie nie tak, to wtedy mogą wszystkim powiedzieć, że to była zamierzona ironia i tak odniosą sukces. Oto pierwsza lekcja show biznesu.

Komedia (nie tylko w wykonaniu Mulaneya) to w dużym stopniu zakreślanie terytorium własnej tożsamości za pomocą kolejnych żartów, skeczy i zabawnych piosenek. To także rozpaczliwe poszukiwanie porozumienia, akceptacji oraz wspólnoty, która powstaje, kiedy dowcip znajdzie swoich odbiorców i zostanie przez nich właściwie odczytany.

Karol Kućmierz

Strukturalny fundament „John Mulaney & the Sack Lunch Bunch” stanowi seria wywiadów z grupą dzieciaków o ich egzystencjalnych lękach, takich jak strach przed klaunami, śmierć najbliższych, włamanie do ich domów czy budzące grozę filmy Jordana Peele’a. Spomiędzy ich spontanicznych odpowiedzi wypływają skecze i piosenki, z tekstami autorstwa Mulaneya i Mariki Sawyer oraz muzyką Eli Bolina. Pierwsza z nich opowiada o chłopaku babci, Paulu, i w zabawnej formie eksploruje zakamarki skomplikowanego emocjonalnego węzła w rodzinie, w której starsza osoba znajduje sobie nowego partnera. W widowiskowym musicalowym numerze o nauce algebry gwiazdor Broadwayu André De Shields wyśpiewuje pełną dygresji opowieść o tym, jak znajomość matematyki może uratować przed utratą oka, ale wyczekiwana puenta jakoś nie może nadejść. Jeden z dzieciaków, Orson, rozpaczliwie śpiewa o jedynym posiłku, który jest w stanie przełknąć – makaronie z odrobiną masła. Zell i Oriah zastanawiają się, czy kwiaty istnieją w nocy, a Lexi, z drobną pomocą Davida Byrne’a, stara się zwrócić na przyjęciu uwagę dorosłych którzy bezczelnie ignorują jej występ. Finał programu to gościnny występ Jake’a Gyllenhaala, który jako Mr. Music stara się pokazać dzieciom, że wszystko może być źródłem muzyki, ale wybiera do tego zbyt subtelne przykłady – skakanie po miękkim łóżku w butach do stepowania czy wyciąganie łyżeczki z kubeczka z jogurtem.

„John Mulaney i dzieciaki” to zwięzłe podsumowanie wielu motywów, które wielokrotnie pojawiały się w dorobku komika, podane w bardzo przystępnej formie. Mamy tu fascynację muzyką, musicalami i dziwacznymi zakamarkami przemysłu rozrywkowego, mamy nowojorski folklor, pełne napięcia rozmowy o ważnych sprawach pomiędzy dziećmi i dorosłymi, dzieciaki zachowujące się dojrzalej, niż wskazywałby na to ich wiek, i zdziecinniałych dorosłych, dowcipy oparte na językowej wieloznaczności oraz niszowe odniesienia popkulturowe, które najpewniej umkną nie tylko widzom młodszym od Mulaneya, ale też większości jego rówieśników. Jedyne, czego tu nie znajdziemy, to klasyczny stand-up.

Cały program dość subtelnie obraca się też wokół problemów dotyczących tożsamości, odgrywania różnych ról w zależności od kontekstów społecznych i trudności związanych z byciem sobą. To wątki zawsze obecne u Johna Mulaneya. „Sack Lunch Bunch” tylko je krystalizuje i pokazuje, że komedia (nie tylko w wykonaniu Mulaneya) to w dużym stopniu zakreślanie terytorium własnej tożsamości za pomocą kolejnych żartów, skeczy i zabawnych piosenek. To także rozpaczliwe poszukiwanie porozumienia, akceptacji oraz wspólnoty, która powstaje, kiedy dowcip znajdzie swoich odbiorców i zostanie przez nich właściwie odczytany. Ostatecznie niemal cały repertuar Johna Mulaneya można sprowadzić do zakamuflowanego pod kilkoma warstwami ironii i zasłoną utkaną ze społecznych lęków pytania, które już kilka dekad temu zadawał dzieciom i dorosłym przed telewizorami Fred Rogers: „Czy nie chciałbyś zostać moim sąsiadem?”.

 

Programy i występy:

„John Mulaney i dzieciaki” [„John Mulaney & the Sack Lunch Bunch”], Netflix 2019.

„Kid Gorgeous at Radio City”, Netflix 2018.

„The Comeback Kid”, Netflix 2017.

„New in Town”, 2012 (dostępne na Spotify).

„The Top Part”, 2009 (dostępne na Spotify).

 

Fot. Wikimedia Commons

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 589

(18/2020)
21 kwietnia 2020

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj