Od narodzin „dobrej zmiany” obserwatorzy polityki psychologizują na temat motywacji, które kierują działaniami Jarosława Kaczyńskiego. Przeciwnicy przypisują mu rozmaite zaburzenia – od obsesji zemsty po socjopatię. Zadowalając się trafnością swoich diagnoz, nie zauważyli, że kiedy krytycy koncentrowali się na Jarosławie Kaczyńskim, obok powstawał golem, który nie potrzebuje już swojego twórcy do przetrwania.

Według potocznej definicji, narcyz to po prostu osoba zakochana w sobie. Jednak w badaniach nad osobowościami narcystycznymi patrzy się na sprawę szerzej. Osobowość narcystyczna charakteryzuje się – przepraszam za skróty i uproszczenia – przekonaniem o własnej wyjątkowości, umiejscowieniu ponad prawem i zasadami obowiązującymi zwykłych ludzi. Osoba taka uważa, że zasługuje na specjalne względy, przypisuje sobie prawo do jednostronnych zmian zasad gry, ma też skłonność do wyolbrzymiania własnego znaczenia, a jednocześnie jak wody potrzebuje aprobaty innych – „głasków” – co wymusza często manipulacją. Każdego, kto nie uczestniczy w kampanii uwielbienia dla narcyza, najpierw próbuje zniszczyć, a potem udaje, że ten nigdy nie istniał.

Brzmi znajomo? W tym opisie rozpoznamy nie tylko członków naszych rodzin, szefów, szefowe i znanych polityków. To także, niestety, opis naszego narcystycznego państwa.

To nie sam Jarosław Kaczyński zrobi wszystko dla tych wyborów. Ma za sobą wsparcie najważniejszych polityków, połowy Sejmu, zawłaszczonych instytucji oraz narcystycznego prawa. Gdyby Kaczyński zniknął, stworzony przez niego system zachowałby się tak samo. | Rafał Madajczak

Znacznie więcej niż Jarosław Kaczyński

W świetle tej teorii wiele wydarzeń z ostatnich pięciu lat „dobrej zmiany” staje się nie oznaką szaleństwa, a spójnego narcystycznego systemu. Tak, Jarosław Kaczyński jest tego systemu pierwszym poruszycielem, ale jego całość to znacznie więcej niż Kaczyński. To system zbudowany na ramionach tysięcy odpowiednio sformatowanych ludzi i najważniejszych instytucji.

Szarża „27:1” przeciwko drugiej kadencji Donalda Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej to nie efekt złamania kręgosłupa Beacie Szydło i pokaz miłości własnej Jacka Saryusz-Wolskiego – to dramatyczne przeszacowanie swojego znaczenia tak przez rząd, polską dyplomację, jak i przez całe intelektualne zaplecze Prawa i Sprawiedliwości. Farsa, w jaką zmieniło się śledztwo smoleńskie, znów nie jest tylko osobistą zemstą szefa PiS-u na rzekomych zamachowcach, a dziełem całego sztabu ludzi z prokuraturą na czele, która nie sprzeciwiła się sensacyjnym teoriom Antoniego Macierewicza, wybierając rolę tropiciela „największego politycznego zamachu XXI wieku”. Wreszcie wojna z Izraelem i Ameryką o ustawę o IPN, którą początkowo przypisano prozaicznej rozgrywce między obozami Zbigniewa Ziobry i Mateusza Morawieckiego, przypomina typowe zachowanie narcyza, który nie zawaha się podpalić świata, byle utwierdzić się w przekonaniu o własnej wyjątkowości.

Ten sam klucz pasuje do skoku na Trybunał Konstytucyjny, po którym narcystyczne państwo może liczyć na aprobatę każdej kontrowersyjnej, a nawet bezprawnej decyzji. Nie inaczej jest w sprawie bałwochwalczego stosunku do Donalda Trumpa, jedynego przywódcy światowego, który chwali Polskę za rządów PiS-u, a także medialnej propagandy telewizji rządowej, urastającej do autoerotycznej fascynacji narcystycznego państwa swoimi osiągnięciami.

System – jak lubią mówić prawicowi publicyści – domknął się jednak ostatecznie podczas pandemii koronawirusa.

Pandemiczny cyrk narcyza

Pierwszy przykład z brzegu: w ustawie koronawirusowej pojawił się przepis, który daje premierowi władzę ustanowienia dniem wolnym dowolnego dnia tygodnia. Teoretycznie ma to służyć „zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”, w praktyce można w ten sposób uzasadnić wszystko. Ogłosić dzień wolny po kontrowersyjnych wyborach? Da się. Ogłosić tydzień wolnego w czasie gorącego kryzysu sejmowego? Czemu nie. Zrobić dzień wolny, „bo tak”? Oczywiście.

Premier Morawiecki, witając samolot niemal chlebem i solą, nie bił sobie braw jedynie dla makiawelicznego rozegrania tego eventu medialnego. Jako przedstawiciel Rzeczpospolitej Narcystycznej szczerze wtedy wierzył, że realnie pomaga służbie zdrowia. Tej samej, która również przez jego zaniechania znalazła się właśnie na skraju zapaści. | Rafał Madajczak

Już sam fakt, że się teraz nad tym zastanawiamy, również jest zwycięstwem Narcystycznej Rzeczpospolitej. Tak ma to właśnie działać: w chaosie nic nie jest pewne, racjonalne umysły grzęzną więc w teoriach spiskowych – to karmi narcyza i jego mniemanie o własnej wszechwładzy i znaczeniu. Tak samo rzecz wygląda przy decyzji o otwarciu przedszkoli, która została podana nagle, bez żadnych wytycznych co do liczebności grup, obowiązku noszenia maseczek czy warunków otworzenia stołówek. Narcyz ogłasza decyzję, a otoczenie ma się domyślać, co poeta miał na myśli.

Narcystyczny klucz idealnie pasuje też do cyrku z zamówionym za grube miliony „największym samolotem świata” z maseczkami, co do których jakości od razu pojawiły się wątpliwości. Dla chorobliwie zakochanego w sobie państwa nie miało to znaczenia. Przylotowi owego samolotu – i tylko jego, samoloty sfinansowane przez Dominikę Kulczyk czy WOŚP nie miały takiej oprawy – towarzyszyła medialna obsługa godna ponownego przyjścia Chrystusa na ziemię. Tępa propaganda? Nie tylko. Premier Morawiecki, witając samolot niemal chlebem i solą, nie bił sobie braw jedynie dla makiawelicznego rozegrania tego eventu medialnego. Jako przedstawiciel Rzeczpospolitej Narcystycznej szczerze wtedy wierzył, że realnie pomaga służbie zdrowia. Tej samej, która również przez jego zaniechania znalazła się właśnie na skraju zapaści.

Fake wybory

Najwyższym jednak wykwitem narcystycznego państwa jest sposób (nie)przygotowania wyborów prezydenckich. Ślepe, pozbawione empatii nie tylko dla kandydatów, ale i większości Polaków, dążenie do ich przeprowadzenia. Zmiany przepisów w ostatniej chwili. Działanie poza prawem przy druku kart wyborczych. Instrukcje dla listonoszy, żeby karty wyborcze wtykali w płoty. Wreszcie – absurdalne racjonalizacje w rodzaju: „jeśli można iść do sklepu, można iść na wybory”. Nawet ewentualne przesunięcie głosowania nastąpi jak grom z jasnego nieba, bez konsultacji z innymi kandydatami, choćby mocą wprowadzonego – nawet na 24 godziny – stanu nadzwyczajnego.

Sam Jarosław Kaczyński tego by nie dokonał. Do tego potrzeba podobnie myślącego prezydenta i premiera, armii ponad 200 posłów i posłanek, którzy nie widzą w tych rozwiązaniach niczego złego, armii i systemu totalnie uzależnionych od ministra sprawiedliwości prokuratorów, gotowych do umorzenia wszelkich doniesień o nieprawidłowościach, czy w końcu sędziów, którzy nie unieważnią potem takich wyborów. A jak unieważnią, to podporządkowany Trybunał Konstytucyjny zrobi wszystko, żeby wykazać, że Sąd Najwyższy przekroczył swoje kompetencje.

To nie sam Jarosław Kaczyński zrobi wszystko dla tych wyborów. Ma za sobą wsparcie najważniejszych polityków, połowy Sejmu, zawłaszczonych instytucji oraz narcystycznego prawa. Gdyby Kaczyński zniknął, stworzony przez niego system zachowałby się tak samo.

To system, który nigdy nie przyzna się do błędu, a każdy głos krytyki odbierze jako wyraz zdrady narodowej. To niestety system, który całą swoją (nie)moc pokazuje w czasach właśnie takiego kryzysu jak obecny. Narcystyczne państwo jest jak perfidny clickbait internetowego trolla, który najpierw zastawia na nieświadomych internautów fakenewsową pułapkę, następnie cieszy się, że ci tak łatwo w nią wpadli, a na koniec pisze sakramentalne: „trochę dystansu, drogie panie!” – i umywa ręce.

Co robić?

No dobrze, tylko co my możemy z tym zrobić? Łatwiejsza jest odpowiedź, czego nie robić. Najważniejsze to nie dawać narcyzowi satysfakcji, że wyprowadził swoje „ofiary” z równowagi – im większa temperatura reakcji, tym większe samozadowolenie z jego wszechwładzy. Powtarzane przez posłów PiS-u i internetowych trolli od pięciu lat zaklęcie: „słychać wycie, znakomicie!”, idealnie demaskuje ten narcystyczny mechanizm.

Dlatego wszelkie krzykliwe demonstracje, jak niszczenie kart „wyborczych”, teatralne darcie szat nad stanem Rzeczypospolitej i zagrożeniem życia milionów obywateli, tylko podbiją ego narcystycznego państwa. Możliwy w razie odrzucenia przez Sejm powszechnych wyborów korespondencyjnych stan nadzwyczajny będzie sprzyjać efektownym gestom, ale to również będzie woda na młyn narcystycznej machiny.

Protest pod domem prezesa PiS czy demonstracyjne wychodzenie ze studia TVP kusi sarmacką fantazją, ale po tych pięciu latach wiadomo już, kto na tym naprawdę korzysta. | Rafał Madajczak

W relacjach z narcyzem psychologowie zalecają przede wszystkim zerwanie kontaktów, a gdy to nie jest możliwe – trudno przecież zerwać relacje z państwem – wyzbycie się w tych relacjach jakichkolwiek emocji. Narcyza i jego knowania trzeba demaskować, ale nie traktujmy go jako Voldemorta naszych czasów, geniusza zła, który planuje kilkanaście ruchów naprzód. To bardziej groźny, lecz irytujący dzieciak, przelotna niedogodność, nagi król, którego gierki czytamy jak puenty polskich kabaretów. Każde wysokie C w pełnych oburzenia tekstach, apelach, demonstracjach wyższości może zbiera tysiące lajków na „Soku z buraka”, ale przede wszystkim karmi ego narcystycznego państwa i jego aparatu.

Nie oznacza to w ogóle wezwania do bezczynności: zaangażowani obywatele powinni działać, ale tak jakby demiurg – który nie istnieje! – naprawdę nie istniał. Tak, nagłaśniajcie łamanie prawa przy wyborach, składajcie zawiadomienia do prokuratury, ale porzućcie narrację o krwi na rękach i trupach, po których Geniusz Zła zmierza do celu. Zastanawiajcie się nad bojkotem wyborów, ale z pozycji racjonalnych, chłodnych obserwatorów, nie Rejtanów końca czasów, wieszczących rewolucję po wymuszonej reelekcji Andrzeja Dudy. Demokraci mogą gotować się w środku, ale w działaniu uratuje ich tylko chłodna głowa.

To większe niż Andrzej Duda

Bo przed demokratami coś znacznie ważniejszego niż kolejne pięć lat prezydenta o najsłabszym mandacie w III RP. Ich wysiłek komunikacyjny powinien skupić się nie na biciu na alarm przy każdym działaniu władzy, a komunikowaniu się z jej wiernymi wyborcami.

Długotrwałe relacje z narcyzem formatują jego otoczenie, wychowując je do akceptowania jego działań, nawet skierowanych wprost przeciwko interesom tego otoczenia – tak było w przypadku łączącej dwa roczniki „reformy” edukacji, która uderzyła tak w wyborców PiS-u, jak wyborców Platformy czy Konfederacji. Dlatego o wiele ważniejsi od toksycznego państwa są obywatele. To z nimi trzeba rozmawiać, do nich kierować pozbawione wyższościowego szantażu argumenty, ich wygrywać dobrym przykładem. I znów, nie tyle po to, żeby odsunąć PiS od władzy, ale odzyskać normalne, nietoksyczne państwo.

Koncentracja uwagi na Jarosławie Kaczyńskim, telewizji publicznej czy premierze Morawieckim tylko zwiększy ich ładunek narcystycznej satysfakcji. Protest pod domem prezesa PiS czy demonstracyjne wychodzenie ze studia TVP kusi sarmacką fantazją, ale po tych pięciu latach wiadomo już, kto na tym naprawdę korzysta.

Dlatego szable na bok, bo tu nie szarży, a fortelu trzeba.

 

Fot. Flickr.com