Nowa normalność

Jest dla mnie zagadkowe, jak często słyszę pytania: „co będziesz robić po kwarantannie?” albo „jak będzie wyglądał świat po covid-19?”. To zupełnie jakbyśmy uważali, że znajdujemy się obecnie w jakimś rodzaju „nie-czasu”, w przerwie między jedną normalnością a drugą.

A przecież z historii dotychczasowych epidemii wynika, że przebieg wydarzeń może być zupełnie inny. Czarna śmierć tak wrosła swego czasu w historię Europy w wiekach XIV i XV, że ludzie uważali jej powrót za coś oczywistego, na co należy czekać, przygotowując się w miarę możliwości. Jeden z epizodów tej choroby trwał nawet nie rok, jak plaga grypy hiszpanki w XX wieku, ale aż 7 lat. Warto więc traktować czas, w którym jesteśmy, nie jak przygotowanie do nowej normalności, ale właśnie jak nową normalność.

Właśnie w tej „nowej normalności” powinniśmy zadać pytanie, jak wpływa ona na uczucia, które mamy. Co czujemy, przebywając w społecznej kwarantannie? Jak przeżywamy praktykę hashtagu #zostańwdomu? Jakie uczucia towarzyszą nam w próbie nadania sensu temu, co się dzieje, a także spoglądania w przyszłość?

Warto traktować czas, w którym jesteśmy, nie jak przygotowanie do nowej normalności, ale właśnie jak nową normalność. | Karolina Wigura

Najpierw emocje

Nazywanie emocji jest ważne, choć może nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Emocje są nie tyle częścią naszej rzeczywistości społecznej i politycznej, ile poprzedzają ją, budują jej fundament. To, jakie panują między ludźmi stosunki, tak w rodzinach, w lokalnych wspólnotach, jak i w szeroko pojętym społeczeństwie, zbudowane jest na naszych emocjach.

W nazywaniu uczuć, jakie nam towarzyszą, nie wymyśla się prochu. Chociaż co chwilę słychać o nowej teorii czy pojęciach, sięgamy do skarbca już dostępnych zasobów.

Do pewnego stopnia może nam pomóc na przykład zajrzenie do tekstów kultury powstających pod wpływem epidemii w europejskiej historii. Proszę zwrócić uwagę na popularność „Dżumy” Camusa w ostatnich tygodniach! Choć zmieniają się czasy, natura ludzka nie ulega transformacji. Dlatego w dziełach innych klasyków, jak Tukidydesa czy Boccaccia, możemy dziś przeglądać się niby w lustrze. Spośród szerokiego spektrum emocji, opisywanych przez klasyków, na potrzeby tego krótkiego eseju, pisanego w czasach pandemii covid-19, wybieram trzy. Są to strach, podejrzliwość i niepewność.

Strach przed śmiercią, przed sąsiadem, przed chorobą

O pierwszym z tej triady – strachu – pisze już Tukidydes w „Wojnie peloponeskiej”. Gdy do Aten dociera straszna choroba, dziesiątkująca ludność, obywatele w przerażeniu zmieniają całkowicie sposób życia. Strach przed rychłą śmiercią, niemal pewną w przypadku zarażenia, sprawia, że część Ateńczyków zamyka się w domach. Wielu chorych umiera w samotności. Nie ma komu dbać o rządy prawa, wspólnota polityczna upada. Także Boccaccio pisze w „Dekameronie” o strachu, tym razem w kontekście obawy przed drugim człowiekiem, zwłaszcza sąsiadem, zwłaszcza gdy w sąsiednim domu ktoś zachorował.

Dawne dzieje? Niestety, nie. Współcześnie odnajdujemy się w wielu z tych opisów strachu. Kilka tygodni temu z USA przyszły doniesienia o tym, jak pewna osoba zaatakowała laską przechodnia stojącego zbyt blisko niej, wbrew zasadom dystansu społecznego. W Polsce pisano z kolei o aktach wandalizmu dokonywanych na mieniu osób znajdujących się w kwarantannie, na przykład o tym, jak niszczono im samochody.

Obostrzenia związane z kwarantanną mogą oznaczać potężne cofnięcie się w dziedzinie osiągnięć ruchu kobiecego. | Karolina Wigura

Rozpowszechniony w mass mediach jest również strach o podłożu ekonomicznym, związany z kryzysem, bezrobociem, biedą, brakiem środków utrzymania. Pisarz Darko Suvin, pytany o to, co jest najlepszą analogią dla koronawirusa, odpowiedział, że nie jest to SARS, ale „rok 1929, bez leninizmu”. Jeśli chodzi o społeczne konsekwencje, obecna pandemia może jego zdaniem uderzać przede wszystkim w portfele, kredyty, jakość życia obywateli na całym świecie. Różnica w porównaniu z rokiem 1929 polega na tym, że dziś brakuje alternatywy ekonomicznej wobec kapitalizmu – co dla wielu osób o lewicowych przekonaniach jest powodem obaw.

Nad polskim doświadczeniem jednak wciąż raczej unosi się doświadczenie Polski Ludowej niż powszechne obawy przed kapitalizmem. Ludzie raczej nie wierzą w „odgórną” pomoc i – lepiej lub gorzej – próbują sobie poradzić na własną rękę, w ramach pomocy sąsiedzkiej, rodzinnej czy NGO-sów. Widać to było w sytuacji, gdy jakiś czas temu brak maseczek w kraju próbował ad hoc rozwiązywać Jerzy Owsiak.

Fot. Pexels.com

W sieci podejrzeń

Drugie z trzech uczuć – podejrzliwość – także znajdujemy na kartach książek z przeszłości. Zachowały się świadectwa o pogromach Żydów ze względu na plotki o ich odpowiedzialności za epidemię czarnej śmierci już w XIV wieku. A i Tukidydes zaczyna swoją opowieść o Atenach podczas epidemii, wspominając o różnych grupach podejrzewanych o przyniesienie zarazy, na czele z mieszkańcami Peloponezu, którzy mieli zatruć studnie.

Tak jak wtedy, tak i dziś, teorie spiskowe piętrzą się w społecznym oglądzie epidemii. W internecie można odnaleźć wiele niedorzecznych oskarżeń pod adresem Żydów i Chińczyków, którzy mieliby rzekomo wręcz współpracować, aby roznieść po świecie zarazę, sami, wbrew deklaracjom, dysponując na nią lekarstwem. W ten sposób odżywają wielowiekowe uprzedzenia antysemickie, wiązane z również relatywnie starymi, pochodzącymi z XIX stulecia obawami przed „żółtym niebezpieczeństwem” nadchodzącym z Azji. Warto pamiętać, że – niestety – w wielu krajach istnieje negatywny stereotyp Polaka. Trzeba brać pod uwagę, że to właśnie my sami możemy w niektórych miejscach stać się „kozłem ofiarnym” pandemii.

W jaki sposób przetłumaczyć strach na odwagę? Jak zmienić niepewność w kreatywność? Jak, nie negując żałoby, wyzwolić nadzieję? | Karolina Wigura

Trudne pytania

Trzecie uczucie – niepewność – w dawniejszych świadectwach epidemii często przybierało formę obawy związanej z upadkiem rządów prawa i odejściem ludzi od kultury w ogóle, ich zezwierzęceniem, objawiającym się na przykład w rezygnacji z chowania zmarłych zgodnie z przyjętymi obrządkami.

Dziś niepewność wyczuwa się w zadawanych po wielokroć pytaniach o to, czy wolno priorytetowo traktować jednych chorych wobec innych. W apogeum epidemii we Włoszech głośno dyskutowano, czy osobom starszym wolno odmówić respiratorów. Zaś w „New York Timesie” zadawano pytanie, czy mając sześciu chorych, a tylko jedną dawkę leku, można znaleźć kryteria decyzji, kogo należy leczyć. Czy lepiej jest pomóc jednej osobie spośród nich, która potrzebuje całej dawki, aby przeżyć, czy też pięciu pozostałym, którzy potrzebują tylko małej cząstki leku? Na jakich podstawach formułujemy kryteria wyboru odnośnie tego, kto będzie pogrążony, a kto ocalony? Przy niektórych rządach powstają dziś komisje bioetyczne, mające zajmować się odpowiadaniem na takie pytania.

Zmiana i strata

Tyle jeśli chodzi o przeglądanie się we wcześniejszych świadectwach epidemii. Ale i dziś dysponujemy językami, które mogą pomóc w nazwaniu ważnych w tych czasach emocji.

Jedną z nauk, jakie mogą pomóc nam w odpowiedzi na pytanie, co dziś czujemy, jest współczesna neurobiologia. Badania naukowców w tej dziedzinie mówią wiele na temat tego, jak nasze mózgi reagują na zmianę.

Zmiana jest oczywiście naturalną częścią ludzkiego życia. W życiu przechodzimy przez etapy. Dojrzewamy i starzejemy się, spotykamy nowych ludzi i rozstajemy się z innymi, znajdujemy nową pracę i tracimy starą, przeprowadzamy się w inne miejsca, pozbywamy się jednych nawyków i wypracowujemy inne. Nasze mózgi są przystosowane, aby sobie z taką zmianą stopniowo radzić. Lecz gdy zmiana następuje zbyt szybko i w dodatku brakuje dla jej opisu i uporządkowania społecznych ram, języka, aby o niej opowiedzieć, jest to dla nas bardzo trudne. Odczuwamy bolesne poczucie utraty, żałobę, tak jak to się dzieje po śmierci kogoś bliskiego.

Dobrze byłoby, żeby liberalni demokraci uczyli się na błędach. I tym razem naszych uczuć, które są motorem polityki, nie pozostawić do zagospodarowania nieliberalnym populistom. | Karolina Wigura

To właśnie dzieje się teraz z nami jako zbiorowościami ludzkimi. Utrata w czasach koronawirusa dla niektórych oznacza stratę pracy i co za tym idzie – pewnej jakości życia. Dla wszystkich zaś – oznacza ona odcięcie od starych nawyków, od sposobów przebywania z innymi ludźmi, od metod, jakie sobie wypracowaliśmy, aby zachowywać równowagę emocjonalną itd. W przypadku kobiet obostrzenia kwarantanny oznaczają dodatkowo utratę statusu. Praca zawodowa wykonywana zdalnie przy ciągłej obecności dzieci to utrata instytucji pomocowych: żłobków, przedszkoli, szkół. W istocie oznaczać to może potężne cofnięcie się w dziedzinie osiągnięć ruchu kobiecego, zagwarantowanej prawem równości między kobietami a mężczyznami.

Świat zmienił się bardzo szybko wokół nas, ale nie bardzo rozumiemy, jakie jest znaczenie tej zmiany. Czas koronawirusa przypomina do pewnego stopnia moment, jaki nastąpił zaraz po atakach na nowojorskie WTC w 2001 roku. Wiemy, że coś diametralnie zmieniło się w świecie, w którym żyjemy. Wiele osób odczuwa dziś w związku z tym wszystkim szczególne uczucie zagubienia, mieszające się emocje gniewu, smutku, chwilami przerywane nadzieją na lepszą przyszłość.

Od żałoby do polityki

Niektórzy pożegnanie z dawnym światem porównują do uczucia żałoby. Specjaliści od tego zjawiska, jak Amerykanin David Kessler, opisują je tak: wpierw wyparcie („ten wirus mnie nie dotyczy, na pewno się nie zarażę”), potem gniew („jak politycy mogli zmusić mnie, abym został/została w domu i zmienił/zmieniła całe moje życie?!”), następnie targowanie się: („no dobrze, zostanę w domu dwa tygodnie, ale potem pójdę już normalnie do pracy, dobrze?”), wreszcie smutek („nie wiem, kiedy to się skończy, to nie do zniesienia”) i na końcu akceptacja („a więc to się naprawdę dzieje, muszę zastanowić się, jak dalej z tym żyć”). Dojście do ostatniego etapu nie jest proste – ani też stadia nie następują jedno po drugim w jednym porządku. Raczej mieszają się, powracają w ciągłej gonitwie myśli. O sobie samej mogę powiedzieć tylko, że z pewnością nie dotarłam do ostatniego z nich.

Wszystkie te uwagi powinny mieć poważne znaczenie dla osób publicznych, w tym polityków jako tych, którzy budują komunikację, używając zbiorowych emocji jako podstawy. Jeśli najważniejszymi emocjami, jakie odczuwamy w dobie koronawirusa, są strach, podejrzliwość, niepewność i żałoba, to pilnej refleksji wymaga sposób, w jaki należy na nie odpowiedzieć politycznie, na przykład po stronie opozycji.

Jaki model przywództwa przyjąć? W jaki sposób przetłumaczyć strach na odwagę? Jak zmienić niepewność w kreatywność? Jak, nie negując żałoby, wyzwolić nadzieję? To trzy pytania, które stoją dziś przed politykami, niezależnie od ich barw partyjnych i od miejsca na kuli ziemskiej, na którym skupiają swoją działalność. Dobrze byłoby, żeby liberalni demokraci uczyli się na błędach. I tym razem naszych uczuć, które są motorem polityki, nie pozostawić do zagospodarowania nieliberalnym populistom.