W Polsce zaczynają obowiązywać nowe zasady bezpieczeństwa w odniesieniu do pandemii. Zniesiono limit liczby osób w sklepach, restauracjach i kościołach, będzie wolno organizować wesela do 150 osób. Do tego w przestrzeni publicznej nie trzeba już nosić maseczek, zakrywających usta i nos. Zbigniew Boniek cieszył się ostatnio, że Polska będzie pierwszym krajem, który na dużą skalę otworzy trybuny dla kibiców piłkarskich.
Jeżeli zastanawiacie się nad tym, czy to wszystko ma sens, to nie jesteście sami. Premier Morawiecki ogłaszał co prawda, że Polska opanowała epidemię, jednak wydaje się, że dane tego nie potwierdzają. Liczba aktywnych przypadków zarażenia koronawirusem w dalszym ciągu rośnie, a dzienna liczba stwierdzonych zachorowań jest podobna jak tydzień czy miesiąc temu.
Polityka zdrowotna czy wyborcza?
A zatem dla przeciętnego obywatela sytuacja wygląda następująco: z jednej strony, liczba zachorowań wcale nie maleje, a z drugiej strony, Polska postanowiła radykalnie poluzować obostrzenia ograniczające intensywność kontaktów społecznych. Nie tylko otwieramy sale weselne i kościoły, lecz także zdejmujemy maseczki, chociaż z dostępnych badań wynika, że pozwalają one w istotnym stopniu ograniczyć transmisję wirusa.
Czy to znaczy, że za kilka tygodni nastąpi katastrofa zdrowotna? Minister Szumowski jeszcze do niedawna zapowiadał przecież, że maseczki będziemy musieli nosić nawet przez najbliższe dwa lata. Teraz wydaje się, że zmienił zdanie. Wiemy także, że epidemia może rozwijać się bardzo szybko. Jeśli zaczniemy od jednej osoby, która zarazi dwie kolejne osoby, a one zarażą kolejne dwie osoby i tak dalej, to w dwa tygodnie możemy mieć wiele tysięcy chorych.
W pierwszej chwili myślę, że jeśli istniałoby realne ryzyko nagłego wzrostu liczby zachorowań, to przecież nikt w rządzie nie zdecydowałby się na coś tak głupiego. A zatem rząd musi mieć chyba dobre uzasadnienie dla podejmowanych działań. Tyle że trudno stwierdzić, czy tak jest naprawdę.
Potem można więc pomyśleć, że może znowu chodzi o wybory prezydenckie. Istnieje szansa, że poluzowanie ograniczeń poprawi nastroje społeczne, co będzie sprzyjać Andrzejowi Dudzie. Trzeba przyznać, że interpretacja wyborcza wydaje się bardzo prawdopodobna, ale zarzut tego rodzaju byłby bardzo poważny – trzeba by przyjąć, że PiS gra życiem i zdrowiem obywateli, aby zwiększyć szanse Andrzeja Dudy w wyborach.
Dla obywateli nie jest zrozumiałe, dlaczego najpierw były bardzo surowe restrykcje, a teraz będziemy nagle realizować w Polsce model szwedzki i dlaczego wtedy było to dobre i teraz będzie to dobre. | Tomasz Sawczuk
Model szwedzki w wersji turbo
W tej chwili decyzje rządu w sprawie środków bezpieczeństwa związanych z epidemią wydają się arbitralne. Dla wielu obywateli nie jest jasne, dlaczego najpierw były bardzo surowe restrykcje, a teraz będziemy nagle realizować w Polsce model szwedzki w wersji turbo – i dlaczego wtedy było to dobre i teraz będzie to dobre.
Rząd powinien lepiej wyjaśnić swoje decyzje w sprawie strategii walki z koronawirusem. Nie wydaje się, żeby minister Szumowski na konferencji prasowej spokojnie i cierpliwie wyjaśnił logikę działań rządu w sprawie wprowadzania i odwoływania ograniczeń. Jakie badania naukowe i analizy pomagają rządowi podejmować decyzje? Jakie czynniki zdrowotne i gospodarcze rząd bierze pod uwagę?
Premier Morawiecki powiedział kilka dni temu, że można poluzować obostrzenia, ponieważ „80 procent łóżek jest wolnych i czekających na pacjentów z covid”. Z samego tego faktu nie wynika jednak, że należy łóżka zapełnić pacjentami. Morawiecki słusznie zwraca uwagę na to, że w Polsce mamy mniej przypadków zarażenia koronawirusem, a także mniej przypadków śmiertelnych niż w wielu innych krajach. Jest to powód do zadowolenia. Jednak chaotyczna komunikacja rządu po prostu zniechęca ludzi do stosowania środków ostrożności, tak jakby epidemia była już za nami.
Fot. Facebook.com