W nocy z 20 na 21 sierpnia 1991 roku na barykadach pod moskiewskim Białym Domem, ówczesną siedzibą Rady Najwyższej, narodziła się demokratyczna Rosja. Pod gmachem, który stał się głównym ośrodkiem oporu przeciw wojskowemu puczowi Janajewa wymierzonemu w Gorbaczowa i reformatorów, nastąpiła ,,zbiórka radzieckiej klasy średniej: ludzi, których wydźwignęła pieriestrojka, i którzy nie mieli ochoty na pierwszy gwizdek wracać” do Związku Radzieckiego. Obrońcy Białego Domu utworzyli żywą tarczę na pobliskim moście, szykując się do odparcia szturmu. Wielu, jak stojący wśród nich Siergiej Miedwiediew, po raz pierwszy poczuło, że trzymają w rękach los ojczyzny. Wraz ze świtem strach przed wojskiem prysł jak nocna mara. Na centralnym placu Maneżowym zdezorientowani czołgiści żebrali w tłumie o papierosy, gdy tymczasem z cokołu przed upiornym gmachem KGB na Łubiance z hukiem spadł Feliks Dzierżyński. ,,Wiatr porozrzucał puste radzieckie kartony i zaczęło się prawdziwe, dorosłe życie, trudne, ale swobodne”.
O tym – jak się okazało, płonnym – śnie o wolnej Rosji opowiada ,,Moskiewski Majdan”, jeden z najbardziej osobistych felietonów Miedwiediewa, zamieszczony w wydanym ostatnio zbiorze tekstów „Powrót rosyjskiego Lewiatana”. Dziennikarz i publicysta szanowanego rosyjskiego dziennika ,,Wiedomosti” wielokrotnie zadaje pytanie: co poszło nie tak?
Cztery wojny o Rosję
Teksty zgrupowane w cztery rozdziały (,,Wojna o przestrzeń”, ,,Wojna o symbole”, ,,Wojna o ciało” i ,,Wojna o pamięć”) opisują, jak rosyjskie państwo coraz dotkliwiej próbuje podporządkować sobie kolejne sfery życia i myślenia Rosjan. Zguby sierpniowego snu Miedwiediew upatruje właśnie w modelu polityki (a także ujęciu historii) stawiającym siłę państwa ponad rozwojem społecznym i gospodarczym, abstrakcyjną dumę narodową ponad jakością życia jednostki. Większość książki poświęcona jest właśnie diagnozie oraz ilustracji tego zjawiska. Obraz państwa jako Lewiatana odwołuje się do klasycznego traktatu Thomasa Hobbesa – choć na myśl przyjdzie też, nie bezzasadnie, nominowany do Oscara film Andrieja Zwiagincewa z 2014 roku, opowiadający o mechaniku z rosyjskiej Dalekiej Północy, bezskutecznie zmagającym się z korupcją miejscowych władz i Cerkwi.
Autorska przedmowa zderza ze sobą dwa kluczowe wydarzenia: triumfalną ceremonię zamknięcia olimpiady w Soczi, na której gospodarze grzali się w blasku medalowej chwały (nie zdążyła jeszcze wybuchnąć afera dopingowa), i oddalone o niespełna miesiąc zajęcie Krymu, przeistaczające Moskwę w globalnego renegata. Z pozoru to ogień i woda. Sportowy i organizacyjny sukces z Soczi miał ukazać światu nową Rosję: otwartą, pewną siebie, ochoczo nawiązującą więzi z zagranicą. A sprawa Krymu odsłoniła jej zgoła inną twarz: cyniczną, nieprzewidywalną, za nic mającą prawo międzynarodowe i światową opinię publiczną. Oba stają się jednak ilustracją nagiej siły państwa: wysiedlanie mieszkańców Soczi i masowe wybijanie tam bezpańskich psów wskazuje na ten sam autorytarny impuls, który zaowocował konfliktem z Ukrainą.
Siłą zbioru jest celne i jaskrawe ukazanie, jak „zaborcze” działania państwa w przestrzeni, sferze symboli i pamięci, a także intymnego życia Rosjan dopełniają i warunkują siebie nawzajem. Czytamy więc o ,,znaczeniu terytorium” Arktyki przez rosyjskie platformy wiertnicze i helikoptery służb specjalnych (,,Wojna o przestrzeń”), sporach o facebookowe nakładki z francuską flagą po zamachach terrorystycznych w Paryżu w 2015 roku (,,Wojna o symbole”), cynicznych grach prawami niepełnosprawnych i sierot w ramach kremlowskiej antyzachodniej krucjaty (,,Wojna o ciało”) i składaniu trudnej dwudziestowiecznej historii rosyjskiego społeczeństwa na ołtarzu ,,imperialnego resentymentu” (,,Wojna o pamięć”). Czasem nasuwa się pytanie o zasadność ulokowania danego felietonu w takiej, a nie innej części książki. Symbolika Dnia Zwycięstwa siłą rzeczy prowokuje pytania o pamięć; tekst o odzieraniu z grozy i bolesnej fizyczności wojny w Syrii – zamienionej przez kremlowskie media w atrakcyjny show – pasowałby równie dobrze do rozdziału o ciele, co do części poświęconej przestrzeni, w której się znajduje. Nie jest to jednak wielki mankament: mieszanie i przenikanie się miedwiediewowskich ,,czterech sfer” to być może najlepsza ilustracja wścibskości coraz bardziej represyjnych władz.
Miedwiediew jest bez wątpienia oczytany: w tekstach bez wysiłku powołuje się na szereg rosyjskich i zagranicznych socjologów, historyków i filozofów. Nie jest to jednak szastanie nazwiskami na pokaz. Odniesienia do konkretnych książek i teorii tworzą interesującą propozycję interpretacji rosyjskiej polityki i zachodzących procesów społecznych. Jak chociażby wtedy, gdy w ,,Wojnie o ciało” autor przywołuję teorię biopolityki Michela Foucaulta, by wyjaśnić zakaz adopcji rosyjskich sierot przez obcokrajowców, zakaz ,,homopropagandy” czy demonstracyjne niszczenie objętej sankcjami zachodniej żywności. Teoria postuluje przekształcenie zdrowia i seksualności obywateli w swoisty ,,surowiec strategiczny” przez dysponujące coraz większym aparatem siłowym i biurokratycznym państwo.
W gąszczu socjologicznych i kulturowych teorii, niejako dla przeciwwagi, można znaleźć w tekstach również potężną dawkę absurdu. Miedwiediew wyczuwa, że najlepszą bronią w walce z kremlowskim ,,kultem siły” – jednym z najbardziej niepokojących przejawów rozrostu ,,rosyjskiego Lewiatana” – jest obnażenie jego śmieszności. W tekście ,,Za tych, co w czołgach” mowa więc o dziecięcych wózkach z lufami, pionierskich zawodach w ,,biathlonie czołgowym” i absurdalności zawłaszczania przez paramilitarne ,,ekspozycje” festiwali muzycznych. Dowodząc bezproduktywności kremlowskich wojen hybrydowych, porównuje późne rządy Putina do gopnika, chuligana z dzielni: ,,Jak u nas mówią, Rosja wstała z kolan i kucnęła”. Sowicie dostaje się też byłemu wicepremierowi Igorowi Szuwałowowi, jego ,,arystokratycznym” pretensjom i parze welsh corgów wożonych prywatnym odrzutowcem. Jak celnie podsumowuje Miedwiediew: ,,Gdyby Igor Iwanowicz Szuwałow nie istniał, należałoby go wymyślić”.
Ton zbioru nigdy nie zbliża się jednak do ośmieszania Rosji i wszystkiego, co rosyjskie, tak popularnego u nas na stronach z gatunku ,,Rosja jako stan umysłu”, gdzie wszystko lawiruje między osobliwą ,,pornografią okropności” a festiwalem kiczu. U Miedwiediewa przeciwnie. Mimo druzgocącej krytyki Kremla i hipokryzji putinowskiej ,,idei narodowej”, ze zbioru przebija troska i niestrudzona miłość do Rosji. Znajdziemy ją w lirycznych niemal opisach starej Moskwy i wspomnieniach rodzinnych, obywatelskich obchodów Dnia Zwycięstwa. Autor pisze wprost: ,,musimy odzyskać Zwycięstwo jako święto ludowe, świecką Paschę, […] dzień pamięci o ofiarach i pogardy dla tych, którzy posyłali je na rzeź. To nasz dzień, którego nikt nie zdoła nam odebrać ani zepsuć”. Wyznacza przy tym obywatelskie ramy pamięci.
W recenzjach czytelników (zwłaszcza na stronach lewicowych lub anarchizujących księgarń) pojawiają się niekiedy głosy o stronniczości Miedwiediewa. Zarzuca mu się, że tworzy obraz okropnej putinowskiej Rosji, a Zachód ukazuje jako reaganowskie ,,miasto na wzgórzu” i wzór do naśladowania. Warto jednak pamiętać, że książka napisana jest przez Rosjanina z myślą o rosyjskim czytelniku – winy własnej ojczyzny bolą zwykle najmocniej. Zarzut idealizacji Zachodu wydaje się też przesadzony. Miedwiediew nie szczędzi krytyki pod adresem ,,starzejącego się NATO”, które rozpętało ,,pochopną, nieprzemyślaną i nielegalną” wojnę w Kosowie, leżącą u podstaw antyzachodniego resentymentu Moskwy. Krytyka rosyjskiej niezdolności do wejścia w dialog z zachodnimi normami i organizacjami nie oznacza też bezkrytycznej akceptacji tych ostatnich. Miedwiediew jest pragmatykiem – w niechęci Kremla do ,,nowej rynkowej rzeczywistości, globalnych przepływów finansów, informacji, obrazów, migrantów i technologii” upatruje utraconej szansy na wzmocnienie Rosji w świecie i polepszenie bytu jej obywateli. Zachód nie jest ideałem, ale nie chodzi tu o ideały.
Uczłowieczanie historii
Mocniejszym zarzutem wobec tekstów może być niedocenienie przez Miedwiediewa wciąż żywej traumy, jaką dla wielu Rosjan stało się wspomnienie lat 90., których synonimami stały się: załamanie standardów życia na skutek gospodarczej ,,terapii szokowej” spod znaku Gajdara i Czubajsa, rozkradanie aktywów państwowych przez oligarchów, finansowy krach z 1998 roku oraz ciążące nad wieloma obywatelami ciągłe poczucie zagrożenia. Wyraźnie brakuje też w jego opisach jakichkolwiek odniesień do roli działań lub zaniechań Zachodu w bolesnej postradzieckiej transformacji. A te problemy społeczne są kluczowe dla zrozumienia mechanizmów, które wyniosły na szczyt Władimira Putina, pozwalając mu najpierw znacznie rozszerzyć władzę prezydenta i organów federalnych, a następnie z powodzeniem promować oparte na sile i neoimperialnych ciągotach ,,idee narodowe” [1].
Fascynująca jest za to analiza sporów o rosyjską historię. Jej zawłaszczenie przez państwo ukazują teksty o obchodach Dnia Zwycięstwa przypominających targi broni, gwałtownych reakcjach na dokumentalną prozę Swietłany Aleksijewicz i drastycznej manipulacji pojęciami, prowadzącej do tego, że ,,faszystą” może zostać już właściwie każdy. Najciekawsze z felietonów wskazują jednak na istnienie innej drogi: innych interpretacji rosyjskiej historii, odpaństwowienia najdroższych Rosjanom świąt i symboli, pokojowego odbicia miejskiej przestrzeni. Porusza opis ,,wolnościowej wizji dziejów” proponowanej przez jekaterynburskie Centrum Jelcyna (choć i temu ostatniemu Miedwiediew nie szczędzi krytyki). Miedwiediew staje też w obronie ,,obywatelskiej” historii, takiej jak śledztwo filozofa Denisa Karagodina w sprawie rozstrzelania przez czekistów jego pradziadka. Dążenie Karagodina do ujawnienia nazwisk wszystkich, którzy doprowadzili do śmierci przodka, sprowokowało prokremlowskie media, które oskarżały go o ,,dzielenie narodu” i nieomal o zdradę.
W tych tekstach – apelujących o otwarty dialog o historii, odejście od ,,propaństwowej” narracji i przywrócenie głosu jednostce – znajdziemy przykład głębokiego humanizmu i troski o Rosję. A właściwie o Rosjan. Czytelnik ma wrażenie, że przysłuchuje się wewnętrznym sporom poturbowanej przez ostatnie dziesięciolecie rosyjskiej inteligencji, swoistemu rachunkowi sumienia. Warto posłuchać i przekonać się, co kieruje liderami opozycji, niezależnymi publicystami, badaczami i organizatorami rosyjskich protestów. Także w Polsce, Rosję należałoby na powrót ,,uczłowieczyć”. Książka Miedwiediewa może w tym znacznie pomóc. A Lewiatan może na chwilę zejść na dalszy plan.
Przypis:
[1] Zainteresowanym czytelnikom można tu polecić na przykład biografię Putina pod tytułem ,,Człowiek bez twarzy” autorstwa Mashy Gessen, ,,Będzie tak, jak było” tej samej autorki lub reportaż ,,Na ciężkim kacu. Nowa Rosja Putina i duchy przeszłości” brytyjskiego korespondenta Shauna Walkera.
Książka:
Siergiej Miedwiediew, „Powrót rosyjskiego Lewiatana”, tłum. Hanna Pustuła-Lewicka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020.