W ostatnich kilku tygodniach w Polsce przetoczyła się kolejna dyskusja. Czy istnieje ideologia LGBT? Czy raczej są ludzie, którzy mają różne poglądy i orientacje?
Z całą pewnością możemy powiedzieć jedno: w naszym kraju od kilku lat panuje ideologia nienawiści i kreowania coraz to nowych wrogów. Uchodźcy, muzułmanie, nasi straszni sąsiedzi, geje, osoby obnażające przypadki pedofili, szczególnie w Kościele. To tylko niektórzy „wrogowie”, którzy według PiS-u marzą tylko o tym, aby zniszczyć, rodzinę, wiarę, kraj – wszystko, co dla wielu Polaków cenne i drogie. Poszukiwanie śmiertelnego wroga w procesie określania własnej tożsamości nie jest w historii niczym nowym. Jego kreacja niejednokrotnie była sposobem na budowę państwa autorytarnego opartego na ideologii nienawiści.
Jak słusznie zauważa Umberto Eco w eseju „Wymyślanie wrogów”: „Na nieprzyjaciół wybiera się nie tyle tych, którzy bezpośrednio nas atakują, ile raczej tych, których komuś opłaca się ukazać nam jako zagrożenie, nawet gdyby byli dla nas całkowicie niegroźni. Wówczas nie tyle dostrzegamy ich odmienność, bo nam zagrażają, ile sama ich inność staje się dla nas synonimem zagrożenia”.
Brzmi znajomo?
Żaden uchodźca nie szturmował naszych granic, co nie przeszkodziło TVP pokazywać zapętlonych materiałów z brodatymi i agresywnymi mężczyznami. Dzięki takiej nachalnej propagandzie, dla wielu Polaków uchodźca stał się synonimem najgorszego zła. Chce nam się wmówić, że my, Polacy, w większości uważający się za katolików, odrzucamy drugiego człowieka, bo…nie jest katolikiem. I to wbrew nauce płynącej z Watykanu, na którą wielokrotnie powoływali się rządzący. Podobnie jest z osobami LGBT. Wystarczy przecież posłuchać papieża Franciszka: Czy on kogokolwiek potępia, stygmatyzuje albo wyrzuca z Kościoła?
W tej dyskusji pozwolę sobie odwołać się do postawy i przemyśleń Pawła Adamowicza.
„Kiedy 28 czerwca 2018 szedłem na posiedzenie Rady Miasta Gdańska, usłyszałem od grupki gdańszczan zgromadzonych w Nowym Ratuszu groźnie brzmiący okrzyk: «Ty szatanie, zgnij w piekle!». W tym dniu wokół siedziby Rady Miasta przy Wałach Jagiellońskich zgromadziła się spora grupa protestujących przeciw podjęciu przez Radę uchwały pod nazwą «Gdański Model na rzecz Równego Traktowania»”…
Od tego wspomnienia Paweł zaczyna rozdział „Gdańsk – miasto społecznie odpowiedzialne” w swojej książce „Gdańsk jako wspólnota”. Udało mu się ją ukończyć w czerwcu 2018 roku, sześć miesięcy przed tym, jak został zamordowany. Wielu zapewne zastanawia się, czym ten głęboko wierzący i praktykujący katolik kierował się, kiedy jednoznacznie stanął w obronie osób homoseksualnych, tworząc pierwszy w polskich miastach model na rzecz ich równego traktowania. Paweł wychował się w tradycyjnej i bardzo religijnej rodzinie. Już jako dorosły człowiek wyróżniał się wśród nas naprawdę głęboką wiarą i śmiałym wyrażaniem przywiązania do niej. Zawsze pamiętał o tym, żeby przeżegnać się przed modlitwą czy podróżą. Zawsze w niedzielę chodził na mszę i do komunii.
Warto więc zadać sobie pytanie: dlaczego taki człowiek ujął się za ludźmi uważanymi przez wielu krzykliwych katolików i hierarchów Kościoła za jawnogrzeszników, chcących szerzyć wrogą ideologię, czy jak to określił jeden z posłów PiS-u z tytułem doktora habilitowanego, takich, którzy „nie są równi normalnym ludziom”. Dlaczego Paweł Adamowicz doprowadził do uchwalenia przez Radę Miasta i wprowadzenia w Gdańsku „Modelu na rzecz Równego Traktowania”? Dlaczego w końcu, jako jeden z pierwszych prezydentów polskich miast, wziął udział w Marszu Równości?
Odpowiedź można po części znaleźć w wcześniej cytowanej książce. Paweł pisze: „Myślę, że nasze miasto, inspirując się dziedzictwem Solidarności, musi odważnie podejmować tematy społeczne, które obecny obóz władzy wyklucza z pola widzenia, a które są kluczowe dla budowy otwartego polskiego społeczeństwa. Znów Gdańsk jest społecznym laboratorium przemian. Oby nie zabrakło nam determinacji, cierpliwości i roztropności”.
Z tego wynika, że Paweł traktował obronę słabszych oraz inaczej myślących jako dziedzictwo największego w historii Polski ruchu społecznego – „Solidarności”, który narodził się przecież w jego ukochanym Gdańsku. Ale to nie jedyny powód. Olbrzymi wpływ miało na niego również nauczanie Kościoła. W przeciwieństwie jednak do wielu z nas, nie poprzestawał na wysłuchaniu kazania, prostej symbolice i przywiązaniu do tradycji. Paweł sięgał do źródeł. Co nie dziwi, bo był człowiekiem ciekawym świata i bardzo oczytanym. Znał dobrze naukę Kościoła. Był zafascynowany Franciszkiem, jego otwartością. Oddaje to inny fragment książki: „Franciszek jest pierwszym papieżem, który podjął próbę opisania sytuacji wierzących gejów i lesbijek, przyjrzenia się ich wyborom życiowym w relacji z Chrystusem. W 2016, w trakcie powrotu z Armenii do Rzymu, stwierdził: «Katolicy i inni chrześcijanie muszą prosić o wybaczenie nie tylko osoby homoseksualne. Muszą prosić Boga, by wybaczył, że ich dyskryminowali i wzbudzali wrogie postawy wobec nich»”.
W sprawie walki z wszelkim rodzajem dyskryminacji, nietolerancji zgadzałem się z Pawłem od zawsze. W niektórych Marszach Równości boli zachowanie części organizatorów i atakowanie religii. Niedopuszczalny jest dla mnie zarówno brak tolerancji dla osób LGBT, jak i wobec ludzi wierzących.
Wielokrotnie w rozmowach z Pawłem widziałem, jak ubolewa on nad istniejącymi tak głębokimi podziałami politycznymi w naszym społeczeństwie. Nad wszelkimi wkluczeniami, dyskryminacją czy nietolerancją. Oczywiście zarówno On, jak i ja lubiliśmy się spierać z innymi. Zawsze jednoznacznie wyrażaliśmy swoje poglądy.
Ale Paweł nigdy nie rozumiał i nie pogodził się z tym, jak można nie podać ręki na przywitanie swojemu dawnemu koledze, który jest teraz w innym obozie politycznym, czy wykorzystywać prokuraturę do walki politycznej. Bardzo głęboko dotykało go to, gdy ktoś odwracał się od niego podczas przekazywania znaku pokoju. Wiedział, że słowa mogą bardzo ranić, dlatego tak bolał go przekaz TVP. On sam padł ofiarą ideologii nienawiści, a na jego pogrzebie padło wiele słów o potrzebie pojednania.
W Polsce trwa kampania wyborcza. To, że słowa Prezydenta Dudy i jego obozu padają teraz, nie jest przypadkowe. I nie chodzi tutaj o dyskusję o sytuacji osób LGBT, której prowadzenie w duchu miłości bliźniego, jest bardzo potrzebne. Haniebne słowa prezydenta Dudy mają tylko jeden cel – wywołać strach przed rzekomym wrogiem. Strach, który będzie konsolidował i napędzał do działania jego elektorat.