Ostatnie dni kampanii przed II turą są gorące. Większość z nas jest już przekonana, a walka toczy się o kilka procent wahających się wyborców, którzy w pierwszej turze nie wzięli udziału w wyborach lub głosowali na innych kandydatów. Wszystkie sondaże oscylują wokół błędu statystycznego, więc nic nam już nie mówią. Racjonalne argumenty również już nie działają. Kogo miały przekonać, już dawno przekonały.
Teraz liczą się emocje i impulsy. Dlatego informacja o tym, że Andrzej Duda ułaskawił pedofila ma w tej chwili dużo większą moc rażenia niż to, że PiS (długopisem Andrzeja Dudy) od pięciu lat łamie Konstytucję, dusi władzę sądowniczą i niszczy demokrację. A wyjaśnienia, że to przecież „sprawa rodzinna”, dla partii, która ma hasła o rodzinie na sztandarach, obrażają inteligencję wszystkich wyborców.
Andrzej Duda: model 2020
Walka jest bardzo zacięta, dlatego prawie wszystkie chwyty stały się dozwolone. Widać wyraźnie, że Andrzej Duda walczący o reelekcję jest zupełnie innym Andrzejem niż ten, który w 2015 wygrał wybory. Wystarczy obejrzeć kilka minut z debaty prezydenckiej sprzed pięciu lat, by zobaczyć różnicę.
W zachowaniu Andrzeja Dudy widać teraz nerwowość i zaciętość, której nie było w 2015 roku. Próżno też szukać okrągłych zdań o budowaniu wspólnoty, byciu obywatelskim prezydentem szanującym wszystkich Polaków. Nie ma kulturalnego i sympatycznego Andrzeja z 2015 roku. Jest Andrzej zapalczywy, gniewny, wyliczający, ile dobrego uczynił dla Polaków i szafujący pogardą wobec kolejnych grup społecznych.
Nawet straszenie LGBT to przede wszystkim cyniczna zagrywka, mająca zachęcić do niego „bosakowców” i prawą ścianę elektoratu, po tym jak sztabowcy Dudy wykalkulowali sobie, że walka o centrowego czy lewicowego wyborcę z Trzaskowskim jest za trudna. Ale jest to przynęta dla nielicznych. Inny stary numer to pieniądze.
Daliśmy pieniądze, więc siedźcie cicho
Zwróćmy uwagę na scenę zarejestrowaną przez kamery TVN24 w trakcie kampanii parlamentarnej 2019 roku, gdy Zbigniew Ziobro został nagabnięty przez starszą kobietę, mieszkankę Sosnowca. Kobieta powiedziała: „Przykro mi, że ta Polska przez was wygląda, tak jak wygląda. Nie liczycie się z nikim, proszę mi wybaczyć, ale pan szczególnie jest zero, tak jak powiedział pan Miller”. Ziobro odpowiedział jej wtedy lekceważąco: „Rozumiem. Wie pani, że mafiom odebraliśmy 500 plus? Czy pani wie, że mafiom odebraliśmy 500 plus?” A na koniec dodał jeszcze: „Czy pani wie o tym, że trzynasta emerytura? Cieszę się, że mafiom odebraliśmy”. Zwykła starsza kobieta raczej nie jest „kastą” ani totalną opozycją, którym można by naubliżać. Minister postanowił więc użyć prostego argumentu: „daliśmy ci, babo pieniądze, więc siedź cicho i na nas głosuj”. Teraz PiS straszy, że jak wygra Trzaskowski, to im te pieniądze zabierze. W ostatnich dniach ów przekaz został uzupełniony przez obrażanie grup społecznych, które na PiS nie głosują – mieszkańców wielkich miast: „Warszawkę”, „Krakówek”.
Warto powiedzieć wyraźnie: stawką tych wyborów nie jest 500 plus czy inne transfery socjalne. Żaden z kandydatów nie planował zakończyć tych polityk społecznych (nawet Krzysztof Bosak!). Stawką jest to, czy Polska zostanie opanowana przez jedną partię i jej całkowicie podporządkowana, czy jednak uda się ten proces zahamować. U podstaw retoryki, zgodnie z którą Trzaskowski zabierze ludziom pieniądze, leży przekonanie o własnych wyborcach, że można ich „kupić”. Że są tak tani. Że wszystko wybaczą, bo przecież dostali pieniądze. Oto jest prawdziwa pogarda. Tak naprawdę Prawo i Sprawiedliwość i Andrzej Duda gardzą ludźmi, którzy na nich głosują.