Dystrybuowana przez Festiwal Pięć Smaków południowokoreańska niezależna produkcja „Maggie” z pozoru może wydawać się filmem niemożliwym do wypromowania. Oczywiście dzięki sukcesowi „Parasite” (reż. Bong Joon-ho [2019]) kino Korei Południowej zyskało wielu fanów, toteż zdawać by się mogło, że znajdzie się miejsce dla kolejnej perełki koreańskiego kina niezależnego. Problemem dla filmu stała się oczywiście tegoroczna persona non grata, covid-19.

W czasie pandemii znaleźliśmy się w absurdalnym impasie. Ludzie zniknęli z ulic, opustoszały też biura, część niefortunnie pozostała bez pracy; zaczęliśmy kisić się w domach, a szczere uśmiechy zostały schowane za dystopijnymi maseczkami; zwiększyliśmy dystans, pogłębiliśmy nieufność. Strach przed niewidzialnym zaczął kierować naszą rzeczywistością. Staliśmy się jak Simsy nagle pozbawione dodatków. Wirus pogłębił też klasowe dysproporcje. Nie wszyscy mogli poszukać siebie – poświęcić zastój na pielęgnowanie wewnętrznego „ja” i swoich relacji ze światem; część z nas na gwałt musiała szukać pracy, rzucając się w wir szycia maseczek lub pracy kurierskiej, stając się tym samym czymś na wzór covidowego Hermesa. I o tym właśnie jest „Maggie” Yi Ok-seop.

„Maggie”, reż. Ok-seop Yi, dyst. Festiwal Filmowy Pięć Smaków

Gadające sumy nie gryzą

Od pierwszych scen Yi ustawia dialektykę swojego dzieła w rejonach absurdu. W Szpitalu Miłosierdzia Maryi dochodzi do afery na tle seksualnym. W pomieszczeniu z RTG zostaje przyłapana para, a ich miłosne flagrante delicto wycieka w postaci rentgenowskiego zdjęcia. Każdy staje się podejrzany. Okazuje się, że pomieszczenie to funkcjonowało jako sex-ray personelu szpitala, przez co, we wstydliwej obawie przed przypisaniem do czynu, wszyscy decydują się nie przyjść następnego dnia do pracy. Pośród nich, bohaterowie tej niepoważnej historii: pielęgniarka Yoon-young (Lee Joo-young) i jej chłopak Sung-wan (Koo Kyo-hwan), beztrosko dryfujący na bezrobociu. Całości przygląda się zaś wszechobecny sum (tytułowy me-gi), symbolicznie wykorzystany niemalże jak węgorz w filmie Shoheia Imamury („Węgorz” [1997]). Przypomina on o stałości rzeczy, napawa spokojem, jednocześnie ironiczno-czułym komentarzem relacjonuje historię. Znajdzie się w niej jeszcze miejsce na tajemnicze trzęsienia ziemi, wyrwy na ulicach Seulu o średnicy trzech furgonetek i dr Lee (Moon So-ri) – dyrektorkę szpitala realizującą misję zrozumienia absurdów niesforności swego personelu, niedoszłą gwiazdę reklam zdrowego (to jest: wyprostowanego) trybu życia.

Punkt wyjścia historii, voyeurystyczny incydent w pomieszczeniu z rentgenem, jest nawiązaniem do fali protestów, które przeszły przez Koreę Południową w 2018 roku, gdy kobiety wyszły na ulicę z hasłem„My Life Is Not Your Porn”. | Łukasz Mańkowski

„Ludzkie ciało to wszechświat”, mówi w pierwszych liniach monologu Maggie. Obserwuje w tym czasie odpowiedzialną za zamieszanie dowodzącą rentgenowskim miejscem uciech, gdy ta oddaje się miłosnym przyjemnościom ze swoim chłopakiem. Temu historycznemu dla szpitala momentowi towarzyszy powaga jej ubioru – parodiującej model uniformu NASA koszulki z napisem NASE. Nie był to zbyt ważny krok dla ludzkości, ale dla życia pracowników szpitala – już tak, gdy ich rzeczywistością zaczyna dyktować niewidzialny strach, a udział w zbiorowej histerii wyłącza z funkcjonowania ich miejsce pracy.

Yoon-young decyduje się wyłamać z szeregu, chociaż sama początkowo planowała odejście. Pozostaje w szpitalu i pomaga dr Lee w odnalezieniu prawdy, forsując naiwne myślenie, że być może wszyscy są po prostu chorzy, a ich sabotaż nie wynika z haniebnego czynu i idącego z nim w parze wstydu. „Chodzi o to, by ludziom ufać”, rzuca w eter słowa, które zdeterminują jej dalszy los. Tymczasem Seul rozrywają tajemnicze dziury, co dodatkowo pogłębia luki w komunikacji jego mieszkańców. Przetrwaniem zdaje się właśnie ufność, przyjrzenie się kosmosowi wrażliwości, wzajemnych styków i napięć, tym samym – zmierzenie się z próbą pielęgnowania relacji, a nie wpadanie w chaos podejrzeń.

Buntownicy rybiego boga

Korzenie debiutanckiego projektu Yi są równie niecodzienne, co tematyka filmu. Początkowo miał on funkcjonować jako inicjatywa edukacyjna [1] – pokrętna misja, której celem miało być wyjaśnianie uczniom w szkołach, co jest nie tak ze światem. Jednakże los filmu zdeterminowały jego nieoczekiwane sukcesy na festiwalach. Najpierw Yi otrzymała nagrodę dla najlepszego debiutu w Busan, czyli na najważniejszym azjatyckim festiwalu, potem zaś w Osace, szybko stając się czymś więcej niż tylko filmem szkolnym. Ze względu na rezonans z tematem postcovidowej rzeczywistości jest zaś czymś więcej niż zlepkiem niekonwencjonalnych metafor i feel-good movie. Jesteśmy w stanie docenić absurdy cudzej (filmowej) rzeczywistości, gdy sami jesteśmy częścią czegoś poza strefą komfortu, poza logiką – pogrążeni w chaosie, jednocześnie też w jakimś przyzwyczajeniu.

Yi Ok-seop jest jedną z kilku koreańskich reżyserek, które w ostatnim czasie zaistniały na polu międzynarodowym, tworząc zryw, który krytycy i sami twórcy z Korei określają mianem koreańskiej fali kina kobiet. Twórczość Yi doceniono za odważną próbę kreacji własnego stylu, jak i zaangażowanie w południowokoreańską rzeczywistość. Obok niej wyróżnić wypadałoby Kim Bo-ra, reżyserkę „Gniazda kolibra” [2018] lub Yoon Ga-eun [2], twórczynię dyptyku: „Cały nasz świat” [2016] oraz „Cały nasz dom [2019]. Wszystkie trzy dotykają problematyki dorastania w obliczu klasowych dysproporcji i wobec społecznych tabu, a komentarz do modus operandi koreańskiego systemu chowają pod subtelną krytyką i autorską narracją coming-of-age.

„Maggie”, reż. Ok-seop Yi, dyst. Festiwal Filmowy Pięć Smaków

Nie inaczej jest w przypadku „Maggie”, chociaż nie jest to element dominujący debiutu Yi – jego odczytanie może umknąć w lekkiej indie komedii o losach dziwacznych hipsterów-millenialsów. Punkt wyjścia historii, voyeurystyczny incydent w pomieszczeniu z rentgenem, jest nawiązaniem do fali protestów, które przeszły przez Koreę Południową w 2018 roku, gdy kobiety wyszły na ulicę z hasłem „My Life Is Not Your Porn”. Odkryto wówczas kamery zainstalowane w koreańskich firmach, które podglądały swoje pracownice w prywatnych przestrzeniach, na przykład w toaletach [3]. Co prawda w filmie Yi nie odnajdzie się ulicznego teatru w postaci protestów, ale kolektywny sprzeciw – nieprzyjście do pracy – jest dla niej punktem zaczepienia. Pojawienie się dziur na ulicach Seulu prowadzi do odkrycia tych, które znajdują się w skorumpowanym, niesprzyjającym rozwojowi młodych, systemie.

Różnice klasowe były oczywiście najważniejszym tematem oscarowego „Parasite”. Jednakże u Yi, której film notabene miał premierę przed dziełem Bonga Joon-ho, wątek ten podszyty jest mniej wyrazistymi nićmi. Reżyserka wpisuje go bardziej w absurdy rzeczywistości, która rządzi życiem młodych i na którą zmuszeni są przystać. Pomimo zdobycia wykształcenia tkwią albo na bezrobociu, albo w pracy, która niekoniecznie ich rozwija – co zostaje zaznaczone w komediowym zwierciadle. Obraz bezrobotnego Sung-wana jest aktorsko najmocniejszą stroną tej społecznej farsy. Gorzko-słodka, wielowątkowa groteska przypomina o satyrze na koreańską rzeczywistość znaną we wczesnym Nowym Kinie Korei [4]: w debiucie Bonga, „Szczekające psy nie gryzą” [2000] lub obrazie społecznego nieprzystosowania u Park Chan-wooka w „Jestem cyborgiem i to jest OK” [2006].

Eklektyczne podejście działa idealnie, by pokazać zblazowanie rzeczywistością młodych czy ich miłosne rozterki. | Łukasz Mańkowski

Sum w koronie

Podobnie jak w przytoczonych tytułach, to właśnie wokół absurdu rozpisane są losy postaci, które nie do końca przystają do koreańskiego kolektywu. U Parka i Bonga odnajdywało to swoje odzwierciedlenie w eklektycznym stylu i zaskakującej swą dziwacznością narracji. Pod tym wszystkim, wybrzmiewał jednak pewien niepokój – znaczna część filmów Nowego Kina Korei dotyczyła wad koreańskiego systemu, braku empatii wewnątrz społeczeństwa lub frustracji jednostki, która stoi do tego w opozycji. Istotna – zarówno w filmie Yi, jak i kinie jej mistrzów – zdaje się również melancholia, której pokłady przesiąkają świat „Maggie”, stanowiąc jednocześnie stylistyczny kontrapunkt dla wydźwięku całości. To eklektyczne podejście działa zresztą idealnie, by pokazać zblazowanie rzeczywistością młodych czy ich miłosne rozterki. Jest w nich jakiś smutek, przytłaczająca rezygnacja, która objawia się w afirmowaniu braku przywilejów i przystawaniu na ten los. Ewidentnie poszukują swego miejsca, chociaż stoją w rozkroku, niepewni, dokąd pójść, w którą stronę skierować swoje myśli; jak manekiny, którym dano świadomość, cierpią z powodu trywialności swojego losu.

„Maggie”, reż. Ok-seop Yi, dyst. Festiwal Filmowy Pięć Smaków

Tak jak kultowe już tytuły Nowego Kina Korei czerpały z ironii, tak metakomentarzem stał się paradoksalnie także i „Maggie”. Koronawirus na Półwyspie Koreańskim rozprzestrzenił się przez religijne zgromadzenia, a dokładniej wewnątrz wspólnoty Chrystusowego Kościoła Shincheonji w Daegu, przez którą doszło do większości zachorowań w kraju. Dla Yi punktem wyjścia historii staje się placówka o religijnej proweniencji, czyli Szpital Miłosierdzia Maryi. To tam dochodzi do zdarzeń, które w ostateczności prowadzą do rozerwania tkanki miejskiej Seulu, przedziurawienia społeczeństwa, w efekcie też prywatnych kataklizmów w życiu Yoon-young i Sung-wana – nie ma nic gorszego niż konieczność przeprowadzki w wielkim mieście, gdy świat przewraca się do góry nogami.

Być może „Maggie” bazuje na naszej naiwności, skłonności do zawieszenia niewiary, wyzbyciu się cynizmu, ale myślę, że to właśnie teraz – gdy z zaskoczeniem przywitaliśmy pandemiczną kwarantannę – łatwiej przyjdzie nam odnaleźć się w osobliwościach absurdu Yi Ok-seop. Odnajdziemy też w obrazie debiutantki namiastkę naszej rzeczywistości, czy to w pojedynczych scenach – paranoidalne pytanie rzucone w szpitalu: „czy umyłeś ręce?” – czy w przypadku zapadających w pamięć słów bohatera filmu, które przed pandemią nie miałyby takiej siły: „wszystko będzie dobrze”. Nie wiem, czy Sung-wan powiedziałby to samo teraz, ale nie pozostaje mi nic innego, jak zawiesić swoją niewiarę w banalność jego słów. Może potrzebujemy suma w akwarium, by powiedział nam co nieco o naszym świecie? Może ktoś musi nam wyjaśnić, że nie ma nic złego w uprawianiu seksu w pomieszczeniu z rentgenem?

 

Przypisy:

[1] Film został zrealizowany na zamówienie dla Koreańskiej Komisji Praw Człowieka w Korei Południowej. Początkowo miał być wyświetlany wyłącznie w celach edukacyjnych w szkołach. Stąd też tematyka „Maggie film dotyczy problemów ludzi młodych. Projekt Yi został wydany na specjalnym DVD dla szkół i tym samym stał się narzędziem dla nauczycieli. Reżyserka mówi o tym w rozmowie, którą udało nam się przeprowadzić w Rotterdamie.

[2] Yoon Ga-eun została wskazana przez Bonga Joon-ho jako jedna z najbardziej obiecujących reżyserek młodego pokolenia. Na liście pojawia się obok takich twórców, jak Robert Eggers, Ari Aster, Mati Diop lub Jordan Peele.

[3] Temat tych wydarzeń pojawia się zresztą w wydanej niedawno książce Cho Nam-joo i późniejszej filmowej adaptacji o tym samym tytule: „Kim Ji-young, Born 1982” (reż. Kim Do-young [2019]).

[4] Nowe Kino Korei to zryw filmowców, którzy od końca lat 90. tworzyli filmy będące komentarzem do koreańskiej historii współczesnej, z uwzględnieniem traum narodowych z lat 60. i dyktatury wojskowej, kryzysu gospodarczego i niepokojów związanych z końcem stulecia. Wiele z tych filmów wykorzystywało gatunkową soczewkę, a reprezentanci tego nurtu do dziś uważani są za najważniejszych koreańskich twórców. Wśród nich wymienić można: Bonga Joon-ho, Park Chan-wooka, Kim Ki-duka, Lee Chang-donga lub Kim Jee-woona.