Zofia Majchrzak: W stolicy Libanu, Bejrucie, doszło do potężnej eksplozji.

Sara Nowacka: Wedle ostatnich danych jest około 200 zabitych, około 6 tysięcy rannych, a straty ocenia się na 15 miliardów dolarów.

Co się stało i dlaczego Liban znalazł się w kryzysie?

Problemy polityczne i gospodarcze nawarstwiają się od kilku lat. W 2018 roku wybuchły protesty, kiedy na ulicach Bejrutu piętrzyły się śmieci. Najpoważniejszy wybuch niepokojów społecznych miał miejsce w październiku 2019 roku. Doprowadził do rezygnacji poprzedniego rządu. Libańczycy pokazali, że mają dość systemu, nie tylko w sensie ekonomicznym i finansowym – w demokracji konsensualnej upatrują przyczyn korupcji, klientelizmu i zasiedzenia starych elit.

Eksplozja w portowym magazynie, do której doszło teraz, odbierana jest jako przejaw wieloletnich zaniedbań, to gwóźdź do trumny, a niekoniecznie przyczyna obecnego kryzysu.

Jak wygląda libański system demokracji konsensualnej?

Istnieją kwoty gwarantujące wszystkim grupom etnicznym i religijnym udział w rządzie i parlamencie. Najbardziej oczywistym przykładem jest obowiązująca w Libanie zasada podziału stanowisk między grupy wyznaniowe, zgodnie z którą prezydentem jest chrześcijanin maronita, premierem muzułmanin sunnita, a przewodniczącym parlamentu muzułmanin szyita. Takie podejście pozwoliło ustabilizować sytuację po latach wojny. Od tego czasu system uległ jednak degeneracji.

Ludzie domagają się zmian politycznych?

Libańczycy zaczęli protestować w październiku, po drodze zmienił się rząd, ale podczas pandemii, a także w następstwie ostatniej eksplozji w porcie, ponownie wychodzili na ulice. Dymisja kolejnego rządu ich nie zadowoli. Myślę, że wyczekują rozpisania nowych wyborów i wybrania kogoś, kto wzbudzi zaufanie społeczne. Jeśli to nie nastąpi, kryzys będzie trwał dalej. Co więcej, Liban jest obecnie zdany na pomoc zagraniczną, która w dużej mierze będzie uzależniona od reform.

Co robił w Libanie prezydent Francji Emmanuel Macron, który przybył z wizytą do Bejrutu?

Wizyta w Libanie pomogła budować mu wizerunek w tym kraju i na świecie. Pozwoliła mu stworzyć ładny obrazek i dodatkowo podkreślić, że przekazanie funduszy dla Libanu będzie powiązane z reformami.

Petycja w sprawie powrotu Libanu pod protektorat francuski zebrała 40 tysięcy podpisów. Co to oznacza?

Myślę, że Libańczycy są zmęczeni rozgrywkami obcych państw na swoim terytorium. Mowa tu o Arabii Saudyjskiej i Iranie. Może wierzą, że Francja czy Unia Europejska będą w stanie zapewnić Libanowi neutralność. Ważna jest także perspektywa pomocy finansowej.

Czy Liban otrzyma wystarczającą pomoc?

Trudno to ocenić. W tej chwili zebrano około 300 milionów dolarów doraźnej pomocy. Jeśli dodać do tego wszystkie środki finansowe, które zostały Libanowi obiecane już wcześniej, byłby to rzeczywiście jakiś początek. Ale wciąż nie odpowiada to kwotom, których potrzebuje Liban. Widziałam obliczenia, według których powinna to być pomoc w wysokości blisko 70 miliardów dolarów. To ogromna suma.

Libańczycy wiedzą też, że wraz z pomocą Międzynarodowego Funduszu Walutowego coś zmieni się w całym systemie. Nie chodzi tylko o pieniądze, lecz o pewną kontrolę, którą MFW uzyska nad libańską gospodarką. Być może ludzie upatrują w tym pewnej nadziei na zmianę.

Liban jest państwem stosunkowo zamożnym, jednak od wielu lat znajduje się z w stanie kryzysu politycznego lub finansowego.

Liban ma trzeci największy dług na świecie, a 80 procent dóbr w państwie jest importowana. Ponadto nieefektywny system podatkowy przyczynia się do ogromnych nierówności społecznych i ekonomicznych – 1 procent najbogatszych Libańczyków kontroluje 25 procent PKB. Kryzys musiał się wydarzyć.

Do dymisji podał się premier Hassan Diab. On sam powiedział, że przyczyną eksplozji jest korupcja i wieloletnie problemy Libanu. Kto tak naprawdę ponosi odpowiedzialność za to, co się stało?

W tej chwili byłabym daleka od wskazywania palcem. Jedni mówią, że to na pewno Hezbollah. Trudno nie doszukiwać się takiego powiązania, bo Hezbollah miał kontrolę nad częścią portowych magazynów. Ale moglibyśmy wskazać na każdą część politycznej elity, bo one wszystkie były beneficjentami istniejącego systemu – zaniedbań, korupcji, klientelizmu.

Dla mnie gest Diaba, który zamknął w areszcie domowym pracowników portu, było odwracaniem uwagi od tego, że wśród libańskich elit są ludzie, którzy widzieli problem i nic z tym nie zrobili. Był człowiek, który przez lata wysyłał do libańskiego sądu pisma w sprawie zmagazynowanej saletry, która ostatnio wybuchła – i nie doczekał się żadnej reakcji.

 

Współpraca: Jakub Bodziony.

Fot. Mehr News Agency, Creative Commons Attribution 4.0