Ekonomia czy kultura?
Z czego wynikają polityczne sukcesy autorytarnych populistów? W temacie istnieją dwie główne szkoły. Wedle pierwszej, owe sukcesy mają źródła ekonomiczne – frustracja ekonomiczna części obywateli prowadzi do głosowania na partie, które chcą zburzyć dotychczasowy ład. Wedle drugiej szkoły źródła sukcesów partii populistycznych mają charakter kulturowy – w społeczeństwie istnieje realny podział co do wyznawanych wartości, który przekłada się na rosnącą polaryzację polityczną.
Oczywiście, istnieją także inne odpowiedzi. Niektórzy autorzy zwracają uwagę na uwarunkowania psychologiczne – na przykład na rosnącą niepewność ludzi w zmieniającym się świecie, która może skłaniać do głosowania na siły, które obiecują porządek i silną władzę, „odzyskanie kontroli”. Inni wskazują na znaczenie zmian technologicznych, które mają wpływ na ekonomię (rynek pracy), psychologię (zmieniający się świat), a także na sposób uprawiania polityki (media społecznościowe, nowe formy reprezentacji).
Warto pochylić się także nad tym, czy oryginalne pytanie o źródła sukcesów autorytarnych populistów nie jest źle postawione. Może być ono źle postawione z co najmniej dwóch istotnych powodów.
Po pierwsze, można zastanawiać się nad tym, do jakiego stopnia mówimy o zjawisku uniwersalnym – w jakim sensie można mówić o autorytarnych populistach w ogólności? Można także zastanawiać się nad realną skalą ich „sukcesów” – być może niektóre z nich były przypadkowe, a niektóre ze zjawisk wiązanych współcześnie z populizmem dotyczą w istotnej mierze także tradycyjnych sił politycznych.
Po drugie, pytanie może być źle postawione, ponieważ zakłada ono, że w ogóle istnieje jakaś „podstawa” dla sukcesów autorytarnego populizmu – jak czynniki ekonomiczne albo kulturowe. Tak postawione pytanie sugeruje, iż rzeczywistość ma racjonalny rdzeń; że procesy polityczne mają pewien fundamentalny poziom. Tego rodzaju idea skłania do przyjmowania iluzji, zgodnie z którą wystarczy odpowiedzieć na pewien bazowy problem – na przykład „naprawić gospodarkę” – a zjawisko populizmu odejdzie w niepamięć. W podobny sposób niegdyś wyobrażano sobie, że wystarczy uporać się z konfliktem klasowym, a znikną agresja i wojny.
W praktyce dokonujemy po prostu racjonalnej rekonstrukcji rzeczywistości społecznej – żeby myśleć w sposób uporządkowany, możemy mówić o rzeczywistości w taki sposób, jak gdyby pewne procesy przebiegały w sposób racjonalny. Taki zabieg ułatwia komunikację i pozwala odnaleźć się w złożonej rzeczywistości – ale powinien być traktowany tak właśnie: jako narzędzie myślenia.
Ekonomia swojskości
Martin Sandbu, znany publicysta dziennika „Financial Times”, jest wśród tych, którzy mówią, że źródła sukcesów nieliberalnej polityki należy szukać w sferze ekonomii. Jego nowa książka „The Economics of Belonging: A Radical Plan to Win Back the Left Behind and Achieve Prosperity for All” składa się z dwóch części. Pierwsza z nich zawiera diagnozę kryzysu demokracji liberalnej, a druga – propozycję programu ekonomicznego, który miałby przywrócić jej świetność.
Dlaczego właściwie ekonomia, a nie kultura? Sandbu przekonuje, że począwszy od lat 70. wskaźnik popularności partii populistycznych bardzo dobrze odpowiada sytuacji ekonomicznej – mówiąc w skrócie, im gorsza odpowiedź na kryzys gospodarczy, tym bardziej rośnie poparcie dla populistów. W dodatku, jak pokazują badania w krajach takich jak USA oraz Szwecja, o ile bogatsi tradycyjnie głosują raczej na prawicę, a biedniejsi raczej na lewicę, to osoby, których sytuacja ekonomiczna się pogarsza, mają większą skłonność do zmiany sposobu głosowania i przyjmowania postaw antyliberalnych. A jeśli tak, to czynniki kulturowe ogólnie rzecz biorąc nie mają samodzielnego znaczenia w wyborach, lecz nabierają znaczenia pod wpływem trudności ekonomicznych – można by powiedzieć, że problemy ekonomiczne w procesie politycznym zostają wyrażone w kategoriach kulturowych.
Na czym polega problem? Autor zaczyna od opisu procesu, który określa mianem „końca przynależności” [ang. the end of belonging]. Mówiąc najogólniej, Sandbu przekonuje, że przez kilka dekad w zachodnich demokracjach obowiązywała niepisana umowa społeczna, zgodnie z którą wszyscy korzystają z owoców wzrostu gospodarczego – tego rodzaju solidarność społeczna dawała poczucie wspólnoty, związane ze świadomością, że ostatecznie rzecz biorąc wszyscy siedzą na tej samej łodzi. Zdaniem autora, dzisiaj sytuacja uległa pogorszeniu, solidarność jest w odwrocie, a gospodarka potrzebuje reform na skalę amerykańskiego Nowego Dealu z lat 30., kiedy ekonomiczny radykalizm Roosevelta pomógł ustabilizować sytuację polityczną w USA na kolejne dekady.
Jak twierdzi Sandbu, zasadniczy problem, z którego wywodzą się sukcesy antyliberałów, polega na tym, że brakuje dobrych miejsc pracy. Autor opisuje błędy, które popełniono w odpowiedzi na gospodarcze turbulencje ostatniego półwiecza, jak w przypadku reakcji na kryzys finansowy z 2008 roku. Poświęca także wiele wysiłku, aby zwrócić uwagę, że przemiany gospodarcze ostatnich dekad kreują zwycięzców i przegranych. Na przykład jeśli przyjąć, że współczesna rzeczywistość gospodarcza premiuje indywidualizm oraz niezależność, to dobrze będą potrafili odnaleźć się w niej ludzie, którzy w sensie psychologicznym są bardziej „otwarci na doświadczenie” – ale nie wszyscy mają takie predyspozycje. Ważny wątek opowieści dotyczy obrony globalizacji – Sandbu przekonuje, że wiele z problemów utożsamianych dzisiaj z globalizacją ma tak naprawdę źródła w postępie technologicznym. Autor przytacza na przykład wyniki badań, które pokazują, że jedynie niewielka część miejsc pracy w przemyśle została wyeskportowana do Chin – w rzeczywistości miejsca pracy w przemyśle znikły w konsekwencji wzrostu produktywności. Sandbu przekonuje, że ograniczenie globalizacji jedynie przyspieszyłoby ten proces. Równie ciekawa jest dyskusja na temat globalnego handlu, a także finansów – w obu przypadkach autor argumentuje, że negatywne zjawiska związane z globalizacją mogły znaleźć odpowiedź w polityce krajowej.
[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”<b>O książce napisali:</b>
Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.
<em>Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl</em>” txt3=”28,00 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]
Dużo reform
O jaki program naprawczy zatem chodzi? Ogólnie rzecz biorąc, Sandbu przekonuje, że liberalizm nie może dzisiaj bronić status quo, lecz powinien stać się radykalny – o czym pisałem w przeszłości na stronach „Kultury Liberalnej”, a także w książce „Nowy liberalizm”. Autor chce zatem zaproponować reformy gospodarcze, dzięki którym ludzie znów będą czuć się bardziej „swojsko”, zyskają lepsze poczucie przynależności do społeczeństwa.
Po pierwsze, rynek pracy. Zdaniem autora ogólna strategia gospodarcza powinna polegać na tym, by zniechęcać do tworzenia niskoproduktywnych, niskopłatnych, kiepskich miejsc pracy, a wspierać przedsięwzięcia przeciwne. Sandbu przekonuje, że w tym celu niezbędne są narzędzia wspomagające zmniejszenie nierówności w poziomie płac, a w szczególności utrzymanie minimalnego poziomu wynagrodzeń na poziomie płacy umożliwiającej normalne życie [ang. living wage]. Tego rodzaju polityka może przybrać różne formy. Autor podaje w tym kontekście przykłady układów zbiorowych w państwach skandynawskich, ale też propozycję brytyjskiego rządu z 2015 roku ustalenia płacy minimalnej na poziomie 60 procent mediany płac dla osób od 25. roku życia. Sandbu zwraca uwagę na to, że jeśli tego rodzaju polityka ma przynieść dobre skutki, to będzie potrzebować pracowników o odpowiednio wysokich kwalifikacjach, a także możliwości łatwej zmiany pracy.
Po drugie, autor przekonuje, że nie wystarczy podstawowy dobrobyt, trzeba także odbudować poczucie sprawczości obywateli. Sandbu przekonuje, że w tym celu potrzebne jest wzmocnienie pozycji pracownika na rynku pracy. Wśród konkretnych rozwiązań autor proponuje wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego – powinien on zastąpić system zwolnień podatkowych, który premiuje ludzi o wyższych dochodach, co przy okazji pomogłoby sfinansować świadczenie. Powodów jest wiele: chodzi na przykład o zmniejszenie nierówności albo ułatwienie zmiany pracy, jeśli odejście z pracy blokuje strach przed utratą dochodu. Sandbu proponuje także dalsze posunięcia wpływające na poczucie sprawczości obywateli, takie jak wzmocnienie pozycji pracownika w miejscu pracy (na przykład obowiązkowy udział pracowników w decyzjach przedsiębiorstwa, ustawowe gwarancje praw dla osób bez umowy o pracę), a także wzmocnienie naszych praw w relacji z monopolistami na rynku dóbr i usług, w tym w gospodarce cyfrowej (na przykład mocne prawo własności danych osobowych). Sandbu przekonuje, że wszystkie tego rodzaju propozycje wzmacniają nie tylko prawa obywateli, ale i konkurencję, dzięki ustanowieniu bardziej sprawiedliwego balansu sił między graczami na rynku.
Po trzecie, makroekonomia i sektor finansowy. Sandbu przekonuje, że celem polityki finansowej powinno być trwałe utrzymanie popytu na wysokim poziomie – należy w większej mierze starać się unikać recesji niż obawiać się przegrzania gospodarki w czasie boomu. Kryzys ma trwałe konsekwencje dla gospodarki i życia wielu osób – dość powiedzieć, że w sytuacji kryzysowej najsłabsi tracą pracę najszybciej, a najpóźniej ją odzyskują. Polityka tego rodzaju pozwoliłaby zatem uniknąć problemów, które były efektem błędnej odpowiedzi na kryzys finansowy z 2008 roku, której skutki autor określa mianem straconej dekady. Sandbu proponuje także szereg rozwiązań, które miałyby naprawić oraz ustabilizować sektor finansowy, z których jedne są mniej, a inne bardziej radykalne – jednym z celów powinno być ograniczenie finansowania sektora finansowego przy pomocy kredytu, w czym mogłoby pomóc na przykład wprowadzenie suwerennego elektronicznego pieniądza i możliwości otwarcia rachunku indywidualnego w banku centralnym.
Po czwarte, podatki. Cel programu Sandbu to lepsza redystrybucja przy jednoczesnym utrzymaniu wzrostu, a także zwiększeniu produktywności i wpływów do budżetu. Autor wymienia w tym kontekście pakiet trzech reform. W pierwszej kolejności chodzi o bezpośrednie opodatkowanie majątku netto (opodatkowujemy raczej kapitał niż pracę). Kolejny postulat to walka z unikaniem opodatkowania, co dotyczy w szczególności dochodów korporacyjnych, legalnie i nielegalnie wyprowadzanych zagranicę. Wreszcie, autor proponuje opodatkowanie wybranych aktywności społecznie szkodliwych, jak w przypadku zanieczyszczenia środowiska. W tej ostatniej sprawie Sandbu opowiada się za wprowadzeniem podatku węglowego, z którego przychody wypłacano by obywatelom w równej dla wszystkich kwocie na zasadzie dywidendy – dzięki temu wszyscy mieliby stały dopływ gotówki, a relatywnie zyskaliby gorzej sytuowani obywatele, którzy zużywają mniej. Autor szacuje, że trzy wymienione reformy podatkowe pozwoliłyby na zebranie środków w wysokości 7–9 procent dochodu narodowego. Tego rodzaju polityka miałaby zatem pozwolić na obniżenie kosztów życia osób o niższych dochodach, a także sfinansowanie części z wcześniej wymienionych reform.
Sandbu proponuje także strategię polityczną, która miałaby odpowiadać nie tylko na problemy osób, ale też miejsc, w których występują problemy ekonomiczne – dzięki której miejsca uzależnione od rodzajów działalności, które odchodzą w przeszłość, mogłyby odzyskać pozycję i stać się centrami nowych gałęzi gospodarki o wysokiej wartości dodanej. Jak zwraca uwagę w tym kontekście, „protesty żółtych kamizelek wybuchały trzy razy częściej w miejscach, gdzie zamknięto ostatni sklep ogólnospożywczy, niż w innych francuskich społecznościach”.
Chociaż w Polsce tego rodzaju program może wydać się bliski ideowo partii Razem, a nie Platformie Obywatelskiej, Sandbu podkreśla, że jego propozycja jest przeznaczona dla polityki centrowej. Według autora ma zasadnicze znaczenie, aby gospodarka zaczęła działać w taki sposób, by liberalna polityka mogła na nowo zyskać poparcie znaczącej większości obywateli. A zatem – Rafał Trzaskowski, nowa solidarność?
Trzy problemy
W odniesieniu do opowieści Sandbu warto zwrócić uwagę na kilka problemów. Pierwsza sprawa to kwestia polskiego kontekstu. Autor pisze z perspektywy Londynu, skąd niektóre procesy historyczne wyglądały inaczej niż z punktu widzenia Warszawy. Trzeba pamiętać, że jego opowieść nie musi być w pełni prawdziwa lub użyteczna w naszym kontekście – omawiając różne przykłady polityki gospodarczej, Sandbu zwraca zresztą uwagę na znaczenie lokalnych uwarunkowań.
Po drugie, program prawie całkowicie omija kwestie ekologii, na co autor sam zwraca uwagę pod koniec książki. A jednak ekologiczny wymiar działalności gospodarczej może mieć w przyszłości istotny wpływ na zagadnienia rozwoju gospodarczego.
Po trzecie, chociaż zgodnie z argumentem przedstawionym przez Sandbu źródła populizmu mają być ekonomiczne, z książki wynika, że w praktyce procesy ekonomiczne były w istotnej mierze wypadkową rozwoju technologicznego – a na koniec okazuje się, że za udzielenie właściwej odpowiedzi na przemiany gospodarcze oraz technologiczne odpowiada przede wszystkim krajowa polityka. Do tego można dodać, że w krajach takich jak Polska kampania wyborcza rozgrywała się w ostatnim czasie w szczególności wokół spraw kulturowych – a zatem polityczna odpowiedź na problemy technologiczne i gospodarcze napotyka rozmaite problemy lokalne.
Wydaje się zatem, że najrozsądniej byłoby ujmować procesy polityczne jako właśnie polityczne. Możemy zastanawiać się nad tym, w jaki sposób czynniki ekonomiczne, kulturowe, technologiczne oraz psychologiczne znajdują ekspresję w sferze polityki. Jednak perspektywa polityczna pozwala zwrócić uwagę także na inne kwestie, takie jak znaczenie konfliktu oraz przygodności w polityce – dzięki temu możemy na przykład dostrzec, że w 2015 roku PiS uzyskało samodzielną większość parlamentarną w wyniku szczęśliwego trafu, a niekoniecznie fundamentalnego procesu dziejowego.
Właściwie rzecz biorąc, jest i czwarty problem. Można przypuszczać, że program dziennikarza „Financial Times” nie zainteresuje nikogo w centrum polskiej polityki, a jeśli ktoś uczyni z niego użytek, będzie to Prawo i Sprawiedliwość.