Następnego dnia po głośnym zatrzymaniu 48 osób przy okazji aresztowania Margot, na warszawskim placu Defilad odbyła się manifestacja pod hasłem „Nigdy nie będziesz szła sama!”. Był to rzadki widok: pełen emocji, zmotywowany tłum, kontrastujący z rachitycznymi pikietami, które często mają miejsce na ulicach stolicy. Pomimo przykrego tła protestu, widok napawał optymizmem.
Jednak pod koniec demonstracji sytuacja zaczęła się zmieniać. Gdy ze sceny zaczęły dochodzić okrzyki „j***ć psy”, które szybko podchwyciła część zebranych, dotąd jednorodny tłum rozdrobnił się, a coraz więcej głosów milkło – tym więcej, im dalej od podium. Pod koniec demonstracji hasło o „roz***doleniu państwa prawa” skandowały już tylko pierwsze rzędy.
Może to być metaforą sytuacji, w której znalazły się mniejszości seksualne w Polsce i walczący w ich imieniu działacze. Ostrzejsze formy protestu mogą rozbijać jedność ruchu i odstraszać potencjalnych sojuszników. Zwrócenie na to uwagi jest o tyle ważne, że wśród lewicowych działaczy takie głosy są niemal nieobecne. W lewicowej dyskusji na temat walki o prawa mniejszości seksualnych często pojawiają się głosy, że przyszła pora na zaostrzenie kursu, takie jak: „Stonewall to była zadyma, nie petycja”. Pojawiają się także hasła antypolicyjne. O Margot mówi się także jako o przykładzie osoby, która wreszcie zadziałała skutecznie.
Rzeczywiście w sprawie Margot, na pierwszy plan wysuwa się niesamowita solidarność i mobilizacja środowiska aktywistów i aktywistek. Jednak zasadne wydaje się pytanie o to, gdzie leży źródło sukcesu, jaki odniosły akcje organizacji „Stop Bzdurom”? Sam atak na homofobusa nie odbił się szerokim echem. Tęczowe flagi na pomnikach początkowo wywołały głównie falę oburzenia na prawicy i podzielone opinie poza nią. Pod informacjami o akcji, także na stronie Kampanii Przeciw Homofobii, pojawiło się wiele krytycznych komentarzy.
Kiedy więc nastąpił solidarnościowy przełom? Prawda jest taka, że zadziałała dopiero wieść o dwumiesięcznym areszcie zapobiegawczym dla Margot, a następnie łapankach po jej zatrzymaniu. Słuszny gniew na rządzących i empatia wobec osób LGBT pojawiła się nie tyle w wyniku działalności „Stop Bzdurom”, a często pomimo niej – bo nawet ci, którzy pod tymi akcjami nie chcieliby się podpisać, byli oburzeni prześladowaniami ze strony aparatu państwa. Nie umniejsza to poświęcenia i odwagi aktywistki, bez której nie byłoby tej dyskusji na ogólnopolskim poziomie, ale jest prawdą, że w zjednoczeniu zwolenników praw nieheteronormatywnej mniejszości istotny udział miał Zbigniew Ziobro.
Eric Marcus, dziennikarz opisujący historię ruchu LGBT, który sam walczył o prawa mniejszości seksualnych w USA, w rozmowie z „Kulturą Liberalną” podkreślił, że w sporze między zwolennikami działań ostrożnych i radykalnych rację mają obie strony. Sam prowadził działalność spokojną i kulturalną w telewizyjnych studiach. Cenił jednak aktywność ludzi na ulicach. Napięcie pomiędzy ostrym a łagodnym protestem jest pożądane, dopóki zachowana pozostaje zdolność oceny sytuacji.
Na wyrażane przez Margot przekonanie, że „ładnie walczyć o prawa chcą tylko ci, którzy stoją biernie, gdy inni przelewają krew”, należy odpowiedzieć jasno – stop bzdurom! W momencie, kiedy w Polsce na rzecz mniejszości seksualnych działa szereg organizacji, a w Warszawie na Paradzie Równości co roku maszerują dziesiątki tysięcy ich zwolenników, nie można lekceważyć głosów, które kwestionują przemoc jako środek walki o swoje prawa. Być może nigdy nie będzie i nie powinno być „polskiego Stonewall”, bo nie zaistnieją dla niego podstawy w rzeczywistości. Zwłaszcza że wspomniany wcześniej Marcus podkreśla, iż Polska znajduje się obecnie w zupełnie innym miejscu niż Stany Zjednoczone w latach 60.
A jednak to właśnie tego rodzaju refleksja budzi dzisiaj kontrowersje. Skądinąd słuszne głosy, by nie pouczać protestujących mniejszości z pozycji wyższości, przeplatają się z odrzuceniem każdej opinii wyrażającej niepewność co do właściwego sposobu działania. W miejsce dyskusji o „Stop Bzdurom” i reakcji ludzi na ich metody, powstaje dogmatyczna narracja, iż krytyczne oceny wypowiadają tylko „fałszywi sojusznicy”, „mainstreamowi liberałowie”, „libki i medialne cytrynki”, „stare tłuste dziady, […] Giertychy, Lisy, Dorny i Gozdyry”, w której brak całkowitej afirmacji dla radykalizmu sprowadza się do oskarżeń o zdradę.
Oczywiście, jest prawdą, że łatwo zachować chłodny ogląd spraw, patrząc na to wszystko z zewnątrz. Gdy samemu nie jest się prześladowanym, gdy nie trafia się na policyjny dołek. Nie znaczy to jednak, że jest to spojrzenie, które należy automatycznie odrzucić, aby zatonąć w słusznym gniewie. Nie wiąże się ono przecież z brakiem empatii i zrozumienia. Nie każda wątpliwość wobec sposobu działania „Stop Bzdurom” i ostrej narracji w walce o prawa mniejszości seksualnych to chęć podtrzymywania status quo, „wrażliwość na krzywdę ciężarówek” czy „przekonanie, iż geje powinni się nie wychylać i siedzieć cicho”. Nawet ikona ruchu LGBT Ewa Hołuszko ma wątpliwości co do propagowanych przez Margot metod i mówi, że hasła o „j***aniu psów” są niedopuszczalne. Odpowiedzią na te głosy była zacięta obrona lewicowych środowisk, które większość krytyki sprowadzały do karykaturalnej i absurdalnej postaci.
Obrona, która dzieli wszystkich walczących o prawa człowieka, sprawia, że energia wynikająca ze zjednoczenia – tak jak w przypadku przywołanej demonstracji – zostanie roztrwoniona. Warto zwrócić uwagę na to, że informację o uwolnieniu Margot Kampania Przeciw Homofobii ilustruje jej uśmiechniętym zdjęciem, a nie obrazem, którego użyła sama: gdzie pokazuje środkowy palec, trzymając napis „Polsko ty Hóju…”. Z kolei w oświadczeniu dotyczącym zatrzymań po aresztowaniu Margot, KPH pisze o demonstrantach skandujących „wszystkich nas nie zamknięcie”, pomijając już ochoczo wykrzykiwane „j***ć psy”. Nikt nie powinien z powodu samej Margot zaprzestać wspierania walki o prawa mniejszości seksualnych. Lecz nikt nie powinien także czynić popierania jej działań warunkiem wspólnego działania.
Krytyce ostrzejszych form protestu wcale nie towarzyszy przekonanie o tym, że nie próbowano wcześniej niczego innego, jak twierdzą niektórzy. Wręcz przeciwnie, w Polsce działają od lat setki aktywistów, wykonujących mrówczą pracę na rzecz swojego środowiska. Ich akcje nie zawsze zdobywają medialny rozgłos, a efekty nie są natychmiastowo widoczne. Ale miarą ich sukcesu jest to, że Parada Równości w Warszawie z małego wydarzenia, liczącego na początku tysiąc uczestników, dziś zbiera ich kilkadziesiąt razy więcej (w 2019 roku szacowano liczbę uczestników na 50–80 tysięcy, w 2005 roku na tysiąc). Jest to wydarzenie, z którym pod względem rozmiaru może konkurować tylko Marsz Niepodległości! A biorą w nim udział wielkie korporacje, z przekonaniem, że klientów w naszym kraju im to raczej przysporzy, a nie odbierze. Ruch walki o prawa mniejszości seksualnych stał się na tyle silny, żeby poważnie obawiali się go przeciwnicy – aby trzeba było się z nim liczyć. To dobry znak.
Warto zatem nie przeceniać skuteczności ostrego aktywizmu i nie lekceważyć osiągnięć pozostałych działaczy i działaczek. Margot nie musi być bohaterką wszystkich. Przecież to przekonanie większości do swoich postulatów powinno być w tej dyskusji kluczowym tematem.