W sobotę miało miejsce długo wyczekiwane wydarzenie polityczne. Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej w niedawnych wyborach prezydenckich, a także prezydent Warszawy, ogłosił powstanie nowego ruchu obywatelskiego. „Czas sprofesjonalizować politykę” – powiedział wiceprezes partii politycznej Trzaskowski, zapowiadając utworzenie ruchu wolontariuszy.
Związek zawodowy pracodawców
Trzaskowski podkreślał, że Polacy są dzisiaj skłóceni, a w przeszłości osiągali sukcesy, kiedy działali razem. Polityk wymienił także tematy, które łączą Polaków – wśród nich znalazły się opieka zdrowotna (Trzaskowski powiedział: „służba zdrowia”, za czym pracownicy opieki zdrowotnej na ogół nie przepadają), edukacja, warunki na rynku pracy oraz katastrofa klimatyczna.
Do tego doszło kilka postulatów, między innymi zwiększenie wydatków na opiekę zdrowotną do 6 procent PKB, przekazanie 2 miliardów złotych dotacji dla TVP na opiekę zdrowotną czy zadbanie o bezpieczeństwo dzieci i nauczycieli w szkołach. Pojawił się także powracający postulat wyruszenia w Polskę członków ruchu, których liczbę Trzaskowski szacuje obecnie na 10 tysięcy – aby poznać prawdziwe potrzeby Polaków.
Najbardziej zaskakująca była natomiast propozycja utworzenia związku zawodowego Nowa Solidarność, który miałby łączyć osoby samozatrudnione. W tym kontekście z ekranu wystąpiła Henryka Krzywonos, która powiedziała, że musimy powołać „związek ludzi ciężko pracujących”. Według Trzaskowskiego celem związku miałoby być między innymi to, aby „składki ZUS nie rosły z dnia na dzień”, a także przeciwdziałanie wzrostowi podatków. Cóż, myśląc wcześniej o haśle „nowej solidarności”, pewnie nikt nie spodziewał się, że będzie chodziło o związek zawodowy przedsiębiorców-pracodawców.
Trzaskowski jak KOD
Na formułę startu w istotny sposób wpłynęła pandemia. Rafał Trzaskowski wystąpił w studiu internetowym, bez udziału publiczności. Obok jego przemówienia w programie znalazły się wypowiedzi samorządowców, takich jak Jacek Jaśkowiak i Hanna Zdanowska, wspierający w przeszłości podobne inicjatywy powstające wokół Platformy Obywatelskiej, które miały angażować do działania „samorządowców”.
Wydaje się, że okoliczności powstania ruchu znacząco wpływają na przyszłe możliwości wspólnego działania. Tworzenie nowej organizacji w reżimie sanitarnym to trudne wyzwanie, z którym nie musiały mierzyć się podobne inicjatywy w przeszłości – a żadnej z nich nie udało się odsunąć PiS-u od władzy.
Jest i inny problem. Jak na razie ruch Trzaskowskiego pod względem rozumienia polityki przypomina KOD. Intencja jest zapewne właściwa – chodzi o tworzenie Polski bardziej praworządnej, w której zajmujemy się poważnymi problemami, takimi jak pandemia i kryzys klimatyczny, a nie obroną podstawowych zasad demokracji, takich jak sądownictwo i media niezależne od rządu.
Wydaje się jednak, że jest to ten sam rodzaj antypolityki, który opiera się na idei, że można naprawić politykę partyjną od zewnątrz, nie uczestnicząc w niej. Zamiast wzmocnić zdolności analityczne Platformy i profesjonalizować partię – buduje się struktury równoległe, które mają odpowiedzieć na braki oryginału. Tyle że oryginał nie staje się od tego lepszy.
Być może wiele osób, szczególnie po stronie opozycyjnej, ma sentyment do polityki, w której konflikt znika, a wszyscy w magiczny sposób zaczynają działać razem. Jednak prawdziwym celem polityki demokratycznej nie powinno być zniesienie konfliktu – polityka demokratyczna nie istnieje bez pluralizmu, a zatem i bez konfliktu – lecz wypracowanie takich warunków konfliktu, które gwarantują przestrzeganie praw mniejszości i pokojową transmisję władzy między partiami.
„Wspólna Polska” jak sprawny NGO?
Co więcej, Trzaskowski ma trudniej niż KOD. U początków poprzedniej kadencji PiS-u KOD usypiał opozycję. Skoro niepartyjny ruch społeczny dominował w opozycyjnej sferze publicznej, opozycja mogła podłączyć się pod emocję społeczną, na której zbudowano komitet – i nie uprawiać polityki. W mediach pojawiały się nawet pomysły, że KOD powinien przekształcić się w partię, a opozycja powinna startować w wyborach pod tym sztandarem. Jednak partie były sceptyczne wobec tego pomysłu, a Grzegorz Schetyna wolał scenariusz, w którym ugrupowania opozycyjne współpracują pod przewodnictwem PO.
Teraz sytuacja wydaje się gorsza dla Trzaskowskiego, ponieważ opozycja jest od początku sceptyczna wobec nowego ruchu. Oczywiście, istnieje świadomość, że opozycji w istniejącej formule brakuje jakiegoś składnika, który uczyniłby z niej stronę wygrywającą. Wiadomo także, że pewne umiejętności Trzaskowskiego, a także entuzjazm niektórych wyborców z okresu kampanii prezydenckiej to atuty, które mogą przyczynić się do rozwoju opozycji we właściwym kierunku. Ale jeśli ruch Trzaskowskiego będzie rosnąć w siłę, Platforma będzie prawdopodobnie postrzegać go w coraz większym stopniu nie jako atut opozycji, lecz jako zagrożenie własnej pozycji.
Brak jednoznacznego wsparcia ze strony partii kieruje zatem Wspólną Polskę w kierunku formuły zwykłego NGO. Na koniec swojego wystąpienia Rafał Trzaskowski zachęcał do tego, by nie krytykować jałowo inicjatyw opozycyjnych, lecz pokazywać pomysły. Jak powiedział, „motywujmy się w sposób konstruktywny”. Można zatem powiedzieć, że jeśli zapowiedzi lidera nowego ruchu wypełnią się treścią, to na bazie Wspólnej Polski mogłaby powstać porządna inicjatywa obywatelska, być może w stylu amerykańskiego Lincoln Project – inicjatywy republikańskich przeciwników Donalda Trumpa, która w efektownych i dobrze finansowanych klipach kampanijnych krytykuje dorobek obecnego prezydenta USA.
Aby tak się stało, Wspólna Polska musiałaby zdecydować się na konkretny i rzeczywiście sprofesjonalizowany model działania – nie zajmować się naraz wszystkim i niczym, jednocześnie w polityce i poza polityką. Wówczas partie polityczne będą widziały w niej mniejsze zagrożenie, co zaowocuje lepszą współpracą, a ludzie zaangażowani w projekt będą dobrze wiedzieć, jakie cele stawiają sobie do osiągnięcia.