Została jedynie siła

Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji doszło do masowych protestów w całej Polsce. PiS przez kilka dni milczało. Wreszcie w wystąpieniu umieszczonym w mediach społecznościowych głos zabrał Jarosław Kaczyński. Jego odpowiedź była czysto siłowa i głęboko nieodpowiedzialna – zamiast łagodzić fundamentalny konflikt społeczny w środku pandemii, Kaczyński postanowił wzniecać pożar.

Szef PiS-u powiedział, że nie mogło być innego wyroku, protesty to poważne przestępstwo, że jedyną alternatywą wobec Kościoła jest nihilizm, że trwa obecnie atak, który ma zniszczyć Polskę, a zwycięstwo protestów oznacza koniec narodu polskiego. Kaczyński, który jest obecnie wicepremierem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo, nawoływał także do społecznej obrony kościołów – zachęcając tym samym skrajnie prawicowe bojówki do prowadzenia działań porządkowych. Wszystko to może brzmieć jak parodia jego wystąpienia, ale jedynie przytaczam jego wypowiedzi. Dla jasności Kaczyński dodał, że obóz władzy ma w tej sprawie „całkowitą rację”.

Wystąpienie Kaczyńskiego było zaskakujące nawet dla części jego zwolenników – uderzało radykalizmem, a jednocześnie formą przypominało ogłoszenie stanu wojennego przez Wojciecha Jaruzelskiego. Jednak w innym sensie odpowiedź szefa PiS-u na protesty była w pełni przewidywalna: Kaczyński zawsze radykalizuje konflikt w odpowiedzi na protest.

Kaczyński przedstawił się jako obrońca kościołów, aby zdefiniować podział polityczny – jeśli Kościół to polskość, to PiS broni naraz sacrum i narodu. W ten sposób odwołał się także do uczuć moralnych prawicy. Jak przekonywał w głośnej książce „Prawy umysł” psycholog Jonathan Haidt, prawica apeluje w polityce do autorytetu i świętości – dlatego mówi dzisiaj o ochronie pomników, budynków i zarodków. Z kolei lewica apeluje do opiekuńczności i fairness, dlatego mówi o krzywdzie i wyborze kobiet.

Niewiele później Kaczyński wygłosił w Sejmie coś w rodzaju sequelu wystąpienia o kanaliach i zdrajcach z 2017 roku, w którym z wystudiowaną chyba gwałtownością ponownie oskarżył opozycję o wszystko co najgorsze. Jak wykrzyczał prezes PiS-u: „W imię własnych interesów, małych brudnych interesów, interesów Nowaka, rozwalacie Polskę. Narażacie na śmierć mnóstwo ludzi, jesteście przestępcami”. Według danych policji tylko jednego dnia w protestach w całej Polsce wzięło udział 430 tysięcy osób. Tymczasem, zdaniem Kaczyńskiego, to wszystko w imię „małych, brudnych interesów”, a konkretnie interesów byłego ministra w rządzie Donalda Tuska Sławomira Nowaka. Czyżby obłęd?

Z badań opinii publicznej wynika, że nie więcej niż kilkanaście procent Polaków popiera zaostrzenie prawa aborcyjnego. Stosunek PiS-u do obecnych protestów dość wyraźnie sugeruje, że PiS-u nie interesuje, co myśli lud. W czasie jednej z konferencji prasowych premier Morawiecki powiedział, że „Polska jest jedna i wszyscy musimy się w niej odnaleźć”. Tyle że to jest właśnie polityka, której PiS nie prowadzi. PiS mówi: musicie odnaleźć się w tym, co wam rozkażemy.

Problem pierwszy: świat nam ucieka

Uderzające jest, jaką hierarchię problemów przyjmuje w swoich działaniach obecny rząd. Jeśli wymienić najważniejsze współcześnie problemy świata, można by do nich zaliczyć kryzys klimatyczny, pandemię, rozwijający się konflikt USA–Chiny. Wśród zasadniczych problemów Polski trzeba by powiedzieć o stanie opieki zdrowotnej, przyszłości edukacji, problemach mieszkaniowych i demograficznych. Tymczasem problemy PiS-u wyglądają w ostatnim czasie następująco: wybory w maju, LGBT i gender, rekonstrukcja rządu, zaostrzenie prawa aborcyjnego.

Obecnie wydaje się szczególnie dotkliwe, że PiS nie ogarnia w sprawie pandemii – fakty w tej sprawie zebrał Andrzej Stankiewicz w świetnym tekście w Onecie. Za koronny przykład nieogarnięcia posłużyć może zamknięcie cmentarzy na dwa dni przed 1 listopada – w konsekwencji rząd planuje wydać 180 milionów złotych (!) na wsparcie dla sprzedawców zniczy i kwiatów. Jest to ponad dwa razy więcej niż pieniądze wydane na bezprawne wybory kopertowe w maju. A wystarczyło przecież minimum rozsądku.

Problem drugi: nowe pokolenie bez zrozumienia

Władza nie rozumie także postulatów politycznych młodego pokolenia, które w istotnej mierze wyszło w ostatnich dniach na ulice – i chyba nie jest tymi postulatami zainteresowana. Wiceprezes PiS-u Joachim Brudziński określił protestujących następująco: „Biedne, naprawdę biedne odhumanizowane dzieciaki. Nie potępiam, myślę, że my rodzice , nauczyciele, kościół, wychowawcy, coś przeoczyliśmy zostawiając młodych sam na sam z internetem”.

Z kolei minister edukacji i nauki, który w obecnych protestach dopatruje się przejawów satanizmu, dostrzega nadzieję w reedukacji. Przemysław Czarnek stwierdził mianowicie: „Jeśli słyszę dziś, że w wielu polskich uczelniach odmawia się prawa doktorantom do cytowania św. Jana Pawła II, a także św. Tomasza z Akwinu, mówiąc, że to nie byli naukowcy, to jest niestety zgnilizna naszego systemu szkolnictwa wyższego, z którą będziemy musieli kończyć, poprzez wprowadzanie również do kanonu lektur dzieł Jana Pawła II, zwłaszcza w tych starszych rocznikach”. Będzie to ciekawy eksperyment, który pozwoli sprawdzić, czy lektura dzieł Jana Pawła II opóźni czy przyspieszy proces sekularyzacji.

W obozie władzy nie pojawiła się natomiast bardziej zasadnicza refleksja. Trudności mieszkaniowe, drugi kryzys gospodarczy w czasie ostatniej dekady i związana z tym niepewność na rynku pracy, poważne problemy w opiece zdrowotnej, kryzys klimatyczny, drakońskie prawo aborcyjne, które burzy poczucie bezpieczeństwa – to jest pakiet rodzinny, na który nie odpowie świadczenie 500 plus, nawet wsparte nauczaniem Jana Pawła II.

Problem trzeci: dziaderska moralność

Do tego dochodzi niezrozumienie tego, co oznacza równa pozycja kobiet w społeczeństwie. Jest to problem, który wykracza poza rządzącą prawicę. Tylko w ostatnich dniach z ust najwyżej postawionych polityków padły wypowiedzi, które mogłyby służyć za definicję patriarchatu.

Najpierw marszałek Tomasz Grodzki zaczął swoje orędzie od przedziwnego oświadczenia, zgodnie z którym „to kobiety sprawiają, że nasze codzienne życie toczy się harmonijnie i gładko w sposób trochę jakby niezauważalny”. Wkrótce na konferencji prasowej swoje pięć groszy dodał premier Morawiecki: „Rozumiem zwłaszcza kobiety, ponieważ to zwłaszcza kobiety w pierwszej fazie pandemii przeżywały ogromnie trudny czas. To wasze, drogie panie, domy zamieniały się na biura, restauracje, szkoły, przedszkola”.

W „Kulturze Liberalnej” ostatnio opublikowaliśmy także analizę orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego w III RP, która pokazuje, że w kontekście praw kobiet problem fundamentalistycznego orzecznictwa istniał od wielu lat: „Orzeczenie w sprawie aborcji to konsekwencja dominującego w TK od lat prawicowego konstytucjonalizmu, który przyjmuje religijny fundamentalizm katolicki jako oczywistość prawną”.

Czy PiS musi ogarniać?

Pozostaje jednak pytanie: czy PiS musi ogarniać, aby dalej rządzić? W wyniku protestów kolejne badania opinii publicznej pokazują kilkuprocentowy spadek poparcia dla obozu rządzącego. Jednak jak na razie nie prowadzi to do wykształcenia się nowej większości. W zeszłym tygodniu pisałem, że opozycja prawdopodobnie podzieli się z czasem w sprawie aborcji, a może się tak stać szczególnie wtedy, jeśli PiS postanowi ustawowo odróżnić od siebie kwestię legalności aborcji w przypadku śmiertelnych oraz nie-śmiertelnych wad płodu. Taką właśnie propozycję zgłasza w ostatnim czasie Andrzej Duda, podobnie mówił Jarosław Gowin – Jarosław Kaczyński podobno popiera pomysł.

Koalicja rządząca wciąż ma problemy wewnętrzne. Wiceminister rolnictwa Ryszard Bartosik zapowiedział w Radiu Poznań, że ustawa o ochronie zwierząt, która wróciła do Sejmu z Senatu, nie będzie dalej procedowana. Ma ją zastąpić coś innego. To sugeruje, że Kaczyński nie ma stabilnej większości – tak zwana „piątka dla zwierząt” upadła, mimo że jej uchwalenie miało być warunkiem zawarcia nowego porozumienia koalicyjnego. Kaczyński mówił, że „każdy dobry człowiek powinien poprzeć tę ustawę”. Jednak nie ma na razie jasnej wizji tego, do czego mogłyby doprowadzić protesty.