Sytuacja obydwu stron unikalnego w historii całej Białorusi konfliktu zdaje się związana z Federacją Rosyjską. Czy nam jako Polakom się to podoba, czy nie, zarówno Alaksandr Łukaszenka, jak i przywódczyni opozycji Swiatłana Cichanouska patrzą na Kreml, jakby oczekiwali płynących stamtąd decyzji. Obydwie strony zdają sobie bowiem sprawę, że białoruska rewolucja nie ma charakteru antyrosyjskiego ani prozachodniego – i dlatego Rosja w teorii może stanąć po stronie zarówno urzędującego prezydenta, jak i poprzeć protestujących. W tej drugiej sytuacji dni Łukaszenki byłyby zapewne policzone.

Jeszcze we wrześniu jedna z przywódczyń antyłukaszenkowskiej koalicji Weranika Cepkała w rozmowie z telewizją Nastojaszcze Wremia stwierdziła, że „Pan Putin – człowiek wykształcony, inteligentny – widzi, jaki ruch protestu rozwija się obecnie w Białorusi. I wydaje mi się, ze gdyby Władimir Władimirowicz zajął stanowisko narodu Białorusi, a jest to odejście Łukaszenki od władzy – to dla nas Władimir Władimirowicz byłby narodowym bohaterem”.

I chociaż podobnie ciepłe słowa pod adresem Putina nie padały już w późniejszym czasie ze strony opozycji, to jednak wskazują one na dogłębne zrozumienie sytuacji politycznej w kraju przez opozycję. Białorusini jako naród nie protestują przeciwko Rosji, mają o Rosjanach bardzo dobre zdanie i chcą jedynie odejścia od władzy urzędującego prezydenta. To zaś, przy pewnej apatii strony unijnej, która ustami swojego szefa dyplomacji Josepa Borella powiedziała, że „nie chce, aby Białoruś stała się drugą Ukrainą”, sprawia, że oczy wszystkich zwróciły się na czerwonawe wieże Kremla.

Czy Rosja może usunąć Łukaszenkę?

Gdyby Rosja pragnęła upadku Łukaszenki, to prawdopodobnie białoruski prezydent nie zajmowałby już swojego stanowiska. Bynajmniej nie dlatego, że Rosja mogłaby usunąć go za pomocą infuzowanej polonem herbaty.

Federacja Rosyjska pozostaje głównym partnerem handlowym Białorusi, jednocześnie dokładając się do białoruskiego budżetu, pośrednio i bezpośrednio. W szczytowych momentach rosyjski „wkład” w białoruską gospodarkę, uzyskiwany poprzez sprzedaż ropy i gazu po zaniżonych cenach, kredyty i subsydia, był szacowany nawet na 20 procent białoruskiego PKB.

Jeżeli Rosja chciałaby się Łukaszenki pozbyć, mogłaby definitywnie zakręcić kurek ze wsparciem i poczekać, aż wściekli obywatele sami wyprowadzą Łukaszenkę z prezydenckiego pałacu. W takiej sytuacji mogłoby bowiem zabraknąć pieniędzy nawet na lojalne i bardzo dobrze opłacane struktury siłowe, które obecnie stanowią fundament białoruskiej oficjalnej władzy (i którym Łukaszenka szczerze za to dziękował).

 

 

Rosjanie jednak tego nie robią, i to pomimo faktu, że białoruskie protesty i ogólna „sytuacja geopolityczna” w regionie stanowiła jedną z przyczyn upadku rosyjskiego rubla w ostatnich miesiącach. Sytuacja w Białorusi jest dla Rosjan powiększającym się problemem, jednak koszty wspierania Mińska są mniejsze niż te, które Rosji przyszłoby płacić, gdyby Białorusini zdecydowali się od Rosji odwrócić.

Rosja bowiem najbardziej boi się konfliktu z Białorusią i utraty białoruskich serc. Nasi wschodni sąsiedzi są bowiem narodem, który Rosjan darzy szczerą sympatią, nieopartą jedynie na twardym rachunku zysków i strat. Stąd bardzo bolesne dla Rosjan były niedawne wyniki Białoruskiego Warsztatu Analitycznego pod kierownictwem prof. Andrieja Vardomatskiego. Wynikało z nich, że liczba Białorusinów będących zwolennikami sojuszu z Rosją w listopadzie 2020 spadła o 11 procent w porównaniu z rokiem poprzednim. Wyniki badania opublikował rosyjski dziennik „Kommersant”.

Równocześnie Białoruś staje się dla Rosji narastającym problemem, także na płaszczyźnie gospodarczej. Jeśli wierzyć przeciekom krążącym w białoruskich środowiskach naukowych i analitycznych, Rosja naciska coraz mocniej na to, aby Łukaszenka przeprowadził zmianę konstytucji, a także, aby powrócił do rozmów o zacieśnieniu integracji z Rosją.

14 września w Soczi białoruski lider miał obiecać Putinowi właśnie szybkie przeprowadzenie reformy konstytucyjnej. Zapowiedział też powrót do „zacieśniania” współpracy z Rosją. W zamian za to miał otrzymać od niego 1,5 miliardów dolarów kredytu. Obietnicy tej Łukaszenka nie spełnił i w dyplomatyczny sposób wytknął mu to szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow, który na czele delegacji z MSZ przyleciał niedawno do Mińska. Przekazał przy okazji „pozdrowienia od Władimira Władimirowicza”.

Dlaczego Putin nie wybierze Cichanouskiej?

W tym kontekście wydaje się, że doskonałym wyborem dla Rosji byłoby właśnie osiodłanie przez Putina białego konia i wjechanie do Mińska z obietnicą, że Alaksandr Łukaszenka ustąpi ze swojego stanowiska. Dlaczego wbrew zapowiedziom Weraniki Cepkały, że białoruski naród tylko czeka na swojego bohatera, Putin pozostaje niewzruszony, a wspomnianego konia nie widać?

Dzieje się tak, gdyż Rosja po pierwsze nie chce uznawać zmiany władzy przeprowadzonej „z ulicy”, gdyż to podważyłoby właściwie całą rosyjską politykę wobec państw obszaru poradzieckiego. Niechęć Rosji do „kolorowych rewolucji” jest powszechnie znana. Zgoda na wymianę Łukaszenki na drodze takiej właśnie pokojowej rewolucji byłaby podłożeniem żywego ognia pod wszystkie byłe republiki i podkopaniem pozycji Moskwy jako gwaranta karier licznych „wiecznych prezydentów”. Po drugie, Rosjanie mogą po prostu nie ufać Swiatłanie Cichanouskiej czy kryjącej się w jej cieniu opozycji. Jak na rosyjski gust może tam być zbyt dużo prozachodnich opozycjonistów, a w szczególności tych, których przygarniały po 2010 roku Polska i Litwa.

Dlatego też sytuacja, w której Łukaszenka pozostaje białoruskim prezydentem, osłabionym jednak na tyle, że nie może dłużej „stawiać się” Putinowi, jest Rosji na rękę. Ta jednak chciałaby uspokojenia sytuacji możliwie szybko, obawiając się, że niestabilność społeczna i narastający w Białorusinach bunt może popchnąć Białoruś w kierunku, którego Rosja bardzo by nie chciała. Chcieliby tego za to Polacy, którzy już zapowiedzieli otwarcie „latającego” Wolnego Uniwersytetu Białoruskiego, gdzie chcą kształcić przyszłe białoruskie elity.

„Pozdrowienia od Putina” to nie uspokajające poklepanie Łukaszenki po plecach. To informacja, że na Kremlu kończy się cierpliwość wobec białoruskiego prezydenta. Zapowiadana, również przez Łukaszenkę, zmiana konstytucji może otworzyć drogę do ponownych wyborów i legalnego przekazania władzy w ręce opozycji, na co przystać mógłby zarówno Zachód, jak i Rosja. To też idealny scenariusz, który pozwoliłby wprowadzić Białoruś na ścieżkę gospodarczych reform i zmniejszenia białoruskiego zapotrzebowania na rosyjską pomoc. Wreszcie przedstawiciele opozycji nie odżegnują się od zacieśniania współpracy z Rosją i pogłębienia państwa związkowego. Może się zatem okazać, że już niedługo białoruską demokrację uratuje właśnie Federacja Rosyjska.

 

Ilustracja do wpisu: Arkadiusz Hapka.