Zaczęło się mocno. Pierwszy temat: rząd PiS-u nie działa, rekordowa liczba zgonów w Polsce. Kolejny temat: potrzeba pięciu sprawiedliwych w Sejmie, żeby PiS straciło większość. „Rozmawiamy z nimi”. W sumie to zaskakujące, że Platforma nie korzysta z tego sposobu mówienia częściej. Bankructwo moralne „dobrej zmiany” dawałoby podstawy, żeby mówić w ten sposób.
Brzmiało niemal tak, jak gdyby Platforma miała plan – albo chciała mieć plan.
276 głosów do szczęścia
Potem było bardziej przewidywalnie. W czasie sobotniej konwencji Platformy Obywatelskiej na scenie wystąpili Borys Budka oraz Rafał Trzaskowski. Po raz kolejny powrócił temat zjednoczenia opozycji przeciwko PiS-owi. Platforma zaproponowała utworzenie „Koalicji 276”, czyli sojuszu Platformy, Polski 2050, PSL-u oraz Lewicy, który miałby zdobyć co najmniej 276 głosów w Sejmie, czyli tyle, ile pozwala uchylić weto prezydenta.
Strona internetowa inicjatywy wymienia sześć obszarów współpracy dla opozycji: naprawa Trybunału Konstytucyjnego, telewizja publiczna, odpolitycznienie prokuratury, sprawna Krajowa Rada Sądownictwa, Sąd Najwyższy oraz naprawa służby zdrowia. Wśród konkretnych postulatów politycy mówili o likwidacji TVP Info oraz przeznaczeniu na opiekę zdrowotną 6 procent PKB od pierwszego roku rządzenia.
Chyba najważniejszy ideowo moment konwencji miał miejsce pod koniec wystąpienia Rafała Trzaskowskiego – chociaż nie zostało to wyraźnie wyartykułowane. Prezydent Warszawy mówił o tym, że w warunkach kryzysu państwo powinno zrekompensować obywatelowi wydatki na wizytę u lekarza specjalisty, wydatki na edukację, a także poprawę jakości powietrza. Oznacza to, że państwo powinno aktywnie gwarantować warunki dobrej jakości życia.
To idzie wbrew ideowym intuicjom środowiska Platformy. Dowiódł tego już wieczorem po konwencji Borys Budka, który powiedział w rozmowie z Piotrem Kraśką w TVN24, że dzisiaj państwo „zbankrutowało” i zapowiedział odwrót od państwa na rzecz samorządu i prywatyzacji. Sugeruje to, że konwencja Platformy wciąż była w większej mierze zestawem slajdów, nie zaś elementem lepszej, rozwiniętej świadomości politycznej. Można by powiedzieć, że jest to walka o duszę Platformy, ale jest to raczej walka o to, żeby Platforma w ogóle miała duszę.
Długa droga do lepszej Platformy
Były także inne znaki zapytania. Zgłoszona w czasie konwencji propozycja referendum w sprawie odwołania posła to fatalny pomysł, który prowadziłby jedynie do dalszej anarchizacji polskiej polityki. Może także zastanawiać, dlaczego Platforma mówi o „Koalicji 276”, a nie o większości konstytucyjnej, skoro niektóre proponowane zmiany najpewniej wymagałyby zmiany Konstytucji.
Wypowiedziana przez Rafała Trzaskowskiego, inspirowana Macronem idea, że nie ma już prawicy i lewicy, jest fałszywa. W przeciwieństwie do tego, co mówił Trzaskowski, pomysł podziału na partie przeszłości i partie przyszłości jest szkodliwy, ponieważ „partia przeszłości” odpowiada na pewne ważne ludzkie potrzeby, a „partia przyszłości” zignoruje znaczenie publicznych instytucji i zbyt łatwo uwierzy, że duch dziejów jest jej sojusznikiem. Potrzebujemy raczej sojuszu przeszłości i przyszłości na rzecz teraźniejszości.
Łatwo zauważyć, że wśród tematów, o których mówili politycy PO, były głównie sprawy zjednoczenia opozycji, trochę krytyki PiS-u i pewne postulaty ustrojowe – nie zostało jednak wyraźnie powiedziane, w jakim sensie życie ludzi będzie dzięki temu lepsze. Z tym wiąże się kolejna trudność, czyli komunikacja polityczna. Zabrakło może klarownego wyrażenia intencji w rodzaju: PiS nie zapewnia Polakom bezpieczeństwa w pandemii – my zrobimy „x”; PiS zawiodło w sprawie reformy sądów – my zrobimy „y”; PiS nie przygotuje Polski na zmianę klimatu – my zrobimy „z”. W konsekwencji często było to mówienie do już przekonanych.
Czy można było zaproponować podobnie klarowny przekaz w sprawie aborcji? Lewica krytykowała konwencję Platformy za brak tematu – w tej sprawie mimochodem padło tylko wyrażenie „wolny wybór”. W tej sprawie nie ma łatwej odpowiedzi. W przypadku partii takiej jak Platforma moment polityczny ma znaczenie. Strajk Kobiet przystopował politycznie, rezygnując z demonstracji w dniach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Po publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji protesty społeczne nie wróciły z większą siłą niż jesienią. Trudno zatem, żeby to akurat Platforma dobrowolnie wchodziła na pole minowe i brała na sztandary kwestię tak wrażliwą i konfliktową.
Z pewnością trudno robić w pandemii konwencję do kamery i bez publiczności. Całe wydarzenie trwało 30 minut, było więc sprawnie i zwięźle. Jednak skomplikowane sprawy przedstawiano nieraz dość zawile i w zbyt dużym tempie, a innym razem przekaz był skrajnie uproszczony, niemal jak do dzieci. W ramach dowcipu Rafał Trzaskowski powiedział w pewnym momencie: „Dzisiaj najważniejsze jest zdrowie. Uczyliśmy się tego, pamiętacie, w podstawówce”.
Ogółem konwencja Platformy wypadła na plus. Można było spodziewać się po niej i mniej, i więcej. Mniej, bo Platforma zmarnowała politycznie czas po wyborach prezydenckich – i mogło być zupełnie bez ambicji. Więcej, bo krytyka PiS-u i program pozytywny można było przedstawić lepiej, bardziej włączająco, bardziej klarownie, ponieważ wyjście do innych partii opozycyjnych można było przeprowadzić znacznie bardziej dyplomatycznie. Jeśli jednak sobotnia konwencja stanowi zapowiedź dalszej pracy, jak twierdzi Borys Budka, to wolno przyjąć, że był to spóźniony i pożyteczny krok na długiej i krętej drodze do lepszej Platformy.