Uczestnictwo w warszawskim proteście 29 stycznia przyprawiło jednego z autorów o uczucie ambiwalencji. Z jednej strony – gniew. Bo to właśnie ta emocja odpowiada za potrzebę wyjścia na ulicę. Wściekłość na rządzących, którzy za nic mają społeczny opór manifestowany jesienią i fundują wojnę ideologiczną w czasie pandemii. To działanie do cna antypaństwowe. O tym wiele już zostało napisane.
Z drugiej strony – w czasie protestu można było wyczuć także inny nastrój – rozczarowanie, brak sensu i celu. Strajk Kobiet miał stanowić odzwierciedlenie wrażliwości najmłodszych dorosłych – dwudziesto- i trzydziestolatków. Jednak od momentu, kiedy w miejscu stanęła cała Polska – nie tylko Warszawa, ale także setki innych, w tym mniejszych miejscowości, w których katecheta i proboszcz dotychczas nierzadko sprawowali symboliczną władzę – minęło już prawie pół roku. Wydaje się, że od tamtej chwili Ogólnopolski Strajk Kobiet zakiwał się – i znalazł się w miejscu, w którym kwestia zasadnicza, wolny wybór kobiet w zakresie praw reprodukcyjnych, zszedł w odbiorze publicznym na dalszy plan.
Medialne twarze OSK stają się dla organizacji tym, czym dla Komitetu Obrony Demokracji przez dłuższy czas był Mateusz Kijowski – kompromitacją, która kładzie się cieniem na całym ruchu. | Filip Rudnik, Jakub Bodziony
Dziaders. Anty-PiS-owski, czyli dobry – oraz zły, czyli katolicki
Jak to się stało? Najpierw był sukces – chwilowy krok w tył rządzących, po tym, jak pod domem prezesa PiS-u zebrały się dziesiątki tysięcy ludzi. Jednak opublikowanie wyroku przez Trybunał Konstytucyjny było do przewidzenia. Przez ostatnie sześć lat obecna władza przyzwyczaiła nas do tego, że mimo zapewnień o wspólnotowości wygrywa cyniczny rachunek polityczny. Spór o aborcję pomaga podsycać wojnę polsko-polską, co dla Jarosława Kaczyńskiego stanowi model sprawowania władzy. Po chwili przerwy ponownie zdecydowano się podpalić lont.
W tym czasie OSK naturalnie transformował. Z początku zagrzewał do protestu i uruchomił proces liberalizacji języka dotyczącego aborcji. Do dyskusji w większej mierze przedostał się temat wolnego wyboru, a nie zakazów i nakazów. Widać to nawet po przedstawicielach najbardziej niewyraźnej w kwestii aborcji partii, jaką jest Platforma Obywatelska. Zarówno Borys Budka, jak i Rafał Grupiński zadeklarowali, że to kobieta powinna decydować o przerwaniu ciąży. Przesunięcie tak zwanego okna Overtona, które określa sposoby mówienia dopuszczalne w debacie publicznej, to wielki, długofalowy sukces tych protestów, który odwrócić będzie bardzo trudno.
Następnie OSK rozszerzył zakres działalności, przekształcając agendę w czysto antyrządową. Slogan „Wypierdalać” skierowany – jak wydawało się na początku – do wszystkich, którzy z buciorami pchają się w najbardziej intymną sferę osobistego życia, obojętnie, czy to polityk boomer, czy środowisko antyaborcyjne, został odniesiony wprost do obozu rządzącego.
Model „totalnej opozycji” już znamy, podobnie jak jego marne rezultaty. Jednak w styczniu doszło coś nowego. Dla wielu osób wspierających strajk było szokujące, jak struktury ruchu – parę dni po opublikowaniu orzeczenia TK w sprawie aborcji! – zarzuciły uliczny protest na rzecz wspierania Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Był to sygnał, że kwestia prawa dotyczącego aborcji nie jest tutaj zasadnicza. Można było odnieść wrażenie, że dla OSK istotniejsze było to, żeby podpiąć się pod inicjatywę, która od kilku lat jest jednym z wrogów obecnej władzy, a zatem nadaje się symbolicznie na bycie anty-PiS-em – bo przecież wrzucenie dwuzłotówki Owsiakowi to policzek dla Kaczyńskiego. Była to jednak próba łączenia ognia z wodą. WOŚP uosabia to, co w Polsce po 1989 „fajne” – ale OSK dąży do tego, aby zakwestionować istniejący porządek.
Z perspektywy protestujących nawołujące do „odejścia” hasła nie były przecież wymierzone tylko w PiS. To przecież Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla wydał w 1997 roku wyrok, który leżał u podstaw „kompromisu aborcyjnego”. Dość powiedzieć, że Zoll przy okazji ostatnich protestów nie kwestionował samej idei radykalnego wyroku, a jedynie fakt, że wydał go Trybunał, którego sędziowie zostali wybrani nielegalnie [sic!]. Między innymi z tych powodów celem protestów była ta część elit politycznych, która rości sobie prawo do ustalania ram życia ludzi młodszych od siebie. 30 lat po upadku komuny.
Stąd kolejne zdziwienie, kiedy liderka Strajku Kobiet Marta Lempart w grudniu spotkała się z Donaldem Tuskiem, aby porozmawiać z byłym premierem „o rządzie, który nie ma władzy, tylko zaledwie siłę”. Tuska trudno uznać za „twarz rewolucji”, wychodzi więc na to, że w rozumieniu OSK politycy wspierają kobiety tak długo, jak nie lubią PiS-u.
Radykalizm formy i pustka treści
Na osłabienie pozycji Strajku Kobiet wpłynęło również rozmycie. Powołano Radę Konsultacyjną, a w jej ramach funkcjonuje 14 podgrup, które zajmują się szeregiem tematów społecznych, gospodarczych i politycznych. Pod koniec zeszłego roku Rada ogłosiła częściowe efekty prac nad prawami kobiet, pracą, edukacją, świeckim państwem i klimatem. Co uderzające, w pierwszym projekcie postulowanych zmian zabrakło… legalnej aborcji. W efekcie można było odnieść wrażenie, że OSK zajmuje się wszystkim, oprócz postulatu, który stał u jego podstaw.
Na korzyść organizacji nie działają również głoszone przez liderki hasła, które często okazywały się równie radykalne, co niemądre i puste. Wielokrotnie słyszeliśmy o różnego rodzaju ultimatum, jakie OSK stawia PiS-owi, żądając dymisji rządu, co było jeszcze zrozumiałe w początkowej fazie protestu, ale ogółem brzmiało niepoważnie. Podobne wrażenie sprawiało porównywanie protestów w Polsce do sytuacji na Białorusi, co dla osób posiadających chociażby minimalną świadomość na temat sytuacji za naszą wschodnią granicą jest nieakceptowalne.
Liderki Strajku Kobiet wciąż powtarzają hasła o rewolucji, tymczasem w rzeczywistości przesłanie Strajku Kobiet dotyczyło w dużej mierze praworządności, a obecnie żadnej rewolucji nie będzie. Slogan „idziemy po was” wzbudza już chyba tylko uśmiech politowania wśród polityków PiS-u. Problemy te dobitnie pokazuje niedawna skandaliczna akcja, podczas której OSK groziło lekarzom, którzy będą stosować się do opublikowanego orzeczenia TK. Dzielenie ludzi w taki sposób nijak ma się do budowania ogólnopolskiej „rewolucji”.
Problemem organizacji są same postacie Marty Lempart i Klementyny Suchanow, które stoją na czele ruchu. Wydaje się, że ich ego utrudnia jego rozwój. Upublicznione zostały wpisy Lempart, w których ta nazywa posłankę Lewicy Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk „śliczną i podłą kłamczuchą”, dodając, że jej sposób na życie to „kure***wo, kłamstwo i kradzież cudzych pomysłów”. Już teraz kilka z powołanych wcześniej podgrup wstrzymało prace, chociażby ta zajmująca się prawami osób LGBT+ [1]. Wpływ na to miały mieć transfobiczne i przemocowe zachowania Suchanow, o czym informował między innymi kolektyw Stop Bzdurom. Liderka nie odniosła się publicznie do tych oskarżeń.
Logika pseudorewolucyjna i operowanie na zasadzie „my–oni” przeszkadza także w dostrzeżeniu, jak wielka praca została wykonana właśnie w zakresie samej debaty o aborcji. | Filip Rudnik, Jakub Bodziony
Zanim się rozleci
Medialne twarze OSK stają się dla organizacji tym, czym dla Komitetu Obrony Demokracji przez dłuższy czas był Mateusz Kijowski – kompromitacją, która kładzie się cieniem na całym ruchu. To wymarzony scenariusz dla Jarosława Kaczyńskiego i reszty prawicowych fundamentalistów – konkurencyjny ruch społeczny pogrąża się w wewnętrznych niesnaskach i jest po prostu niestrawny zarówno dla osób wewnątrz, jak i części popierających go obywateli.
Tymczasem potencjał, jaki wykreował się dzięki OSK, jest o wiele większy niż w przypadku organizacji Mateusza Kijowskiego. Jego zaprzepaszczenie byłoby niewybaczalnym błędem. Wyroku jednak odkręcić w krótkiej perspektywie nie sposób. Wsparciem dla młodych Polek nie jest zaoferowanie uczestnictwa w kolejnym pochodzie na dom Jarosława Kaczyńskiego, a realna pomoc w zakresie odpowiedniego korzystania ze swoich praw reprodukcyjnych. Numer do Aborcyjnego Dream Teamu był pisany na murach i wykrzykiwany podczas protestów – ale czy to wystarczy, aby świadomość o istnieniu takich alternatyw na stałe zakorzeniła się w społeczeństwie, szczególnie w mniejszych miejscowościach? Pomoc dla Polek, którym wyrok trybunału Julii Przyłębskiej przetrącił życie, musi w obecnej sytuacji stanowić priorytet. Tym bardziej, że – jak donosi „Dziennik. Gazeta Prawna” – białostocka prokuratora na wniosek Fundacji Pro-Prawo do Życia zażądała od szpitali dokumentacji dotyczących aborcji wykonywanych od 23 października 2020 roku.
Logika pseudorewolucyjna i operowanie na zasadzie „my–oni” przeszkadza także w dostrzeżeniu, jak wielka praca została wykonana właśnie w zakresie samej debaty. Przesuwając ramy prawne do prawicowej ściany, PiS paradoksalnie dało więcej przestrzeni wszystkim politykom i ruchom społecznym na lewo od siebie. Liberalizacja prawa aborcyjnego będzie zyskiwała coraz więcej zwolenników. Rację może mieć prof. Rafał Matyja, który stwierdził, że podczas protestów „została wykrzyczana nowa tożsamość pokoleniowa”, a dla wielu osób mogą one być doświadczeniem formacyjnym. Szczególnie że, jak pokazują najnowsze badania CBOS-u, liczba osób w wieku 18–24 deklarująca lewicowe poglądy po raz pierwszy od niemal 20 lat przeważyła nad sympatiami prawicowymi. Dlatego im więcej parlamentarzystów czy decydentów, szczególnie konserwatywnych, będzie musiało się do tej sprawy ustosunkować – tym lepiej. Obserwacja tych polityków pod względem wypełniania swoich zobowiązań stanowi też sprawę kluczową. W przeszłości, szczególnie na gruncie kulturowym, obecne partie opozycyjne często nie spełniały pokładanych w nich oczekiwań.
I w końcu – skoro struktury OSK są tak liczne, to dlaczego nie pojawiły się konkretne propozycje legislacyjne, a w szerszej przestrzeni medialnej nie wyrosły nowe działaczki i nowi działacze? Jedyne szczegóły dotyczące wewnętrznych prac, którymi dysponuje opinia publiczna, to publikowane na Instagramie efekty tożsamościowych sporów pomiędzy uczestnikami podgrup. Jak na razie wyłącznym konkretem jest ustawa proponowana przez komitet obywatelski „Legalna Aborcja. Bez Kompromisów”, która ma lewar polityczny – tworzą go między innymi posłanki Lewicy. Bez tego Strajk Kobiet dysponuje jedynie spisem martwych postulatów. Pora na to, żeby tematy emancypacyjne, edukacji seksualnej, rozdziału Kościoła od państwa weszły na dobre do debaty publicznej w innej formie niż slogany wypisywane na murach czy wykrzykiwane na ulicach.
Zapowiadając kolejne manifestacje, OSK mówi o tym, że kobiety „nie są zmęczone”. Ale jak daleko może zaprowadzić ścieżka „uliczna”? Zmęczenie już jest i szybko będzie odczuwalne, a energia społeczna się wypali. Byłoby szkoda, gdyby po jednym z najbardziej inspirujących zrywów w III RP zostało parę haseł i błyskawic namalowanych na murach polskich miast.
Przypis:
23.02.2021
Redakcja „Kultury Liberalnej” informuje, że zwróciły się do nas osoby współmoderujące grupę LGBT+ w Radzie Konsultacyjnej przy Ogólnopolskim Strajku Kobiet z informacją, że grupa nie zawiesiła swoich działań. Autorzy podtrzymują stanowisko wyrażone w tekście i potwierdzili podane informacje u źródeł działających wewnątrz Rady Konsultacyjnej OSK.