27 stycznia, w Dzień Pamięci Ofiar Nazizmu, na mińskim osiedlu Serebryanka działacze opozycji odtworzyli pomnik upamiętniający mord na mińskich Żydach. Z pochylonymi głowami ustawili się blisko siebie na schodach na skraju blokowiska. Była to żywa wizualizacja rzeźby „Jama” autorstwa Aleksandra Fińskiego, która w 2000 roku stanęła na terenie historycznego getta utworzonego przez Niemców.

Niektóre osoby trzymały w rękach plastikowe gwiazdy Dawida, upamiętniając rozstrzelanie 600 tysięcy Żydów na terenie dzisiejszej Republiki Białorusi. Inni pokolorowali ten żydowski symbol na biało-czerwono-biało, co miało symbolicznie przypominać o trwających od sierpnia zeszłego roku protestach. Dodatkowo na wielu gwiazdach znajdywał się ciąg liczb 23.34 – numer paragrafu, zgodnie z którym na terenie całej Białorusi za udział w nielegalnych wiecach wymierzane są kary pozbawienia wolności do dwóch tygodni. Jedna z internetowych relacji wideo dokumentujących akcję sugestywnie zestawia daty 1933–1945 i 2020–2021.

Wiele osób, które od sierpnia 2020 roku pokojowo demonstrują przeciwko sfałszowanym wyborom i przemocy państwa, dostrzega w reżimie Aleksandra Łukaszenki współczesną formę rządów nazistowskich. Ich zbrodniczy wymiar uderza w sedno człowieczeństwa: w integralność fizyczną i godność. Osoby mówiące po białorusku mają być traktowane bardziej brutalnie niż inni więźniowie. Zdjęcie z mińskiego aresztu, na którym kilkudziesięciu aresztowanych przez wiele godzin, z podniesionymi rękami, musiało stać twarzą zwróconą do ściany celi, zapisało się w zbiorowej pamięci Białorusinów. W związku z nasilającymi się od jesieni represjami ze strony państwa, część osób uważa, że Łukaszenka planuje coś na kształt ludobójstwa.

Nawiązanie do prześladowań Żydów pod panowaniem niemieckim jest również reakcją na propagandę państwa, które po ponad 30 tysiącach aresztowań, systematycznych torturach i ofiarach śmiertelnych, publicznie zestawia postulaty protestujących z ideami narodowego socjalizmu. Gazeta „Minskaja Prawda” połączyła portrety Swietłany Cichanouskiej i Aleksieja Nawalnego z nagłówkiem „Mali Führerzy”. Reżimowi dziennikarze, powołując się na artykuł w „Spiegel” online, oskarżają Republikę Federalną Niemiec o ingerencję w wewnętrzne sprawy rosyjsko-białoruskiego państwa związkowego, ponieważ Berlin otwarcie popiera walkę o prawa człowieka w obu krajach.

Telewizja państwowa regularnie pokazuje archiwalne materiały z niemieckich kronik filmowych. Widać na nich, że Białorusini, którzy w 1941 roku opowiedzieli się po stronie okupanta, również nosili biało-czerwono-białą opaskę. Jednocześnie pomija się fakt, że sam Aleksander Łukaszenka w 1994 roku został zaprzysiężony na prezydenta pod biało-czerwono-białą flagą.

Niezależne czasopismo historyczne „ARCHE” w swoim bieżącym numerze poddaje krytycznej analizie białoruską kolaborację, korzystając z tych samych materiałów archiwalnych, co agencje państwowe. Takie działania spotkały się z błyskawiczną reakcją centralnego państwowego kolportera prasy, który na początku roku wypowiedział im umowę. Gazeta może od tego czasu ukazywać się jedynie w internecie. Nowa powieść Wiktara Marcinowicza „Rewolucja”, w której białoruski pisarz opisuje metafizykę władzy w Rosji, jeszcze przed wydaniem została uznana za ekstremistyczną, co oznacza, że nie można jej nawet wwozić na terytorium Białorusi.

Osoby, które demonstracyjnie suszą bieliznę w biało-czerwono-białym układzie, mogą zostać skazane za organizowanie nielegalnego wiecu z paragrafu 23.34. Niedawno prokuratura generalna ogłosiła, że dawna flaga Białorusi zostanie wpisana do rejestru symboli ekstremistycznych, obok swastyki. Jeśli przepis zostanie wprowadzany w życie, za spacer z biało-czerwono-białym parasolem może grozić kilka lat więzienia.

Reakcje na systematyczne prześladowania i zniesławianie ludzi, którzy domagają się przeprowadzenia wolnych wyborów i uwolnienia ponad 200 więźniów politycznych, wyrażają rosnącą bezsilność protestujących. Pokazuje to również, w jak dużym stopniu wciąż obecna jest społeczna trauma niemieckiej okupacji, która przekłada się na bieżące wydarzenia. Jednostka specjalna MSW OMON, która w czarnych mundurach i maskach poluje na ludzi na terenie całej Białorusi, na najpopularniejszych kanałach na Telegramie konsekwentnie jest określana jako „Gestapo”. Jej członkowie przez długi czas byli nazywani „Karateli”, tak jak szwadrony śmierci SS, które dokonywały zbrodni w okupowanym Związku Radzieckim. Sam Centralny Areszt Śledczy przy ulicy Okrestina w Mińsku, w którym funkcjonariusze systematycznie torturowali ludzi po sfałszowanych wyborach w sierpniu 2020 roku, przez wielu Białorusinów uważany jest za miejsce kaźni, porównywane do Auschwitz.

Narastająca radykalizacja językowa po obu stronach konfliktu sprawia, że walka o symbole, pamięć i historię staje się jednym z kluczowych elementów protestu i jego tożsamości. Protestujący, którzy odtwarzali pomnik „Jama”, stojąc z biało-czerwono-białą gwiazdą Dawida, wydają się szczerze wierzyć, że są świadkami wczesnej fazy ludobójstwa. Zamiast tłumaczyć, powołując się przy tym na prawne definicje, że te analogie nie mają zastosowania, należałoby najpierw zrozumieć szyfr „23.34” jako krzyk o pomoc, skierowany również do europejskich społeczeństw: „Popatrzcie na ten kraj, bo nasza sytuacja jest coraz gorsza!”.

Naukowcy, którzy prowadzili własne badania nad okupacją niemiecką na terytorium Białorusi, różnie oceniają sytuację. W bieżącym numerze czasopisma „Osteuropa” historyczka z St. Louis Anika Walke przekonuje, że osoby z zagranicy muszą sobie zdać sprawę ze skali przemocy, która miała miejsce niemal w każdym miejscu na Białorusi. W internetowej dyskusji Radia Swaboda historyk z Lipska Christian Ganzer zwracał uwagę, że zbrodnie w więzieniu Okrestina mówią same za siebie i nie potrzebują porównania z Auschwitz, aby posłużyć jako alegoria rządów Łukaszenki. Jego kolega Alexander Friedman, który wykłada w Düsseldorfie, podkreśla, że ludzie szukają słów, aby wyrazić swoje doświadczenia w bardzo bezpośredni sposób: „Dla nich to, co się obecnie dzieje, nie jest zamkniętą historią. Dopiero kiedy ten etap zostanie domknięty, naród białoruski będzie mógł oddać się refleksji”. Kolejny historyk, Leonid Smiłowicki z Uniwersytetu w Tel Awiwie, również broni wszechobecnych porównań z historycznymi prześladowaniami, przyznając, że chętnie stosowane odniesienia do ludobójstwa są także wyrazem niewielkiej wiedzy na temat konkretnej polityki okupacyjnej Rzeszy Niemieckiej. Dodaje, że 80 lat po inwazji na Związek Radziecki „w podręcznikach historii ludobójstwo zajmuje jedną stronę”.

Niezależnie od dyskusji naukowej, obrazy II wojny światowej nadal kształtują postrzeganie kryzysu państwowości na Białorusi. Obawy wielu Białorusinów potwierdziły się, gdy w sieci pojawiło się nagranie wiceministra spraw wewnętrznych Mikołaja Karpiankowa. Wzywał on pracowników resortu do rozprawienia się z protestującymi. Przekonuje, że już po pierwszym ostrzeżeniu powinno się użyć ostrej broni palnej. Uzasadnia to zdaniem, że „są to czasy niezwykłe i każdy z nas musi wznieść się ponad siebie”, a chwilę później zapowiedział budowę obozu dla dysydentów. Karpiankow użył rosyjskiego słowa „łagier”, co w Mińsku natychmiast zostało zrozumiane jako jednoznaczna zapowiedź utworzenia obozów koncentracyjnych.

 

Tekst ukazał się najpierw we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

Zdjęcie użyte jako ikona wpisu, źródło: president.gov.by.