Doktorant w kolejce po szczepionkę

Szczepionki budzą emocje. Tak było, kiedy okazało się, że znaczna część obywateli nieufnie podchodzi do szczepionki na koronawirusa, a dyskusja dotyczyła pytania „szczepić się czy nie szczepić?” (czy raczej: szczepić się czy zachorować?). Podobnie było, gdy w okresie szczepień dla „grupy zero” szczepionkę podano poza kolejnością celebrytom, na czele z Krystyną Jandą oraz Leszkiem Millerem.

W ostatnim czasie wybuchła nowa kontrowersja, która dotyczy szczepień wykładowców akademickich oraz doktorantów. Jak wskazują krytycy, nie jest dobra sytuacja, w której dostęp do szczepienia mają niespełna trzydziestoletni doktoranci, a wiele osób starszych wciąż czeka w kolejce. Co więcej, uniwersytety pracują obecnie zdalnie, podczas gdy wiele osób, które w codziennej pracy muszą kontaktować się z innymi, nie ma dostępu do szczepienia. W tym kontekście rozgorzała dyskusja w sprawie tego, czy akademicy powinni wyrażać publicznie radość z powodu szczepienia, a może nawet odmówić zaszczepienia się w imię zasad.

W gruncie rzeczy sytuacja nie wydaje się bardzo skomplikowana. Po pierwsze, decyzje w sprawie kolejności szczepień podejmuje rząd, a jednostki nie mają na to wpływu. Jeśli zatem kolejność szczepienia poszczególnych grup obywateli jest niewłaściwa, trzeba w pierwszej kolejności zgłaszać pretensje do rządu. Po drugie, chodzi obecnie o to, aby w możliwie krótkim czasie szczepionkę otrzymało jak najwięcej osób. Jeśli więc możemy się zaszczepić, nie ma potrzeby hamletyzować i warto to zrobić. Jeśli tego nie zrobimy, to osoby, które według naszego rozsądnego wyobrażenia powinny znaleźć się na naszym miejscu, i tak nie otrzymają szczepienia.

W praktyce, kontrowersji w tej sprawie było jednak więcej, a cała sytuacja najwyraźniej pokazuje coś interesującego na temat klimatu społecznego. To jasne, że w obliczu chaotycznego przywództwa politycznego trudna walka z pandemią generuje konflikty i praktyczne dylematy. Co jest sprawiedliwe w szybko zmieniającej się sytuacji? Komu i co się należy? Komu przysługuje pierwszeństwo i przed kim? Do tego dochodzi jednak zjawisko głębokiej moralizacji kolejnych obszarów sfery publicznej. Jeśli nie pójdziesz się zaszczepić: szantaż, bo to nieodpowiedzialne. A jak pójdziesz się zaszczepić: także szantaż, bo w złej kolejności. Jak się w tym odnaleźć?

Kto wcześnie się szczepi, tego Grecja zaprasza na wakacje

Tymczasem wyścig po szczepionkę wciąż trwa. W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o idei tak zwanych paszportów szczepionkowych – dokumentu, który miałby dawać określone uprawnienia osobom, które otrzymały szczepionkę na koronawirusa.

Z pozoru idea brzmi niewinnie, a „paszport szczepionkowy” wygląda na rozsądne rozwiązanie. Kto nie chciałby wreszcie pojechać bez problemów na wakacje albo pójść do pubu? Wystarczy pokazać dokument, a może kod w aplikacji na smartfonie – i wchodzimy do środka albo wsiadamy na pokład. W Unii Europejskiej zwolennikami wprowadzenia paszportów szczepionkowych są w szczególności kraje, które osiągały duże przychody z turystyki, takie jak Grecja. Pomysł popierają także organizacje turystyczne, które przekonują, że bez paszportów szczepionkowych nie będzie możliwe przywrócenie normalnego ruchu transgranicznego.

Istnieją także wątpliwości. Niektóre problemy widać jak na dłoni. Przede wszystkim, wprowadzenie paszportów szczepionkowych nie powinno prowadzić do podziału na dwie kategorie Europejczyków. Do tego jest pytanie o zakres uprawnień, które miałyby przysługiwać osobie z tytułu posiadania dokumentu. Jeśli paszport niósłby istotne uprawnienia, odróżniające ludzi, którzy go posiadają, od wszystkich pozostałych, oznaczałoby to w praktyce wprowadzenie tylnymi drzwiami obowiązku szczepień.

Z tego powodu większość krajów Unii Europejskiej opowiada się za odłożeniem decyzji w sprawie paszportów szczepionkowych do czasu, kiedy większość obywateli będzie po szczepieniu, a szczepionka będzie stosunkowo powszechnie dostępna. Być może oficjalnie nie będzie się mówić o „paszportach” szczepionkowych, lecz o certyfikatach zdrowotnych. Brak certyfikatu, co podkreślają Grecy, nie będzie oznaczać zakazu przemieszczania się, lecz jedynie większe utrudnienia, takie jak koniczność przedstawienia aktualnego testu PCR przed wyjazdem albo kwarantanna po powrocie z zagranicy.

Jak wyrobić paszport?

Ale i to nie wszystkie wątpliwości. Brytyjskie Royal Society w raporcie na temat koncepcji paszportów szczepionkowych proponuje 12 kryteriów, które powinno spełniać odpowiednie rozwiązanie. Mówiąc w skrócie, według autorów raportu paszport powinien wiązać się z użyciem szczepionki gwarantującej odpowiedni poziom ochrony przed koronawirusem, a także rozróżniać między mniej i bardziej skutecznymi szczepionkami w odniesieniu do konkretnych wariantów koronawirusa. Powinien to być standardowy dokument o międzynarodowej ważności, o zdefiniowanym sposobie użycia, dający bezpieczeństwo danych osobowych, przenośny i niedrogi. Powinien także spełniać standardy prawne oraz etyczne, zrozumiałe dla posiadaczy paszportu.

Analiza Royal Society pokazuje, że w sprawie idei paszportów szczepionkowych mogą zaistnieć bardziej fundamentalne problemy niż tylko uprawnienie do wyjazdu na wakacje czy łatwiejszego wstępu do niektórych miejsc publicznych – i to nawet wtedy, gdy poczekamy na moment, w którym szczepionka będzie już szeroko dostępna. Uwagę zwracają w szczególności kwestie ścisłego zdefiniowania zakresu użycia „paszportu”, a także zagadnienia prawne oraz etyczne. Chodzi na przykład o to, jakie konkretnie instytucje będą uprawnione do żądania okazania paszportu, a także o relację między instytucją paszportu szczepionkowego a prawami człowieka, ochroną pracowników na rynku pracy albo szeroko rozumianym zakazem dyskryminacji.

W teorii można by uznać tego rodzaju obawy za przesadzone. Najnowsze unijne wytyczne do prac nad paszportami szczepionkowymi zakładają, że świadectwa szczepień „mają być używane jedynie do celów medycznych, np. w sytuacjach, gdy osoba ma otrzymać dwie dawki szczepionki w różnych krajach lub gdy u pacjenta wystąpią skutki uboczne”. Wiemy też, że wiele krajów południa już teraz wymaga certyfikatów szczepień, zezwalając na wjazd do kraju.

Zdjęcie: Anna Shvets, źródło: Pexels

To nie jest sen filozofów

Zwróćmy jednak uwagę na kilka spraw. Po pierwsze: idea paszportu szczepionkowego wprowadza w praktyce nowy rodzaj obywatelstwa, który jest ściśle związany z rodzajem substancji obecnych w organizmie człowieka. Tradycyjnie zakładamy, że prawa przysługują nam już tylko z tytułu posiadania zwykłego paszportu, to znaczy obywatelstwa – albo nawet z tytułu samego człowieczeństwa. Jednak w kontekście pandemii powstają duże grupy ludzi, którzy posiadają przeciwciała oraz ich nie posiadają. To, w perspektywie, może powodować zmianę roli obywatelstwa – pojawia się tendencja, zgodnie z którą nasze fizyczne właściwości, o których znaczeniu nie informuje żadna liberalna konstytucja, zaczynają mieć istotny wpływ na nasz status prawny.

Co więcej, w cywilizowanym społeczeństwie zazwyczaj umniejszamy znaczenie właściwości biologicznych pojedynczego człowieka. Chodzi bowiem o to, żeby każdemu przysługiwały możliwie równe prawa i wolności, niezależnie od tego, jaka jest nasza biologia – ile mamy wzrostu, jaki kolor skóry i jaką płeć. Ewentualny wzrost znaczenia paszportów szczepionkowych oznacza ruch w stronę systemu politycznego, który filozofowie określają mianem reżimu biopolitycznego – którego funkcja polega nie tyle na ochronie indywidualnych praw i wolności, lecz na, mówiąc w skrócie, administrowaniu życiem wirusów i ciał. W tak pomyślanym systemie znaczenie jednostkowej wolności nie jest przesadnie ważne dla administratorów.

Inna kwestia to prywatność. Ludzie dobrowolnie kupują smartfony z kamerą i wi-fi, wyprodukowane przez chińską dyktaturę, więc może nie będą nadmiernie martwić się tym problemem. Jest jednak coś osobliwego w informacji na temat pionierskiego programu paszportów szczepionkowych w Izraelu, gdzie tak zwany zielony paszport to „specjalna aplikacja opracowywana we współpracy z wywiadem”. Mówiąc wprost, brzmi to jak potencjalny program do pozyskiwania informacji na temat obywateli, a w dalszej perspektywie także większej nad nimi kontroli.

Warto pamiętać, że wraz z powstaniem odpowiedniej infrastruktury, system wyprodukowany w pozornie słusznej intencji można z czasem wykorzystać do nowych celów, w sposób niezgodny z jego pierwotnym przeznaczeniem. Wprowadzenie do użycia paszportów szczepionkowych może powodować uruchomienie w życiu publicznym nowych procesów, w tym prowadzić do ukształtowania się nowej logiki dystrybucji dóbr. Nawet jeśli pierwotnym celem paszportów byłoby wprowadzenie tymczasowych udogodnień w życiu obywateli, to dalszy użytek z pojęć, technologii oraz urządzeń politycznych wypracowanych w tym kontekście może wyglądać zupełnie inaczej, zbliżając europejski model polityczny do modelu chińskiego, a nawet antyhumanistycznej dystopii, przypominającej polityczny i filozoficzny koszmar.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że współcześnie w wielu miejscach świata systemy polityczne mierzą się z pokusą autorytaryzmu, nie będzie wielką przesadą powiedzieć, że od cyfrowego systemu paszportów szczepionkowych jest już tylko krok do rozszerzenia listy kryteriów, które trzeba spełnić, aby być uprawnionym do swobodnego przemieszczania się, takich jak odpowiedni poziom posłuszeństwa wobec rządu. Czy trudno wyobrazić sobie sytuację, w której przykładamy smartfon z kodem QR do czytnika, a system „odmawia” nam wstępu do lokalu, mimo odbytego szczepienia? Ochroniarz umywa ręce, nie możemy wejść – i nie wiadomo, z jakiego powodu, być może z powodów politycznych?

To nie jest stan wyjątkowy

Wreszcie, tego rodzaju logikę można z powodzeniem odtworzyć na gruncie relacji międzynarodowych. Zwróćmy uwagę na następującą wypowiedź Donalda Tuska, obecnie przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej, której udzielił w niedawnym wywiadzie w TVN24: „W bardzo wielu miejscach będzie obowiązywał paszport szczepionkowy. W Europie taki certyfikat będzie dotyczył tych szczepień, które mają europejski atest”. To rodzi pytanie o wpływ paszportów szczepionkowych na znaczenie zewnętrznych granic UE, ale i innych podmiotów politycznych. Czy w perspektywie możliwe jest powstanie alternatywnych stref międzynarodowych, w których będzie się uznawać odmienne, lokalnie zarejestrowane szczepionki? Czy będzie można odmówić wjazdu obywatelowi innego kraju, który będzie zaszczepiony „niewłaściwą szczepionką”? Można także zapytać, czy pod pretekstem atestów szczepionkowych zrodzi się nowa, bardziej restrykcyjna polityka migracyjna o quasi-biologicznej podstawie, mająca niewiele wspólnego z dotychczasową postacią prawa międzynarodowego?

Oczywiście, nic z tego nie musi się wydarzyć, a niektóre z powyższych uwag to może być dmuchanie na zimne. Ale to ludzie muszą dopilnować tego, żeby to się nie wydarzyło. Od decyzji politycznych nie uciekniemy. Jak informował „Dziennik Gazeta Prawna”, inicjatywa „skupiająca kilka korporacji z grupy Big Tech (m.in. Microsoft i Oracle) oraz firm medycznych ogłosiła, że pracuje nad modelem karty cyfrowej typu open-source, która dawałaby łatwy dostęp do informacji o tym, kiedy i jakie zastrzyki podano jej właścicielowi”. Tego rodzaju inicjatywy trzeba będzie albo zatrzymać, albo ubrać w odpowiednie ramy prawne.

Wydaje się, że warto przyjąć w tym kontekście następującą zasadę: wszelkie ewentualne certyfikaty zdrowotne związane z pandemią powinny mieć ściśle określony, standardowy w wymiarze międzynarodowym i jak najwęższy zakres użycia. W najlepszym razie powinny to być rozwiązania tymczasowe, odnawiane przez zróżnicowane grono decydentów, w sensie technicznym niewyróżniające się niczym na tle innych obowiązujących dotąd rozwiązań prawnych – z perspektywą usunięcia roli dla paszportów szczepionkowych wraz z opanowaniem pandemii. Sytuacja społeczna może być wyjątkowa, ale nie oznacza to, że powinniśmy niepotrzebnie stosować rozwiązania polityczne stanu wyjątkowego – aby przypadkiem nie zostały z nami na dłużej.