Aleksandra Sawa: W ostatnich dniach na Białorusi zatrzymano wielu członków mniejszości polskiej, między innymi z zarządu Związku Polaków na Białorusi. Jaki jest cel tych zatrzymań?
Wojciech Konończuk: Reżim od samego początku protestów próbuje pozycjonować Polskę jako zagranicznego gracza, który jest odpowiedzialny za protesty. To jest strategia szukania zewnętrznego wroga i przerzucania nań odpowiedzialności. Polacy są w sposób naturalny częścią tej kampanii Łukaszenki – zatrzymane osoby są tam bowiem przedstawiane jako instrument Warszawy.
Trzeba też pamiętać, że Związek Polaków na Białorusi jest prężną i dosyć liczebną organizacją. W tym kontekście, atak w mniejszość polską i jej struktury wpisuje się w obserwowaną strategię pacyfikacji wszystkich niezależnych organizacji, ruchów społecznych i mediów.
Przypuszczam, że jest to również próba osobistej zemsty ze strony Łukaszenki za film, który został wyemitowany dwa tygodnie temu przez Nexta, białoruskiego vlogera nadającego z Warszawy. Film pokazuje prywatny majątek Łukaszenki. Kanał Nexta na Telegramie to obecnie jedno z najważniejszych niezależnych mediów, ale białoruski reżim jego także postrzega jako instrument, marionetkę w rękach polskich i amerykańskich służb specjalnych. W mentalności Łukaszenki nie mieści się, że to może być oddolna aktywność społeczna.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapowiedziało wczoraj, że „istnieje możliwość rozszerzenia polskich sankcji”. Co pan o tym sądzi?
Sytuacja, którą obserwujemy od kilku miesięcy na Białorusi, jest sytuacją zupełnie bezprecedensową, na którą ani Unia Europejska, ani Polska do tej pory nie odpowiedziały w adekwatny sposób.
Bruksela wpisała na listę sankcyjną zaledwie 88 nazwisk białoruskich funkcjonariuszy, odpowiedzialnych za przemoc i represje oraz objęła sankcjami siedem niewielkich białoruskich firm zbliżonych do reżimu. To zdecydowanie za mało. Od dawna słyszymy apele białoruskiej opozycji wzywające Unię do rozszerzenia sankcji. Na liście sankcyjnej powinny się znaleźć nazwiska setek białoruskich funkcjonariuszy, śledczych, sędziów, prokuratorów odpowiedzialnych za represje.
Białoruska opozycja, skupiona wokół Cichanouskiej, wskazuje też, że potrzebne są sankcje gospodarcze. W wystąpieniach przedstawicieli białoruskiego reżimu wyraźnie słychać, że boją się sankcji gospodarczych. Natomiast te „minisankcje”, które Unia do tej pory wprowadziła, Cichanouska słusznie nazwała kpiną.
Musimy być wiarygodnym partnerem dla białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego. We wczorajszych zapowiedziach słyszeliśmy, że nasz rząd rozważa wprowadzenie „ograniczeń dotyczących przepływu towarów”. Rzeczywiście, mamy pewne możliwości samodzielnych działań. Pewnym wzorem sankcji narodowych są Bałtowie, u których lista nazwisk osób odpowiedzialnych za represje jest kilkukrotnie dłuższa niż ta, na której oparła swoje sankcje UE. Jednak oni również dotychczas nie wprowadzili restrykcji gospodarczych.
Białoruska gospodarka jest rosyjskocentryczna. Czy sankcje gospodarcze ze strony Polski czy Unii będą dla niej faktycznie dotkliwe?
Jedna trzecia białoruskiego handlu to kierunek zachodni. To nie jest mało, szczególnie jeśli dodać do tego stagnację, w której od dawna znajduje się ich gospodarka. Oni potrzebują zachodnich rynków zbytu i obawiają się sankcji. Mogą oczywiście utrzymywać, że restrykcje gospodarcze im nie zaszkodzą, ale moim zdaniem to blef. Inteligentne, dobrze wymierzone sankcje gospodarcze sankcje pokażą reżimowi, że nie może bezkarnie robić tego, co robi.
Jaką pan widzi przyszłość Białorusi w świetle wydarzeń ostatnich kilku dni?
Reżim Łukaszenki jest na etapie trwającej kontrrewolucji, ofensywy wymierzonej w jakiekolwiek przejawy niezależnej aktywności, na różnych płaszczyznach. Niestety, z samymi protestami w dużej mierze już sobie poradził. Wczoraj był Dzień Wolności Białorusi, święto obchodzone przez opozycję i dużą część białoruskiego społeczeństwa, ale na ulicach nie widzieliśmy masowych demonstracji. To efekt polityki zastraszania. Na karę więzienia skazano już przecież kilkuset demonstrantów, masowo łamane są tam prawa człowieka, nakładane drakońskie kary finansowe. Strach jest całkowicie zrozumiały przy takiej skali represji.
Czy białoruskie społeczeństwo, w którym cały czas widzę ogromny poziom gniewu, będzie w stanie kontynuować protesty? Moim zdaniem będzie to bardzo trudne, aby te protesty przybrały taką skalę, jak w ubiegłym roku, gdy na ulice białoruskich miast wychodziły setki tysięcy ludzi. Natomiast to nie znaczy, że ten stan wrzenia, który obserwujemy w białoruskim społeczeństwie, wygaśnie. On się wręcz pogłębia – w reakcji na coraz to ostrzejsze represje. Niezależnie, co zrobi, reżim nie odzyska już dawnego poparcia.
Ofensywa Łukaszenki jest oparta na dwóch blokach: siłowym, czyli na strukturach siłowych reżimu, takich jak milicja, i na Rosji, która stoi murem za Łukaszenką. Moskwa stała się wręcz gwarantem trwania białoruskiego reżimu. Obecny kryzys w stosunkach Mińska z Warszawą i szerzej – z Zachodem, leży w interesie Kremla, gdyż jeszcze mocniej wpycha Białoruś w objęcia rosyjskie. Dlatego niestety nie należy przewidywać, że w sytuacji na Białorusi coś się zmieni na lepsze w przeciągu najbliższych miesięcy.
Ilustracja użyta jako ikona wpisu: Arkadiusz Hapka.