Rząd w Pradze zdecydował się na pozwanie Polski przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To pierwsza sprawa, którą do TSUE wnoszą Czesi. Pierwsza, jaką kraj członkowski składa przeciwko Polsce. Wreszcie pierwsza, której stawką jest polityka energetyczna i klimatyczna.
Pozew dotyczy kopalni odkrywkowej w Bogatyni, będącej własnością Polskiej Grupy Energetycznej. Połączony z elektrownią węglową kompleks leży w sąsiedztwie Czech i Niemiec, a mieszkańcy i władze przygranicznych miejscowości skarżą się na jego destrukcyjny wpływ. Zanieczyszczenia są bardzo uciążliwe, coraz częściej brakuje wody w okolicznych miejscowościach.
Czesi skarżą się na to, w jaki sposób PGE potraktowało ich w trakcie konsultacji o przedłużenie koncesji na wydobycie w Turowie do 2026 roku. Podczas publicznego spotkania przedstawiciele polskiej spółki przerywali im w pół słowa, a w polskim tłumaczeniu przekręcano ich intencje. Pomimo skarg, PGE deklaruje, że planuje wydobywać i spalać węgiel aż do 2044 roku.
Czesi i Niemcy twierdzą, że koncesja została wydana nielegalnie. Praga domaga się od TSUE wprowadzenia środka zapobiegawczego, który miałby zamrozić dalsze wydobycie na terenie Turowa. Także Niemcy z przygranicznej Żytawy wywierają coraz silniejszą presję na rząd federalny, żeby ten poparł pozew Czechów.
W przypadku przychylenia się Trybunału w Luksemburgu do wniosku Czechów, Warszawa może odmówić zastosowania się do środków zapobiegawczych. Wówczas następnym krokiem będą kary finansowe, które można egzekwować z przeznaczonych dla Polski środków unijnych.
Zaskoczenie tym obrotem spraw w rozmowach z nami deklaruje zarówno Sandra Apanasionek, rzeczniczka PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, jak i Aleksander Brzózka z Ministerstwa Klimatu. Jak komentuje Kuba Gogolewski z Fundacji RT-ON (Rozwój – Tak, Odkrywki – Nie): „Czesi są zdziwieni naszym zdziwieniem” i dodaje, że „Decyzja o wniesieniu sprawy do TSUE pokazuje bezradność zabiegów polskiej dyplomacji i działań PGE”.
Gogolewski jest przekonany, że bez unijnej presji Polska nie zmieni swojego nastawienia do Turowa. Warto jednak pamiętać, że dotychczas Unia Europejska okazała się nieskuteczna w zakresie przeciwdziałania działalności kopalni i elektrowni.
Unijne młyny mielą powoli
Dotychczas w tego typu sprawach unijne instytucje były raczej niespieszne i nie były w stanie egzekwować ustanowionych przez nie praw oraz regulacji. Z naszych ustaleń wynika, że głównym problemem jest niezdolność urzędów UE do dopilnowania, by państwa członkowskie stosowały przepisy ochrony środowiska w krajowych ustawodawstwach. Mechanizmy rozstrzygania sporów są powolne i nieprzygotowane na ewentualne sytuacje konfliktowe, w których żadna ze stron nie chce się wycofać.
Procesy te można przyspieszyć głównie dzięki mediom i presji obywatelskiej. A nawet to nie gwarantuje szybkiej decyzji. Nielegalna wycinka w Puszczy Białowieskiej przyciągnęła uwagę międzynarodowych dziennikarzy i była związana z silnym oporem obywatelskim na miejscu – a mimo to, proces przed TSUE trwał aż czternaście miesięcy.
W tym przypadku lokalna presja może nie być tak silna jak w sprawie Białowieży. Również dlatego, że przyszłość kompleksu Turów dotyczy wielu mieszkańców osobiście. Jest to największy pracodawca w regionie, który łącznie ze spółkami zależnymi, zatrudnia kilkadziesiąt tysięcy osób. O symbolicznej pozycji PGE świadczy fakt, że spółka objęła swoim patronatem wybrane klasy w dwóch miejscowych szkołach: Zespole Szkół Zawodowych w Bogatyni i w Zespole Szkół Zawodowych i Licealnych w Zgorzelcu.
[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2021/02/19/bodziony-kopalnia-w-turowie-zanieczyszczenia-przedwczesne-zgony-brak-wody-pge-umywa-rece-i-chce-fedrowac-do-2044-roku/” txt1=”Przeczytaj pierwszą część naszej serii o kopalni w Turowie ” txt2=”Zanieczyszczenia, przedwczesne zgony, brak wody. PGE umywa ręce i chce fedrować do 2044 roku” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2021/03/Greenpeace-Ä_R-Petr-Zewlakk-Vrabec-e1613763836216-768×511-550×366.jpg”]
„Z kominów nie leci dym, tylko para”
„W Bogatyni kopalnia i elektrownia były od zawsze i całe pokolenia wychowują się razem z nimi w tle. Od małego wtłaczano nam w głowy, że kopalnia to nasze «brunatne złoto», skarb i największe szczęście”, mówi nam Magdalena Kościańska, lokalna dziennikarka TV Bogatynia. Dodaje, że „wszystkie święta górnicze są obchodzone z ogromną pompą już od przedszkola. Podczas pasowania na pierwszoklasistę dzieci z dumą recytowały wierszyk o kombinacie Turów, w którym jest wers o tym, że «z kominów nie leci dym, tylko para». Niestety dalej to tak wygląda”.
Dopytujemy Kościańską o słowo „niestety”.
„Świat się zmienia”, wyjaśnia. „Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to nie tylko nasz skarb, ale również przekleństwo. W powietrzu unosi się tyle pyłu z kopalni, że kiedy w Bogatyni spadnie śnieg to po chwili staje się ciemnoszary. Dzieci to odczuwają, a zachorowalność na raka w naszym powiecie jest znacznie wyższa niż średnia dla Dolnego Śląska i całego kraju”.
Dziennikarka dodaje, że „jako mieszkańcy Bogatyni wiemy, że nie mówi nam się prawdy, tylko to, co chcemy usłyszeć. Przedstawia się taką narrację, żeby nas uspokoić, a w rzeczywistości pracuje nad szybszym zamknięciem kopalni. Wiemy, w jakim kierunku idzie unijna polityka klimatyczna i wiele osób nie wierzy, że Turów będzie otwarty do 2044 roku”.
Część związkowców wydaje się niepogodzona z takim biegiem spraw. Ich frustrację pogłębia fakt, że PGE GiEK prawdopodobnie planuje zamknąć kopalnię znacznie szybciej, już około 2030 roku. Związkowcy swoje przypuszczenia opierają na podstawie wewnętrznych dokumentów spółki, które udało się im pozyskać. Ze strony pracowników pada szereg uzasadnionych obaw, chociaż pojawiają się również argumenty mniej poważne. W rozmowie z Kościańską jeden ze związkowców twierdzi, że „wmawia nam się, że kopalnia i elektrownia nas zatruwają”.
Związkowcy zgłosili 10 marca własną skargę do KE i argumentują, że Czesi i Niemcy ograniczają ich prawo do pracy, które gwarantuje Europejska Konwencja Praw Człowieka. Ostatnio na terenie kopalni doszło do akcji czeskiego Greenpeace’u – aktywiści wspięli się na jedną z koparek, gdzie rozwiesili baner z napisem „Kryzys klimatyczny? No i ch*j!”. Paradoksalnie to przyczyniło się do poprawy relacji pomiędzy PGE a związkowcami, którzy zjednoczyli się we wspólnym froncie przeciwko „ekoterrorystom”.
#KryzysKlimatyczny? No i ch*j! Aktywistki i aktywiści w odkrywce Turów zwracają uwagę na ignorowanie przez @Grupa_PGE i @MAPGOVPL przyszłości ludzi i klimatu. #StrategiaNiC pic.twitter.com/Dz4mqFlUV3
— Greenpeace Polska (@Greenpeace_PL) March 17, 2021
Jednoznacznej deklaracji ze strony PGE domagają się samorządowcy. Burmistrz Zgorzelca w jednym z wywiadów prosił o „podanie realnej daty zamknięcia kompleksu”, co pomoże w staraniu się o środki z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Na tę chwilę Turowa nie ma w planie dystrybucji europejskich środków, co oznacza, że oficjalnie nie trafi tam ani jedno euro. Im dłużej PGE będzie utrzymywać nierealistyczną wizję fedrowania do 2044 roku, tym w większym stopniu przyczynia się do przyszłej degradacji regionu.
Jednak, o czym pisaliśmy ostatnio, istnieje spore ryzyko, że Bogatynia będzie musiała poradzić sobie bez funduszy z Brukseli. Przyznał to również Piotr Naimski, minister i pełnomocnik rządu do spraw infrastruktury energetycznej, twierdząc, że Polska dostanie o połowę mniej środków z funduszy w związku z brakiem decyzji o neutralności klimatycznej do 2050 roku. W podobnym tonie wypowiadają się urzędnicy Komisji Europejskiej.
PGE chce kopać do 2044 i… deklaruje neutralność klimatyczną
Sandra Apanasionek z PGE GiEK zaprzecza pogłoskom o wcześniejszych planach zamknięcia kopalni. Przedstawicielka spółki twierdzi, że wydobycie do 2044 roku jest racjonalnie ekonomicznie. Dodaje, że w tym czasie dynamicznie rozwijany będzie szereg projektów transformacji kombinatu. Są one związane z niedawno ogłoszoną strategią neutralności klimatycznej PGE do 2050, co ma udać się dzięki farmom fotowoltaicznym oraz wiatrowym, budową elektrociepłowni i magazynu energii. Związany z tym projekt spółka złożyła już do marszałka województwa dolnośląskiego, ale na pytanie o szczegóły słyszymy, że „jest jeszcze za wcześnie”. PGE obiecuje także, że „nie zostawi pracowników samych i zapewni szeroki program szkoleń, który ma przygotować ich do pracy w przemyśle OZE”.
Spółka odpiera zarzuty Czechów i Niemców, twierdząc, że wszystkie wymagania dotyczące przedłużenia koncesji oraz oddziaływania na środowisko zostały ujęte w ekspertyzach firmy, a na ten temat odbyły się dziesiątki spotkań z przedstawicielami obu stron. Rozmowy te miały zakończyć się podpisaniem protokołu uzgodnień. Władze spółki twierdzą również, że ryzyko niedoborów wody pitnej zostanie zrekompensowane z nawiązką, o czym ma świadczyć rozpoczęcie budowy ekranu przeciwfiltracyjnego.
Na ratunek NABE
Sprawę transformacji – a także samej infrastruktury w Bogatyni – dodatkowo komplikuje fakt, że PGE planuje pozbyć się wszystkich aktywów węglowych. Trafią one do nowo utworzonej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE), której powołanie już jest opóźnione.
Plan zakłada transformację PGE. Spółce przekazane zostaną zielone źródła energii, których wartość systematycznie rośnie. NABE natomiast ma przejąć aktywa węglowe, których wartość spada, a wkrótce wiele z nich zacznie przynosić straty. Co więcej, coraz trudniej jest je finansować i ubezpieczać.
Polska chce w ten sposób skupić wszystkie inwestycje węglowe w jednym podmiocie. Komisja Europejska może się jednak na to nie zgodzić, bo plan zakłada wysoką pomoc publiczną dla elektrowni węglowych. Jak szacują eksperci, nawet w najbardziej optymistycznym scenariusze NABE do 2040 roku wygeneruje 31,1 miliardów złotych strat, zamiast planowanych 3,6 miliardów złotych przychodów.
Z właśnie opublikowanego raportu Fundacji Instrat o dekarbonizacji polskiej energetyki wynika, że już w 2030 roku na wydobywany w Polsce węgiel może zabraknąć popytu. To kolejny argument, który każe podejrzewać, że deklaracje PGE GiEK o wydobywaniu węgla do drugiej połowy lat 40. nie są oparte na racjonalnych gospodarczo przesłankach, a ich głównym celem jest jedynie uspokojenie nastrojów wśród związkowców.
Głównym czynnikiem obniżającym atrakcyjność polskiego węgla są koszty wydobycia, która rosną w sposób lawinowy. W 2017 roku uprawnienia do emisji tony CO2 kosztowały 5 euro, dzisiaj są na poziomie 40. To cena, którą ministerstwo prognozowało w dacie końcowej niedawno opublikowanej strategii Polityka Energetyczna Polski 2040 (PEP2040).
Sama elektrownia w Turowie emituje około 7 milionów ton CO2 rocznie, a prognozowane koszty emisji mają wzrosnąć nawet do 90 euro za tonę. To bezpośrednio przekłada się na rachunki konsumentów i fakt, że polski prąd jest obecnie najdroższy w Europie. Krzysztof Tchórzewski, były minister energii, a obecnie świeżo mianowany szef doradców premiera Morawieckiego, tonuje nastroje, twierdząc, że „podwyżki cen prądu nie są dokuczliwe, bo coraz więcej zarabiamy. Rekompensaty nie są potrzebne”.
Powstrzymać węglowych populistów
Chaos organizacyjny oraz próba pozbycia się aktywów węglowych, sprawiają, że lokalni mieszkańcy mogą zostać postawieni w sytuacji, w której kluczowy pracodawca regionu straci rentowność, a duża część środków z Unii Europejskiej przepadnie. UE odmawia ich przyznania tak długo, aż region nie zadeklaruje wcześniejszego odejścia od węgla.
Istnieje jednak inny scenariusz, którego prawdopodobieństwo realizacji zwiększa uwaga mediów jaka została poświęcona sprawie Turowa. Nagłośnienie konfliktu na forum UE może przeszkodzić polskiemu rządowi w konsolidacji węglowych aktywów w jednym, państwowym podmiocie. KE może również warunkować zgodę na powstanie NABE pozostawieniem Turowa w rękach PGE i zamknięciem kompleksu.
Brakuje jednak jasnych politycznych deklaracji, które pozwoliłyby na sięgnięcie po strumień funduszy z Brukseli. Zwłaszcza że istnieją już opracowywane oddolnie alternatywy. Pokazuje to sukces inicjatywy Zgorzeleckiego Klastra Energii – farm fotowoltaicznych o mocy 100 MW, zbudowanych na terenie 2000 hektarów. Eksperci z Politechniki Warszawskiej, we współpracy z Krajową Izbą Klastrów Energii, opracowali również projekt przekształcenia kompleksu w Turowie w system OZE z potężną elektrownią szczytowo-pompową w jako magazynem energii.
Każdy dzień trwania w obecnym klinczu i zwłoki decydentów oznacza coraz większe trudności w procesie dekarbonizacji. To konsekwencja braku strategicznego myślenia w energetyce i wpływu węglowych radykałów w obozie rządzącym.
Turów, wraz z innymi wysokoemisyjnymi zakładami, został już wciągnięty na wyborcze sztandary przez część wpływowych polityków prawicy, na czele z posłem Januszem Kowalskim, którzy na bezcelowej obronie węgla planują zbić wyborczy kapitał. O jego działaniach bardzo pozytywnie wypowiadali się związkowcy, sugerując, że stracił on stanowisko wiceministra aktywów państwowych za obronę wydobycia węgla w Turowie i Bełchatowie.
Sojusz węglowych konserwatystów ze związkowcami to niepokojący prognostyk, który pokazuje kluczowe wyzwania związane z tematem sprawiedliwej transformacji w Polsce. Jeśli padnie on łupem populistów, to możemy być pewni, że koszty tego procesu w pierwszej kolejności poniosą okoliczni mieszkańcy.
Artykuł powstał w ramach projektu „Crossboarder” we współpracy z journalismfund.eu.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Greenpeace Polska.