W ostatnich dniach na polskim Twitterze miało miejsce dziwne wydarzenie. Kancelaria Prezydenta opublikowała fotografię, na której Andrzej Duda rozmawia przez telefon. Ktoś zwrócił uwagę, że urządzenie wygląda, jakby nie było podpięte kablem telefonicznym. I zaczęła się dyskusja, w której główne pytanie dotyczyło bodaj tego, czy prezydent potrafi rozmawiać przez telefon. Oczywiście, nie miała ona większego sensu, być może pokazuje jednak coś ciekawego na temat prezydentury Andrzeja Dudy.
Istnieją różne modele sprawowania funkcji politycznych. W przeszłości najważniejsi politycy spędzali wiele czasu z dala od spraw urzędowych. Tygodnik „The Economist” przypomniał niedawno, że Arthur Balfour, premier Wielkiej Brytanii w latach 1902–1905, przede wszystkim chętnie grał w golfa, a popołudnia spędzał na dyskusjach filozoficznych w dobrym towarzystwie. Twierdził, że jego umysł nie ciąży w naturalny sposób w stronę polityki, a gazet nie warto czytać, ponieważ „nic nie ma wielkiego znaczenia, a większość rzeczy w ogóle nie ma znaczenia”. Czasy się zmieniły. Obecny premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson może jedynie pomarzyć o podobnym trybie życia.
Co innego polski prezydent. Nasza konstytucja nie wymaga od niego, żeby w normalnych czasach robił coś konkretnego, za wyjątkiem rozmaitych czynności urzędowych. Andrzej Duda mógłby zatem przyjąć model prezydentury wycofanej, będącej nieco w cieniu. Od czasu do czasu mógłby dodać splendoru jakiejś uroczystości, biorąc w niej udział, albo wypowiedzieć się z rozwagą w odpowiednim momencie, aby ustabilizować sytuację polityczną. Poza tym mógłby, ogólnie rzecz biorąc, godnie wykonywać funkcję pierwszego notariusza Rzeczpospolitej.
Nikogo by to nie zdziwiło. Do dzisiaj wszyscy zrozumieli, że urząd prezydenta ewoluuje w Polsce w naturalny sposób w stronę politycznego marginesu. W 2010 roku w wyjątkowych okolicznościach po raz ostatni w wyborach prezydenckich kandydował lider polityczny – Jarosław Kaczyński – i zresztą przegrał wybory z Bronisławem Komorowskim. Obecnie wiadomo już, że jak ktoś chce władzy, to raczej nie stara się o prezydenturę.
Z drugiej strony, funkcja ta rodzi sprzeczne oczekiwania. Prezydent niewiele musi, ale trochę może. Pewien zakres uprawnień, a do tego mandat płynący z bezpośredniego wyboru przez obywateli, może prowadzić do zrodzenia się w polityku niezdrowych ambicji. Niezdrowych, ponieważ nasz ustrój nie oferuje mu odpowiednich narzędzi do tego, by mógł być „kimś więcej”.
Tymczasem żaden z tych opisów nie odpowiada modelowi prezydentury przyjętemu przez Andrzeja Dudę. Po pierwsze, nie jest on odległy, wycofany i w cieniu. To prawda, niewiele robi. Nie pozuje jednak na zdystansowanego mędrca – zresztą, kto by uwierzył w taką pozę – lecz regularnie angażuje się w sprawy budzące publiczne zainteresowanie, które jednocześnie nie mają istotnego znaczenia politycznego. Prezydenta Dudę znamy więc z tego, że wspomina rocznice i zmarłych, gratuluje sportowcom sukcesów i jeździ na nartach. W tej ostatniej sprawie robi nawet więcej, skoro według Jarosława Gowina osobiście zwrócił się do niego z prośbą, żeby nie zamykać stoków narciarskich w czasie pandemii. Znamy go jako prezydenta niepoważnego. Jeśli spojrzeć na drugą kadencję Andrzeja Dudy, jej najbardziej symbolicznym wydarzeniem był może moment, kiedy podpisał narty w czasie festynu charytatywnego w Zakopanem. Był w tym element jego największej sportowej pasji i było jednocześnie potwierdzenie żartów, że w razie potrzeby podpisze wszystko.
Po drugie, nie istnieje dorobek prezydentury Andrzeja Dudy. Prezydent nie próbuje być „kimś więcej”. Jeśli nawet ustrój zachęca polityka do tego, żeby próbował, to Andrzej Duda nie zrobił w tym kierunku niczego trwałego ani istotnego. Były pewne zapowiedzi – w publicznych przemówieniach Duda nie stronił od wielkich słów i patosu, jednak trudno stwierdzić, co z tego wynikło, a w praktyce nierzadko towarzyszyła temu ignorancja oraz agresja. W czasie światowego szczytu klimatycznego w Katowicach Andrzej Duda przekonywał, że węgla wystarczy Polsce na 200 lat. Natomiast w czasie kampanii wyborczej w 2020 roku wziął udział – jako urzędująca głowa państwa – w nagonce na mniejszości seksualne, na obywateli własnego kraju.
Prezydent Duda nie urósł do rangi męża stanu jako strażnik konstytucji, pozwalając na ekscesy prawne i polityczne macierzystego obozu, a nawet przykładając do tego rękę. Nie urósł także do rangi przywódcy państwowego w czasie pandemii, kiedy jest politykiem nieistniejącym, wręcz zbędnym, a nawet pozbawionym wyczucia. W ostatni piątek Andrzej Duda zwołał Radę Gabinetową dotyczącą „strategii państwa w walce z covid-19”. W czasie konferencji prasowej po wydarzeniu stwierdził, że sytuacja jest lepsza, niż spodziewali się premier i minister zdrowia – akurat w tych dniach Polska biła dzienne rekordy zgonów z powodu pandemii.
Na koniec wróćmy do dziwnej dyskusji na temat kabla w telefonie prezydenta. (Jeśli kogoś to interesuje – okazało się, że telefon był podpięty). Gdyby istniał poważny dorobek prezydentury Andrzeja Dudy, na tego rodzaju dyskusję po prostu nie byłoby miejsca. Dostrzegają to chyba nawet stronnicy prezydenta.
* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: Marek Borawski / Twitter Kancelarii Prezydenta RP