Szanowni Państwo!
Sytuacja wyglądała groźnie. W kwietniu doszło do poważnej koncentracji wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą. Ponad 80 tysięcy żołnierzy czekało na rozkazy. W 2014 roku Rosja zajęła ukraiński Krym. Do dzisiaj trwa wojna w Donbasie, gdzie separatyści wspierani przez Rosję opanowali część terytorium naszego sąsiada. Teraz politycy oraz analitycy zastanawiali się nad tym, czy Władimir Putin zdecyduje się na bezpośredni konflikt zbrojny z Ukrainą.
Póki co Putin zrobił krok w tył. W zeszłym tygodniu zapowiedział wycofanie wojsk znad granicy, a także plan spotkania z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Jednak zagrożenie ze strony Rosji pozostaje aktualne. W tym samym czasie Czechy ujawniły, że dwóch rosyjskich agentów, którzy mieli przeprowadzić w Londynie zamach na Siergieja Skripala, w 2014 roku wysadzili skład z amunicją w Vrběticach. Do tego napływały do nas informacje na temat tortur, którym poddawany jest w obozie karnym lider rosyjskiej opozycji Aleksiej Nawalny.
Aktualne pozostają także pytania o znaczenie rosyjskich działań oraz wnioski na przyszłość. Tym właśnie zajmujemy się w nowym numerze „Kultury Liberalnej”. Interesuje nas w szczególności następujące pytanie: w jaki sposób zmienił się po upadku Związku Radzieckiego stosunek Zachodu do Rosji? Mówiąc najprościej, dlaczego Zachód już nie boi się Rosji? Władimir Putin w czasie ostatnich dwóch dekad zapuszcza się coraz dalej w kierunku Europy – metaforycznie, ale też całkiem dosłownie, z pomocą wojska – a jednak wywołuje to jedynie stonowane reakcje państw zachodnich. W czasie najnowszego kryzysu przy granicy z Ukrainą Angela Merkel znów broniła budowanego przez Gazprom rurociągu Nord Stream 2, chociaż wiadomo, że pozwoliłby on na przesyłanie gazu na zachód Europy z pominięciem Ukrainy.
Jak pisał w niedawnym artykule redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” Jarosław Kuisz, warto zapytać o to, „dlaczego od kilku lat przez państwa Zachodu prowadzona jest kunktatorska polityka oparta o faktyczne pogodzenie się z przesunięciem granic w 2014 roku?”. Jedna z odpowiedzi, o której pisze Kuisz, mogłaby brzmieć następująco: Związek Radziecki stanowił dla Zachodu zagrożenie nie tylko zbrojne, lecz także ideologiczne w postaci komunizmu. W wielu z owych krajów istniały przecież partie komunistyczne. Jednak dzisiejsza Rosja jest słabsza gospodarczo niż ówczesny Związek Radziecki, a do tego nie ma żadnego produktu ideowego na eksport. To oznaczałoby, że z punktu widzenia państw zachodnich kwestia rosyjskiej obecności w Europie ma obecnie przede wszystkim charakter geograficzny: niech martwią się sąsiedzi Rosji. Zachód nie boi się Rosji, bo nie ma ideologii, której mógłby się bać.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” o celach ostatnich działań Władimira Putina opowiada Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w rozmowie z Jakubem Bodzionym. Jak mówi Legucka, pokaz siły ze strony Rosji miał służyć zastraszeniu Ukrainy i „nakłonieniu jej do realizacji porozumień w Mińsku w myśl interpretacji Władimira Putina. Jest to głównie propozycja federalizacji kraju oraz wprowadzenia do konstytucji szczególnych warunków, na których miałby funkcjonować Donbas, obecnie okupowany przez separatystów”.
Co na to Zachód? Igor Grecki, profesor stosunków międzynarodowych na Petersburskim Uniwersytecie Państwowym, w rozmowie z Filipem Rudnikiem zwraca uwagę na następującą rzecz: „Wprowadzane wobec Kremla sankcje są powierzchowne. Porównajmy z Iranem. Teheran odłączano od systemu transakcji SWIFT, wprowadzano embargo na eksport irańskiej ropy. W przypadku Rosji nie zdecydowano się na nic podobnego”.
Z kolei Timothy Frye, politolog z Columbia University, w rozmowie z Jakubem Bodzionym mówi o tym, w jaki sposób rosyjski system władzy wpływa na możliwości i ograniczenia Władimira Putina. Zwraca on uwagę na to, że wielu analityków patrzy na działania rosyjskiego prezydenta przez pryzmat jego charakteru czy biografii. Tymczasem Frye przekonuje, że z punktu widzenia modelu władzy, który obowiązuje w Rosji, Putin należy do grupy tak zwanych autokratycznych osobistości [ang. personal autocrats], czyli władców, którzy zawdzięczają władzę swojej jednostkowej pozycji, a nie na przykład armii albo uprzednio istniejącemu systemowi monowładzy. To powoduje, że Putin staje się z czasem więźniem systemu, który sam stworzył – może łatwo zagarnąć władzę, ale jej sprawowanie w warunkach zastraszonej i uległej biurokracji istotnie utrudnia modernizację państwa.
Jest to problem wewnętrzny dla Rosji. Ale rosyjski model władzy jest wciąż niebezpieczny także dla innych, nawet jeśli jego wyrazem nie jest już ideologia o globalnych aspiracjach.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Max Skorwider;