Myśliwiec wysłany po blogera
Najwyższy czas, by Europa i cały świat wreszcie zrozumiały, że Aleksander Łukaszenka stanowi zagrożenie nie tylko dla Białorusinów, ale także dla obywateli całego świata. Akt terrorystyczny, który miał miejsce 23 maja – porwanie samolotu cywilnego w celu aresztowania blogera Romana Protasewicza – jest tego jawnym dowodem. Uprowadzenie samolotu pasażerskiego zarejestrowanego w Polsce, a lecącego na trasie Ateny–Wilno, nie może być nazwane niczym innym, jak międzynarodowym zamachem terrorystycznym.
Doskonale zdając sobie sprawę z powagi konsekwencji, reżim usprawiedliwiał swoje działania fałszywą wymówką o ładunku wybuchowym na pokładzie, co doprowadziło do wysłania myśliwca MiG-29, uzbrojonego w pociski rakietowe, przymusowego lądowania samolotu na terytorium Białorusi i aresztowania aktywisty Romana Protasewicza, jednego z założycieli opozycyjnego kanału NEXTA w aplikacji Telegram. Wszystko, rzekomo, dla bezpieczeństwa. Szczegóły przebiegu wydarzeń według Łukaszenki zmieniają się kilka razy dziennie, często są wewnętrznie sprzeczne – uzurpator nie uważa nawet za konieczne, by przedstawić jakkolwiek prawdopodobną wersję. Jest przyzwyczajony do całkowitej bezkarności.
Hamas i Białoruś
Pojawiła się nawet narracja, według której to Hamas poinformował Mińsk o ładunku wybuchowym na pokładzie maszyny linii Ryanair, zapowiadając, że wysadzi samolot nad Wilnem, jeżeli ataki ze strony Izraela nie ustaną. Ale jeśli lot Ateny–Wilno miał zostać wysadzony w powietrze dokładnie nad stolicą Litwy, po co informować akurat Mińsk? I po co domagać się wstrzymania ognia w momencie, gdy ten został wstrzymany dwa dni wcześniej? Trudno doszukiwać się w tym sensu…
Co ciekawe, nawet sami członkowie dżihadystycznego Hamasu byli zaskoczeni tą historią, a ich rzecznik prasowy natychmiast zaprzeczył oskarżeniom Mińska, wskazując, że Hamas „nie ucieka się do takich metod”. Inne wersje, pośpieszne wymyślane przez białoruska juntę, również nie wytrzymują żadnej krytyki.
Wróćmy jednak do poderwanego w niebo myśliwca. Aby zatrzymać Romana Protasewicza, Łukaszenka wysłał MiG-a-29 z rakietami bojowymi na pokładzie. Z naszych informacji wynika, że to właśnie na polecenie wojskowego samolotu, boeing linii Ryanair został zmuszony do lądowania w Mińsku. Proszę sobie tylko wyobrazić, co by się stało, gdyby samolot cywilny, przewożący obywateli dwunastu różnych krajów, nie wykonał rozkazu i nie podążył za tym myśliwcem. Białoruski dyktator mógł wówczas zdecydować się nawet na jego zestrzelenie.
Przechwytywanie samolotu nie powinno zagrażać życiu osób na pokładzie i bezpieczeństwu maszyny. W przypadku lotu Ryanair lotnisko dla najbliższego lądowania awaryjnego znajdowało się nie na terytorium Białorusi, jak chciałby Łukaszenka – było to lotnisko docelowe w Wilnie, ale jeśli nawet chcieć wskazać lotnisko białoruskie, to najbliższe było w Grodnie. Poza tym, przechwycenie przez myśliwiec to ruch ostateczny. Zgodnie z konwencją chicagowską (dokładniej: z załącznikiem drugim „Zasady użytkowania przestrzeni powietrznej”), musi być poprzedzone określoną komunikacją radiową i innymi procedurami. A w tym wypadku myśliwiec został poderwany natychmiast.
W załączniku do konwencji chicagowskiej jest również zasada, że jeżeli musi dojść do przechwycenia, powinno ono być wykorzystywane wyłącznie w celu zidentyfikowania statku powietrznego, skierowania go na właściwą trasę lub ostrzeżenia o rzeczywistych zagrożeniach. Naruszono więc wszelkie normy prawa międzynarodowego. Łukaszenka po prostu porwał samolot.
Uważam, że w obliczu tego zdarzenia społeczność międzynarodowa powinna raz i na zawsze zmienić retorykę komunikacji z dyktatorem. Trudno przewidzieć, jaki będzie kolejny szalony czyn, którego – wbrew wszelkim normom prawa międzynarodowego – dopuści się białoruski uzurpator. Nie wiemy, czyje życie przy tym narazi. Musimy zacząć działać bardziej zdecydowanie, szczególnie że mechanizmy presji, które można zastosować wobec nielegalnie sprawującego władzę dyktatora, są społeczności międzynarodowej dobrze znane.
Przede wszystkim, Unia Europejska powinna dołączyć do sankcji amerykańskich wobec przedsiębiorstw białoruskiego przemysłu petrochemicznego. W środę o 10.00 pod budynkiem Komisji Europejskiej w Warszawie rozpoczął się protest głodowy Stanisławy Glinnik i Bażeny Szamowicz. Aktywistki domagają się rozpoczęcia procedury uznania reżimu Łukaszenki za terrorystyczny.
Konieczne jest też odłączenie białoruskich banków państwowych od międzynarodowego systemu SWIFT oraz od międzynarodowych systemów płatności Visa i MasterCard. Zagraniczne instytucje finansowe powinny zamknąć rachunki korespondencyjne białoruskich banków państwowych, a fundusze inwestycyjne powinny zrezygnować z jakichkolwiek stosunków z reżimem Łukaszenki, przedstawiając posiadane obligacje rządowe Białorusi do wcześniejszego wykupu. Należy domagać się, aby banki inwestycyjne uznały emisję z roku 2020 roku za nieważną. Podobnie jest w przypadku zagranicznych firm – takich jak Yara, Siemens czy międzynarodowe koncerny tytoniowe – które mogą wstrzymać wszelką współpracę z białoruskimi przedsiębiorstwami państwowymi, nie czekając na sankcje.
W arsenale mechanizmów sankcyjnych jest także wykluczenie Białorusi z Interpolu i Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO), zawieszenie lotów wszystkich światowych linii lotniczych nad Białorusią (co zadeklarowały już niektóre linie państwowe, jak polski LOT, holenderski KLM, AirFrance czy niemiecka Lufthansa), a także zawieszenie tranzytu naziemnego. Możliwe jest także przeprowadzenie rewizji rankingu kredytowego Białorusi.
Żądamy zdecydowanych działań ze strony państw, międzynarodowych instytucji i firm w celu powstrzymania terroru organizowanego przez dyktatora Łukaszenkę.
* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: fragment filmu protestujących aktywistek.