Jakub Bodziony: Jaka była pana pierwsza reakcja na wpis marszałka Terleckiego, który odsyłał Swiatłanę Cichanouską do Moskwy, bo ta zdecydowała się spotkać z Rafałem Trzaskowskim?
Michał Szczerba: Byłem zaskoczony i przekonany, że ten tweet natychmiast zniknie. Potem nastąpiło zdziwienie, że wicemarszałek nie tylko nie próbował swojego błędu naprawić, zamknąć tematu przeprosinami, ale jeszcze bardziej pogrążał się, czego dowodem jest późniejszy list do liderki demokratycznej Białorusi.
W tej wiadomości Terlecki argumentuje swoje zachowanie, jeszcze bardziej wciągając Cichanouską w wewnętrzny konflikt polityczny. Szczerze myślałem, że po kilku godzinach znów usłyszymy narrację, że ktoś włamał się na jego konto. Ale tego wpisu bronili politycy z obozu rządzącego, w tym wiceminister spraw zagranicznych.
Jego klakierem okazał się także minister Dworczyk i inni rządowi dygnitarze. A przecież przez tyle miesięcy ponadpartyjnie wsparcie dla wolnej Białorusi było tematem wyłączonym z krajowego sporu. Ten wpis naruszył to niepisane porozumienie. O sprawach białoruskich powinniśmy mówić jednym głosem. Tweet Terleckiego wyglądał na scenariusz pisany cyrylicą. Polską racją stanu jest istnienie wolnej, demokratycznej i suwerennej Białorusi.
To kompromitacja jednej osoby czy szersze nastawienie PiS-u do polityki zagranicznej, szczególnie na kierunku wschodnim?
Po pierwsze, to konsekwencja sześciu lat rządów PiS-u, w których polska polityka zagraniczna jest podporządkowana polityce krajowej. Po drugie, nie ma ona swojego dyrygenta. Tej roli nie pełni ani prezydent, ani premier, ani z pewnością nie minister Zbigniew Rau – nieznany, niewidoczny i nieobecny. Każdy w tej PiS-owskiej orkiestrze gra, jak chce. Od tego hałasu aż bolą uszy. I na tym bezrybiu inicjatywę przejmuje wicemarszałek, który występuje niczym chórzysta Putina. Jego komentarz wywołuje entuzjazm w kremlowskich mediach.
Zapewne na to nakłada się frustracja i pogarda wobec opozycji, z której ten wicemarszałek jest znany. Inicjatywa Rafała Trzaskowskiego jest traktowana przez niego jako śmiertelne zagrożenie, bo PiS zdaje sobie sprawę, że traci młode pokolenie. Ta władza, która czyha na ich wolności, przez młodych określana jest najcześciej ośmioma gwiazdkami.
Skoro według pana polska polityka zagraniczna to kakofonia dźwięków, to jak ocenia pan działania naszej dyplomacji na kierunku wschodnim w ostatnich 10 miesiącach, od momentu sfałszowanych wyborów na Białorusi?
Uważam, że rząd kompletnie nie był przygotowany na to, co się miało wydarzyć 10 sierpnia. Nie przewidziano radykalnej zmiany nastrojów społecznych. Nie przewidziano tego, że protesty będą mieć taką skalę i siłę, że ludzie będą zdeterminowani, że po prostu przestali się bać.
Dyplomaci z tej ekipy przekonywali mnie, że jeżeli społeczeństwo w ogóle zdecyduje się na protest, to będzie on trwał jeden dzień, będzie dotyczył tylko Mińska i wszystko wróci do normy. Na Białorusi nic już nie jest takie samo. Protest trwał wiele miesięcy, objął cały kraj, od uczelni po fabryki, wszystkie grupy społeczne i do tej pory, mimo niewiarygodnych represji, jest podtrzymywany w różnych formach, na przykład we wspólnotach sąsiedzkich czy osiedlowych. Polski rząd postawił błędną diagnozę, dlatego był kompletnie nieprzygotowany. Ta nieudolność doprowadziła do abdykacji Polski z roli lidera spraw białoruskich w Unii Europejskiej i przejęcia tej roli przez Wilno.
To prawda, że Litwa jest bardzo aktywna w tym zakresie, to na jej terenie przebywa Cichanouska i jej sztab. Jak doszło do tego, że wielokrotnie mniejsze od Polski państwo przejęło naszą rolę w UE w zakresie adwokata interesów demokratycznej Białorusi?
Myślę, że to jest kwestia wrażliwości elit rządzących, profesjonalizmu działań, lepszych analityków. Potrafią przewidzieć i odpowiedzieć na zagrożenia, także w wymiarze bezpieczeństwa. Poraża dysproporcja w działaniach polskich i litewskich. Wilno stało się azylem dla białoruskiej liderki i innych opozycjonistów. To wielka inwestycja na przyszłość.
Dla przykładu, pierwsze spotkanie Swiatłany Cichnouskiej z prezydentem Dudą obyło się 4 czerwca, pomimo tego, że liderka demokratycznej Białorusi wielokrotnie była od sierpnia obecna w Polsce. Wcześniej z tego, co wiem, była tylko jedna rozmowa telefoniczna. Zwyciężczyni wyborów prezydenckich została zaproszona przez prezydenta Polski po tym, jak spotkała się już z kilkunastoma prezydentami europejskich krajów. To się nie mieści w głowie.
Polski rząd odpowiedziałby, że to przecież u nas jest redakcja Nexty, opozycyjnego kanały informacyjnego na Telegramie, i Paweł Łatuszka, były białoruski minister i dyplomata, a obecnie lider Narodowego Zarządu Antykryzysowego.
Nexta była obecna w Warszawie już przed sierpniowymi wyborami i nikt z rządzących specjalnie się nią nie interesował. Co więcej, nawet jeden z twórców tego kanału, Raman Pratasiewicz, przez 9 miesięcy nie uzyskał ochrony międzynarodowej, mimo realnego niebezpieczeństwa i tego, że usilnie o nią prosił. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
Polski MSZ początkowo zapewniał, że jego wniosek został pozytywnie rozpatrzony. Później okazało się, że to był błąd lub kłamstwo.
Statystyki w tym zakresie są dramatyczne. Dokonałem kontroli poselskiej i na 801 wniosków Białorusinek i Białorusinów o ochronę międzynarodową w 2020 i 2021 roku Urząd do Spraw Cudzoziemców objął tylko 17 osób statusem uchodźcy. 222 osób uzupełniającą ochroną międzynarodową. Raman Pratasiewicz nie doczekał się nawet takiej ochrony. Sciapan Puciła, założyciel Nexty, do tej pory, mimo starań od roku, nie otrzymał azylu. Przecież obydwaj byli ścigani przez białoruskie KGB, Ramanem interesowały się też służby rosyjskie. Zaszedł im za skórę podczas wojny na Ukrainie.
Trudno mi sobie wyobrazić, że to jest kwestia złej woli. Czy jest to kwestia biurokracji, braku zasobów, czy po prostu Białoruś jest ważna dla naszej klasy politycznej jedynie w warstwie retorycznej?
To przede wszystkim słabość państwa, jego instytucji i brak uznania tego tematu za priorytetowy. Ja byłem w Mińsku, wiem, co się działo po wyłączeniu internetu, Nexta na Telegramie odrywała istotną rolę informacyjną i koordynacyjną. Pokazywała skalę represji. Pokazywała nazwiska i twarze ludzi reżimu. Funkcjonariuszy Łukaszenki odpowiedzialnych za morderstwa i przemoc. Dlaczego polskie służby nie zauważyły tego, jakie zagrożenie czyha na redaktorów i twórców kanału?
Rzecznik Praw Obywatelskich pisał prośby do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o objęcie ich wszystkich szczególną ochroną – nie otrzymał na nie odpowiedzi.
Ale to nie jest tak, że tylko w Polsce ten temat zszedł z pierwszych stron gazet. Zainteresowanie europejskich polityków i mediów stopniowo wygasało. Pan wspomniał wcześniej o tym, że przewidywania analityków dotyczące rozmiaru protestów czy dyplomatów były błędne, ale nie doszło też do zmiany władzy i nic nie wskazuje, żeby miało się to wkrótce stać. Masowy opór minął, a stagnacja trwała do momentu uprowadzenia samolotu z Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie.
Ale za tę stagnację odpowiada również rząd PiS-u. Nie zrobili kompletnie nic, żeby temat białoruski był stale obecny na agendzie europejskiej. Kto miał tego pilnować – Hiszpanie czy Francuzi? Premier Morawiecki zrobił dwa spotkania z opozycją w KPRM-ie w sierpniu oraz we wrześniu i przekazał Swiatłanie Cichanouskiej klucze do rządowej willi. Z tego, co wiem, do tej pory ten budynek należący do skarbu państwa nie został formalnie przekazany w zarządzanie stronie białoruskiej. Pozostaje on nadal w dyspozycji fundacji MSZ. Pokoje są w większości puste i nie zostały do tej pory wyposażone. Miejsce służy do organizacji konferencji prasowych. A przecież nie miało to być jego główne przeznaczenie – premier zapewniał, że w tym miejscu każdy i każda znajdzie schronienie i wsparcie. Jest przepaść między deklaracjami a ich realizacją.
Przecież premier Morawiecki interweniował w sprawie Pratasiewicza na forum Rady Europejskiej. To czego by pan oczekiwał?
W sprawie tego uprowadzenia Rada była jednomyślna. Poza tym był do samolot zarejestrowany w Polsce, a operatorem była polska spółka. Ale wróćmy do polskiej rzeczywistości. Mamy parlamentarny zespół do spraw Białorusi, w którym nie ma obecnie żadnego przedstawiciela PiS-u. Do niedawna jego wiceprzewodniczącym był poseł Adam Lipiński, który objął stanowisko w Narodowym Banku Polskim. Nikogo te sprawy nie interesują? Zapraszamy z posłem Robertem Tyszkiewiczem do współpracy największy parlamentarny klub. Od 2005 roku ten zespół funkcjonował jako ponadpartyjna płaszczyzna działań, teraz tego nie ma.
Wielokrotnie mówiliśmy o tym, że państwo polskie, w szczególności kiedy represjom zostali poddani polscy działacze na Białorusi, powinno uruchomić krajowe sankcje wykraczające poza dość ograniczone personalne listy sankcyjne wprowadzone przez Unię Europejską. Zrobiły to chociażby dawno temu trzy kraje bałtyckie.
Nie ma również polskich propozycji sankcji gospodarczych. Na wymianie handlowej z Polską korzystają państwowe firmy wspierające reżim Łukaszenki, szczególnie w sektorze paliwowym i sektorze drzewnym – 45 procent importu drewna z Białorusi trafia do Polski. Nie ma żadnej strategii. Ba, powiem nawet wprost – rząd nie czyta analiz i opinii Ośrodka Studiów Wschodnich, który jest przecież rządową instytucją. Warto zapytać ich ekspertów, jakie konkretne narzędzia uderzające w reżim można szybko i skutecznie uruchomić.
Wspomniał pan o tym, że Polska powinna wprowadzać szersze działania niż te, które są prowadzone na forum Unii Europejskiej. Z drugiej strony często zwraca się uwagę na to, że właśnie nie powinniśmy wychodzić przed szereg, tylko lobbować w ramach struktur UE, bo te ustalenia mają znacznie większy potencjał szkodzenia Łukaszence.
Polski rząd nie potrafił nawet umiędzynarodowić sprawy zatrzymania Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta. Oni zostali niemal porzuceni i przebywają w areszcie od marca. Wiemy przecież, kto odpowiada za aresztowanie. Dlaczego ci ludzie nie są objęci sankcjami?
Jeśli chodzi o sankcje wobec konkretnych podmiotów gospodarczych, nie słyszałem o audycie, który badałby zakres powiązań i wymiany handlowej polskich spółek z udziałem skarbu państwa z białoruskimi koncernami. Te pieniądze finansują bezpośrednio reżim. Wiem, że taka współpraca jest chociażby realizowana w ramach grupy Orlen.
A co wy jako opozycja robiliście przez te dziesięć miesięcy?
Jestem jedynym polskim parlamentarzystą, który był obserwatorem wyborów i świadkiem powyborczych protestów. Później, na prośbę białoruskiej opozycji, relacjonowałem tę sytuację. Po powrocie spotkałem się ze specjalną sprawozdawczynią ONZ do spraw. Białorusi, której przedstawiłem raport z mojego wyjazdu. Następnie rozmawiałem o tej sprawie z marszałkiem Senatu i Rzecznikiem Praw Obywatelskich, który we współpracy ze mną zorganizował spotkanie dotyczące pomocy Białorusinom i Białorusinkom w Polsce, obejmującej pomoc prawną i humanitarną.
I co wynikło z tych spotkań?
Udało się zebrać wszystkie środowiska białoruskie w Polsce, a także polskie organizacje pozarządowe i ustalić najpilniejsze zadania, także o charakterze legislacyjnym. Osoby wjeżdżające na wizy humanitarne nie mogły podejmować tu legalnej pracy zarobkowej. Po zmianie praw jesienią – teraz już mogą.
Pomoc dla białoruskich organizacji i konkretnych osób jest udzielana też przez samorząd, w szczególności przez ten warszawski. Rafał Trzaskowski uruchomił w ostatnich dniach pomoc dla rodziców Ramana Pratasiewicza, zapewniając im mieszkanie i wsparcie na miejscu. Warszawskie szpitale były gotowe do przyjmowania osób na leczenie i sam pomagałem w sprowadzeniu do Polski dwojga młodych ludzi – dziewczyny, która miała przebity policzek kulą z broni gładkolufowej i jej chłopaka z oderwaną połową stopy po uderzeniu granatem.
Trzykrotnie organizowaliśmy również kampanie solidarnościowe, ostatnio dedykowaną Ramanowi Pratasiewiczowi. Apel o uwolnienie Ramana był widoczny na wielkich telebimach na stacji przesiadkowej metra Świętokrzyska.
Pod koniec maja udało mi się również we współpracy z posłem Tyszkiewiczem napisać sejmową uchwałę w sprawie dramatycznej sytuacji na Białorusi, która została przyjęta przez aklamację. To nie była inicjatywa większości parlamentarnej, ale na szczęście przez nią zaakceptowana.
W rozmowie kilka razy poruszyliśmy temat Ramana Pratasiewicza. Wierzy pan w możliwość jego uwolnienia?
Wszystko zależy od presji międzynarodowej. Reżim w skarbcu musi odczuć, że represje, brutalność i przemoc mu się po prostu nie opłacają. Spotkałem się podczas ostatniej wizyty ze Swiatłaną Cichanouską. Sama perspektywa sankcji oddziałuje na reżim. Jest komentowana, wywołując strach i niepewność w reżimowych elitach politycznych i gospodarczych, przecież duża cześć ich majątku zgromadzona jest poza Białorusią.
Czy na spotkaniu pojawił się temat wpisu marszałka Terleckiego?
To było dzień po. Późniejszy list pogorszył sprawę. Konieczny był wyjazd wicemarszałka do Wilna. Spotkał się we wtorek z białoruską liderką. Mam nadzieję, że padło słowo „przepraszam”. Chciałbym teraz, żeby sprawa białoruska znowu była działaniem ponad podziałami. Apeluję o to!