„No, rządźcie ta, rządźcie – my idziemy pracować nad technicznym aparatem, nad aparaturą i strukturą dynamizmu i równowagi sił tego rządzenia. Good bye!” – wołał do czeladników Hiper-robociarz, przejmujący władzę nad warsztatem w finale „Szewców” Witkacego. Lęk przed mechanizacją życia, jak również przemianą jednostek ludzkich w jednolitą masę, stanowił jeden z toposów twórczości autora. Jako żołnierz carski był bowiem naocznym świadkiem rewolucji październikowej, która odcisnęła piętno na jego życiu i doprowadziła do samobójczej śmierci w strachu przed wkraczającymi do Polski komunistami.

Co ciekawe, jeszcze przed narodzinami artysty, druga rewolucja przemysłowa przyniosła światu mnogość maszyn zdolnych do poprawy człowieczego losu. Silnik spalinowy, prądnica, maszyna do szycia, maszyna do pisania, telefon, miejskie pojazdy szynowe – te wytwory techniki na stałe zmieniły świat na lepsze. Wśród uzdolnionych wynalazców znalazł się również Ignacy Łukasiewicz, który stworzył pierwszą lampę naftową, po tym jak wraz z Janem Zehem dokonał destylacji ropy naftowej. Polski przedsiębiorca i aptekarz, wraz z Tytusem Trzecieskim, utworzył pionierskie na skalę światową przedsiębiorstwo naftowe, w składzie którego znajdowała się, między innymi, destylarnia ropy w Ulaszowicach oraz kopalnia w Bóbrce.

Czarna, jednorodna, oleista ciecz zrewolucjonizowała świat i uczyniła dawnego aptekarza bogaczem. Fortunę, którą Łukasiewicz zbił na swoim wynalazku, przeznaczał na poprawę losu najbiedniejszych i rozwój kraju pod zaborami. Pomagał powstańcom styczniowym, utworzył lecznicze sanatorium, budował szkoły. Pracownicy Łukasiewicza mogli liczyć na wsparcie socjalne w trudnych chwilach, dzięki utworzonym przez przedsiębiorcę „Kasom Brackim” – pierwszym w Europie zakładom społecznych ubezpieczeń.

Łukasiewicz lubił się dzielić – podobnie jak twórcy tak zwanej „ekonomii współdzielenia”. Travis Kalanick i Garret Camp, założyciele Ubera, postanowili łączyć pasażerów poszukujących tanich przejazdów z poruszającymi się po mieście nieprofesjonalnymi kierowcami. Udostępnianie własnego pojazdu oraz świadczenie usługi szofera za pośrednictwem aplikacji miało być remedium na bolączki współczesnych miast – nadmiar samochodów, nieefektywne wykorzystanie infrastruktury drogowej, złą organizację zbiorowej komunikacji.

W ten sposób dwaj wizjonerzy przełamali monopol taksówkarskich korporacji, realizując w praktyce wezwanie Marksa do uspołecznienia środków produkcji i przełamania klasowości – teraz każdy samochód w rękach dowolnego kierowcy może tworzyć wartość dodaną. „Jesteś swoim szefem. […] Dopasuj przejazdy do swojego życia, nie odwrotnie. Uzyskuj przychody na własnych zasadach. Im więcej jeździsz, tym wyższy przychód możesz uzyskać” – obiecuje firma.

Ulice metropolii całego świata wypełnione są więc szefami na własnych zasadach. W zdezelowanych samochodach, na rozpadających się skuterach czy niesprawnych rowerach, nieznający języka migranci przemierzają miasto, wożąc pasażerów i jedzenie, zarabiając przy tym zdecydowanie poniżej minimalnej stawki godzinowej. Postęp widoczny jest jednak gołym okiem. Dawniej chłopi, po odzyskaniu autonomii dzięki uwłaszczeniu, przenosili się do miejskich manufaktur czy fabryk, gdzie podczas katorżniczej pracy utwierdzali się w swojej wolności. Obecnie migranci, po odzyskaniu panowania nad własnym losem, przenoszą się do lepszych krajów świadczyć usługi jako kierowcy Ubera, utwierdzając się przy tym w uzyskanej władzy.

Travis Kalanick i Garret Camp są nieporównywalnie zdolniejszymi wynalazcami niż Ignacy Łukasiewicz. Ropa naftowa wymaga wydobycia, rafinacji, transportu, sprzedaży – ludzie zaś mnożą się samoczynnie, kształtują bezwiednie w różnorodnych instytucjach, przemieszczają (nawet przez wzburzone morza czy ufortyfikowane granice państw) we własnym zakresie i na własne ryzyko. Łukasiewicz wydobył dla ludzkości nową substancję, twórcy Ubera wymyślili zaś człowieka na nowo jako substancję.

Nie chodzi przy tym o banalne wykorzystywanie pracy ludzkiej jako jeden ze środków produkcji w rozumieniu marksistowskiej ekonomii. Chodzi o przekształcenie człowieka w substancję będącą ciągłym, jednolitym ekwiwalentem wszystkiego, co istnieje na świecie, jak stiuk w rozumieniu Baudrillarda. W gruncie rzeczy, Kalanick i Camp, współtwórcy kapitalistycznej sharing economy, przywrócili nam czasy anonimowych mas niewolników wznoszących piramidy jak mrówki budujące mrowisko i zlewające się z nim w jedną masę. Lęk Witkacego okazał się więc uzasadniony, lecz przedwczesny.

 

W trakcie jazdy uberem polecamy lekturę:

Stanisław Ignacy Witkiewicz, „Szewcy”, Czytelnik, Kraków 1948 i kolejne wydania.