Szanowni Państwo!
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w czasie ponad roku pandemii w Polsce umarło ponad 100 tysięcy osób więcej niż według przewidywań w zwykłych czasach. Teoretycznie życie toczy się dalej. W sferze publicznej nie ma zbyt wielu oznak, że doszło do tak poważnego wydarzenia. Cierpienie i ból tysięcy rodzin w zasadzie nie stały się przedmiotem narodowej refleksji ani zadumy.
Kontrastuje to z trafiającymi do mass mediów historiami. Zaledwie kilka dni temu Polacy z zapartym tchem śledzili historię duńskiego piłkarza Christiana Eriksena, który stracił przytomność w czasie meczu Euro 2020. Oglądaliśmy te sceny w przerażeniu i mieliśmy nadzieję, że nie stało mu się nic złego – że zaraz wróci do zdrowia. W mediach społecznościowych pełno było wyrazów solidarności wobec zawodnika Danii oraz duńskiego zespołu.
W słynnej książce „Społeczeństwo spektaklu”, opublikowanej już ponad pół wieku temu, francuski filozof Guy Debord opisywał, w jaki sposób zmienia się społeczeństwo, które żyje w rytm rozbudzających emocję obrazów kultury masowej. Byłoby banalne powiedzieć, że to właśnie z przykładem tego zjawiska mieliśmy do czynienia w czasie piłkarskiego Euro oraz w czasie pandemii.
Śmierć tysięcy ludzi spowodowana przez bezosobowego wirusa przypomina zjawisko naturalne – jest masowa, ale jednocześnie tajemnicza, pozamoralna i niespektakularna.
A jednak znaczenie społeczne i polityczne pandemii nie ulega wątpliwości. Nawet jeśli uda nam się w najbliższych miesiącach i latach pokonać wirusa dzięki globalnemu programowi szczepień, wiele wskazuje na to, że jeszcze przez dekady możemy żyć pod wpływem skutków zdrowotnych covid-19, ujawniających się po czasie problemów ze zdrowiem, określanych mianem „długiego covidu”.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o naszym współczesnym rozumieniu choroby oraz bólu.
Karolina Wigura z naszej redakcji w swoim tekście w aktualnym Temacie Tygodnia pisze, że w czasach mediów społecznościowych, inaczej niż w przeszłości, choroba przestaje być zjawiskiem prywatnym. Jak wskazuje, „szczególnie w przypadku chorób przewlekłych może to być znakiem szukania sensu prywatnego doświadczenia, aby pomóc także innym”. Opisuje ona swoje doświadczenie leczenia endometriozy, zwracając uwagę na to, że w obliczu pandemii łatwo zrezygnować z dbałości o własne zdrowie, na przykład rezygnując z regularnych badań. Jak pisze Wigura, „rozmawiam dużo z kobietami w moim wieku, które po urodzeniu dzieci zaczęły odkładać wizyty kontrolne u lekarzy w nieskończoność”. Zachęca ona do tego, aby znaleźć moment na to, by zadbać nie tylko o dzieci i bliskich, lecz także o siebie.
Filozof Tomasz Stawiszyński w rozmowie z Aleksandrą Sawą zwraca uwagę na to, że w kulturze popularnej choroba ujmowana jest jako stan nienormalny, dziwny, przeciwstawiony ideałom tężyzny fizycznej, sprawności czy młodości. W konsekwencji mamy trudność ze znalezieniem odpowiedniego języka do mówienia o chorobie. Co więcej, medycyna ma tendencję do tego, żeby „rozczłonkowywać” pacjenta na poszczególne organy, w związku z czym u chorego może powstać wrażenie, że każdy „zajmuje się jakąś częścią jego ciała, natomiast nikt nie zajmuje się nim jako podmiotem, który zmaga się z cierpieniem”. Według Stawiszyńskiego jest to jeden z powodów dużego zainteresowania medycyną alternatywną, która odpowiada na ważną potrzebę psychologiczną, nawet jeśli zazwyczaj jest szarlatanerią.
Chociaż możemy stać na stanowisku, że ból oraz cierpienie nie mają samodzielnej wartości, są one nieodłączną częścią życia, współkształtując doświadczenie indywidualne oraz życie publiczne. Jak pisze Wigura, ostatecznie rzecz biorąc – także w warunkach pandemii – „musimy o siebie dbać. Tutaj, teraz, od razu, a nie za tydzień, nie za miesiąc”.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Anna Shvets, źródło: Pexels;