Tragedia Birmy

Do opinii publicznej docierają kolejne informacje o krwawych pacyfikacjach pokojowych protestów zwolenników prodemokratycznych przemian w Birmie. Za swą przywódczynię uważają oni ponownie uwięzioną i przetrzymywaną przez wojskowych w izolacji Aung San Suu Kyi, szefową prodemokratycznej partii o nazwie Narodowa Liga na Rzecz Demokracji i laureatkę pokojowej nagrody Nobla.

Z kraju płyną również wiadomości o podjęciu przez armie plemienne walk z regularnymi wojskami tego kraju. Oddziały rządowe wykazują jak dotąd zadziwiającą lojalność wobec dyktatorskich zapędów generałów. W protestach i walkach zginęły już setki przeciwników junty, a równie dużo zostało uwięzionych, zdewastowano także dziesiątki osad i wsi.

Zwolennicy prodemokratycznej transformacji kraju oczekują od wspólnoty międzynarodowej jasnych i zdecydowanych działań na rzecz zahamowania postępującej degradacji pod rządami wojskowych oraz postawienia winnych zbrodni dokonywanych na ludności cywilnej przed międzynarodowymi trybunałami praw człowieka. Niestety, głosy te spotykają się ze słabą, by nie powiedzieć żadną, reakcją ze strony przywódców politycznych tak zwanego świata demokratycznego. Wprowadzono jedynie symboliczne sankcje wobec birmańskich generałów.

Tatmadaw – armia dzieli i rządzi

Otóż birmańscy stronnicy rządów prawa i demokratycznego systemu kierowania krajem, zwracając się do opinii międzynarodowej, zapominają o dwóch fundamentalnych kwestiach. Pierwsza to usytuowanie birmańskiej armii, zwanej w tym kraju Tatmadaw – stanowi ona potężną siłę powiązaną siatką interesów zarówno wewnątrz kraju, jak i za granicą.

W rękach birmańskiej armii znajdują się nie tylko ogromne arsenały pochodzącej przede wszystkim z Rosji i Chin, ale także i z Indii oraz kilku krajów europejskich. Interesy związane z handlem bronią są na tyle lukratywne, że trudno się spodziewać, by głosy płynące z Birmy, świadczące o używaniu ostrej amunicji wobec protestującej pokojowo ludności cywilnej, mogły powstrzymać zarówno legalnych, jak i nielegalnych handlarzy przed prowadzeniem biznesów z generałami. Dotyczy to szczególnie interesów prowadzonych przez państwa, które broń traktują jako znakomity towar eksportowy, a poza nią nie mają partnerom zbyt wiele do zaoferowania. Nie trudno znaleźć takie przykłady nawet w najbliższym sąsiedztwie Polski, tym bardziej że państwa te do kwestii demokracji i jej szerzenia przywiązują, delikatnie mówiąc, umiarkowaną wagę.

Dlatego birmańscy wojskowi raczej nie muszą się obawiać, że zabraknie im środków do pacyfikowania protestów oraz przeciwstawienia się armiom etnicznym, które w obecnej sytuacji widzą szansę na wywalczenie drogą zbrojną albo daleko posuniętej autonomii, albo wręcz oderwania się od birmańskiej państwowości. Birma to kraj wielu etnosów i narodowości, z których wiele nie chce identyfikować się z bamarską większością.

Dzieci w koszarach 

Przez dziesięciolecia dyktatorskich rządów wojskowi stworzyli system uzależnienia gospodarczego, społecznego i politycznego ludności od Tatmadaw. Z armią powiązane są całe rodzinne klany – zarówno czynnych wojskowych, jak i tych, którzy zakończyli służbę. Dla sporej części społeczeństwa czerpiącej korzyści materialne ze współpracy z wojskiem nie jest wcale oczywiste, że odejście od władzy armii pozwoli im zachować korzyści płynące z obecnego usytuowania w systemie społeczno-gospodarczym kraju. Dochodowy handel kamieniami szlachetnymi i półszlachetnymi, pieniądze płynące z handlu gazem i ropą są w rękach korporacji powiązanych bezpośrednio lub pośrednio z wojskowymi.

Tatmadaw to także armia, która od lat rekrutuje w swe szeregi dzieci i młodzież, najczęściej w wyniku przymusu ekonomicznego – biednych rodzin nie stać na wychowywanie potomstwa – a także porwań. Pozyskanych w ten sposób „rekrutów” zmusza się kompletnej izolacji w szkołach oraz akademiach wojskowych. Osoby te tracą z biegiem czasu kontakt z rzeczywistym życiem birmańskiego społeczeństwa. Ich rodzinnym domem stają się koszary, a obraz świata zostaje wykreowany przez dowódców wyższych szczebli. Są oni od najmłodszych lat poddawani praniu mózgów, którego istotą jest pogląd, że jedynie Tatmadaw jest w stanie zapewnić Birmie/Mjanmie stabilność, rozwój i bezpieczeństwo. Dochodzi do tego jeszcze wpojone młodym ludziom przekonanie, że służąc w armii i wykonując rozkazy, mogą czuć się bezkarni, nawet dokonując gwałtów i zbrodni na ludności cywilnej.

Nieprzychylne mocarstwa 

Kłopot z przekonaniem społeczności międzynarodowej do bardziej energicznych działań na rzecz odejścia od przemocy w Birmie/Mjanmie wynika również z geopolitycznego usytuowania kraju. Dla potężnego sąsiada, czyli Chin, Mjanma jest krajem umożliwiającym Pekinowi wyjście na Ocean Indyjski, co od lat stanowi marzenie chińskich przywódców. Wodami tego akwenu chcą oni docierać ze swymi towarami do Afryki, na Bliski Wschód, także do Europy. Nie bez przyczyny jedna z odnóg Inicjatywy Pasa i Szlaku, czyli nowego Jedwabnego Szlaku, ma wieść właśnie szlakami morskim Oceanu Indyjskiego. Birma/Mjanma rządzona przez wojskowych będzie musiała – ze względu na postępującą izolację – liczyć się z oczekiwaniami Pekinu. A te są jasne – droga do wód Oceanu Indyjskiego ma stanąć przed Chinami otworem, a zasoby energetyczne znajdujące się w birmańskim szelfie służyć mają przede wszystkim ChRL. Birmańscy generałowie już zadeklarowali, że spełnią te wymagania.

Indie w ramach swej polityki wschodniej widzą w Mjanmie bramę do Azji Południowo-Wschodniej. Jeszcze w ubiegłym roku indyjską stolicę odwiedzał głównodowodzący birmańskiej armii. Oba kraje deklarowały chęć ścisłej współpracy, także militarnej. Jej przejawem było przekazanie marynarce wojennej Mjanmy okrętu podwodnego klasy Klio wyremontowanego w Indiach. Obecnie w sprawach Birmy New Delhi milczy. Chęć ułożenia sobie stosunków z każdym, kto rządzi Mjanmą, jest zdaje się silniejsza niż chęć zabrania głosu w sprawach demokracji rujnowanej przez birmańskich wojskowych.

Początkowo wydawało się, że chociaż państwa należące do stowarzyszenia ASEAN będą próbowały rozmawiać z birmańskimi generałami na temat przywrócenia w kraju praworządności. Jednak statut organizacji zakłada, że kraje członkowskie nie ingerują w sprawy wewnętrzne innych uczestników umowy. Ponadto, właściwie wszyscy członkowie stowarzyszenia albo byli w przeszłości rządzeni przez junty, albo rządy wojskowe, lub zbliżone do nich, nadal trwają. Po trzecie wreszcie – większość państw ASEAN-u czuje na sobie wzrok Pekinu. Część z nich obawia się drażnienia chińskiego smoka, który wyraźnie sprzyja birmańskiej juncie, inne nie chcą antagonizować Pekinu, licząc na inwestycje i profity płynące ze współpracy gospodarczej.

W gruncie rzeczy wspólnota międzynarodowa, pomimo demokratycznych frazesów, staje się więc cichym wspólnikiem dyktatorów znad Irrawaddy.

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Carlos Matos, źródło: Flickr;