Zbyszka poznałem w pamiętnym roku 1989. Piszę o Nim „Zbyszek”, gdyż – jak wiele osób wie – przechodzi On swobodnie na „Ty”. Piszę też o Nim w czasie teraźniejszym. Te dwa zabiegi językowe to jednocześnie dwa ważne symbole Zbyszkowego Bycia: drugi nawiązuje do jego niechęci względem nurzania się w przeszłości (a tym bardziej – do uświęcania za samo przejście w zaświaty), pierwszy jest związany z jego bardzo przemyślaną niechęcią do polskiego „Panowania”.
Klasycznych wspomnień będzie tu tylko garstka, a retrospekcji instytucjonalnych niemal w ogóle, choć w niektóre z nich byłem zaangażowany (szczególnie w początki Szkoły Liderów). Wiele już o tym napisano, z czego się niezmiernie cieszę. Na pewno też jeszcze więcej zostanie napisane, a wspomniane instytucje we współczesnych już formach nadal będą rozkwitać.
Tutaj natomiast, podążając za Zbyszkowymi przykazaniami, pragnę skorzystać z jego myślenia i pisania, zawsze wiele czerpiącego od antenatów – ale tylko w konwencji bezpardonowych wniosków odnoszonych do teraźniejszości. Napisał nie za dużo, ale co z tego? Czy w dzisiejszych czasach hiperinflacji informacji ilość ma jakiekolwiek znaczenie? Tak jak w matematyce – i w ideach społecznych liczy się przede wszystkim jakość.
Poznałem Go w 1989 roku i ze względu na ten szczególny czas pozwalam sobie wyjątkowo na słowo historyczne, by oddać specyfikę okoliczności. Spotkaliśmy się w słynnym wówczas hotelu Forum w Warszawie, gdzie Zbyszek się zatrzymał – miejscu, które uchodziło za oazę kapitalizmu na pustyni tak zwanego realnego socjalizmu. Wkrótce potem spotkałem się ze Zbyszkiem w kolejnym zadziwiającym miejscu: na kolacji przy tak zwanym High Table w Pembroke College w Oksfordzie. Obok nas wybitny fizyk i niezwykła badaczka przodków homo sapiens, przed nami ławy ze studentami, świece, wokół nas mroczne, ale i pociągające blaski średniowiecza. Atmosfera jak z „Harry’ego Pottera”. Kapitalizm zaczynał się wtedy korporatyzować, a realny socjalizm rozpadać.
Zbyszek przy tym High Table staje się wtedy dla mnie imperatywem nieustannej próby pojmowania specyfiki naszych czasów. A znalazłem się tam tuż po wyjściu z autobusu, dosłownie objuczonymi tobołami, pełnymi między innymi konserw – ze względu na ówczesną przepaść finansową tych dwóch światów. Zbyszek przywitał mnie, jakbyśmy się znali sto lat, kazał rzucić wszystkie bagaże w kąt i w pośpiechu ubrać oksfordzką togę. Zbyszek taki właśnie jest: bez celebry, rozpakujesz się kiedyś, przy okazji, teraz myślimy, mówimy, działamy. Nasze losy splotły się na zawsze i to podwójnie, również historycznie: Zbyszek uważał się za wychowanka przedwojennego dziekana Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, profesora Eugeniusza Jarry, później dziekana Polskiego Wydziału Prawa w Oksfordzie w latach 1944–1948 i filozofa prawa, którego z kolei nazwisko mam zaszczyt nosić jako honorowy tytuł naukowy przyznany mi w Oksfordzie.
Zbyszek mógł zostać w tym oksfordzkim świecie i żyć tam wielce wygodnie, przyjemnie i wysoce intelektualnie. Jednak i On był z tych przesiąkniętych Polską i już z własnym, zindywidualizowanym – dosłownie kantowskim – zobowiązaniem złożonym pożytkowi życia publicznego. W 1989 roku natychmiast ruszył z pomocą dla polskich naukowców i działaczy społecznych, wspierał swoją wiedzą pierwsze rządy w III RP. Zbyszek był też tutorem Billa Clintona na Oksfordzie. Później natomiast byłem świadkiem wielce przejmującego zdarzenia – tuż po wyborze na prezydenta USA Clinton zadzwonił do Zbyszka, dziękując mu za uniwersyteckie szlify. Dzwonił potem wielokrotnie, dociekając Zbyszkowych myśli o naszej części Europy.
Zbyszek od niepamiętnych czasów wykazywał się czujnym spojrzeniem i empatią dla ludzkich słabości. Jednak przede wszystkim to polski racjonalista humanistyczny. Podwaliny polskiej inteligencji, wywodzącej się ze szkoły lwowsko-warszawskiej, cały ogrom znakomitych myślicieli humanistycznych, z których Zbyszek czerpie pełnymi garściami – to na pewno zagadnienie zasługujące na odrębną opowieść.
Z drugiej strony, Zbyszek to heglista – widział w nim inspirację dla dostrzeżenia konieczności rozwoju wolnego świata w stronę wspólnotowości, gdyż inaczej grozi mu bardzo poważny znak zapytania. Widzimy to zresztą teraz – społeczne katastrofy za oknem, wynikające właśnie z tej niewystarczającej naszej wspólnotowości. Krótko mówiąc: Zbyszek wyprzedza epokę.
Znamiennym przykładem jego myślenia o doświadczeniach wynikających z historii Polski są jego wnioski, dotyczące powstania warszawskiego. Mógł o tym mówić tym bardziej, iż sam był czynnym, walecznym powstańcem, który mimo licznych ran, łącznie z postrzałem w głowę, tak zwanym cudem przeżył. Być może akurat za to przypomnienie nie pogłaszcze mnie po głowie, gdyż powiedzieć, że się tym nie chwalił, to nic nie powiedzieć. Zbyszek był po prostu do rozkazu o samym powstaniu nastawiony negatywnie. Tylko tyle i aż tyle.
Zbyszek może nam teraz pomóc nie tylko strategicznie, co samo w sobie fundamentalne, ale i bardzo konkretnie tu i teraz. Przykład z mojego brzegu, aczkolwiek sformowanego przy Zbyszkowej rzece: Fundacja Praw Podatnika. Dobitnie i esencjonalnie wskazujemy w niej na stosowanie prawa podatkowego w Polsce. Prawa jakże w Polsce niedocenianego, a w świecie najważniejszego, bo dotyczącego nas wszystkich. Prawa podatnika były łamane zarówno za Platformy, jak i na długo przed nią, są również łamane za PiS-u. Sporo wiemy jako FPP o tym, jak to zmieniać i wiele o tym napisaliśmy. Zbyszek wskazuje: działania spektakularne medialnie, środowiskowo, „karierowo” są dla adresatów polityki i prawa niby-państwem. Wyobraźmy sobie Zbyszkową Polskę, która na początek załatwia tylko porządne, przewidywalne stosowanie prawa podatkowego. Przecież to jest od razu inny kraj.
I ten niby banał, który dla Zbyszka był tak ważny – Polska to my! Nasza suwerenność jest wprost proporcjonalna do naszej aktywności. Zbyszek jest coraz bardziej zdumiony, obserwując, co zrobiliśmy z naszym najlepszym historycznym czasem. I tu się kłania ukochane przez Zbyszka przywództwo. Czyli: napraw ławkę w parku, pomóż sąsiadowi, wspieraj lokalną społeczność, rób dobry biznes, pamiętając o innych, twórz społeczne więzi, sprawdź się nie jeden raz – a dopiero potem współtwórz państwo i społeczeństwo. Żadne polityki historyczne, medialne i inne, twórz konkretnie dla konkretnych ludzi, nawet mniej pisz, na pewno mniej mów – rób! I za Jackiem Kuroniem: nie pal komitetów, tylko je twórz.
I taki był on sam: szukał, ale przede wszystkim budował – trwałe instytucje i więzi społeczne, zawsze jednak w odniesieniu do szerszych idei. Zakończę w jego duchu, ale i europejsko-prawniczo, przesłaniem, które nie było częścią jego pokolenia, pokolenia praw człowieka i powojennej Nadziei, której On życie poświęca: „Standardy Człowieku, Standardy!”.